Jasno, prosto, zwięźle

Karolina Kosińska

„Kino bez tajemnic” doskonale wypełnia lukę w „edukacji filmowej”. A to dlatego, że nie ogranicza się do wybranej, wąskiej problematyki. Mówi właściwie o wszystkim, co związane z kinem

Jeszcze 1 minuta czytania

Jeszcze kilka lat temu nauczyciele, którzy chcieliby uczyć swoich licealistów czegoś, co moglibyśmy nazwać „wiedzą o filmie”, musieliby liczyć tylko na swoją inwencję twórczą i na własne zbiory filmowe. Komu udało się w połowie lat dziewięćdziesiątych zdobyć „Kino stylu zerowego” Mirosława Przylipiaka, mógł przynajmniej wykorzystać tę publikację jako nieocenioną pomoc, oferującą nauczycielom i uczniom podstawowe narzędzia analizy filmowej. W bibliotekach od biedy można było jeszcze znaleźć „Język filmu” Jerzego Płażewskiego, a w roku 2005 kupić wznowioną i uzupełnioną edycję „Historii filmu” tegoż autora. Chętni mogli jeszcze sięgnąć do książki „Kino i telewizja” pod redakcją Bolesława W. Lewickiego. I – jeśli chodzi o przystępne kompendia wiedzy o filmie – to by było na tyle. Praca Przylipiaka pozostała wyjątkiem na rynku, a praca redagowana przez Lewickiego (wydana w 1977 roku), tak jak i historia kina według Płażewskiego, niestety mocno się zestarzała. Inne filmoznawcze publikacje pozostawały mniej lub bardziej hermetyczne dla zwyczajnego (najczęściej młodego) czytelnika, który dopiero zaczynał wgryzać się w niuanse dziedziny filmu.

Ewelina Nurczyńska-Fidelska, Konrad
Klejsa,Tomasz Kłys, Piotr Sitarski, „Kino
bez tajemnic”
. Wydawnictwo Piotra Marciuszka
STENTOR, Warszawa, w księgarniach
od września 2009
„Kino bez tajemnic” nie jest wcale jaskółką zwiastującą zmiany. To raczej kolejny dowód, że zmiany te wreszcie nadeszły – wraz z serią „Filmoteka Szkolna” wydaną przez PISF i PWA (obecnie NInA), z długo wyczekiwaną „Historią kina polskiego” Tadeusza Lubelskiego i monumentalnym projektem krakowskich filmoznawców stworzenia kompletnej, wielotomowej historii kina, zapoczątkowanej tomem „Kino nieme” (już niedługo opublikujemy w Dwutygodniku recenzję tej książki – przyp. red.). Inna rzecz, że publikacje tego typu to ważne źródło wiedzy nie tylko dla, nazwijmy to, amatorów, ale i dla pierwszaków filmoznawstwa, którym dotąd musiały wystarczyć zapiski z wykładów albo kserowane po raz tysięczny skrypty. Nadszedł więc czas podręczników i to jest bardzo optymistyczne.

Książka łódzkich ekspertów – „Kino bez tajemnic” to wspólna praca Eweliny Nurczyńskiej-Fidelskiej, Konrada Klejsy, Tomasza Kłysa i Piotra Sitarskiego – na szczęście niczego nie dubluje i doskonale wypełnia lukę na polu „edukacji filmowej”. A to dlatego, że nie ogranicza się do wybranej, wąskiej problematyki. Chce mówić właściwie o wszystkim, co związane z kinem.   I w tym wypadku nie jest to wcale zarzut. Oczywiście, „Kino bez tajemnic”, starając się powiedzieć o sprawach filmu jak najszerzej, serwuje wiedzę podstawową, czasem wręcz elementarną. Ale dzięki temu kreuje coś w rodzaju mocnego fundamentu, na którym budować już można wiedzę szczegółową, zaawansowaną. A współczesnym licealistom – bo, jak rozumiem, to oni przede wszystkim stanowić mają grupę docelową publikacji – potrzeba właśnie takiego elementarza. Zwięzłego i przejrzystego podręcznika, który otworzy drogę do tego, by o filmie mówić coraz trafniej, bardziej kompetentnie, dogłębnie. I który ułatwi rozumienie filmu w bardzo wielu różnych kontekstach – nie tylko artystycznym czy historycznym, ale i produkcyjnym, technologicznym, a w końcu interdyscyplinarnym. Jedyne zawężenie dotyczy tu różnorodności mediów: „Kino bez tajemnic” to książka właśnie o kinie, a nie o telewizji, wideo czy mediach elektronicznych. Autorzy tłumaczą to ograniczenie względami spójności publikacji i jej zwięzłości.

Co ciekawe, układ książki modeluje pewien konkretny typ podejścia do kina. Poświęcenie pierwszej partii tekstu takim kwestiom, jak technika filmowa czy przemysł kinematograficzny, sprowadza samo pojęcie czy też fenomen kina na ziemię. Film nie jest w tym ujęciu tylko i wyłącznie wielką, wysoką sztuką oddaloną od materialnych, przyziemnych spraw. Zanim Tomasz Kłys w części poświęconej historii kina powszechnego omówi jego najważniejsze dokonania, Piotr Sitarski uświadomi czytelnika, ile problemów natury materialnej musi pokonać film, jak bardzo uwikłany jest w mechanizmy machiny produkcji i dystrybucji, a w końcu, jak niepewna i trudna do określenia jest rola autora, w Europie otaczanego przecież zwykle czcią jako mistrza, auteura. Dzięki temu czytelnik z jednej strony traci nieco złudzeń, ale z drugiej nabiera szacunku do tych, o których zwykle się zapomina, gdy mowa o autorstwie filmowym (stąd cały podrozdział poświęcony pracy operatorów).

Wydane w ostatnim czasie książki „edukacyjne” czy też „podręcznikowe” z dziedziny filmu (celowo nie używam określenia „filmoznawcze”), choć proponowane przez różne ośrodki, nie konkurują wcale ze sobą, a raczej wzajemnie się uzupełniają. „Kino nieme”, pierwszy tom planowanego wydania wielkiej historii kina proponuje wiedzę szczegółową. „Historia kina polskiego” oferuje fachowe spojrzenie na ogólny pejzaż i węzłowe momenty filmu polskiego. Uzupełnieniem i niezbędną pomocą dla uczniów i nauczycieli „wiedzy o filmie” jest zbiór „Filmoteki Szkolnej”. Natomiast wciąż aktualne „Kino stylu zerowego” nadal okazuje się podstawową, a świetną pomocą przy pierwszych próbach świadomej analizy filmu. „Kino bez tajemnic”, praca bezpretensjonalna i użytkowa nie stanowi dla zasłużonej książki Przylipiaka konkurencji. Podczas gdy Przylipiak proponował drogę analityczną, spojrzenie „w głąb” filmu, łódzcy autorzy oferują szerokie spektrum podstawowych informacji. Dobrze, że akademicy filmoznawstwa wychodzą ze swojej niszy i dzielą się wiedzą z tymi, którzy, być może, za kilkanaście lat ich zastąpią. Wiedza o filmie staje się wreszcie dostępna. Stąd już niedaleko do świadomości, że powinna być w końcu powszechna.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.