„Dar z niczego.  O antropologii święta” Duvignauda
Rytuał umbandy, Santuário Nacional de Umbanda w São Bernardo do Campo, Brazylia / fot. Fernando Freitas, Flickr CC

„Dar z niczego.
O antropologii święta” Duvignauda

Ewelina Godlewska-Byliniak

Duvignaud, którego polscy czytelnicy mieli dotychczas okazję poznać głównie jako socjologa sztuki i teatru, w „Darze z niczego” ujawnia się jako wnikliwy antropolog widowisk

Jeszcze 2 minuty czytania

Książka Jeana Duvignauda „Dar z niczego. O antropologii święta”, która ukazała się w serii Dromena Wydawnictw Uniwersytetu Warszawskiego, to lektura tyleż pociągająca, co niełatwa. Uwodzi eseistycznym, potoczystym stylem, niezwykłą plastycznością opisów, ale też stawia opór i zmusza do zatrzymania się w momentach największego zagęszczenia interpretacji, której stawką jest uchwycenie niepochwytnego.

Żywiołem, który autor próbuje opisać, jest święto jako doświadczenie nadmiaru, astrukturalności, rozchwiania stałych, reprodukowanych form społecznych, które pozwala na chwilowe wyrwanie się z ograniczeń własnego „ja”. Święto widziane jako świat nieskończonych możliwości. Jednocześnie Duvignaud już na samym wstępie zaznacza, że „podobnie jak nie istnieje dyskurs na temat święta, tak samo nie da się dojść do esencji zjawisk, które badamy: święto dziurawi dyskurs…”. Na tym gruncie rozpatruje równie niepochwytne, a przecież jednak związane z konkretnym doświadczeniem fenomeny, takie jak zabawa, trans, śmiech, a przede wszystkim tytułowy „dar z niczego”.

Duvignaud proponuje niezwykle interesujące rozwinięcie antropologicznej teorii daru, czerpiąc przede wszystkim z koncepcji krążenia darów sformułowanej najszerzej przez Marcela Maussa, który postrzega ten fenomen w kategoriach problemu komunikacji. Dla Duvignauda dar jest czymś innym i czymś więcej niż przedmiotem wymiany – jest formą porozumienia dokonującego się w astrukturalnej sferze święta, a zarazem aktem nieredukowalnym do czegokolwiek innego: do systemu ekonomiczno-handlowego, ofiary, a nawet faktu dzielenia się czy wymiany społecznej. „Dar oznacza utratę. Zmarnowanie. Kiedy się daje, nie myśli się o zwrocie czy odwzajemnieniu. Daje się bez wizji ekonomicznej. […] Daje się, ponieważ jest się niczym i daje się niczemu, a już na pewno nie temu boskiemu wizerunkowi, jaki społeczeństwo umieszcza między dającym a pustką. Daje się nic niczemu, a w ten sposób niszczy się siebie i innych” – pisze Duvignaud w jednym z najbardziej sugestywnych fragmentów odnoszących się do Sidi Soltane, niesformalizowanego święta, które obserwował w tunezyjskiej wiosce Chebika. Szczególnie interesuje go moment przygotowania, ten czas tuż przed, kiedy nic konkretnego, wyraźnie uchwytnego jeszcze się nie dzieje, ale wyczuwa się już wyraźnie ożywienie. Ludzie śmieją się, mówią bez konkretnego celu, „niepotrzebnie”. Duvignaud określa to jako osobliwy stan „chaosu”, który okazuje się też istotą samego święta – nie ma ono bowiem dokładnego scenariusza, a jego przebieg jest dosyć dowolny. Tym właśnie różnią się zdarzenia świąteczne opisywane przez Duvignaud od ceremonii czy oficjalnych świąt rozgrywanych według ustalonych reguł. Święto według Duvignaud rodzi się ponad czy też poza tą sferą oficjalności, a jego ukrytym zakładem jest owo „nic”, które składa się w darze.

