Rzucenie ciała do walki
„Self Portrait with Robert Andy Coombs in My Dorm Room”, Joey Solomon, 2019

20 minut czytania

/ Sztuka

Rzucenie ciała do walki

Zofia nierodzińska

Wystawę w Katowicach łączy z tą w Berlinie wyjście poza pole sztuki, edukacyjny i aktywistyczny charakter. Instytucja pełni tu funkcję sojuszniczą, wspierając postulaty grup mniejszościowych

Jeszcze 5 minut czytania

Jakiś czas temu moja siostra bliźniaczka na portalu społecznościowym udostępniła zdjęcie, na którym stoimy przed tablicą ubrane w identyczne białe koszulki, z włosami upiętymi w kucyki. Recytowałyśmy wierszyk Marii Konopnickiej:

Pucu! Pucu! Chlastu! Chlastu!
Nie mam rączek jedenastu,
Tylko dwie mam rączki małe,
Lecz do prania doskonałe

To był nasz popisowy numer, odgrywałyśmy go w różnych kostiumach podczas spotkań rodzinnych, szkolnych i na konkursach recytatorskich. Byłyśmy blond dziwaczkami, tak samo uroczymi jak wprowadzającymi w zakłopotanie naszą hiperwidzialną podwójnością, nie do rozróżnienia. Naznaczone medyczną patologią, bo tak w języku zawodowym określa się ciążę mnogą, wzbudzałyśmy fascynację. Wykonywałyśmy nasze freak show dość długo, od trzeciego do około dziesiątego roku życia, potem przeszłyśmy na bliźniaczą emeryturę. Na etapie dojrzewania ogarniały nas mdłości na samą myśl o tym, że ktoś może nas ze sobą pomylić. Nasza bliźniaczość stała się abiektem, jak bliskość i podobieństwo, które chciałyśmy wyprzeć. Pomimo wielu starań nastawionych na różnicowanie nieufność w stosunku do standardów pojedynczości pozostała mi do dziś. Piszę ten tekst, kontestując społeczną normę: uprzywilejowującą białość, sprawność, atomizację, konkurencyjność, heteroseksualność i męskość, która nie uznaje podwójności i współzależności.

W ostatnich latach przybyło wystaw i publikacji o dostępności, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb osób z niepełnosprawnościami, wciąż jednak stosunkowo rzadko wykluczenia są prezentowane w szerszym, krytyczno-społecznym kontekście. Tym bardziej takie działania jak wystawy „Queering the Crip, Cripping the Queer” w Schwules Museum* w Berlinie (Gejowskim Muzeum, gwiazdka została dodana do nazwy w 2008 roku na znak inkluzywności, poszerzenia działalności muzeum o osoby kłirowe, trans, interseksualne i niebinarne) oraz „Głusza” w Muzeum Śląskim w Katowicach wymagają odpowiedniego docenienia. Obie zostały przygotowane przez osoby, które oprócz wykonywania pracy badawczo-artystycznej angażują się społecznie na rzecz grup marginalizowanych, do których w większości sami i same należą. Zespół kuratorski berlińskiej wystawy to Kenny Fries i Brigit Bosold oraz ich współpracowniczki: Kate Brehme i Sydney Ramirez. Wystawa „Głusza” jest efektem wieloletniej współpracy pomiędzy słyszącymi (słyszakami) i Głuchymi kuratorami i kuratorkami: Dagmarą Stanosz, Michałem Burdzińskim, Michałem Justyckim (to pierwsza osoba niesłysząca zatrudniona na podstawie umowy o pracę w muzeum) oraz Agnieszką Kołodziejczak. 

