MUZYKA 2.1:
Dariusz Przybylski

Maria Peryt

Muzyka Dariusza Przybylskiego jest perwersyjnie przyjemna niczym psychologiczny thriller. Jest jak skondensowana energia, którą kompozytor dozuje, aby w końcu uwolnić ją w jednej gwałtownej kulminacji

Jeszcze 3 minuty czytania

1.

Przekornie profesjonalna, niespodziewanie naturalna i komunikatywna – w największym skrócie tak można opisać jego muzykę. Jakie jest jej miejsce w naszej czasoprzestrzeni? Odległy koncepc­jom oraz eksperymentom, które tłumaczą braki brzmienia; twórca muzyki pisanej nutami i przeznaczonej dla tradycyjnych instrumentów. Oto Dariusz Przybylski – kompozytor, organista, wywodzący się z warszawskiego ośrodka muzyki współczesnej.

Dariusz PrzybylskiPełen ekspresji, bezpretensjonalny styl Przybylskiego zjednuje mu nie tylko coraz większe uznanie i przychylność słuchaczy – jest też odzwierciedleniem istotnej tendencji, która zarysowuje się coraz wyraźniej wśród grupy twórców skupionych wokół dzisiejszego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Wydaje się również, że nurt ten rośnie w znaczenie we współczesnej muzyce światowej, łącząc i przedstawiając w przyswajalnej formie wszystkie eksperymenty, pomysły i próby poprzednich stuleci. Tendencja ta zrywa z postmodernizmem, albo może inaczej – wychodzi od niego płynnie, aby w procesie twórczym postmodernizm zagubić. Na rzecz czego? Być może wzięcie Przybylskiego pod lupę sprowadzi nas na właściwy trop.

2.

W 2001 roku Dariusz Przybylski skomponował swój pierwszy utwór, a kiedy znalazł się w Warszawie, postanowił dać upust zainteresowaniom i wziął udział w seminariach kompozytorskich prowadzonych przez prof. Stanisława Moryto. Rok później został już podwójnym studentem (organy i kompozycja) i znów przypadek wpłynął na losy jego dalszej edukacji.
Trafił bowiem na Marcina Błażewicza, który zaczynał wówczas pracę nad tworzeniem własnej klasy. Wśród licznych rozmów, otwierania umysłu, podpowiadanych lektur, wśród filozofii i sztuki, Błażewicz uwrażliwiał swego studenta na aspekty dzieła muzycznego nieco dziś pomijane – na formę, instrumentację, narrację, przebieg, emocje, klarowną strukturę utworu, świadomość materii, jej wewnętrzne słyszenie i modelowanie, rytm, technikę itp.

κατάβασις („Katabasis”) op. 64, (2010) na orkiestrę
symfoniczną i 20 młodych wykonawców,
fragment partytury.

Sam Przybylski o swoich doświadczeniach w tym zakresie opowiada: „Od Marcina Błażewicza wyniosłem warsztat, umiejętność instrumentacji, ogólne spojrzenie na muzykę. Dobrze nam się współpracowało, nigdy nie przeszkadzał, pomagał, nie narzucał jednego punktu widzenia, tylko starał się zawsze spojrzeć na utwory obiektywnie i podpowiedzieć wskazówki przydatne w dalszym komponowaniu. Marcin był najbardziej przyjacielskim z profesorów, z którymi pracowałem; traktował mnie na równi. Czułem, że kompozytor spotyka się z kompozytorem, a nie profesor ze studentem. Podobało mi się to, że podchodził do dzieła jak do tworu emocjonalnego i na zajęciach prowadziliśmy rozmowy w tych kategoriach, a nie stricte technicznych. Oczywiście technika jest podstawą, ale potem przychodzi czas na aspekty emocjonalne, budowanie napięć itp. Właściwie u niego zaczynałem komponować, otworzył mi oczy na wiele spraw i nauczył myślenia o utworze jako o całości”.