Jean Duvignaud „Dar z niczego.
O antropologii święta”
, przeł. Ł. Jurasz-Dudzik.
Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego,
246 stron, w księgarniach od grudnia 2011
Ludzie biorący udział w opisywanym przez Duvignaud święcie, posiadają niewiele. Ale właśnie to niewiele, które jest wszystkim, co mają, składają w darze, gdyż radość płynącą z rozrzutności cenią bardziej niż rzecz, której się pozbywają. Pojęcia takie jak marnotrawstwo czy rozrzutność, Duvignaud traktuje zresztą z wielką ostrożnością, jako kategorie waloryzowane negatywnie w społecznościach, które wykazują dużo większe przywiązanie do przedmiotów – w społecznościach, którymi rządzi rynek i ekonomia. Utylitarnym i merkantylistycznym próbom wartościowania tego typu gestów przeciwstawia pojęcie daru, ofiary jako zabawy, gry, która „nie służy do niczego, a jednak wszyscy tak robią”. Jej praktykowaniu towarzyszy radość, odprężenie, wynikające z przekroczenia codziennych ograniczeń, ich podważenia, performatywnego zawieszenia. Stawką święta, gry, daru nie jest więc chęć otrzymania czegoś, ale bardzo specyficzne doświadczenie: „być niczym – przez ulotną chwilę…”.

Jeszcze lepiej widać to w innym zjawisku opisywanym przez Duvignauda – w tym, co nazywa on transem. Duvignaud odróżnia trans od opętania, stawiając między tymi dwoma doświadczeniami ostrą granicę. Pod pojęciem transu rozumie to, co inni badacze nazywają przedopętaniem poprzedzającym opętanie właściwe. Niezależnie jednak od precyzyjności czy trafności terminologicznej, ważna jest sama intencja wyraźna w eseju Duvignauda – intencja wyodrębnienia tego szczególnego momentu oczekiwania, pobudzenia, zwiększonej wrażliwości, podatności na doświadczenie transgresyjne. Według Duvignauda dla tego typu momentów astrukturalności kluczowe jest doświadczenie przekroczenia samego siebie, nieograniczona możliwość bycia kimś innym, a przede wszystkim niebycia osobą – czy też inaczej – „bycia osobą bez osobowości”. W przekroczeniu ukształtowanego i narzuconego społecznie „ja” pomaga rytm i taniec, dzięki któremu „zagłębiamy się w trans, aby odkryć niewyraźny i zamazany obszar bytu, w którym istniejemy, chociaż jesteśmy niczym”. Jesteśmy niczym, co znaczy, że potencjalnie możemy być wszystkim, wyrywając się z określonej społecznie roli i funkcji spełnianej na co dzień. Ów żywioł rozregulowania i chwiejności, dający „obłędną” – jak określa ją autor – możliwość wyzbycia się własnego „ja” i wkroczenia w sferę zupełnie inaczej definiowanego doświadczenia, rozpatruje Duvignaud na przykładzie brazylijskiego kultu umbanda.

Zwieńczeniem rozważań autora jest próba uchwycenia fenomenu śmiechu, mającego ten sam charakter twórczej wywrotowości. Śmiech jest rodzajem otwarcia na takie właśnie nieuchwytne, ale pożądane doświadczenia, które dają możliwość spotkania z czymś innym niż to, co oficjalna kultura dostarcza jako formę zaspokojenia. Jest eksplozją nadmiaru istnienia, a zarazem nadmiarowym jego wydatkowaniem; jest wstrząsem ciała i bytu, bezużyteczną zabawą i utopią. Jest – podobnie jak święto, a wraz z nim dar z niczego i trans w ujęciu Duvignauda – czymś, co trudno zamknąć w ramach ścisłego dyskursu, co jednak jest szczególnym doświadczeniem tej specyficznej nieuchwytności nazywanej również astrukturalnością. Duvignaud bada te zjawiska z ujmującą momentami finezją, z eseistycznym rozmachem, który usprawiedliwia niebezpiecznie częsty brak definicyjnej precyzji.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.