Berlińskie Schwules założone w 1985 roku w Berlinie Zachodnim przyjęło za cel destygmatyzację gejów i lesbijek w społeczeństwie, w którym przemoc wobec osób nienormatywnych była na porządku dziennym (niesławny paragraf 175 Queering the Crip, Gripping the Queer, Schwules Museum w Berlinie, kuratorki„Queering the Crip, Gripping the Queer”, Schwules Museum w Berlinie, kuratorki i współpracowniczki: Kenny Fries i Brigit Bosold, Kate Brehme i Sydney Ramirez, do 30 stycznia 2023kodeksu karnego, penalizujący stosunek seksualny osób tej samej płci, został całkowicie uchylony w dawnej RFN dopiero w 1994 roku). Od tego czasu jest ważnym ośrodkiem wystawienniczym, biblioteką i archiwum zachowującym ślady kłirowego życia w Niemczech, Europie, a w ostatnich latach również na świecie. Aktualna wystawa „Queering the Crip, Cripping ten Queer” („Kłirowanie kalectwa, kaleczenie kłiru”) wpisuje się w emancypującą narrację instytucji. Tytuł zaczerpnięto z wypowiedzi Carrie Sandahl, badaczki niepełnosprawności i aktywistki, która porównała wykluczenia, z jakimi od wieków spotykają się osoby z niepełnosprawnościami, do tych, z którymi mają do czynienia osoby kłirowe: od wykluczenia z grona najbliższej rodziny, presję systemową, stygmatyzację z przyczyn religijnych po kryminalizację zachowań. Kuratorzy i kuratorki wystawy problematyzują niepełnosprawności w szerokim, historyczno-emancypacyjnym kontekście, zaczynając od greckich kanonów piękna, czyli matrycy estetycznej zachodniego świata. Rozdział zatytułowany „Idealne ciało” otwierają wielkoformatowe zdjęcia gipsowych odlewów pozbawionej rąk Wenus z Milo oraz torsu Doryforosa bez kończyn, za to z zachowaną głową. Antyczny ideał, kojarzony z silną, sprawną, białą postacią o symetrycznych proporcjach w zestawieniu z niekompletnymi antycznymi celebrytami, jest pozbawionym materialnego uzasadnienia fantazmatem. Niestety, świat idei ma bardzo konkretne przełożenie na rzeczywistość.

Według greckiej idei kalokagatii, czyli połączenia dobra i piękna, osobom, których fizyczność odbiega od wyobrażonego ideału przypisywano negatywne cechy charakteru. Jednym z najbardziej znanych i brutalnych przykładów jej wykorzystania w nowoczesności, obok eugeniki i zbrodni nazistowskich Niemiec, są amerykańskie „Ugly laws” (brzydkie prawa) obowiązujące przez ponad stulecie, między 1867 a 1974 rokiem. Zgodnie z nimi zakazywano osobom z niepełnosprawnościami oraz ubogim przebywania na widoku publicznym, „chroniąc” w ten sposób sprawną, mieszczańską większość przed nieestetycznymi doznaniami.

Pojęciem stygmy zajmował się w swojej pracy naukowej socjolog Ervin Goffman, który wywodził je, nomen omen, z antycznej Grecji, gdzie osobom zniewolonym oraz tym, które dopuściły się czynów niegodnych, wypalano na skórze znaki (stygmaty), tak aby były widoczne i łatwo rozpoznawalne dla innych. Dziś słowo „stygmatyzacja” ma wydźwięk krytyczny i transformujący, pozwala osobom wykluczonym domagać się równego traktowania. Mimo to nadal można znaleźć, choćby w teatrze, przykłady ukazywania „czarnego charakteru” poprzez fizjonomikę podpartą atrybutami niepełnosprawności: hak, opaskę na oku lub drewnianą protezę. Stygmatyzujący język wizualny oparty jest na stereotypach utrwalonych wiekami zachodniej tradycji. Artyści i artystki zaproszeni na wystawę w Schwules przeciwstawiają się takim praktykom, które w swojej ekstremalnej formie prowadzą do wykluczenia i anihilacji osób naznaczonych różnicą. 

