Odpowiedni moment
Huda Szarawi około 1900 roku

20 minut czytania

/ Obyczaje

Odpowiedni moment

Rozmowa z Agnieszką Piotrowską i Halą Kamal

Historia Hudy Szarawi idzie pod prąd obiegowej wizji, że kobiety z krajów arabskich nie były i nie są zaangażowane w życie publiczne i nie mają żadnych praw

Jeszcze 5 minut czytania

ALEKSANDRA LIPCZAK: „Dlaczego Huda Szarawi?” – brzmi tytuł przedmowy do książki „Egipcjanka”. Właśnie: dlaczego?
AGNIESZKA PIOTROWSKA: Huda Szarawi jest dla mnie, arabistki, ważną postacią. Była nie tylko pionierką walki o prawa kobiet w Egipcie, ale też symbolem epoki modernizacji i sekularyzacji na przełomie XIX i XX wieku. To okres bardzo dobrze znany specjalistom, ale już niekoniecznie szerszemu gronu. Tymczasem, nie znając tej historii, nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, co dziś dzieje się nie tylko w Egipcie, ale i w całym świecie arabskim. Polska debata o islamie i Bliskim Wschodzie jest spolaryzowana i dość, powiedziałabym, histeryczna. Islam jest w niej albo bezgranicznie dobry, albo radykalnie zły. To upraszczające wizje, w których nie ma miejsca na niuanse, realną historię.

Skąd pomysł, żeby to właśnie od wspomnień słynnej egipskiej feministki zacząć projekt wydawniczy, jakim jest Biblioteka Polsko-Arabska?
AP: Kluczowe wydaje mi się poznawanie historii regionu poprzez źródła, konkretne biografie, wsłuchiwanie się w głosy różnych osób. A Huda Szarawi jest nie tylko postacią ikoniczną, ale też kobietą, co idzie pod prąd obiegowej wizji, że kobiety z krajów arabskich nie były i nie są zaangażowane w życie publiczne i nie mają żadnych praw. Nie brakuje zresztą nieporozumień wokół bliskowschodniego feminizmu, które wynikają z opierania się wyłącznie na anglojęzycznych źródłach. Margot Badran, amerykańska badaczka, tłumaczka pierwszej części wspomnień Hudy Szarawi na angielski i w jakimś sensie jej odkrywczyni dla Zachodu, nazywa ją na przykład „feministką muzułmańską”, co jest zupełnym pomieszaniem pojęć, bo Szarawi nie zajmowała się religią ani nie wyprowadzała z niej argumentów dotyczących emancypacji. To tak, jakby feministki działające w Polsce nazywać „katolickimi”, bo takie jest ich oficjalne wyznanie. Można ewentualnie nazywać Szarawi tradycjonalistką, bo nie była rewolucjonistką i nie występowała przeciwko tradycjom, ale z islamem nie miała większych związków.

„Egipcjanka. Wspomnienia Hudy Szarawi”, przeł. Agnieszka Piotrowska, Biblioteka Polsko-Arabska, 236 stron, w księgarniach od listopada 2020„Egipcjanka. Wspomnienia Hudy Szarawi”. Przeł. Agnieszka Piotrowska, Biblioteka Polsko-Arabska, 236 stron, w księgarniach od listopada 2020Jak to wygląda z perspektywy lokalnej? Kim jest Huda Szarawi dla Egipcjanek?
HALA KAMAL: Uczą się o niej już w szkole. Jest dla nich przede wszystkim bohaterką antybrytyjskiej rewolucji z 1919 roku, której pamięć jest dla Egipcjan bardzo ważna. A rewolucja to trzy nazwiska: Sad Zaghlul [założyciel niepodległościowej partii Wafd, pierwszy premier niepodległego Egiptu – przyp. A.L.], jego żona, Safijja Zaghlul [działaczka i liderka Wafdu – przyp. A.L.] i właśnie Huda Szarawi. Co ciekawe, wznowienie jej wspomnień ukazało się w Egipcie w 2013 roku, tuż po Arabskiej Wiośnie. Młodzi ludzie zaczęli się wtedy bardziej interesować historią, a feministki nowego pokolenia – dziejami egipskiej emancypacji.

