Mateusz Pakuła  „Na końcu łańcucha”
Mateusz Pakuła / fot. Michał Zawada, Fundacja SPLOT

Mateusz Pakuła
„Na końcu łańcucha”

Agata Dąbek

Przeszczepiając formułę bad paintingu na grunt pisania dla teatru, Mateusz Pakuła ukazuje, w jaki sposób media projektują nasz odbiór rzeczywistości

Jeszcze 2 minuty czytania

Dyptyk teatralny Mateusza Pakuły tworzą dwie sztuki: „Na końcu łańcucha” i „Na końcu łańcucha II. Twardy gnat, martwy świat”. Jego tematem jest pieski charakter relacji międzyludzkich, rozwijających się za każdym razem zgodnie z prawidłami dialektyki dominacji i upokorzenia. Choć nadrzędna rama kompozycyjna obu części dyptyku pozostaje ta sama, to prezentowane w nich sposoby ujęcia głównego tematu są jednak zgoła odmienne.

Mateusz Pakuła „Na końcu łańcucha”.
Fundacja SLOT, Kraków, 130 stron, w księgarniach
od kwietnia 2012
Rozgrywająca się w „Na końcu łańcucha” historia ma wyraźnie zapośredniczony charakter: obok nawiązań do znanych filmów i seriali pojawiają się  liczne zapożyczenia literackie: cytaty z „Burzy” Williama Szekspira, „Anatomii Tytusa” Heinera Müllera, „Mojej psiej twarzy” Wernera Schwaba czy „Samotności pól bawełnianych” Bernarda-Marie Koltésa. Najwięcej pożycza Pakuła od Müllera. Z jego „Anatomii Tytusa” nie tylko przejmuje podstawowy zrąb akcji, ale też do pewnego stopnia kradnie jego technikę pisania, a właściwie – przepisywania „Tytusa Andronicusa” – jednej z najbardziej krwawych sztuk Szekspira.

W „Anatomii Tytusa” Müller stworzył coś na kształt historiozoficznego modelu dziejów. Do jego rangi urosła żywiąca się rzymskim mitem historia zderzenia cywilizacji z barbarzyństwem, ujawniająca bezsilność kultury wobec nieokiełznanych sił natury. Również Pakuła tworzy model historiozoficzny, jednak czyni to z właściwą sobie dozą przewrotności i czarnego humoru. Historię – gwałt dokonany na Lawinii przez Chirona i Demetriusza, następującą po nim zemstę Człowienia (Tytusa Andronicusa) oraz jej konsekwencje – modyfikuje (uwspółcześnia, a w warstwie językowej – wulgaryzuje) na tyle, by uwypuklić dialektykę dominacji i upokorzenia w kontaktach międzyludzkich. Dialektykę urastającą do rangi reguły historycznej, którą Pakuła poglądowo unaocznia za pomocą środka stricte teatralnego – zamiany kostiumów. Eksponuje zjawisko wymienności ról kata i ofiary, dające się zaobserwować również w „Anatomii Tytusa”. W „Na końcu łańcucha” historia się powtarza. W kolejnych aktach przemocy ujawnia się ten sam mechanizm zbrodni, nieustannie wprawiany w ruch przez Tanatosa.

Kwestię relacji międzyludzkich opartych na dialektyce dominacji i upokorzenia Pakuła podejmuje również w drugiej części dyptyku. Porusza przy tym motyw niezawinionego cierpienia oraz problem granic ludzkiej wolności, stawiając pytanie o korzenie zła we współczesnym świecie. Dziś za głównych dostarczycieli obrazów cierpienia i aktów przemocy uchodzą telewizja i internet. Urok medialnych, krwawych historii, konstruowanych linearnie, bez żadnych zaburzeń, bierze się stąd, że przemoc, którą epatują, podawana na przysłowiowej tacy, raczej wciąga niż prowokuje do refleksji. Pakuła, atakując nasze przyzwyczajenia odbiorcze w drugiej części dyptyku, demaskuje poniekąd ów mechanizm biernego odbioru. Posługuje się przy tym nowatorską strategią pisania, którą określa jako bad writing – good art.

