Duch interwencji przenika kino Krystyny Gryczełowskiej i nie pozwala metaforze zapuścić w nim zbyt głębokich korzeni. Jej filmy wytykają grzechy chorego systemu: inercję („…w lutym 1971”; 1971), a czasem wręcz fałsz kolektywistycznych założeń komunizmu („Siedliszcze”; 1960). A mimo to, ilekroć sfilmowany materiał układa się zbyt symetrycznie, ile razy jesteśmy na granicy symbolu – reżyserka podcina nam skrzydła. W tym sensie jej krótkie filmy są swoistym zaprzeczeniem dokumentalnej strategii Krzysztofa Kieślowskiego (przejętej od Kazimierza Karabasza, ale podniesionej do kwadratu), zgodnie z którą obserwacja powszedniości jest tylko wstępem do humanistycznego uogólnienia.
Krystyna Gryczełowska
Urodzona 24 czerwca 1931 roku w Wilnie, zmarła 3 września 2009 roku w Łodzi. Absolwentka wydziału scenariopisarstwa moskiewskiego w Państwowym Instytucie Kinematografii Federacji Rosyjskiej im. S.A. Gierasimowa. Po powrocie do Polski związana z warszawską Wytwórnią Filmów Dokumentalnych. Debiutowała w 1955 roku dokumentem „Wyprawa na Czarcią Wyspę”. Laureatka wielu nagród. Autorka filmów: „Siedliszcze”, „Nazywa się Błażej Rejdak, mieszka we wsi Różnica w jędrzejowskim powiecie”, „90 dni mroku”, „Studnia”. Jedna z najwybitniejszych dokumentalistek w historii polskiego kina.
U Gryczełowskiej powszedniość pozostaje nienaruszona; doniosłość nie jest w tym kinie głównym celem filmowca. Jest nim opis, reporterska notatka; zwrócenie uwagi na czyjś problem, czyjś dzień, czyjeś zmęczenie. „24 godziny Jadwigi L.” (1967) zaczynają się od wieczornej pobudki – Jadwiga idzie na „nockę” w fabryce drutu – i kończą wymarzonym odpoczynkiem dobę później. Po drodze jest zmiana w zakładzie, powrót autobusem o świcie, oddanie malucha do żłobka, zakupy, sprzątanie, gotowanie, prasowanie, drzemka, obiad z bliskimi, zmywanie i – wreszcie – sen; odłożony niejako z nocy wczorajszej „na potem”. Sposób filmowania jest zgrzebny i bystry zarazem. Szczegóły nam nie umykają, bo Gryczełowska ma do nich oko: na każdym etapie relacjonowanej doby wiemy, np. jakie buty czy kapcie nosi jej bohaterka.
„Do jednego chętnie się przyznaję: wolę realizować filmy o ludziach niż o problemach”
Krystyna Gryczełowska
Czy Jadwiga L. jest samotna? Zapewne tak: kiedy wychodzi do pracy, mąż ani dzieci jej nie całują ani nie ściskają. Czy Jadwiga L. ma powody do radości? Z całą pewnością: widać, jak szczerze uśmiecha się do niemowlaka w kojcu.
Te i inne obserwacje muszą nam wszakże wystarczyć: Gryczełowska nie kręci tego filmu, by Jadwigę zrozumieć bądź wpisać w szerszy kontekst społeczny – kręci go po to, by oddać tej ciężko pracującej kobiecie sprawiedliwość. Takie podejście nie ma może zamaszystego humanizmu, w jakim celował mistrz Kieślowski. Ale i nie niesie podobnego ryzyka skrzywdzenia bohatera, z jakim wciąż igrał – i czasem doświadczał jego skutków – twórca „Z punktu widzenia nocnego portiera” i „Nie wiem” (oba filmy z 1977 roku).
Krystyna GryczełowskaGłównym tematem Gryczełowskiej jest ludzka praca i niemożność prawdziwego odpoczynku: dla jej bohaterów zawsze zostaje „coś do zrobienia”; choćby mieli po 75 lat, jak energiczni członkowie koła emerytów we „Wtorkach, czwartkach i sobotach” (1965). We wspaniałym filmie zatytułowanym tak, że sama Chantal Akerman byłaby dumna – „Nazywa się Błażej Rejdak, mieszka we wsi Różnica w jędrzejowskim powiecie” (1968) – bohater mówi wprost, że bezczynność jest dlań niedostępna: „Takie życie, panie, życie takie. (…) Nigdy człowiek nie jest taki, żeby powiedział: no, teraz to już jestem spokojny i teraz mogę tylko leżeć. Takie życie, że ciągłe są braki i ciągłe potrzeby, bez których człowiek nie może żyć”.
„Robię takie dokumenty, które pomagają nie tylko zrozumieć świat, ale dostrzec w nim to co wymaga zmiany, korekty”
Krystyna Gryczełowska
Podobnie z rolnikami z „90 dni w roku” (1968), bez końca snującymi się od urzędu do urzędu, by dostać zaopatrzenie niezbędne do rozwoju ich gospodarstw (koszmar gospodarki planowej: ci najefektywniejsi mają największe problemy, bo rozwinęli się „za bardzo”). Ta walka z biurokracją jest aktywna i bierna zarazem: wymaga dużo wysiłku, ale i nie niesie żadnej politycznej zmiany (akumuluje za to resentyment, który wybuchnie na dobre za lat dwanaście). Bezczynność jest równie niemożliwa dla tkaczek z „Naszych znajomych z Łodzi” (1971) – i tylko starsza kobieta odsłaniająca żylaki na nogach marzy głośno: „Teraz jak pójdę na emeryturę, to leżeć będę tylko!”.
I oto, kiedy ów sen zostaje wreszcie ziszczony – w „Studni” (1986) – okazuje się spełnieniem proroctwa Błażeja Rejdaka o „kamieniu obrastającym w mech”. Wioska starych ludzi, którzy potracili swe gospodarstwa i czekają na śmierć z dala od własnych dzieci („się porozjeżdżały”) przypomina koszmarny świat plastikowego miasteczka starości, którym Tamara Jenkins otwarła swą „Rodzinę Savage” (2007).
„Studnia” jest filmem Gryczełowskiej najbliższym metaforze – oto wioska umierających, bez młodości i obietnicy odnowy – ale i tutaj nakłuwa ona balon łatwych znaczeń. Ostatnia wypowiedź w filmie – pielęgniarki PCK pracującej jakiś czas w wiosce – podważa odruchowy sentymentalizm, z jakim sami starcy na siebie spoglądają. Pielęgniarka jest bezlitosna: twierdzi, że większość mieszkańców wioski dobrowolnie zastyga w marazmie i „nic tylko chodzą wzajemnie po domach”.
W tej wypowiedzi jest cała Gryczełowska: bystra obserwatorka i prawdziwa reporterka, z pasją gromadząca fakty i niedająca się uwieść pokusie uwznioślenia za wszelką cenę.
Dokumentalne filmy Krystyny Gryczełowskiej dostępne są w zestawie DVD „Gryczełowska/Halladin/Kamieńska” wydanym w serii „Polska szkoła dokumentu” przez Narodowy Instytut Audiowizualny.