„Queering the Crip, Cripping the Queer”, Schwules Museum*, fot. Patricia Sevilla Ciordia

Zespół kuratorski podzielił ekspozycję na rozdziały: idealne ciało, stygma, święte i grzesznicy, siła obrazów, perfekcjonizm, sprzeciw wobec normy, anihilacja, nasze ikony oraz świrowanie (freak out). Każda z części obejmuje materiały archiwalne, zdjęcia oraz dzieła sztuki tworzone przez artystów i artystki z niepełnosprawnościami, od antyku, poprzez oświecenie, modernizm, do współczesności. Na tej dotyczącej nowoczesności eksponowane są materiały poświęcone przymusowej sterylizacji i pogromowi osób z niepełnosprawnościami w 1941 roku. W wyniku Akcji T4 (Aktion T4) ucierpiało i/lub zostało zamordowanych około 300 tysięcy osób. Obok prezentowane są nagrania listów wysyłanych z więzienia przez Hansa Heinricha Festersena, który został aresztowany przez policję 12 października 1942 roku za naruszenie paragrafu 175 i rok później skazany na karę śmierci na podstawie „Ustawy o zwalczaniu niebezpiecznych przestępstw o charakterze obyczajowym”. Obok nagrań audio można zobaczyć plakaty „The Unrelenting” (Nieugięta) z 2022 roku autorstwa Elizabeth Sweeney, na których artystka jako osoba neuroróżnorodna przedstawia pejoratywne określenia na osoby odbiegające od normy. Chce w ten sposób odzyskać stygmatyzujący język i okazać wsparcie osobom wykluczanym. Sweeney wpisała słowa w odwrócone czarne trójkąty, którymi naziści oznaczali osoby ich zdaniem niegodne życia. Artystka dodaje do grup marginalizowanych osoby pozbawiane miejsc do życia w wyniku procesów gentryfikacji, między innymi te, które straciły mieszkania w dzielnicy, gdzie zlokalizowane jest Schwules Museum*.

Riva Lehrer, 66 stopniRiva Lehrer, „66 stopni”

Amerykańska malarka Riva Lehrer proponuje kontrnarrację, w autoportrecie „66 stopni” (2019) pokazuje swoje niepełnosprawne plecy, sugerując ich organiczny związek z przyrodą, nie jako anomalię, lecz integralną część materialnego świata. Lehrer oprócz malarstwa zajmuje się rzecznictwem interesów osób niepełnosprawnych oraz edukacją. Swoją pracą i zaangażowaniem przeciwstawia się działaniom charytatywnym, które wynikają ze współczucia, proponując w ich miejsce ciałopozytywność i dostrzeganie piękna nienormatywnych ciał. 

Z kolei pochodząca z Samoa interdyscyplinarna artystka Pelenakeke Brown zajmuje się odzyskiwaniem języka naznaczonego medyczną, dyscyplinującą racjonalnością. W grafikach „grasp + release” (2019) artystka odwołuje się do otrzymanej diagnozy, w której większość słów została zamalowana czarnym markerem. Z dokumentów medycznych tworzy swoistą partyturę, by „wziąć słowa w posiadanie” oraz wydobyć uczucia, które zostały usunięte z bezosobowego opisu choroby. 