Koniec XIX i pierwsze dekady XX wieku, kiedy urodziła się i działała Huda Szarawi – co to był za moment?
AP: Epoka wielkiego intelektualnego i politycznego fermentu, debat o egipskiej tożsamości, rozwoju ruchu narodowego. Można tu przywołać mnóstwo inspirujących postaci, takich jak Taha Husajn, symbol krytycznego myślenia i podejścia do dziedzictwa. Sytuował on Egipt w kontekście kultury śródziemnomorskiej, w przeciwieństwie na przykład do Ahmada Lutfiego as-Sajjida, który wiązał go ze starożytnością i epoką faraonów, pokazując Egipt jako osobny twór cywilizacyjny, wyjmując go z islamskiego czy osmańskiego kontekstu. Prawnik i uczony Ali Abd ar-Razik kwestionował z kolei system teokratyczny, domagając się świeckiego rządu. Wszystkie te koncepcje wydają mi się dzisiaj dość ożywcze, mogą być wręcz zaskakujące dla osób przyzwyczajonych do myślenia o kraju i regionie tylko w kontekście islamu czy świata arabskiego. Była wreszcie kwestia kobiet i ich równouprawnienia. Tu trzeba wspomnieć XIX-wiecznego intelektualistę Kasima Amina, autora rozprawy „Wyzwolenie kobiet”, którego uważa się za prekursora debaty o emancypacji. To wtedy rodził się nowoczesny Egipt, a Huda Szarawi była częścią tego świata, brała udział w debatach.

Historia egipskiego ruchu emancypacyjnego ma zaskakująco wiele wspólnego z tą polską. Chociażby to, że pierwsze egipskie bojowniczki o prawa kobiet tak jak Polki walczyły równolegle o niepodległość swojego kraju.
HK: Już za rządów średniowiecznej dynastii Mameluków zdarzały się w Egipcie protesty, w których brały udział kobiety, walczyły też z wojskami Napoleona, odpierały atak Brytyjczyków na Aleksandrię na początku XIX wieku. Są na ten temat wzmianki w źródłach, choć tylko śladowe. Udokumentowany ruch emancypacyjny zaczyna się natomiast właśnie od końca XIX wieku. Egipt był wtedy jednak pod okupacją brytyjską i nie były to bynajmniej postulaty ani ruchy wspierane przez kolonizatorów, którzy sytuowali się raczej po stronie tradycjonalistycznej. W 1919 roku Egipcjanki walczyły więc na ulicach tak o kraj, jak i o swoje prawa.

AP: Polska i Egipt odzyskały niepodległość niemal w tym samym czasie, celowo użyłam nawet w tłumaczeniu słowa „sanacja” w nazwie szkoły i poradni dla kobiet Dom Współpracy Sanacyjnej, żeby nawiązać do tych podobieństw. W tym samym okresie kobiety mogły też po raz pierwszy studiować, pojawiły się pierwsze prawniczki, artystki, lekarki. Wyraźnie widać te podobieństwa przy lekturze pamiętników polskich ziemianek, choćby „Wspomnień” Teresy Tatarkiewicz, które niedawno czytałam. W grę wchodzą podobne elementy wychowania, przygotowania do działalności społecznej i dobroczynnej, rola patriotyzmu, stosunek do tradycji. Pomimo odmienności kontekstu historycznego możemy się całkiem nieźle porozumieć na tej płaszczyźnie.

HK: W przeciwieństwie do Polek Egipcjanki przeżyły jednak rozczarowanie po odzyskaniu niepodległości, przynajmniej formalnej. Okazało się, że partia Wafd, która doszła wówczas do władzy, zignorowała niektóre z ich praw, na czele z tymi wyborczymi. W nowej konstytucji z 1923 roku nie było na ten temat ani słowa. Państwo poparło natomiast dążenia kobiet do edukacji, o co również walczyła Huda Szarawi i kobiety z jej otoczenia. Warto dodać, że Szarawi i inne przedstawicielki klas wyższych pobierały nauki w domu, bo społeczny status nie pozwalał im wchodzić w kontakty z Egipcjanami z niższych warstw.

