NOWA FALA SERIALI: Migawki z epoki

9 minut czytania

/ Muzyka

NOWA FALA SERIALI: Migawki z epoki

Jakub Wencel

W czwartek 19 maja rozpoczyna się festiwal NInA Wersja Beta: Nowa Fala Seriali. „Vinyl” autorstwa tria Scorsese-Jagger-Winter, choć stoi za nim armia utalentowanych scenarzystów, mimo staranności wykonania i wysokiego budżetu, nie opowiada o złotej epoce rocka w jakiś szczególnie interesujący sposób

Jeszcze 2 minuty czytania

Pierwszy, blisko dwugodzinny, odcinek serialu „Vinyl” otwiera scena zakupu kokainy w ciemnym, nowojorskim zaułku, a zamyka efektowna sekwencja koncertu New York Dolls, który kończy się – dosłownie – rozniesieniem klubu w pył. Ta nawiązująca do elementarza mitów muzyki rock'n'rollowej klamra czytelnie wyraża zarówno najsilniejsze punkty, jak i najbardziej rzucające się w oczy słabości nowego serialu z oferty dramatycznej amerykańskiego kanału HBO, nie od wczoraj rozmiłowanego w narkotykach, hałasie i kontestacji. Trudno znaleźć równie pasujący do profilu stacji temat niż kulturę gitarowej alternatywy wczesnych lat 70. w mieście, które w latach sześćdziesiątych stało się pulsującym sercem kreatywnej Ameryki.

Za sterami serialu zasiadł związany z HBO od dobrych kilkunastu lat scenarzysta i producent Terence Winter. Wcześniej, między innymi, pisał on odcinki dla „Rodziny Soprano” i kierował produkcją „Boardwalk Empire”. To przy tym drugim projekcie zaczęła się jego współpraca z Martinem Scorsesem, który nakręcił jego pilotowy odcinek oraz – przynajmniej na papierze – miał „doglądać” tego, żeby serial zmierzał wytyczoną przy kręceniu ścieżką. „Vinyl” to ich trzecia wspólna inicjatywa – wcześniej Winter napisał scenariusz dla „Wilka z Wall Street”, ostatniego filmu kinowego twórcy „Chłopców z ferajny”.

„Vinyl” silniej niż z „Boardwalk Empire” wydaje się być spokrewniony z kontrowersyjną biografią filmową Jordana Belforta z 2013 roku. Głównie dlatego, że w podobny sposób fabularnie rozgrywa przedstawianą przez siebie kulturę i budującą się wokół niej sieć towarzyskich powiązań i instytucji. Branża muzycznych labeli, przez którą oglądamy przeżywającą swoje złote lata scenę, niewiele różni się w zasadzie od środowiska młodych stockbrokerów z Wall Street. Jej przedstawiciele o swojej pracy myślą przede wszystkim instrumentalnie, w kategoriach zysków i strat; żyją w szaleńczym tempie, godząc obficie posypane kokainą imprezy z biznesowymi spotkaniami na drugim końcu kraju. Wszystko po to, by koniec końców i tak – przez jedną nieudaną decyzję – postawić na szali dorobek całego swojego życia i następnego dnia zaczynać od zera. „Vinyl” jest „rock'n'rollowy” przede wszystkim o tyle, o ile „rock'n'rollowe” jest w ogóle życie wielkomiejskiej finansjery, menedżerów, drobnych cwaniaczków – a właściwie pewien narosły wokół niego mit, celebrowana fantazja o nieustającym hedonistyczym karnawale, gdzie z dnia na dzień można zapisać się złotymi literami w historii branży, a już zwłaszcza branży rozrywkowej.

Już po pierwszych kwadransach staje się oczywiste, że tandem Scorsese/Winter nie jest zainteresowany weryfikacją podejmowanego przez siebie mitu. Opowiadając historię Richiego Finestry – granego przez występującego wcześniej w „Boardwalk Empire” Bobby'ego Cannavale – rozgrywają właściwie wszystkie charakterystyczne dla motywu finansowego wizjonera wątki.

„Vinyl” na festiwalu NInA Wersja Beta: Nowa Fala Seriali

Pierwsze w Polsce wydarzenie, które w całościowy sposób zaprezentuje jeden z najbardziej ekscytujących fenomenów w globalnej kulturze audiowizualnej ostatniej dekady – nową falę seriali autorskich. Festiwal odbędzie się w dniach 19–22 maja 2016 w siedzibie NInA. Szczegółowy program.

Pierwszy odcinek serialu „Vinyl” zostanie pokazany w sobotę o godz. 23:15 w sali Ziemia Obiecana. Wcześniej, od 22 koncert zespołu The Stubs

Finestrę poznajemy jako jednego z najtwardszych graczy nowojorskiej sceny, kilka lat po tym, jak po żmudnym okresie odgrywania w branży drugoplanowej roli decyduje się założyć swoją firmę, American Century Records. Kiedy firma przechodzi swoje chude lata, zaczyna myśleć o zwijaniu interesu i przygotowuje się do sprzedania go niemieckim konkurentom.

