KULTURA ZWIERZĄT: Gapiąc się w klawiaturę

6 minut czytania

/ Literatura

KULTURA ZWIERZĄT: Gapiąc się w klawiaturę

Łukasz Zawada

Psy ziewają przeciągle, przeczuwając, że nie uda się wyjść naprzeciw oczekiwaniom redakcji Dwutygodnika i napisać tekstu o kulturze dla zwierząt

Jeszcze 2 minuty czytania

Gapiąc się w klawiaturę w towarzystwie psów – średni rudy: Keks, mniejszy czarny: Zak – siedząc na kanapie z laptopem na kolanach, rojąc, wyobrażając sobie, że wpatrują się w nią równie intensywnie, że to one podrzucą jakiś pomysł, a jeszcze lepiej: same to napiszą, choć w rzeczywistości niewielkie szanse, choć czasem zerkają, a nuż, przecież Zak liznął trochę teorii scenopisarstwa, zdarza mu się z przejęciem oglądać dłuższe sekwencje filmowe, w narastającym napięciu, gdy w danej scenie pojawia się pies, wilk, niedźwiedź, krowa, legwan, pingwin, smok, kowboj, ogólnie rzecz biorąc, prawie dowolne zwierzę, ale w końcu zawsze w pewnej chwili puszczają mu nerwy i podrywa się z przeraźliwym skowytem, i wykonuje długaśny skok nad laptopem – w kulminacyjnym punkcie robiąc salto – by dopaść tego kogoś, kto z tyłu ekranu, jak kiedyś w początkach telewizji ludzie na wsi i w miastach, i na morzach, tak było, Keks ziewa przeciągle, to najgłośniejszy ziew na świecie, w każdym razie przeczuwając, że chyba nie do końca uda się wyjść naprzeciw oczekiwaniom redakcji Dwutygodnika, by napisać jakiś tekst w ramach numeru tematycznego pod hasłem „Kultura dla zwierząt” (co poniekąd i nie poniekąd jest przyznaniem się do porażki, niewiedzy), coś właściwie dowolnego, może być esej, może też być „coś odpałowego”, na przykład opowiadanie z perspektywy psa, chociaż gdyby co, wolałoby się raczej z perspektywy kleszcza, przez dziesięć lat diapauzy niewiele się dzieje, dziesięć pustych stron, aż w końcu na ostatniej, będąc więc trochę przerażonym, trochę ubawionym tymi okolicznościami, właściwie jak przeważnie, no chyba że coś z tą telewizją dla psów, przez chwilę się oszukując, że ten temat nie został już zajęty przez kogoś innego, a akurat leci „Das Wohltemperierte Klavier I” Bacha w wykonaniu Ewy Pobłockiej, o którym na tych wspaniałych łamach dopiero co wspaniale pisał Adam Wiedemann, podlizywanie się nie pomoże, choć Keks jest wielkim fanem Bacha, psy, gdy zostają same, najczęściej słuchają Dwójki, u jednego z nich muzyka łagodzi lęk separacyjny – zagadka: u którego? – o, no proszę, wpada do głowy cytat z „Sailora” Normana Leto, „Jest w tobie coś, co powoduje, że mężczyźni zaczynają zachowywać się jak psy”, ale to może niezbyt pasuje do kultury dla zwierząt, poza tym te psy są wykastrowane (szczęściarze), ale „Sailor” to w sumie jedna z lepszych książek ostatnich lat, podobnie jak „W połowie puste” Gorczycy i Rondudy, a przeszły tak właściwie bez echa, z minimalnym echem, echolokacja, akurat sami mężczyźni, niedobrze, hm, czy literatura dla zwierząt byłaby w ogóle możliwa, czy coś takiego da się sensownie pomyśleć, skierować się ku zmysłowości konkretnego innego zwierzęcia, konkretnego innego gatunku, przy czym sytuując się raczej po stronie umiarkowanej krytyki Thomasa Nagela w tym głośnym sporze o to, jak to jest być nietoperzem (swoją drogą, Zak wygląda jak pół nietoperz, pół pies, pół świnia), czyli że jasne, że nie wiadomo jak, ale że wypada próbować to sobie wyobrazić, może coś międzyzmysłowego, może coś na kształt literatury gestu, bo czym jest gest, jeśli nie odpowiednikiem słowa, może coś na kształt poezji konkretnej na kształt ćwiczenia z fotograficznej pamięci z zapamiętywania sekwencji do dziewięciu cyfr podanych w formie dwuwymiarowej konstelacji, w którym niektóre szympansy wypadają o wiele lepiej niż ludzie, na przykład szympans o imieniu Ayumu, o czym pisze choćby Frans de Waal w „Bystrym zwierzęciu”, znowu sami mężczyźni, istnieje też kupa gier komputerowych dla zwierząt, no przy czym tłuką w nie głównie bonobo i szympansy, myśl, architektura na pewno ma łatwiej, wystarczyłoby brać pod uwagę obecność i potrzeby roślin i zwierząt, latających i nielatających, tory agility dla zwierząt domowych, tory przeszkód, Keks je uwielbia – wyrzut sumienia, kiedy się z nim trenowało ostatnio? – postulat toru przy każdym orliku, jego IQ to swoją drogą okolice 120 (ciekawe, mroczne: blisko jedna czwarta opiekunów psów uważa, że ich zwierzęta są bystrzejsze od większości ludzi), no niemal umie czytać w myślach, a jego zdolności mimiczne, ach, no właśnie, choć równolegle kusi ta myśl o oszustwie, o tych tysiącach lat ewolucji tych rozczulających brwi, by wywoływały jak najtkliwsze wrażenie, a tak naprawdę on cię w ogóle nie lubi, a ta cała natura nie jest wcale taka okej, no pięknie, to zdecydowanie na inny temat, na inną okazję, a przez chwilę nawet gorzej, przez chwilę osuwając się (klawiatura zyskuje tymczasem na abstrakcyjności, czy też poszczególne elementy zaczynają „żyć własnym życiem”) w rozważania w stylu: co miałoby się teraz wydarzyć, to znaczy i w tym niby przyszłym tekście o kulturze dla zwierząt, i w tak zwanym życiu, i nawet w życiu całej planety, i co miałaby w tym wszystkim robić literatura, dżizes, w każdym razie kultura dla zwierząt, czyli co, czyli uznanie zobowiązań moralnych wobec nich, niepostrzeganie ich w kategoriach przydatności, poświęcany im czas, rusz tyłek do sklepu i przynieś nam, wciąż gapiąc się w tę klawiaturę, wciąż myśląc intensywnie, ależ piękna ta klawiatura, najlepiej dwie poczwórne porcje, jednocześnie czując też, ale w innym sensie niż zazwyczaj, jakby część myśli nie pochodziła od ciebie, jakby ktoś przejmował kontrolę, no najpewniej telepatycznie, ale do rzeczy, damn, jak nie rozczarować Dariusza Gzyry – naszego guru od zwierząt, myślcie, psy, no wszystko jest do zrobienia:

foto