Bad writing – good art to literacki odpowiednik hasła bad painting – good art. W 2008 roku pod takim szyldem zorganizowano w MUMOK-u (Muzeum Sztuki Współczesnej) w Wiedniu wystawę prac artystów, wśród których znalazły się między innymi dzieła Francisa Picabii, Georga Baselitza, Johna Currina i Lisy Yuskavage. „Złe malarstwo” to przede wszystkim strategia protestu i oporu – wyraz buntu przeciwko kanonom sztuki tradycyjnej, ale również przeciwko ideałom i twórczym postulatom awangardy. Bad-painterzy stosują techniki uchodzące za niepoprawne, wadliwe, błędne, a nawet brzydkie. Tworząc, nie respektują wielu obowiązujących zasad – decorum, przyzwoitości, dobrego smaku czy poprawności politycznej. Niepoprawności można doszukać się nie tylko w formie ich prac, ale też w ich treści oraz relacji, jaka je łączy. A także w samym sposobie ich wykonania: w świadomym warsztatowym niechlujstwie. Tym, co pozwala określić bad painting mianem dobrej sztuki, jest kontekstualność. O jego wartości decyduje też fakt, że daje bywalcom galerii możliwość wyboru: świadomie drażniąc odbiorcze przyzwyczajenia, prowokuje do spojrzenia i przeżywania rzeczywistości w odmienny sposób. Podobnie oddziałuje formuła bad writing Pakuły.

Przeszczepiając formułę bad painting na grunt pisania dla teatru, Pakuła ponownie korzysta z cudzego materiału. Sięga nie tylko po opublikowaną onegdaj w internecie powieść Marcina Obuchowskiego, którą poddaje obróbce, ale również po wątki biblijne, a także liczne cytaty, pochodzące ze znanych seriali telewizyjnych czy reklam. Niczym bad-painterzy wykorzystuje i kontestuje dobrze znaną, przez wszystkich rozpoznawalną konwencję: konwencję narracji telewizyjnej.

Na pierwszy rzut oka narracja głównego bohatera sztuki Hansa Klopsa – współczesnego Hioba – przypomina raczej narrację klasycznej powieści, a nie narrację telewizyjną. Jednak ze względu na linearny opis rozwoju wydarzeń i dbałość o szczegół i detal bardzo przypomina relacje spikerów telewizyjnych przeprowadzane z miejsc tragedii i katastrof, które Pakuła raz po raz wplata w tekst. Konwencję narracji telewizyjnej Pakuła modyfikuje (masakruje) jednak na tyle, by odbiorca choć przez chwilę się nad nią zastanowił – czego, spoglądając w szklany ekran, zwykle nie robi. 

Medium, jakim jest teatr, pojmowane w sposób tradycyjny,  przyzwyczaiło nas, że na scenie przeważnie mamy do czynienia z jakimś konfliktem racji, widzimy bohaterów, którzy zadają pytania i szukają odpowiedzi, przy czym sami poniekąd zaczynamy robić to samo. Telewizyjny, opisowy sposób narracji tego nie przewiduje. Przekonał się o tym Klops, który godzinami bezmyślnie zajadając chipsy w fotelu, z bezpiecznej pozycji oglądał relacje z krwawych wojen, wciągające go niczym dobrze napisana powieść. Dopiero kiedy nieszczęście dotknęło jego samego, Klops obudził się, zaczął stawiać pytania.

Oczywiście, to wszystko brzmi chyba zbyt poważnie – dramatopisarz przyprawia swój tekst sporą dawką czarnego humoru. Rozbrajający wydaje się sposób, w jaki autor zderza ze sobą popkulturową papkę z treściami uchodzącymi za istotne. Naruszenie zasady decorum staje się widoczne także w samej próbie przeszczepienia narracji telewizyjnej na grunt s z t u k i teatru. Czy to jeszcze bad writing –good art czy po prostu rozpoznawalny styl samego Pakuły?