Agnieszka Piotrowska

Tłumaczka literatury polskiej i arabskiej, doktor nauk humanistycznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w zakresie literaturoznawstwa oraz założycielka fundacji i serii wydawniczej Biblioteka Polsko-Arabska. Mieszka w Egipcie.

Hala Kamal

Anglistka, profesorka Uniwersytetu Kairskiego. Specjalizuje się w problematyce przekładowej, feministycznej i genderowej. Ma polsko-egipskie korzenie.

„Egipcjanka” składa się z dwóch części. Pierwsza, dotycząca dzieciństwa i młodości, jest dość osobista. Szarawi pisze o dorastaniu w haremie i wczesnym zamążpójściu, które było dla niej jak wygnanie z raju. To chyba właśnie fakt, że jako trzynastolatka została wydana za dużo starszego kuzyna, wpłynął na to, o co walczyła później?
AP: Pierwsza część wspomnień ma rzeczywiście bardziej literacki charakter. Ta druga, związana z działalnością publiczną, jest dużo bardziej sucha, sprawozdawcza. Zależało mi jednak na tym, żeby w polskim przekładzie ukazały się obie, bo obraz tej postaci inaczej byłby niepełny. A co do historii małżeństwa Hudy Szarawi, to jest ona dość typowa dla jej klasy i epoki. Choć, z drugiej strony, ona sama nie była aż tak typową arystokratką. Jej matka, druga żona swojego męża, była Czerkieską.

Schorowaną i, jak wynika ze wspomnień, dość nieszczęśliwą. Pierwsza żona, „starsza matka”, również się tam pojawia.
AP: Jako że matka Szarawi nie była Egipcjanką, poligamia musiała być dla niej pewnym szokiem kulturowym, co mogło mieć wpływ również na córkę. Choć dość nietypowym arystokratą był również ojciec Hudy Szarawi, człowiek o wyjątkowo szerokich horyzontach. Interesował się literaturą i sztuką, sama Szarawi wielokrotnie później podkreślała, jak duży wpływ miała na nią jego biblioteka. Odebrała w domu dobre wykształcenie, więc późniejsze przeszkody były dla niej tym bardziej frustrujące. Ciężko było jej się pogodzić z tym, jaka pozycja przypadała jej w społeczeństwie jako kobiecie, bolało ją również to, że to brat był faworyzowany przez rodzinę. Miała poczucie, że jest mniej kochana. Jakoś to sobie potem zracjonalizowała, zresztą z pomocą tak zwanej starszej matki, ale był to dla niej wyraźny problem. Jej matka prowadziła dość otwarty dom, przewijały się przez niego różne ciekawe postacie, na przykład wspominana przez nią poetka Chadidża, która była kobietą śmiałą i żyjącą do pewnego stopnia na swoich zasadach. Huda Szarawi nie mogła kontynuować nauki poza domem, ale głód wiedzy miała spory, co widać na przykład w prośbach o lekcje arabskiego, które wysyłała do szajcha z uniwersytetu Al-Azhar, czy w jej zainteresowaniu muzyką, wizytach w operze.

Badaczka gender i islamu Leila Ahmed krytykuje Hudę Szarawi jako głos zwesternizowany, a jej koncepcje emancypacji widzi jako ukształtowane pod wpływem Zachodu. Rzeczywiście, sporo jest w jej wspomnieniach Europejek, często właśnie w roli mentorek.
AP: Rzeczywiście, jedną z nich jest Eugénie Le Brun, tak zwana Madame Ruszdi, czyli żona Husajna Ruszdiego Paszy [premiera Egiptu w latach 1914–1919 – przyp. A.L.], francuska intelektualistka, która bardzo mocno wsiąkła w egipską kulturę. Huda Szarawi przedstawia ją jako quasi-Egipcjankę, która świetnie znała język, porzekadła i krytykowała powierzchowne oceny Europejczyków na temat Egiptu. Była dla niej na pewno inspiracją, podobnie jak Marguerite Clement, luksemburska sufrażystka, która również bywała w Egipcie i zachęcała kobiety do zaangażowania w życie intelektualne. Ciekawą kwestią jest to, jak traktować te działania zachodnich emancypantek w Egipcie: jako spontaniczną działalność czy efekt ścierających się francuskich i brytyjskich interesów, walkę o strefę wpływów.

