Dramaty Hanocha Levina
Gadi Dagon: Hanoch Levin, 1996 / Givon Art Gallery

Dramaty Hanocha Levina

Agata Dąbek

W Polsce na dramaty Levina wciąż patrzy się przez pryzmat jego polskiego pochodzenia. Tyle, że autorowi „Kruma” znacznie bliżej do tradycji Becketta, a wymiar polityczny jego sztuk otwierają dopiero izraelskie realia

Jeszcze 1 minuta czytania

O związkach Levina z naszym krajem mówi się niezwykle często. Nieustannie podkreślany jest fakt, że jego rodzice wychowali się w Polsce, a on sam, choć urodził się  w Izraelu, dorastał w społeczności polskich Żydów. Poznawał ich zwyczaje, wzajemne relacje, które następnie w formie karykaturalnej przedstawiał w swoich tekstach. Słuchając tych głosów, można odnieść wrażenie, jak gdyby ciągłe podkreślanie „genetycznej” przynależności sztuk Levina do „naszego podwórka” było jedynym sposobem, aby przekonać do nich polskiego czytelnika.

Tylko, że teksty Levina doskonale bronią się same i polska publiczność nie potrzebuje wcale zachęty krytyków, aby oglądać je w teatrze. Potwierdza to bez wątpienia wypełniona po brzegi widownia na dwóch wystawianych u nas sztukach Levina – „Krumie” i „Pakujemy manatki”. Zresztą sam wspomniany już sposób mówienia o twórczości izraelskiego dramatopisarza, wydaje mi się nieco problematyczny. Owszem – jak pisał Dani Tracz – Levin „dorastał wśród dźwięków języka polskiego” i dźwięki te nieustannie „wybrzmiewają” w jego sztukach. Pisząc dla sceny, często powracał też do (mitycznej) krainy dzieciństwa. Trudno jednak zaprzeczyć temu, że Levin – ogólnie rzecz ujmując – nie żył w kulturze polskiej, a w hebrajskiej i izraelskiej. I właśnie z myślą o tej kulturze tworzył swoje sztuki, nierzadko wymierzając w nią ostrze krytyki, zwłaszcza w  takich tekstach jak  „Morderstwo”, gdzie bezpośrednio odwoływał się do konfliktu izraelsko-palestyńskiego.

Dziś, jak sądzę, skuteczny wabik na polskich czytelników stanowić może nie tyle rzekoma swojskość czy „lokalność” sztuk Levina, o jakiej się powszechnie mówi, ile wpisany w nie „uniwersalizm”.

Hanoch Levin „Ja i Ty i następna wojna:
Teatr życia i śmierci”, tłum. Irit Amiel,
Agnieszka Olek, Jacek Poniedziałek, Michał
Sobelman. ADiT, Austeria, Kraków 2009,
700 stron
Kim są bohaterowie sztuk Levina? Z pewnością cierpią na „samotność”. Choć łakną bliskości, to ze względu na pełnione role społeczne, a także uwikłanie w system finansowych zależności i zobowiązań, skazani są na „życie w pojedynkę” nawet przy boku drugiego człowieka. W zamieszczonych w antologii „komediach domowych”, takich jak „Szyc”, „Jakobi” iLeidental”, czy „Sprzedawcy gumek”, miłosne tyrady zastąpione zostają scenami targowania się, a słowem-kluczem do serca kochanki/kochanka, męża/żony, czy dzieci staje się „czek”.

Ów „męski świat biznesu” zostaje oczywiście przez Levina dosadnie wykpiony – w jego teatrze to kobiety wydają się dominować nad mężczyznami, mamiąc ich wizją fizycznych rozkoszy. Sprowadzone przez mężczyzn do roli „zaspokajacza” cielesnych żądz, odpłacają im pięknym za nadobne. Poniżają ich i wystawiają na śmieszność, drwiąc z ich popędów, wieku, mankamentów fizycznych, stale zarzucają im impotencję. Sprowadzenie życia człowieka do zaspokajania potrzeb fizjologicznych uwypukla dosadność językowych sformułowań oraz zwrotów Levina, nasuwających skojarzenie z tradycją satyry spod znaku Arystofanesa, Rabelais czy Becketta.

Walcząc ze sobą, bohaterowie sztuk izraelskiego dramatopisarza toczą również zaciekły bój z losem – ze śmiercią (stały motyw, pojawiający się choćby w sztukach „Pakujemy manatki”, „Zimowy pogrzeb”, „Requiem” ), przemijaniem, stagnacją, cierpieniem. Dziwna to jednak wojna, gdyż właściwie nie ma w niej bitew. Człowiek w teatrze Levina, niczym postacie ze sztuk Czechowa, bezwolnie poddaje się losowi. To ktoś, kto pragnie wyjechać, ruszyć się z miejsca, by zmienić coś w swoim życiu, lecz zamiast wziąć sprawy w swoje ręce, siada na walizce i siedzi na niej, dopóki nie przyjdzie po niego anioł śmierci. Kiedy anioł nadchodzi, człowiek ten nie potrafi uwierzyć, że ostatni pociąg do „krainy szczęścia” już dawno odjechał.

„Życie jest gdzie indziej” – powtarza smutno Krum, tytułowa postać sztuki Levina znanej już polskim widzom. Sprol, Cingerbaj i Berlo – bohaterowie „Sprzedawców gumek” – nieustannie uciekają przed męką ludzkiej egzystencji do kina czy teatru, bezskutecznie szukając tam pocieszenia. Bólu istnienia nie koi nawet myśl o wieczności. „Po drugiej stronie” jest przecież tylko nicość – czytamy w „Śniącym chłopcu” i „Mękach Hioba”.

Nie ma racji jednak ten, kto sądzi, że lektura antologii sztuk Levina może wywołać tylko gorzką refleksję i smutek. Shimon Levy, porównując te dramaty z twórczością Becketta, zwrócił uwagę na to, że Levin wykazuje „zaskakujący optymizm: na przekór wszystkiemu (…) wykraczając poza groteskę poniżonego ciała i cierpiącej duszy. Jest to optymizm walki”. Ta walka wyraża się w przemożnej tęsknocie bohaterów sztuk Levina za lepszym światem.