DRŻENIE.
O fizjologii procesu twórczego

Bogusław Deptuła

Drżenie bywa więc twórcze. Oczywiście może też być niszczące i męczące. Drżenie i dezintegracja. Ale przecież są tacy twórcy, których ten stan zdaje się nie opuszczać. Doszli do wielkich rzeczy, są gigantami w swojej dziedzinie

Jeszcze 1 minuta czytania


Drżymy. Może nie zawsze, ale jednak drżymy. Drżenie jest stanem pobudzenia, intensywniejszego bycia w świecie. Drżymy gdy się boimy, drżymy, gdy pragniemy, drżymy w spełnieniu. To jakby fizjologiczna strona drżenia. Ale jest jej twórcza strona. Bo przecież drżymy też twórczo, gdy coś wymyślimy – pomysł, koncept, dobre zdanie, które zdaje się końcem naszych poszukiwań.

Drżenie bywa więc twórcze. Oczywiście może też być niszczące i męczące. Drżenie i dezintegracja. Ale przecież są tacy twórcy, których ten stan zdaje się nie opuszczać. Doszli do wielkich rzeczy, są gigantami w swojej dziedzinie.

W drżeniu siła, w drżeniu twórczość. I choć drżenie może nie kojarzyć się z poezją, często ją właśnie tworzy.

rys. Michał SzuszkiewiczDrżenie z podniecenia, drżenie z twórczego pragnienia, drżenie ze strachu, drżenie ze starości – wszystkie te stany mają swoje przełożenie na sztukę. Miłosne powieści, dzienniki artystów, traumatyczne wspomnienia, rozchwiane drżeniem obrazy – wszystkie one mogą być pochodnymi drżenia.

Jednak założycielskim tekstem tej kategorii z pogranicza sztuki i fizjologii jest „Bojaźń i drżenie” Kierkegaarda. Dziś chyba mniej drżymy przed Bogiem, ale ludzie Starego Testamentu, ludzie średniowiecza – drżeli. Ludzie Koranu, myślę, drżą nadal. Tamto drżenie było jednak inne, choć trudno orzec, czy mniej twórcze.

Właściwie jesteśmy mocno z drżeniem zaprzyjaźnieni. Nawet jeżeli go nie lubimy, to są stany i sytuacje, w których ono nas nie opuszcza. I wszystko jedno, czy ma ono charakter fizjologiczny czy metaforyczny, fizyczny czy metafizyczny, twórczy czy destrukcyjny. Drżymy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.