Huda Szarawi rozróżniała jednak specyfikę feminizmu zachodniego i bliskowschodniego, uznając, że ich cele bywają rozbieżne. Uważała na przykład, że na Zachodzie kobiety chcą dorównać mężczyznom, podczas gdy w Egipcie miejsce kobiety jest, mimo wszystko, tożsame z domem, co oczywiście nie oznacza, że ma w nim bezczynnie siedzieć. Wobec braku niepodległości wiele egipskich feministek uznawało prawa polityczne kobiet za sprawę drugorzędną, choć włączały je do postulatów. Priorytetem były kwestie rodzinne i edukacja.

HK: Hudzie Szarawi bardziej zależało na kontynuacji kulturowej niż podążaniu zachodnimi ścieżkami. Już wtedy egipskie feministki lubiły podkreślać, że zajmują się tym, co ważne dla ich społeczeństwa, że są inne od kobiet z Zachodu. Mogę zresztą podać analogiczny przykład ze współczesności. Po rewolucji z 2011 roku my, egipskie feministki, wiedziałyśmy, że dojdzie do pisania nowej konstytucji. Podzieliłyśmy się wówczas na dwie grupy robocze, pierwsza przyglądała się zapisom w konstytucjach innych krajów, uważanych za najbardziej postępowe, a druga badała to, jak zmieniała się egipska ustawa zasadnicza. Doszłyśmy do wniosku, że dużo pragmatyczniej będzie domagać się praw na podstawie tego, co już było. Żądałyśmy na przykład, żeby minimalny wiek zawarcia małżeństwa został podniesiony z 16 do 21 lat. Stanęło na 18 latach, ale to i tak postęp.

Wśród pierwszych żądań egipskich feministek były więc te polityczne, dotyczące zakończenia okupacji brytyjskiej, nacjonalizacji Kanału Sueskiego. Były też postulaty społeczne, co ciekawe, dotyczące na przykład zwiększenia liczby miejskich parków i zieleni. A wreszcie te stricte feministyczne: podwyższenie wieku zawierania małżeństwa i walka z poligamią, dostęp do edukacji, prawa wyborcze. Nie było ich dużo, bo ówczesne działaczki zdawały sobie sprawę, że muszą to być żądania, które będą miały szansę na realizację.

AP: Szarawi zaczynała od działalności dobroczynnej i kulturalnej, więc na kartach „Egipcjanki” nie brakuje też rozmaitych egipskich księżniczek i zakładanych przez nie fundacji. Dużą rolę odgrywała wówczas chociażby księżniczka Fatima Ismail, jedna z najważniejszych donatorek Uniwersytetu Kairskiego, który powstał w 1908 roku wbrew woli Brytyjczyków. Nie mówiąc o salonach literackich prowadzonych przez kobiety, księżniczkę Nazli Fadil czy poetkę Majj Zijjadę, gdzie wykuwały się idee związane z modernizacją społeczeństwa i polityki.

W rewolucji 1919 roku brały też udział chłopki, kobiety z niższych klas. Czy ta ludowa, oddolna emancypacja również jest historią do odzyskania?
HK: Problem polega na tym, że nie została ona w żaden sposób udokumentowana, w przeciwieństwie do ruchów w dużych miastach, pod egidą partii czy stowarzyszeń. Zaczęło się to zmieniać dopiero w drugiej połowie XX wieku, kiedy kobiety z klas ludowych pokończyły studia, zaczęły podróżować i mówić głośno o problemach, które wcześniej były niewidoczne.

Weźmy chociażby kwestię obrzezania kobiet. To powszechna praktyka na wsi i to właśnie kobiety stamtąd, które same to widziały lub nawet tego doświadczyły, zaczęły o tym mówić jako pierwsze. Nawal as-Sadawi, feministyczna pisarka i działaczka, pochodziła z rodziny wiejskich lekarzy, była w niej jedną z pierwszych kobiet, które uzyskały dyplom medyczny, i to właśnie ona została pionierką kampanii przeciwko okaleczaniu dziewczynek.

