Okruchy ambientu
Tomasz Mreńca, fot. mat. promocyjne

13 minut czytania

/ Muzyka

Okruchy ambientu

Paweł Klimczak

Współczesny polski ambient ma skomplikowany rodowód i jest bardzo różnorodny. To bardziej stan ducha niż konkretny styl muzyczny

Jeszcze 3 minuty czytania

Liczba różnorodnych odnóg, zarówno stylistycznych, jak i środowiskowych, ambientu jest gigantyczna: od klubowych chillout roomów, poprzez minimalizm, aż do muzyki New Age. Ambient to otwarta formuła, przyciąga najróżniejszych ludzi iprzewija się w dyskografiach klubowych, elektronicznych i jazzowych. Może służyć za muzykę tła, emocjonalny podkład, sposób na wyciszenie (a nawet sen) lub za punkt wyjścia do dźwiękowych eksperymentów.

W jakiejś formie, ambient w Polsce jest obecny od wielu dekad, w czym duża zasługa takich postaci, jak np. Vangelis czy Thomas Kessler i Christopher Franke z zespołu Tangerine Dream. Nie bez znaczenia jest również Czesław Niemen, który dzięki dostępowi do syntezatorów stworzył oryginalne uniwersum elektronicznych i eksperymentalnych dźwięków. Czy to ambient, można oczywiście dyskutować, ale dzięki Niemenowi czy Władysławowi Komendarkowi (który na koncie ma płyty wprost ambientowe, szczególnie w latach 90.) muzyka elektroniczna mogła trafić do rodzimej publiki. Syntezatorowe improwizacje Komendarka w zespole Exodus bywały często zagadkowe dla publiczności, ale dla wielu okazywały się po prostu inspirujące. Ambient bardzo często ukrywał się w Polsce pod nazwą „el-muzyka”, wrzucany do bardzo pojemnego worka z najróżniejszymi brzmieniami tworzonymi na syntezatorach i maszynach. Uważany przez wielu za ojca współczesnej polskiej muzyki elektronicznej Marek Biliński również flirtował z ambientem, podobnie Józef Skrzek. Bardzo często okołoambientowe dźwięki można było usłyszeć w audycjach Jerzego Kordowicza, który zresztą do dzisiaj prowadzi „Studio el-muzyki” w radiowej Trójce.

Osobnym rozdziałem rozwoju ambientu w Polsce była tzw. library music. Muzyka ilustracyjna do programów telewizyjnych, audycji czy filmów była dobrym punktem wyjścia do eksperymentowania z formą i atmosferą. Andrzej Mikołajczyk pod pseudonimem Andre Mikola miał okazję wydawać dla szanowanej wytwórni Coloursound Library. Oczywiście te wszystkie doświadczenia z brzmieniem – czy to pod płaszczykiem library music, czy el-muzyki – swój ambientalny charakter osiągały przypadkiem. To była nieznana ziemia, której eksplorowanie utrudniał ograniczony dostęp do sprzętu. Ale warto pamiętać o tych pionierskich próbach, choćby po to, by mieć świadomość, że w Polsce muzyka elektroniczna ma dość długą i relatywnie bogatą historię. Dobrym przyczynkiem do lepszego jej poznania mogą być kompilacje z muzyką z programu telewizyjnego „Sonda”, wydane przez GAD Records. 

Up To Date, Białystok

Up To Date Festival to białostocki festiwal muzyki i sztuk wizualnych, zainicjowany przez środowisko działaczy kultury i artystów skupionych wokół Stowarzyszenia Pogotowie Kulturalno-Społeczne. Festiwal Up To Date łączy muzykę z innymi dziedzinami sztuki – wszystko w duchu DIY („zrób to sam”). Na czterech festiwalowych scenach wystąpili w 2018 roku m.in.: Goldie, Electric Indigo, Mumdance, Rrose, E.R.P. aka Convextion, Abul Mogard, FACE, Lorn live, Dolor live, Luxor live i Teste live.

Następna edycja festiwalu Up To Date  w Białymstoku odbędzie się 5–8 września 2019 roku.
Więcej informacji na stronie festiwalu

Najbliższe Salony Ambientu: 

Łódź, 6.10, wystąpią; Tomasz Mreńca, Dtekk
Warszawa, 7.10, wystąpią: New Rome, Dtekk
Bydgoszcz, 3.11 MÓZG Festival, wystąpią: Dtekk, Bartosz Dziadosz, JD ZAZIE 

Bliżej naszych czasów, w latach 90., wraz z rozwojem technologii komputerów osobistych pojawiła się tzw. demoscena. Na płytach CD dodawanych do magazynów komputerowych można było znaleźć wiele odcieni domowej twórczości: grafikę, animacje, a także sporo muzyki elektronicznej. Wśród niej wiele okołoambientowych utworów, tworzonych przez amatorów i amatorki na raczkującym oprogramowaniu muzycznym. Mimo że demoscena miała raczej niewielki zasięg, to kontakt z nią był dla wielu pierwszym spotkaniem z ambientem czy muzyką elektroniczną w ogóle. Na tej samej zasadzie warto potraktować muzykę New Age, która rozprzestrzeniła się na kasetach i płytach CD w dekadzie transformacji. Mistyczne wątki były poruszane już wcześniej – głównie dzięki Sławomirowi Kulpowiczowi, zespołowi Osjan czy Tomaszowi Stańce („Music from Taj Mahal and Karla Caves”), ale lata 90. przyniosły zalew nośników z muzyką do medytacji i relaksu, często nagrywaną na tanich syntezatorach.