W ostatniej części wystawy, poświęconej ikonom ruchu crip-queer, zaprezentowano sylwetki Audre Lorde, Lorenzy Böttner oraz Raimunda Hoghe. Lorde to autorka, poetka, wojowniczka, czarna lesbijka i matka. Od czasu rewolucji obyczajowej 1968 roku angażowała się w ruchy na rzecz czarnych kobiet. Później, dzięki swoim „Dziennikom raka”, stała się prekursorką zaangażowanej patografii, czyli pisania chorobowego, podważającego paternalizującą relację lekarza i pacjentki. Lorenza Böttner urodziła się jako Ernst Lorenz w niemieckiej rodzinie w Chile. W wieku ośmiu lat w wyniku nieszczęśliwego wypadku straciła obie ręce. Jej rodzina postanowiła wrócić do Niemiec, gdzie przyszła ikona ruchu crip-queer, nie bez przeszkód, podjęła studia w Wyższej Szkole Sztuki w Kassel (Kunsthochschule Kassel). W tym czasie zmieniła swoje imię na Lorenza. Zaczęła czerpać inspirację z antycznych rzeźb, podając w wątpliwość ich domniemaną perfekcję związaną ze sprawnością i harmonijnymi proporcjami. Do rysowania i malowania używała stopy, podważając promowane w akademii ableistyczne standardy. Zmarła w 1994 roku w wyniku powikłań AIDS. Od czasu prezentacji prac Böttner podczas documenta w Kassel w 2017 roku trwa nieustanny wzrost zainteresowania jej twórczością. W tym roku w Leslie-Lohman Museum of Art w Nowym Jorku prezentowana była jej indywidualna wystawa „Lorenza Böttner: Requiem for the Norm”, kuratorowana przez Paula B. Preciado. Ostatnia postać z kącika ikon to dziennikarz, autor książek, performer i choreograf Raimund Hoghe. Urodził się jako syn samodzielnej matki w powojennym Wuppertalu. Hoghe był osobą z niepełnosprawnością, zdobył popularność, pisząc reportaże o znanych osobach świata kultury do „Zeit Magazin”, potem zainteresowali go „zwykli ludzie”: kwiaciarki, osoby sprzątające, sprzedawczynie z kiosku za rogiem… Po nawiązaniu znajomości z tancerką i choreografką Piną Bausch przez kolejną dekadę był dramaturgiem w jej zespole. W performansach używał swojego niepełnosprawnego ciała jako znaku i narzędzia. O swojej scenicznej praktyce mówił, używając słów Piera Paola Pasoliniego: „Chcę wyrazić siebie poprzez rzucenie ciała do walki”. Raimund Hoghe zmarł w zeszłym roku w wieku siedemdziesięciu dwóch lat.

Silny wpływ na koncepcję i aranżację wystawy miał jej współkurator Kenny Fries: autor, poeta, wykładowca, aktywista, gej i osoba z niepełnosprawnością żydowskiego pochodzenia. W swoich książkach, m.in. „In the Province of the Gods” (W dzielnicy bogów) z 2017 roku, opisuje doświadczenie osoby poruszającej się na wózku i reakcje, z jakimi spotyka się w różnych kontekstach kulturowych, od Stanów Zjednoczonych, przez Japonię, do Niemiec. Wystawa w Schwules* jest kontynuacją jego pracy badawczej i pisarskiej. Podzielona na rozdziały, z rozbudowanymi tekstami napisanymi prostym językiem przypomina strukturę publikacji naukowej.

Równolegle do wystawy w Berlinie w Muzeum Śląskim w Katowicach odbywa się projekt „Głusza”. Jego celem jest zwiększenie widoczności mniejszości kulturowej Głuchych, opartej na języku migowym. Bezpośrednim powodem do jego powstania był raport Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów z 2014 roku, według którego jedynie 2% muzeów w Polsce było dostępne dla osób g/Głuchych (pisownia małą literą oznacza stan fizyczny, dużą – świadczy o przynależności danej osoby do mniejszości kulturowej Głuchych, dla której język migowy jest naturalnym sposobem komunikacji). W odpowiedzi na wyniki raportu Muzeum Śląskie z kuratorką i edukatorką Dagmarą Stanosz na czele rozpoczęło program edukacyjny i merytoryczny, aby uczynić instytucję bardziej dostępną. Osoby odpowiedzialne za program od początku łączyły środowiska osób słyszących i niesłyszących. Wystawa „Głusza” jest podsumowaniem tych działań. Aranżacja przygotowana przez kolektyw MUSK uwzględnia potrzeby użytkowników i użytkowniczek z niepełnosprawnością ruchową, osób niewidzących, w spektrum autyzmu oraz oczywiście osób g/Głuchych i niedosłyszących.

