B.S. Johnson, „Przełożona w normie”

Paweł Orzeł

Nie dziwią w tym tekście puste strony. Redaktorzy Liberatury często zwracali uwagę, że niezadrukowana przestrzeń jest równie ważna co sam tekst

Jeszcze 2 minuty czytania

Bryan Stanley Johnson (1933-1973) za życia opublikował zaledwie sześć książek, z czego dwie w ostatnim czasie doczekały się tłumaczenia na język polski i ukazały się w serii Liberatura za sprawą wydawnictwa Ha!art. I chociaż nazwisko B.S. Johnsona nie jest tak popularne, to z pewnością zasłużył na liberackie sąsiedztwo z takimi tuzami literatury jak Queneau, Perec, Federman a nawet Joyce.

Bryan Stanley Johnson, „Przełożona w normie”.
Przeł. Katarzyna Bazarnik, Ha!art, Kraków, 208 stron,
w księgarniach od marca 2012
„Przełożona w normie. Komedia geriatryczna” („House Mother Normal. A Geriatric Comedy”, pierwsze wyd. 1971) to utwór trudny do zaklasyfikowania gatunkowo i stylistycznie, ale jednocześnie całkiem klarowny w swojej strukturze. Czego może się spodziewać czytelnik przyjmujący zaproszenie tytułowej przełożonej? „Wejrzyjcie w umysły ośmiorga naszych starych przyjaciół i zajrzyjcie również w mój własny umysł. Przyjrzyjcie się naszemu Wieczorkowi Towarzyskiemu z perspektywy aż dziewięciu różnych umysłów”. Przede wszystkim bardzo precyzyjnie stworzonej polifonii monologów wewnętrznych pensjonariuszy domu starców (nieliczne głośno wypowiedziane słowa wyróżnione zostały kursywą). Wszystkie monologi składają się z takiej samej liczby stron, a każda z tych stron, nawet każdy wers, odpowiada konkretnemu momentowi „Wieczorku Towarzyskiego”.

Nie bez wpływu na monologi pozostaje fakt, że ich autorami są ludzie starsi o różnej kondycji psychofizycznej. Każdy z tych „rozdziałów” poprzedzony jest swoistą krótką charakterystyką, określającą wiek i stan zmysłów, oraz podającą LPO („Liczbę Poprawnych Odpowiedzi na dziesięć klasycznych pytań”, np. o miejsce pobytu, aktualny dzień, miesiąc, rok) i zestaw schorzeń. Już po takim wstępie można się domyślić, jak przedstawiają się reakcje i prezentują myśli danej osoby. Ich treścią są przeważnie opisy sytuacji, w której się znaleźli, komentarze do niej, wspomnienia oraz mało konkretny słowotok. Wypowiedzi pacjentów Johnson ułożył w kolejności od najmłodszego do najstarszego, od teoretycznie najzdrowszego do najbardziej schorowanego, a tym samym najmniej świadomego. Ten zabieg sprawia, że czytelnik zanurza się coraz głębiej w degradację, może nawet w destrukcję ciała i myśli.

Jedna z bohaterek konstatuje: „Jestem w strasznym stanie... Jestem uwięziona w sobie. To jest straszne. Każdy ruch mnie wykańcza”. Postrzegając siebie w ten sposób, niełatwo obserwować rzeczywistość. Osoba, dla której ciało przestało być przedłużeniem myśli, a stało się coraz trudniejszą do przekroczenia granicą między światem wyobraźni a materialnym, zapada się w sobie. Dlatego nie dziwią w tym tekście puste strony. Redaktorzy Liberatury, Katarzyna Bazarnik i Zenon Fajfer, często zwracali uwagę na to, że w interesującej ich literaturze niezadrukowana przestrzeń jest równie ważna co sam tekst. W „Przełożonej”, jak w żadnej wcześniej wydanej przez nich książce, ta pustka zostaje dowartościowana emocjonalnie, w sposób drastyczny mówi o agonii i niebycie.

A gdzie w tym wszystkim (pod)tytułowa „komedia”? Trudno rozstrzygnąć. Komedią może być monolog przełożonej, od której (jako od osoby kompetentnej) czytelnik oczekuje pełnego obrazu wydarzeń z „Wieczorku Towarzyskiego”. Komedią mogą być same rozmowy, reakcje i zabawy pacjentów. Albo zaskakujące przeżycia, zachowane w formie zmatowiałych wspomnień, które z czasem będą coraz mniej uchwytne. W końcu – patrząc jeszcze szerzej – komedią jest całe życie, w którym człowiek, z początku nieświadomy i uzależniony od innych, zyskuje w pewnym momencie samodzielność fizyczną i umysłową, by w końcu zacząć znów wszystko tracić i wrócić do punktu wyjścia, ale odbitego w krzywym zwierciadle.

Konstrukcja „Przełożonej” może, choć nie musi, angażować czytelnika w sposób fizyczny – wykorzystując odpowiadające sobie strony i wersy, odbiorca może sprawdzić, jak inny pacjent zareagował na daną sytuację albo czy w ogóle ją zauważył. W większym stopniu Johnson aktywizuje odbiorcę we wcześniejszej swojej książce, w „Nieszczęsnych” („The Unfortunates”, pierwsze wyd. 1969). Najbardziej oczywistą i pociągającą dziwnością tego utworu jest jego forma – pudełko, a w nim luźne i nienumerowane, poza Pierwszą i Ostatnią, składki. Johnson zestawia w nich historię śmiertelnej choroby przyjaciela oraz podróż do miasta, w którym narrator miał przygotować sprawozdanie z meczu piłkarskiego i z zaskoczeniem odkrywa, że to to samo miasto, w którym niegdyś spotykał się z przyjacielem. Nie ogranicza się jednak do zapisania dwóch pozornie różnych historii. W tym zestawieniu, odrzuceniu uznanych konwencji i technik literackich, poszukuje nowych sposobów przekazywania prawdy. Według Krystyny Stamirowskiej rozwiązanie zastosowane w „Nieszczęsnych” to „próba wiernego oddania sposobu, w jaki funkcjonuje pamięć”. Katarzyna Bazarnik podkreśla, że treścią tej pamięci są wspomnienia-składki zamknięte w książce-czaszce.

To odbiorca decyduje o kolejności odczytywania składek. Każdy, kto weźmie do ręki „Nieszczęsnych”, staje się współautorem kształtu fabuły. Czytelnik odkrywa – i sam tworzy – trudne do nazwania, opisania lub zauważenia zależności, które stają się pretekstem dla pojawiania się pewnych ciągów myślowych. Jakiś przedmiot, miejsce, czyjś gest lub niekonkretne wrażenie może być powodem złożonej narracji – w końcu, jak sam autor zauważa, umysł jest chaotyczny i automatycznie wyłącza się w przypadku zagrożenia, a włącza pod wpływem skojarzeń lub powtórzeń...

„Nieszczęsnych” i „Przełożoną w normie” łączy refleksja dotycząca kondycji ludzkiego ciała i myśli, ich kruchości oraz śmierci. Johnson wie, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym będziemy musieli powtórzyć za nim: „pamięć mnie zawodzi, w umyśle raz po raz dochodzi do zwarcia”. I że będzie to dopiero początek niezbyt przyjemnych przemian.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.