Okruchy ambientu są rozsypane w najróżniejszych miejscach polskiej historii, ale nie były aż tak ważne jak to, co działo się w Anglii na przełomie lat 80. i 90. Zjawisko ambient house’u czy ambient techno, któremu przodował Alex Paterson z The Orb, zrodziło chillout roomy w klubach. W pomieszczeniach, które pozwalały odpocząć od intensywnego techno na głównych parkietach, grano najróżniejsze mieszanki, złożone z muzyki psychodelicznej, progresywnego rocka, minimalizmu, odgłosów wielorybów i innych nagrań terenowych. Paterson i inna ważna postać tamtego okresu – Mixmaster Morris – ten spokojniejszy styl grania wyeksportowali m.in. do Niemiec i Japonii, utrwalając chillout roomy jako integralną część kultury klubowej. Warto również pamiętać o „Chill Out” The KLF – ten dziwaczny album miał przemożny wpływ na scenę ambient house’u. Zarówno The KLF, jak i The Orb tworzyli głównie na samplach, przejmując didżejskie metody pracy. Lata 90. to również czas działalności Pete’a Namlooka i jego środowiska, które zamiast sampli stawiało na syntezatory. Wpływ niemieckiego producenta, który ze swojego studia we Frankfurcie wypuszczał magiczne, przeciągłe dźwięki, jest w dużej części odpowiedzialny za to, jak dzisiaj postrzegamy elektroniczne formy ambientu. Podobnie Aphex Twin, którego „Selected Ambient Works 1” dotarło do naprawdę dużej publiczności, czy Biosphere, które upowszechniało ambient wśród klubowej publiczności.

Efekty tamtych ruchów są dostrzegalne w wielu odłamach współczesnej muzyki elektronicznej. Jednym z nich jest obecność ambientu na wydawnictwach klubowych. Okupuje strony B, a czasem całe kompilacje wytwórni niekojarzonych z ambientem. Świetnym przykładem jest „Ocean” polskiego producenta Bartosza Kruczyńskiego, na drugiej stronie jego house’owej epki wydanej w Transatlantyku pod pseudonimem The Phantom. Producenci w rodzaju Terekke czy Huerco S. przeszli drogę od intrygujących klubowych konstrukcji do wciągającego ambientu. Świetna wytwórnia techno Stroboscopic Artefacts uruchomiła cały sublabel poświęcony wyprawom w tę stronę, MONAD. Nic dziwnego – muzyka klubowa ma bliskie związki z sound designem i kreowaniem atmosfery, a od tego tylko krok do ambientu.

Współczesny polski ambient ma skomplikowany rodowód. Może dlatego jest taki różnorodny. Ciężko mówić o jednej scenie. To bardziej stan umysłu niż konkretny gatunek. Jego uniwersalny charakter – a czasem także jego niezobowiązujący czy efemeryczny klimat – sprawia, że biorą się za niego najróżniejsi artyści i artystki. Mimo tej różnorodności metod, instrumentarium, klimatu, kontekstu można wskazać wydawnictwa, które stanowią kanon współczesnego polskiego ambientu. „Edena” Piotra Kurka, wydana w (już niedziałającej) kasetowej wytwórni Sangoplasmo, z repetycjami melodyjnych motywów zagranych na analogowych syntezatorach, nawiązała do minimalistycznych korzeni ambientu z lat 60., choćby Terry'ego Rileya. Również monumentalna kompozycja „Baltic Beat” Bartosza Kruczyńskiego (2016) eksplorowała mariaż muzyki minimalistycznej z ambientem. Ambientu z niespodziewanej strony dostarczył we wrześniu tego roku Pruski (kojarzony wcześniej z bitowym projektem Minoo) na płycie „Sleeping Places”. Wydana prawie dekadę temu trylogia Tomasza Bednarczyka – „Summer Feelings”, „Let’s Make Better Mistakes Tomorrow” i „Painting Sky Together” – została fenomenalnie przyjęta przez zagraniczne media, a sam artysta wydaje dzisiaj m.in. w Instant Classic. „Peak” Tomasza Mreńcy to bardzo udane połączenie ambientu z muzyką filmową. „Rite of the End” Stefana Wesołowskiego wciąga niesamowitą atmosferą i kreatywnym użyciem instrumentu smyczkowego. Zresztą płyta Wesołowskiego miała niespotykanie szeroki odbiór, m.in. zdobyła tytuł najlepszej polskiej płyty 2017 w plebiscycie „Gazecie Wyborczej”.