Ekspozycja jest podzielona na trzy części. W pierwszej, opatrzonej obszernymi opisami, przedstawiono wiedzę z dziedziny językoznawstwa, która podpiera tezę kuratorów i kuratorek, że język migowy jako język wizualno-przestrzenny jest równoważny językom fonicznym: polskiemu, niemieckiemu czy angielskiemu. Głusza, Muzeum Śląskie w Katowicach, kuratorki„Głusza”, Muzeum Śląskie w Katowicach, kuratorzy i kuratorki: Dagmara Stanosz, Michał Burdziński, Michał Justycki, Agnieszka Kołodziejczak; do 4 czerwca 2023 Zespół argumentuje tu także, że polski język migowy jest organicznym sposobem komunikacji Głuchych, w przeciwieństwie do sztucznie skonstruowanego systemu językowo-migowego (SJM) opartego na gramatyce języka polskiego, który dla osób niesłyszących jest językiem obcym. W tej części wystawy jest też prezentowana animacja Klaudii Wysiadeckiej i Katarzyny Stefańskiej pt. „Pies rodzinny”. Pierwsza z autorek jest studentką projektowania graficznego w katowickiej ASP i osobą Głuchą. W filmie pokazują różnice w komunikacji pomiędzy osobami g/Głuchymi, tymi, które mają założone implanty, oraz słyszącymi, nazywanymi „słyszakami”. Okazuje się, że nie da się zwrócić utraconego zmysłu. Dźwięk zapośredniczony technologicznie nie przypomina tego „naturalnego”, a najprostszym i najbardziej płynnym sposobem komunikacji osób g/Głuchych jest miganie. Tytuł filmu zaczerpnięto z ikonicznego obrazu Susan Dupor „Family Dog” z 1991 roku, przedstawiającego osobę niesłyszącą w otoczeniu wrogich postaci, najprawdopodobniej członków i członkiń rodziny. Osoby g/Głuche w przeważającej większości, bo aż w 98%, rodzą się w rodzinach słyszących, z czego wynikają trudności w komunikacji w najbliższym otoczeniu oraz brak akceptacji. Często także są niesłusznie traktowane jako osoby z niepełnosprawnością intelektualną, a nie przedstawiciele i przedstawicielki mniejszości kulturowej posługującej się językiem migowym, o ile mają okazję się go nauczyć.

Druga część wystawy przeprowadza widzkę i widza przez historię g/Głuchych, którą w dużej mierze opracowali historyk i osoba niesłysząca Tomasz Adam Świderski oraz Głuchy artysta Marek Krzysztof Lasecki. Dowiadujemy się tu o uczestnictwie g/Głuchych w powstaniu warszawskim, o śląskiej odmianie języka migowego, o malarzach posługujących się językiem migowym, m.in. Feliksie Pęczarskim, oraz o pierwszych obchodach Międzynarodowego Dnia Głuchego w 1958 roku, do których plakat stworzył niesłyszący grafik Henryk Osten-Ostachiewicz. Pojawia się temat buntu Głuchych przeciwko ustaleniom kongresu w Mediolanie w 1880 roku, kiedy to zakazano używania języka migowego w edukacji na rzecz oralizmu, czyli komunikacji werbalnej na podstawie czytania z ruchu warg. Decyzja podjęta w Mediolanie, która obowiązywała do 1980 roku, w środowisku g/Głuchych jest nazywana „stuleciem hańby”. Do tej pory wielu nauczycieli i wiele nauczycielek w szkołach dla g/Głuchych nie posługuje się naturalnym dla niesłyszących językiem migowym, co oczywiście utrudnia komunikację.

Nancy, Rourke, Mona Lisa Deaf RevisitedNancy Rourke, „Mona Lisa Deaf Revisited”

W trzeciej części wystawy przedstawiono współczesną sztukę Głuchych, ze szczególnym podkreśleniem nurtu nazywanego rourkeizmem od nazwiska jego inicjatorki: Nancy Rourke, której trzy obrazy, m.in. „Mona Lisa Deaf Revisited” (Głucha Mona Lisa), Muzeum Śląskie zakupiło do swojej kolekcji. Obok jej kontrastowych prac można przeczytać manifest ruchu De’VIA z 1989 roku, do którego należą osoby podzielające doświadczenie osób niesłyszących: obok osób Głuchych mogą to być np. CODA, czyli słyszące dzieci g/Głuchych rodziców, istotna jest identyfikacja z kulturą Głuchych. Artyści i artystki De’VIA używają kontrastujących kolorów i uwypuklają usta, oczy, uszy i ręce. Manifest odnosi się raczej do tradycyjnych mediów, malarstwa lub rzeźby, ale można stosować go również do obiektów z tkaniny, kolaży, ceramiki i innych. 

