Queerowa sztuka troski

7 minut czytania

/ Sztuka

Queerowa sztuka troski

Piotr Fortuna

Sobel wystawą „Lezby” nie tyle wychodzi z szafy, ile nas do szafy zaprasza, symbolicznie odwracając porządek pomiędzy społeczną normą i odstępstwem

Jeszcze 2 minuty czytania

„Lezby” Karoliny Sobel witają nas szeroko otwartymi drzwiami. Drzwi są drewniane, na lewym skrzydle wisi metalowy wieszak, a w środku powiewają tkaniny, na których nadrukowane zostały wielkoformatowe fotografie. W efekcie garaż, w którym mieści się galeria Stroboskop, przypomina obszerną, dwuskrzydłową szafę. Można odnieść wrażenie, że podczas swojego artystycznego coming outu Sobel nie tyle wychodzi z szafy, ile nas do szafy zaprasza, symbolicznie odwracając porządek pomiędzy społeczną normą i odstępstwem. Wystawa otwiera w tkance ochockiego osiedla inny wymiar, odsłania magiczne niemal przejście z homofobicznej przestrzeni miasta (gdzie dziewczyna może zostać zaatakowana np. za zgoloną na łyso głowę) do bezpiecznej enklawy zrozumienia i troski.

Przy wejściu, po lewej stronie wisi zdjęcie ognika szkarłatnego, którego łatwo pomylić z jarzębiną. Jak tłumaczy artystka, mamy tu do czynienia z metaforą queerowości, ponieważ sfotografowane owoce rosną do góry, wbrew sile grawitacji. Podobnie bohaterki wystawy nie chcą kochać się w chłopcach ani szukać sobie mężów – na przekór patriarchalnym wzorcom, „tresowaniu dziewczynek” i wychowaniu do „życia w rodzinie”. W ten sposób heteronorma ponosi queerową – jak by powiedział Jack Halberstam – porażkę. Nie pojawia się naturalnie ani nie daje się nawet narzucić, pomimo kulturowej siły ciążenia i zbiorowego wysiłku socjalizacji.

ccc

Po prawej stronie, na półce leży natomiast gruby kalendarz liczący 365 kartek. Zawiera wydruki znalezionych w sieci fotografii, w większości wykonanych na potrzeby kolorowych magazynów. Są małe, czarno-białe, pośledniej jakości. Wizualne stereotypy zmęczone tułaczką między papierem a cyfrą. Na zdjęciach znajdują się portrety znanych kobiet, prowizorycznie posegregowane według typów lesbijskich przedstawień. Nie mamy tu jednak do czynienia ze spójną i wyczerpującą klasyfikacją. Zebrane wizerunki dzielą się m.in. na butch, kobiety z bronią, Francuzki oraz intrygujące twarze. Mieszają się tu ugruntowane kategorie, popularne motywy oraz osobiste preferencje artystki. Z tej perspektywy tożsamość lesbijska wydaje się niedomknięta i nieuchwytna. Co więcej, z biegiem czasu ten i tak rozchwiany porządek ulega dalszej entropii, ponieważ osoby odwiedzające wystawę mogą wedle upodobania wydzierać kartki, jakby podążając za lesbijskim pragnieniem (ja zabrałem zdjęcie Marion Cotillard, mój partner z kolei Cynthii Nixon).

Prezentowane w kalendarzu kobiety to nie tylko wyoutowane „lezby”, ale też: osoby bi- i panseksualne, aktorki grające role lesbijek, gwiazdy uchodzące za „les” czy sławne sojuszniczki (jest nawet Edyta Górniak, która dwa lata temu pojawiła się na okładce „Repliki”). Często nie wiedziałem lub nie miałem pewności, do której grupy należy dana celebrytka, i ta dezorientacja doskonale współgrała z artystyczną strategią rozszczelniania i luzowania tożsamościowych kategorii. Z tego punktu widzenia lesbijka wydaje się wędrującym pojęciem o zmiennych odniesieniach i zastosowaniach. Podoba mi się zwłaszcza wykonany przez artystkę gest odwróconego zawłaszczenia: tak jak heteronormatywne aktorki sięgają po lesbijską tożsamość na potrzeby filmowych kreacji, tak Sobel wykorzystuje ich aktorską sławę na potrzeby lesbijskiej tożsamości.