Niezależnie jednak od tego, czego nauczył się bezpośrednio od Błażewicza, Przybylski bardzo szybko przeciął pedagogiczną pępowinę. Już jego młodzieńcze kompozycje – „Kwartet saksofonowy «Morfeusz»” (2004), „…the rest is silence…” (2005) na dwa fortepiany i dwie perkusje – noszą znamiona indywidualnego stylu, który Przybylski eksploruje, pogłębia i rozszerza konsekwentnie z każdym kolejnym utworem.
Wyjazd do Niemiec pomiędzy 2006 a 2007 rokiem (Hochschule für Musik w Kolonii, kompozycja u Yorka Höllera, kompozycja elektroniczna u Hansa Ulricha Humperta, instrumentacja u Krzysztofa Meyera i organy u Johannesa Gefferta) spowodował kolejne estetyczne przewartościowanie, a studia podyplomowe w Hochschule für Musik Karlsruhe (u Wolfganga Rihma) dopełniły dzieła. Po magisterium Przybylski szybko otworzył przewód doktorski, i uzyskał tytuł doktora sztuki muzycznej w wieku zaledwie 25 lat.

1094

3.

Kompozytor ma w swoim portfolio ok. 80 kompozycji, z których większość stanowią utwory kameralne – instrumentalne i wokalno-instrumentalne. Uderza w nich świeżość spojrzenia na obsadę oraz sposób wykorzystania instrumentów. Kompozytor przyznaje, że to właśnie utwory kameralne stanowią dla niego laboratorium różnorodnych eksperymentów; traktuje je jako „mikrokosmos”, w którym wszystkie detale stają się wyraźniej widoczne.

Dariusz Przybylski

Urodził się w Koninie w 1984 roku. Po obronie magisterium w macierzystej uczelni w Warszawie, która zakończyła się nie tylko podwójnym dyplomem z wyróżnieniem (zarówno w dziedzinie organistyki jak i kompozycji), ale też medalem Magna cum Laude, Przybylski rozpoczął przewód doktorski oraz studia podyplomowe w Hochschule für Musik w Kolonii, które ukończył z wyróżnieniem w klasie kompozycji Wolfganga Rihma. W 2010 roku zakończył edukację, uzyskując tytuł doktora sztuki muzycznej w wieku zaledwie 25 lat. Wydawcą jego utworów jest Verlag Neue Musik w Berlinie.

Choćby „Discours” na akordeon i wiolonczelę, w którym punktualistyczne interwencje łączą się z fragmentami opartymi na typowej, melodycznie traktowanej fakturze obu instrumentów. „Discours” wykorzystuje oczywiście aluzję zawartą w tytule – przypomina rozmowę, wymianę myśli za pomocą dźwięków, jednak nie to stanowi o wyjątkowości tej kompozycji. Zestawienie brzmień akordeonu i wiolonczeli daje efekt lekkości, którą Przybylski wydobywa za pomocą sprytnie dobieranych rozwiązań technicznych na przekór ciemnej barwie i specyfice obu instrumentów. Ważne jest także połączenie różnorodnych stylistyk, znajdziemy tu bowiem echa tzw. muzyki dawnej, ale też zwroty przypominające gitarowe riffy.

W kolejnych utworach – m.in. „Onyx” (na dwa flety), „Medeas Träume” (na skrzypce, klarnet basowy, perkusję i fortepian), „Toxiuh molpilia” (na 12 saksofonów), „Abrenuntio” (na tubę, flet, klarnet, perkusję i fortepian) – poszukiwania sonorystyczne łączą się z klasycznym myśleniem o muzycznym przebiegu, który jednak nie przybiera znanych nam form, pozwalając kształtować się wartkiemu nurtowi pomysłów. Nawet w mikroskali dają o sobie znać symfoniczne doświadczenia Przybylskiego.

Wspomniany „Discours jest delikatną, utkaną z koronki opowieścią. Inny wymiar kameralistyki odkrywamy w utworach przeznaczonych na nieco większe składy instrumentalne – jak chociażby „Inexprimable”, w którym kulminacje, budowane bardzo konsekwentnie, ustępują orkiestrowemu tutti jedynie ilością decybeli. Przybylskiemu przy pomocy kilkunastu instrumentów udaje się uzyskać zaskakującą gęstość i nasycenie brzmienia.

