„Hiperteksty literackie. Literatura i nowe media”

Paweł Orzeł

Postronny czytelnik, który nie zna w ogóle literatury hipertekstowej, powinien bez większych trudów rozeznać się w jej głównych ideach. Zawroty głowy może jednak wywołać wielość jej objawów

Jeszcze 2 minuty czytania

„Literatura da sobie radę” – myśli sobie czytelnik, który właśnie skończył lekturę książki „Hiperteksty literackie. Literatura i nowe media”. Jest to z pewnością myśl pokrzepiająca w (kolejnej) epoce pełnej wątpliwości co do losów literatury, w epoce (podobno) zarażonej kryzysem czytelnictwa i, co gorsza, brakiem ciekawszych zjawisk w tzw. mainstreamie. Choć to ostatnie jest kwestią dyskusyjną.

„Hiperteksty literackie. Literatura i nowe media”.
Red. Piotr Marecki, Mariusz Pisarski, Ha!art, Kraków,
176 stron, w księgarniach od października 2011
Hiperteksty (termin stworzony przez Teda Nelsona w 1965 roku) literackie jawią się jako ciekawy eksperyment, zabawa z nowymi mediami, zacieranie granicy między literaturą a sztuką lub w końcu jako wejrzenie w bliżej nieokreśloną przyszłość. Pojawienie się i upowszechnienie komputerów w latach 80. stało się bezpośrednim powodem narodzin „literatury elektronicznej”. Nowe medium umożliwiło bunt przeciwko odwiecznym ograniczeniom narzucanym przez druk. Autorzy, którzy podjęli się tego wyzwania, nie błądzili jednak po omacku w nowej cyfrowej przestrzeni, w ich dociekaniach odnaleźć można inspiracje tezami Jacques’a Derridy („O gramatologii” oraz „Pismo i telekomunikacja”), Michela Foucaulta („Słowa i rzeczy” oraz sławny szkic „Kim jest autor”) i Rolanda Barthes’a („Śmierć autora” czy „S/Z”). Hipertekstowi autorzy, posiadając tak solidną podstawę dekonstrukcyjną i poststrukturalistyczną oraz nowe, wdzięczne medium, z łatwością poddające się różnym pomysłom, zaprosili czytelników nie tyle do współpracy nad kształtem tekstu, co do zredefiniowania wszystkich etapów powstawania dzieła literackiego oraz jego odbioru. Co ciekawe, radykalni twórcy nowych mediów w sferze literackiej chętnie nawiązują do rozpoznawalnych pisarzy, takich jak Julio Cortazar, Jorge Luis Borges, Raymond Federman czy Mary Shelley.

„Pisarstwo w sieci, w przeciwieństwie do pisania i publikowania w niezależnym obiegu artystycznym, wyrzuca literatów na szerokie wody pierwszego w historii kultury tekstowego medium transmisyjnego. Zdarzyło się to w chwili, gdy wydawało się, iż nic nowego literaturze przydarzyć się już nie może.”
Mark Amerika

Innymi słowy, korzystając z klasycznej definicji – „hipertekst to nielinearna i niesekwencyjna organizacja danych – tekst rozbity na fragmenty, które na wiele sposobów połączone są ze sobą odsyłaczami”.

„Hiperteksty literackie. Literatura i nowe media” to zbiór szkiców o pionierach cyfrowego przewrotu w literaturze. Obok klasyków gatunku jak Michael Joyce, Mark Amerika, Stuart Moulthrop czy Shelley Jackson, niemało miejsca poświęcono polskim twórcom (Robert Szczerbiowski, Radosław Nowakowski, Sławomir Shuty). Mariusz Pisarski, redaktor tomu, zauważa we wstępie, że polskich autorów charakteryzuje „świadoma nieoczywistość uzależnień i nieco śmielsze, ułańskie wręcz, szarże w nieznane”. Nie są oni bezpośrednio związani z postmodernistyczną teorią myślową, łatwiej natomiast prześledzić ich związki z tradycją poezji konkretnej lub polskimi dokonaniami w ramach sztuki konceptualnej.

„Nie ma jednego, słusznego paradygmatu „prawdziwej” literatury sieciowej. Niektórzy, w tym ja, w ogóle nie wspominają już o literaturze sieciowej, ale o sztuce sieciowej w ogóle, ponieważ tych obu nie sposób już oddzielić.”
Johannes Auer

Bez wątpienia atutem książki jest jej przystępność. Tematy niekiedy wcale nie najłatwiejsze, opisane zostały przez autorów szkiców w sposób klarowny i zrozumiały. Postronny czytelnik, nie znający w ogóle literatury hipertekstowej, powinien bez większych trudów rozeznać się w jej głównych ideach. Zawroty głowy może jednak wywołać wielość jej objawów – od klasycznych dzieł opartych na programie Storyspace, przez net-art, Avant-Pop, hiperfikcje, po sięganie do narzędzi filmowych, konstruowanie swoistych gier komputerowych i jawne wykraczanie poza jedno medium. Wielość zjawisk może do pewnego stopnia działać także na niekorzyść samej idei hipertekstów – idei mimo wszystko świeżej i być może wymagającej jeszcze czasu. Na szczęście bibliografia oraz zawarte w niej odsyłacze do stron internetowych pozwalają od razu w praktyce skonfrontować się z omawianymi utworami i na własną rękę pogłębić ich analizę. Tego osobistego doświadczenia nawet najlepsze omówienia nie są wstanie zastąpić.

„Uparte trzymanie się pojedynczego medium byłoby sprzeczne z płynną naturą hipertekstu, nawet gdy tym medium miałby być hipertekst.”
Shelley Jackson

Podobno powtórna lektura za każdym razem odkrywa przed czytelnikiem coś nowego. Do znanych już dzieł literackich wraca się, by na nowo je przeżyć, odkryć coś, co umknęło albo zostało już zapomniane. Hiperteksty zaspokajają tę czytelniczą potrzebę bycia zaskakiwanym, ale jednocześnie mogą pozbawiać czytelnika komfortu uczestniczenia w dobrze znanej konstrukcji fabularnej.

Literatura da sobie radę. Choć być może niemożliwe jest przewidzenie jej przyszłych ścieżek, czy wskazanie koncepcji, które będą dominować. Wydawca uspokaja – komputer nie uśmierci książki. Może sam fakt ukazania się tej pozycji w tradycyjnej formie o czymś świadczy? Jak inaczej zaprosić szersze grono odbiorców do uczestniczenia w tej swoistej grze, jeśli nie ścieżkami, które już znają?


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.