Leżący przy drzwiach niewielki kalendarz stanowi kontrapunkt dla wielkoformatowych fotografii, które tworzą główną część wystawy. Sobel zostawia przy wejściu popkulturowe przedstawienia lesbijek, tak jak wchodząc do mieszkania, zostawia się buty. Tym samym rezygnuje z konwencji, które zamieniają kobiece ciało w obiekt. Fotografując lesbijskie pary, podkreśla natomiast relacyjność, zwraca uwagę na gesty czułości i bliskości: trzymanie się za ręce, oparcie głowy na ramieniu, głaskanie partnerki po dłoni, włosach czy policzku. Przeniesienie zdjęć na półprzezroczyste, falujące tkaniny podbija jeszcze wrażenie intymności i delikatności. Co więcej, odchylając kolejne fotografie jak zasłony, odczuwamy lekkość materiału na własnej skórze.

Czułe jest również spojrzenie fotografki. Pokazywane w Stroboskopie zdjęcia pochodzą z jej projektu dyplomowego, którego tytuł „If You’re Ok, I’m Ok” jest wyrazem troski i wspólnotowej wrażliwości. Mieszkająca od dziesięciu lat w Niemczech artystka przyjechała do Polski w reakcji na nasilającą się nagonkę na społeczność LGBTQ+. W ten sposób powstał cykl kilkudziesięciu zdjęć, które przedstawiają osoby nieheteronormatywne żyjące w najbardziej homofobicznym kraju Unii Europejskiej. Postawa troski jest więc nie tylko elementem przedstawienia, ale też artystycznym i politycznym postulatem. Niewątpliwie subwersywnym (przeciwstawiającym się kapitalistycznej logice rywalizacji), ale też coraz trudniejszym do spełnienia (w obliczu rosnącej prekaryzacji, kiedy dużo więcej czasu i energii zajmuje nam walka o własne, jednostkowe przetrwanie).

xxx

Z subtelnymi, intymnymi zdjęciami kontrastuje ledowy napis „Jestem lezbą”, który wisi na tylnej ścianie garażu. Z jednej strony wydaje się punktem dojścia, celem zwiedzania – czymś w rodzaju sekretu ukrytego na dnie szafy. Z drugiej jednak przenika całą wystawę czerwonym migającym światłem, wtapiając się w wizerunki fotografowanych kobiet. Jego ostentacyjna popartowa forma odziera coming out z poczucia wstydu i aury tajemniczości. Jest afirmatywnym przechwyceniem obraźliwego słowa, queerowym odwróceniem znaków.

„Lezby”, Karolina Sobel

kuratorka: Katie Zazenski, Galeria Stroboskop, do 11 lipca 2020.
W ostatnim dniu wystawy odbędzie się finisaż i występ Kersley (Kerstin Møller).

Ledowy napis „Jestem lezbą” oraz tytuł wystawy nawiązują do wystawy „Pedały” Karola Radziszewskiego z 2005 roku (na której pojawił się obraz z deklaracją „Jestem pedałem”). Późniejszy o 15 lat gest Sobel nie wydaje się już tak wywrotowy. Jej wystawa nie jest zresztą ani konfrontacyjna, ani asymilacyjna. Nie zwraca się do heteryków z prośbą o akceptację (jak w głośnej kampanii „Niech nas zobaczą” z 2003 roku), ale i w ogóle nie określa się w odniesieniu do heteronormy. Pokazane w Stroboskopie gesty homoerotycznej czułości są może podobne do tych heteryckich, ale nie stanowią przecież ich imitacji, próby naśladownictwa. Być może są bardziej autentyczne i spontaniczne, bo w mniejszym stopniu zaprogramowane przez gotowe kulturowe scenariusze.

Zarazem jednak nie sposób oglądać „Lezb” w oderwaniu od bieżących wydarzeń. Wystawa jest odpowiedzią na narastającą homofobię, „strefy wolne od LGBT”, kampanię nienawiści w mediach publicznych oraz na ulicach polskich miast. Fotografowane przez Sobel czułe relacje między partnerkami stają się azylem.