Punktem otwierającym dziesięcioodcinkową serię jest chwila iluminacji. Od jakiegoś czasu „czysty”, dojrzalszy, postanawiający poświęcić się zaniedbanemu życiu rodzinnemu Richie decyduje się zaniechać te plany i tchnąć nowe życie w swoje podupadające przedsięwzięcie. Dopełnieniem tej iluminacji jest wspomniana scena katastrofy klubu podczas koncertu New York Dolls. To nic innego jak wykorzystanie motywu klasycznego potencjału „autodestrukcyjności” rocka – równie uniwersalnego i chwytliwego, co okropnie już dzisiaj sztampowego. Aż prosi się ono o okraszenie jakimś równie „świeżym” cytatem – kiedy Richie wykopuje się z gruzów zawalonego budynku, mógłby równie dobrze, przed zapaleniem papierosa, zamruczeć pod nosem: „Just when I thought I was out… they pull me back in”.

mat. promocyjne HBO

„Vinyl” przepełniony jest wątkami dramatycznymi, krzyżującymi się w miejscach, gdzie najintensywniej pracuje mit rockowego czy w ogóle artystowskiego stylu życia. Poza głównym, biznesowym wątkiem, ważną funkcję pełni relacja Richiego z jego wywodzącą się z nowojorskiej bohemy i środowiska „Factory” Andy'ego Warhola żoną Devon (Olivia Wilde), która porzuciła swoje artystyczne ambicje. Nie brakuje również licznych postaci drugoplanowych, takich jak – spełniającej tu rolę Peggy Olsen z „Mad Men” – granej przez Juno Temple Jamie Vine, ambitnej, szukającej szansy na przebicie się asystentki Richiego. Paradoksalnie, to właśnie one rozgrywane są najciekawiej. Nie tylko dlatego, że odsłaniają ukryty wcześniej kobiecy rewers silnie zmaskulinizowanego środowiska. W końcu czujemy w nich pewien ciężar dramatyczny, którego brakuje w innych scenach. Kiedy oglądamy Finestrę, trudno nam brać na poważnie problemy finansowe jego wytwórni – w końcu jest ona osią serialu i w jakiejś formie przetrwa do samego końca. Jednak kiedy w trzecim odcinku oglądamy jak Devon, bezskutecznie, próbuje zdobyć pieniądze na organizowany przez siebie projekt artystyczny tancerzy-performerów z Europy Wschodniej, nie mamy już pewności, czy jej się powiedzie. I słusznie. Najlepszym przykładem jest niezręczna, najlepsza do tej pory scena, w której przynosi ona do podpisania dawno niewidzianemu Warholowi namalowany niegdyś przez niego portret, wstydząc się jednocześnie przyznać, że potrzebuje go, by zwiększyć jego wartość przy sprzedaży. Zdradza ona w „Vinylu” potencjał, którego – kiedy serial zajmuje się wyłącznie „silnymi” bohaterami – po prostu brakuje.


A brakuje go nawet, kiedy sam nasuwa się scenarzystom pod rękę. Na przykład gdy usiłuje opowiedzieć historie młodych, próbujących się przebić zespołów. Jeden z głównych wątków w pierwszych odcinkach opowiada o The Nasty Bitz – młodej, hałaśliwej grupie, którą chce włączyć w szeregi odświeżonego line-upu swojej wytwórni Richie Finestra. The Nasty Bitz – w którego wokalistę wciela się najstarszy syn Micka Jaggera – bez wątpienia wykraczają poza swoją epokę. Brzmieniem, ubiorem i zachowaniem na scenie przypominają raczej zespoły pierwszej fali brytyjskiego punku niż cokolwiek grającego w Nowym „Vinyl”, prod. Martin Scorsese, Terence Winter & Mick Jagger, USA, 2016„Vinyl”, prod. Martin Scorsese, Terence Winter & Mick Jagger,
USA, 2016
Jorku w roku 1973. Nawet jeżeli przymkniemy oko na ich nieco zbyt sztucznie podkreślane „wybieganie w przyszłość”, to bez wątpienia można tu znaleźć miejsce na ciekawie sformułowaną krytykę systemu wielkich wytwórni, dążenia do komercyjnej unifikacji brzmienia, braku otwarcia na eksperymenty… Tymczasem „Vinyl” decyduje się opowiedzieć komediową serię pomyłek. Choć Richie, pomimo wszystkich swoich wad pozostający przecież prawdziwym wizjonerem, wydaje się być początkowo zainteresowany The Nasty Bitz, to już wysłany przez niego podwładny urabia ich zgodnie z obowiązującą modą na grzeczną podróbkę The Kinks, co wyklucza go z łask szefa. Muzycy decydują się postawić wszystko na jedną kartę i podczas testowego koncertu wracają do autorskiego stylu grania, odzyskując zaufanie American Century Records. Brzmi jak klisza z kiepskiego filmu o „drodze do sławy”? Niestety, tak też wygląda to w praktyce.

„Vinyl”, choć niewątpliwie stoi za nim armia utalentowanych scenarzystów, trudno więc traktować jako serial, który podejmowałby muzyczny materiał w jakiś szczególnie produktywny sposób. Na razie wydaje się rozdarty pomiędzy dwoma biegunami – z jednej strony powiela sprawdzone schematy o „wzlocie i upadku” aroganckiego, autodestrukcyjnego geniusza, a z drugiej jest serią migawek z epoki; równie efektownych, co spełniających funkcję przede wszystkim ozdobną, pozbawioną oddziaływania na kierunek rozwoju opowieści i losy bohaterów. W pierwszych trzech odcinkach oglądamy między innymi zrekonstruowane sceny koncertów New York Dolls, Alice Coopera czy Led Zeppelin. Trudno odmówić im staranności, wysokiego budżetu czy efektownej realizacji, ale powierzchowne epatowanie ikonami epoki nie wystarczy, żeby zarysować jej wierny obraz, a już na pewno by coś ciekawego – i nowego, jak przystało na serial produkcji HBO – o niej powiedzieć.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.