Jeszcze innym przykładem traktowania emocji i muzycznego przebiegu są utwory, w których dużą rolę odgrywają instrumenty perkusyjne: „Rituals” (na dwie perkusje), wspomniane „…the rest is silence…”, „Nekyia” (na dwie perkusje i 4 puzony). Przybylski – subtelny łowca detali – zaskakuje muzyką pełną rytmicznego drive’u. I choć sam kompozytor odżegnuje się od wpływów muzyki rozrywkowej, w tym obszarze jego twórczości duch naszych czasów znajduje swoiste ujście. Kompozycje te są niebywale energetyczne, nie pozostawiają niedopowiedzenia.

4.

W utworach wokalno-instrumentalnych Przybylski łączy inspiracje wypływające z muzyki dawnej oraz doświadczeń opery od baroku do romantyzmu, ze swoistym traktowaniem głosu ludzkiego oplecionego siatką misternie tkanego, instrumentalnego tła. Obok pieśni i utworów wokalno-instrumentalnych wpisanych w nowe formy, jest też autorem kilku oper kameralnych – komicznej „Dwie myszy i kot” (prapremiera 30 lipca 2011) „Wasserstimmen” (prawykonanie pod koniec 2011 roku), „Manhattan Medea” (planowane wykonanie na rok 2012).

„Wasserstimmen” napisane zostały w ramach Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego Berliner Opernpreis 10. To krótkie, zaledwie dwudziestominutowe dzieło. Libretto opiera się na inuickim micie, na który kompozytor trafił w poszukiwaniu inspiracji (tekst opracował dyrygent Przemysław Fiugajski).

„Apollo” op. 61, (2010), na baryton i 
perkusistę, fragment partytury.
Kolejny utwór sceniczny – „Manhattan Medea” – Przybylski napisał „po prostu dla siebie” (choć w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Kompozytora zaintrygowała sztuka teatralna niemieckiej autorki Dei Loher, w której znany mit przeniesiony został w realia współczesnego Nowego Yorku. Przybylski nadał mu muzyczne kształty, przywodzące na myśl niemieckich ekspresjonistów w nieco lżejszym wydaniu (warstwa instrumentalna była pisana z myślą o współpracującym z twórcą zespołem Kwartludium).

Ostatnia z oper kameralnych – „Dwie myszy i kot” – opowiada zabawną i wzruszającą historię, w której splatają się miłość (kota i jednej z myszy), samotność i ludowa mądrość, wszystko z lekkim przymrużeniem oka (autorem libretta jest Łukasz Szwed). Utwór powstał na zamówienie Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury, a jego prawykonanie odbyło się 30 lipca bieżącego roku (Austria, Bad Ischl, Lehar Theater).
Jeszcze wyraźniej słychać tu elementy języka brzmieniowego charakterystycznego dla Przybylskiego. Twórca zręcznie operuje wyjściowym materiałem dźwiękowym. Podobnie jak w „Katabasis” i „Koncercie akordeonowym”, materiał użyty już na początku staje się bazą całej konstrukcji, powracając na przestrzeni całego utworu. Gęsta faktura współgra z precyzyjną instrumentacją, skomplikowane podziały drobnych wartości w sekcji dętych drewnianych, partie fletu piccolo i krotali – wszystko to buduje specyficzne brzmienie. Nie brakuje też w tej muzyce ilustracyjności, nie nachalnej, niezbyt dosłownej. Znakomitym zabiegiem są choćby wtręty tuby, która dodaje opowieści komizmu.

6.

Z muzyką symfoniczną kompozytor mierzy się od 2008 roku. Precyzja myślenia i budowania faktury i formy utworów orkiestrowych pozwala umieścić Przybylskiego w gronie najbardziej interesujących kompozytorów młodego pokolenia. Przemawia za tym dojrzałość, odbijająca się w niezwykle interesujących pod względem estetycznym i technicznym kompozycjach, jak np. „Óneiros”, „Orchesterstück Nr. 1” i „Orchesterstück Nr. 2”, „Katabasis”, albo prawykonany w marcu 2011 roku przez Macieja Frąckiewicza i NOSPR koncert akordeonowy „... denn ich steure mit meinen Genossen über das dunkle Meer zu unverständlichen Völkern...”.