Jeśli jesteśmy przy instrumentach smyczkowych, to nie można zapomnieć o Resinie – wiolonczelistka czerpie z ambientu pełnymi garściami, choć jej ostatni album, „Traces”, stosuje odważniejsze zabiegi perkusyjne. Wesołowski i Resina to ciekawe przypadki, bo działają na styku ambientu i muzyki modern classical. O podobne kręgi zahacza również twórczość Jacaszka, którego „Treny” przeszły do kanonu polskiej elektroniki. W sierpniu 2018 roku nakładem Lado ABC – wytwórni, która ma spory wkład w popularyzację ambientu i minimalizmu na polskim gruncie – ukazał się „Modular” projektu Pękala|Kordylasińska|Pękala, który realizuje ciekawą, ambientowo-minimalistyczną wizję. „Modular” to zdecydowanie jedna z najciekawszych polskich płyt tego roku. Warto też wspomnieć o dark ambiencie, który najwięcej zawdzięcza industrialowi i operuje mroczną paletą barw. Na naszym gruncie jego świetną realizację znajdziemy np. na wydanej w 2001 roku płycie „Whispers From Behind The Window” Nemezis.


Od inspiracji Fenneszem i Basinskim, poprzez czerpanie z minimalizmu, aż do muzyki filmowej – polski ambient (i jego okolice) stawia na kreatywność i autorski charakter. Ważny jest tu wpływ minimalizmu – utwory Steve’a Reicha, Manuela Göttschinga, Midori Takady czy Terry’ego Rileya od zawsze gościły w ambientalnych setach, a dzisiaj te wątki kontynuują choćby Hubert Zemler, Wacław Zimpel czy wspomniany Piotr Kurek.

***

„Przestrzeń jest niezwykle ważna. Przestrzeń daje na dzień dobry pewien potencjał, ładunek. Może go też odbierać. Jeśli ludzie mają się komfortowo i w zaufaniu do siebie rozłożyć na podłodze, wyciszyć i odpłynąć, to nie można tego robić w pierwszym lepszym miejscu. Akustyka jest ważna w przypadku każdego koncertu, ale przy ambiencie urasta to do poziomu podobnego do filharmonii. Każdy niepożądany dźwięk z sali może całkowicie zniszczyć odbiór muzyki” – mówi Jędrzej Dondziłło (Dtekk), organizator Salonów Ambientu. Dzisiejsze koncerty ambientowe często odbywają się w interesujących lokacjach, takich jak stare kościoły, parki, a nawet filharmonie, o których metaforycznie wspominał Dtekk. „Staram się też zadbać o odpowiednią infrastrukturę, by zmaksymalizować komfort uczestników – leżaki, dywany, poduszki. To jest też bardzo ważne” – mówi Dondziłło. O leżaki – czy nawet szpitalne łóżka – dla publiczności zabiegał również Paterson, kiedy rozpoczynał swoje eksperymenty w chillout roomach. To, że ambient jest doskonałą muzyką do wypoczynku, „muzyką tła”, wiadomo już od 1975 roku, kiedy Brian Eno wydał „Discreet Music”.

Oczywiście ambient to wciąż niszowe zjawisko, ale przyciągające bardzo rozmaite postacie – zarówno po stronie twórców i twórczyń, jak i publiki. „Myślę, że z jednej strony może chodzić o możliwość zwolnienia, zrelaksowania się i bycia bardziej tu i teraz, a z drugiej o pobudzanie wyobraźni, jakie daje ambient. Wydaje mi się, że ambient świetnie pozwala na uwolnienie, odgrzebanie pewnych emocji. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że czasami działa to nawet terapeutycznie” – wyjaśnia Dtekk. Estyma, jaką cieszą się Salony Ambientu, wrocławski Festiwal Ambientalny, koncerty w gdańskiej Kolonii Artystów czy ambientowe występy na dużych festiwalach muzycznych, świadczą o rozwoju gatunku. Ambient ma w sobie nieokreśloną, ulotną i bardzo uniwersalną atrakcyjność, dzięki której dociera do wielu zakątków współczesnego krajobrazu muzycznego. I choć niewiele wyświechtanych powiedzeń ma jeszcze sensowne zastosowanie, do ambientu pasuje to: „Muzyka łagodzi obyczaje”.

Za współpracę przy tekście dziękuję Bartoszowi Kruczyńskiemu i Markowi Horodniczemu.

Cykl tekstów o muzyce elektronicznej powstaje we współpracy ze Stowarzyszeniem Pogotowie Kulturalno-Społeczne, organizatorem festiwalu UP TO DATE, który odbył się 7 i 8 września 2018 w Białymstoku.

.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).