Poza tym, choć Huda Szarawi jest ikoną i niezwykle ważną postacią, nie można mówić tylko o niej. Należała do arystokracji, jej mąż był politykiem, jednym z założycieli Wafd. Miała społeczną pozycję, która pozwalała jej działać, ale nie była jedyna. Aktywna w tym samym czasie pozostawała też na przykład Nabawijja Musa. Należała do klasy średniej, jej ojciec zmarł, gdy była dzieckiem. Nie miała dostępu do szkoły z kulturowych względów, bo nie pozwalano jej codziennie wychodzić z domu. Sprzedała więc swoje złote bransoletki i sama opłaciła sobie szkołę z internatem. Całe życie walczyła później o to, żeby młode dziewczyny miały dostęp do darmowego szkolnictwa.

Wiele żądań feministek sprzed stu lat wydaje się dziś bardzo zachowawcze, a nawet sprzeczne z prawami kobiet. W swoim kontekście historycznym były jednak niezwykle postępowe. Weźmy chociażby pierwsze wykłady dla kobiet organizowane po otwarciu Uniwersytetu Kairskiego w 1908 roku. O tym, jak rewolucyjne było to przedsięwzięcie, niech zaświadczy anegdota o prasowym komentarzu, którego autor oburzał się, że listonosz będzie dotykał zaproszenia z imieniem i nazwiskiem kobiety. Pokazuje to rozmiary istniejących tabu, skoro coś takiego miało znieważać honor arystokratek.

Kiedy na studiach uczyłam się o Hudzie Szarawi, najbardziej zapadł mi w pamięć jej rewolucyjny gest zerwania zasłony z twarzy na dworcu w Kairze. To dość słynny epizod. Dlaczego nie ma o nim ani słowa w jej wspomnieniach?
AP: To bardzo ciekawy punkt jej biografii, ale nie ma co do niego jasności, bo rzeczywiście nie wspomina o nim w „Egipcjance”. Z tego, co pisze wnuczka Hudy, Sania Sharawi, w książce „Casting off the Veil: The Life of Huda Sharawi”, wynika, że uważała ona zasłanianie twarzy za coś, co nie było częścią egipskiej kultury, zostało narzucone kobietom przez tradycję osmańską.

HK: Ściągnięcie przez nią zasłony zostało opisane jako dramatyczna filmowa scena, ale prawda była pewnie dużo bardziej prozaiczna. Była na międzynarodowym kongresie kobiet w Rzymie, wracała do Egiptu statkiem i na ląd zeszła już pewnie z odsłoniętą twarzą. Dopiero potem pojechała pociągiem do Kairu. Niedługo wcześniej upadło Imperium Osmańskie. W Europie zorientowała się pewnie, że to dobra chwila, żeby zrobić krok naprzód, to był ten moment modernizacji, o którym mówiłyśmy na początku. Nakaz zasłaniania twarzy dotyczył zresztą tylko wyższych sfer społecznych. Kobiety z klas średnich i ludowych nosiły chustki na głowie, jak polskie chłopki. Hidżab, czyli religijne nakrycie głowy, upowszechnił się dopiero w latach 80. i 90., ale to już zupełnie inna historia, związana z ekspansją wahabizmu.

Huda Szarawi, bojowniczka o prawa wyborcze dla kobiet i bohaterka rewolucji, sama nigdy nie mogła zagłosować. To dość gorzki aspekt tej historii.
HK: Po tym, jak konstytucja egipska z 1923 roku całkowicie zignorowała prawa wyborcze kobiet, część z działaczek, w tym Szarawi, opuściła partię Wafd i zaczęła działać w założonym przez siebie Egipskim Związku Kobiet. Egipcjanki uzyskały jednak prawa wyborcze dopiero w 1956 roku, za rządów Gamala Abd an-Nasira [socjalistyczny prezydent Egiptu w latach 1954–1970 – przyp. A.L.]. Wcześniej, aby znaleźć się w parlamencie, trzeba było zresztą spełniać pewne warunki, pochodzić z wyższych klas, posiadać określoną ilość ziemi. Hudzie Szarawi i kobietom z jej otoczenia nie chodziło więc o bierne prawo wyborcze dla wszystkich, mówiły za to: spełniamy ustalone warunki, więc też mamy prawo kandydować. To za Nasera można mówić o momencie rewolucyjnym, kiedy do parlamentu wkroczyły nie tylko kobiety, ale też chłopi i robotnicy.