Ostatni z wymienionych utworów zbudowany jest w oparciu o interesujące założenia. Kompozytor – na ogół daleki od stosowania usztywniających wyobraźnię systemów tworzenia – zdecydował się tu na użycie techniki dodekafonicznej. Oczywiście zabieg ten został w tkankę muzyczną umiejętnie wpleciony i nie stanowi podstawy całości, a jedynie wybranych fragmentów. Dzięki temu koncert nabiera specyficznego brzmienia i uporządkowanego charakteru, a także zaskakująco świeżego wymiaru.

W muzyce orkiestrowej wyraźnie widać, że Przybylski wchodzi w kolejny etap twórczego rozwoju. Z dystansem potrafi utrzymać na wodzy nawet najsilniejsze emocje. Orkiestrę i uwagę słuchaczy trzyma pewną ręką, stanowczo kreśląc przebieg formy i pulsujących napięć.

7.

Zainteresowania większymi zespołami instrumentalnymi odbijają się na monograficznej płycie kompozytora – „Works for Orchestra” (wyd. DUX, we współpracy z Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego). Znajdziemy na niej nagrania koncertu skrzypcowego „Óneiros” (2009) w wykonaniu Janusza Wawrowskiego, utworu na orkiestrę kameralną „Nawet gwiazdy płaczą z tym, kto płacze w nocy” (2007) w wykonaniu Orkiestry Kameralnej AUKSO pod dyrekcją Marka Mosia, koncertu fletowego „Hommage a Josquin” (2007) w wykonaniu Jadwigi Kotnowskiej, oraz „Orchesterstück Nr. 2” (2009) w wykonaniu Sinfonii Iuventus pod dyrekcją Krzysztofa Słowińskiego.

D. Przybylski „Works for Orchestra”, soliści:
Jadwiga Kotnowska (flet), Janusz Wawrowski
(skrzypce); Orkiestra Kameralna AUKSO (dyr.
Marek Moś); Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus
(dyr. Krzysztof Słowiński), DUX Recording
Producers, czerwiec 2010
Nastrój płyty przypomina obrazy z głębi snu – momentami wyraziste i pełne, za chwilę nieco zamglone i rozedrgane. Poddajemy się tej narracji, szukamy opowieści, tłumaczymy sobie wartkie zwroty akcji, a przede wszystkim – przeżywamy. Mroczna (ale nie przerażająca), perwersyjnie przyjemna niczym psychologiczny thriller, muzyka Przybylskiego niesie ogromny ładunek emocjonalny; jest jak skondensowana energia, którą kompozytor dozuje, aby w końcu uwolnić ją w jednej gwałtownej kulminacji.

Połączenie giętkiej melodii, rytmicznej narracji oraz intensywnych, nasyconych emocjonalnie elementów – to cechy charakterystyczne dla twórczości Dariusza Przybylskiego. Oprócz wielkiego brzmienia, w jego kompozycjach dużą rolę odgrywają także delikatniejsze, subtelniej budowane fragmenty. On sam opowiada: „staram się wtedy komponować tak, jakbym zapominał o kresce taktowej”. I rzeczywiście, zapomina nie tylko o niej, ale o całym otaczającym świecie. Eteryczne, pełne przestrzeni i mglistej, magicznej aury momenty są na tyle intrygujące i charakterystyczne, że przyćmiewają rozedrganym światłem fajerwerki wielkich kulminacji. Ta specyficzna cecha twórczości Przybylskiego powoduje, że do jego utworów chętnie się wraca, a balans pomiędzy furią i spokojem daje nam poczucie harmonii.




Materiał filmowy jest fragmentem dokumentu „Preludium op. 13” Pawła Zabla i Elizy Orzechowskiej, zrealizowanego przez Narodowy Instytut Audiowizualny we współpracy z Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego, które w latach 2007-2010 realizowało program promocyjny dla młodych kompozytorów.