Przedstawicielem młodego pokolenia jest tu Daniel Kotowski, który w swojej sztuce, szczególnie poprzez emancypujące działania performatywne, eksploruje motyw biowładzy, skazującej go na bycie „niekompletnym” w społeczeństwie dopasowanym do potrzeb i możliwości osób posługujących się mową. W swoich performansach, podobnie jak Raimund Hoghe, używa ciała jako narzędzia i znaku identyfikującego go z marginalizowaną społecznością – w jego przypadku ze społecznością Głuchych. Domaga się nie tylko większej dostępności miejsc kultury dla osób niesłyszących, ale też ich większego udziału w kształtowaniu życia społecznego i politycznego. Postuluje wpisanie języka migowego do konstytucji jako równoprawnego językowi polskiemu.

Justyna Kieruzalska jest malarką i rysowniczką. W swojej sztuce łączy feminizm z prawami osób g/Głuchych, których potrzeby zna z własnego doświadczenia. W Śląskim prezentuje serię grafik. Jedna z nich przedstawia dziecko, którego oczy są zasłonięte czarną opaską, wbrew swojej woli jest karmione dużą łyżką, na której leży aparat słuchowy. Praca to odważny, jednoznacznie krytyczny komentarz do technologicznego „naprawiania” głuchoty, optymalizacji za pomocą produktów protez. Ciekawe podejście do tematu komunikacji zaproponowała artystka urodzona w Ukrainie, Viktoriia Tofan, w instalacji pt. „Zakłócenia we krwi”. Za pomocą słów wyszywanych na wielkoformatowych ryzach papieru autorka zwraca uwagę na materię tekstu i procesualny charakter komunikacji. Tofan łączy doświadczenie osoby migrującej z trudnościami w zrozumieniu języka fonicznego, które są charakterystyczne dla społeczności g/Głuchych. Oswajanie z treścią odbywa się tu na wielu płaszczyznach: haptycznej, wizualnej, a po czasie również znaczeniowej. 

fot. Sonia Szeląg

Doceniam wysiłek kuratorski włożony w powstanie wystawy „Głusza” i przygotowanie jej na bardzo wysokim poziomie dostępności. Zastanawia mnie jednak ilość informacji, które ma do przyswojenia osoba zwiedzająca – w większości są to obszerne, czarno-białe opisy na ścianach. Moja wizyta w muzeum była zresztą zapowiedziana, więc miałam okazję doświadczyć wystawy z komentarzem kuratorki Dagmary Stanosz, kuratora Michała Justyckiego i artystki Klaudii Wysiadeckiej. Przedstawiona z ich ucieleśnionych perspektyw (osoby słyszącej i Głuchych) ekspozycja wywiera silne wrażenie. Pomyślałam o jej istotności, czy – w polskim kontekście, w którym norma wciąż określana jest przez audystyczne, religijno-narodowościowe i homofobiczne standardy – wręcz konieczności. Wizyta na wystawie była jednocześnie moją pierwszą w Muzeum Śląskim, które do tej pory, poza współpracą z Brachą L. Ettinger i Bartkiem Arobalem Kociembą, kojarzyłam głównie z nielegalnego i politycznie motywowanego zwolnienia dyrektorki Alicji Knast. Bez jej starań, jak powiedzieli mi twórcy wystawy, wielopoziomowy projekt „Głusza” zapewne by się nie wydarzył. 

Wystawę w Katowicach z tą w Berlinie łączy zdecydowane i odważne wyjście poza estetyczne pole sztuki, jej edukacyjny i aktywistyczny charakter, dla którego miarą jest, ni mniej, ni więcej, tylko zmiana społeczna. Instytucja pełni tu funkcję sojuszniczą, dostarcza zasobów i możliwości do wsparcia postulatów grup mniejszościowych; w Muzeum Śląskim – Głuchych, w Schwules Museum* – osób z niepełnosprawnościami i nieheteronormatywnych, które często posługują się narzędziami sztuki. Obie wystawy są niewątpliwie przede wszystkim aktami politycznymi.