Państwo przejęło wówczas także „odpowiedzialność” za prawa kobiet. Kobiety zostały wprowadzone do życia publicznego jako ministry i ambasadorki, zwiększył się dostęp kobiet do szkolnictwa, w tym wyższego, ale feminizm jako ruch społeczny został w pewnym sensie zamrożony. Ten rodzaj państwowego feminizmu widzimy też zresztą teraz, kiedy rząd Sisiego [Abd al-Fattah as-Sisi – prezydent Egiptu od 2014 roku – przyp. A.L.] chwali się swoimi osiągnięciami w tej dziedzinie i kobietami w parlamencie, co wcale nie oznacza rzeczywistego postępu równouprawnienia.

A w Egipcie w ogóle nie można mówić o jakimkolwiek postępie w sprawach socjalnych. Od kilku dekad leży służba zdrowia, nie działa szkolnictwo. Państwo zrzuciło odpowiedzialność za te sprawy na społeczeństwo. Przeciętny Egipcjanin leczy się zwykle u aptekarza. Dzwoni i prosi o leki, a apteka dostarcza mu je do domu. Na służbę zdrowia nie można liczyć, bo po prostu jej nie ma. Dopiero w ostatnich latach widać drobną poprawę w tej dziedzinie.

We wstępie do „Egipcjanki” opisuje pani scenę z czasów rewolucji 2011 roku: młode kobiety niosą zdjęcie Hudy Szarawi. Jakie jest to czwarte pokolenie egipskich feministek, o którym pani pisze?
HK: Pierwsze pokolenie walczyło o prawo do edukacji, drugie o prawa polityczne, trzecie – do którego należę ja sama – zakładało, że trzeba się organizować, budować oddolny ruch. Dziś młode Egipcjanki walczą przede wszystkim o sprawy związane z ciałem i jego bezpieczeństwem, nie tylko w przestrzeni publicznej, ale też prywatnej. Są głosy, że dzieje się to pod wpływem Zachodu, #metoo, ale kwestie molestowania i przemocy seksualnej to coś, o czym Egipcjanki mówią głośno już od dawna.

Świadomość polityczna czwartego pokolenia feministek zaczęła się rozwijać właśnie w 2011 roku. Wiele z nich wyjechało wtedy ze swoich wiosek i miast, żeby wziąć udział w rewolucji w Kairze. To był moment buntu, eksplozji. Niektóre zdecydowały się potem zostać w stolicy, inne działają w swoich miasteczkach. Mówimy o dziesiątkach feministycznych inicjatyw i grup.

Przez dwa lata rewolucji ryzykowały dokładnie tak samo jak mężczyźni, a nawet bardziej, bo często musiały się jednocześnie buntować przeciwko swoim najbliższym. Do tego dochodziła kwestia molestowania seksualnego na ulicach, początkowo były to zresztą ataki organizowane przez reżim po to, żeby odstraszyć kobiety i sprawić, żeby zostały w domach.

Wiele z nas jest dziś rozczarowanych tym, co stało się z rewolucją, kierunkiem, w którym zmierza kraj. Ja również, ale widzę też światełko, a nawet mocne światło w tunelu. Jest nim dla mnie to, że to młode kobiety uważają moje pokolenie za przestarzałe i tradycyjne, bo nie walczyłyśmy o prawa ciała, nie mówiłyśmy głośno o przemocy. To one walczą dziś o zmianę mentalności i wierzę, że im się uda. Daje mi to ogromnie dużo satysfakcji i wspieram je jak mogę.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).