Ganeśa i człowiek słoń
fot. Maciej Czerski

5 minut czytania

/ Teatr

Ganeśa i człowiek słoń

Agata Becher

Widzowie zebrani w namiocie cyrkowym oglądają popis artystów z Teatru 21 pełen subtelnego humoru, ironii, autodystansu

Jeszcze 1 minuta czytania

Czy wielu jest twórców zdolnych stworzyć coś interesującego dla dorosłych i dla dzieci jednocześnie? Udało się to twórczyniom spektaklu „Jak przestałem być idealny” – reżyserkom Justynie Sobczyk, Justynie Lipko-Koniecznej i Justynie Wielgus, odpowiedzialnej też za ruch sceniczny. 4 września byłam świadkiem premiery widowiska, które odwróciło negatywne znaczenie cyrku jako miejsca schlebiającego jarmarcznym gustom, pełnego opresji wobec zwierząt. Wykorzystanie do przedstawienia autentycznego namiotu cyrkowego, który 10 lat temu od upadającego cyrku Bojaro odkupił Maciej Nowak – ówczesny dyrektor Instytutu Teatralnego – stało się w tym sensie aktem subwersji. Spektakl powstał w koprodukcji Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego i Teatru 21.

Cyrk kojarzy się także z akrobatyką i fizyczną supersprawnością. Tymczasem zespół Teatru 21 tworzą aktorzy z niepełnosprawnościami, z zespołem Downa i spektrum autyzmu. Ich wspólny występ z artystami z kręgów cyrku i teatru dramatycznego dał jednak piorunujący efekt w postaci swoistego, mieniącego się barwami, dźwiękami, energią i interakcjami z widzami „freakshow”. Dawno nie oglądałam tak bezpretensjonalnego, jednocześnie czułego, zabawnego przedstawienia z tak poważnym przekazem – rzecz traktuje bowiem o odmienności i o tym, jak inność rezonuje społecznie.

Zaczyna się miło – od rysu przygody, wykorzystania motywu egzotyki, podróży do Indii. Światło staje się przyjemnie miękkie, wszyscy oddychają świadomie i siedzieliby zaraz w pozycji medytacyjnej, gdyby nie przywołanie mitu o indyjskim bogu Ganeśa. Bóg ten jest wyjątkowy pośród setek indyjskich bóstw. Był synem Pawrati i Śivy, ale Śiva nie wiedział, że Ganeśa jest jego dzieckiem, na skutek nieporozumienia ściął synowi głowę. Zrozpaczona Pawrati nakłoniła Śivę, aby przywrócił dziecko życiu. Ganeśa przeżył, ale z głową pierwszego zwierzęcia, jakie wyszło z lasu, z głową słonia. Ganeśa posiada więc cechy słonia – mądrość i siłę. Okazał się patronem artystów i pisarzy, choć ma jednocześnie wiele cech chłopięcych. Mit o Ganeśa staje się jednak w tym spektaklu czymś więcej niż tylko kulturową ciekawostką dla dzieci. Twórczynie spektaklu konfrontują go z historią Josepha Merricka, zwanego człowiekiem słoniem.

fot. Maciej Czerskifot. Maciej Czerskifot. Maciej Czerski
fot. Maciej Czerski

Merrick urodził się w XIX-wiecznej wiktoriańskiej Anglii jako zdrowe, ruchliwe i radosne dziecko. Z czasem jego ciało zaczęło się zmieniać, zniekształcać. Niektóre jego części, ręka, noga, kark, tył głowy rozrastały się nienaturalnie i pokryły guzami. Historia Merricka to historia reprezentująca los odrzuconych. Wygnany z domu po śmierci swojej matki, utrzymywał się przy życiu jako dziwadło w cyrku. Odarty z człowieczeństwa, wyszydzany, odrzucany trafił pod opiekę lekarza, który zainteresował się jego przypadkiem i chciał zbadać przyczyny choroby. Postać człowieka słonia wykorzystał też David Lynch, który w 1980 roku nakręcił o Merricku film.

Tymczasem w spektaklu Sobczyk jesteśmy świadkami entuzjazmu matki Merricka, że urodziła dziecko idealne. Noworodek zostaje zmierzony, zważony, każda część jego ciała zostaje poddana dokładnym oględzinom. Wszystko jest w porządku aż do czasu, kiedy pojawiają się pierwsze symptomy choroby i Joseph zaczyna się fizycznie znacznie różnić od pozostałych. Spektakl stawia widzów wobec pytania – i co teraz? Co teraz, kiedy jestem inny? XIX-wieczna Anglia nie znała litości. Czy my mamy ją teraz? Czy też zadowalamy się uprzejmą tolerancją?

Tymczasem widzowie zebrani w namiocie cyrkowym oglądają popis artystów z Teatru 21 pełen subtelnego humoru, ironii, autodystansu. W połączeniu z akrobacjami artystów z kręgu współczesnej sztuki cyrkowej składa się to na show, które długo potem dudni w głowie. Z kolorowej, dynamicznej sceny, której klimat podbija znakomity jazzujący akompaniament na żywo w wykonaniu grupy Pokusa, wybrzmiewa bardzo prosty przekaz – bycie innym jest okej!

Kompozycja poszczególnych scen, ruch sceniczny, motywy, opowiedziane historie, symbolika kostiumów, aktorzy, całe to przedsięwzięcie służą nie tylko zadawaniu pytań o odmienność i różnorodność. W dwugodzinnym spektaklu zmieściła się też myśl nakierowująca uwagę widza na destrukcyjne skutki przemocowej polityki państw, choćby kolonialnej polityki imperium brytyjskiego. Mamy tu na przykład scenę, w której Indie odwiedza królowa Wiktoria, popija sobie herbatę, a skoro jej smakuje, to zabiera sobie Cejlon, gdzie tę herbatę się uprawia. Podobają jej się słonie, więc wysyła się słonie statkami z Indii do Anglii, aby służyły uciesze gawiedzi na londyńskich ulicach. Przekaz jest klarowny – nie stawajmy się niewolnikami cudzych iluzji, cudzych narracji i rzekomych norm. Weryfikujmy to. To przedstawienie w sposób przyjemny może nam w tym pomóc.