„Baku, Erywań, Tbilisi: Odbiór! Kaukaskie miasta”. Galeria Kordegarda, Warszawa, do 30 sierpnia 2009
Nie ma co się oszukiwać: niewiele wiemy o sztuce i kulturze tego zakątka Europy. Czwarta edycja Międzynarodowego Festiwalu Kultur Kaukazu jest dobrą okazją, by lepiej je poznać. Pokazy filmów, wystawy, koncerty mają w tym pomóc.
Oglądając prace Ormian, Azerów, Gruzinów, trzeba przyznać, że sowiecki uścisk jest tam wciąż najsilniejszy. Kraje te zostały znacznie mocniej naznaczone niż Polska, okupacja trwała tam znacznie dłużej, ślady są znacznie trwalsze, rany znacznie głębsze. Zmienił się pejzaż, choć może nie cały: góry i morza pozostały na swoich miejscach, ale to wszystko, co rozciąga się pomiędzy nimi, uległo głębokim przekształceniom. Zazwyczaj zmiany te są straszne, bo nie liczono się z charakterem tych ziem, ale bywają i elementy pozytywne.
Waram Agasjan „Ruins of Our Time”,
fot. ZachętaW ten sposób można interpretować samotnie stojące w pustce płaskiego pejzażu Armenii nowoczesne figury autobusowych przystanków, których kameralna skala pozwalała być może na znacznie dalej posuniętą innowacyjność w projektowaniu. Niewielkie budyneczki porozrzucane po armeńskich płaskowyżach zaskakują nowoczesnością, rzeźbiarskim traktowaniem brył. Teraz są już niepotrzebne (transport autobusowy się sprywatyzował), wydane na pastwę czasu i sił przyrody, nieodnawiane, zapomniane, rozpadają się nieodwracalnie, co widać w pracy Warama Agasjana „Ruiny naszych czasów”.
Ten sam autor nakręcił „«Bangladesz» streszczenie”, film o straszliwym blokowisku z przedmieść Erywania, powszechnie nazywanym w ten sposób przez samych jego mieszkańców. Szpetne bloki ze schyłkowych lat komunizmu straszą, zamieszkujących je ludzi zapewne też. W zestawieniu tych dwóch prac wyraża się ambiwalencja: ten sam kraj wydał tak odmienne realizacje, ujawniające tak przeciwstawne podejście do przestrzeni.
Orkan Husejnow „Life underground”,
fot. ZachętaAzerowie: Babajew, Husejnow, Ojadow, przygotowali zabawną pracę zatytułowaną „Znaki miejskie”, w której wykorzystując schemat planu metra, nazwy stacji zastąpili kolejnymi etapami życia: Narodziny, Szkoła, Małżeństwo, Rozwód itd. Linie mają różną długość i różną – by tak rzec – dramaturgię. Prosty pomysł, świetny efekt.
Można by pomyśleć, że czasami artystom z Kaukazu jest być może łatwiej niż przeciętnemu twórcy europejskiemu, bo wyrazisty folklor, odmienne dzieje i religia są prostą inspiracją, jednak owa łatwość bywa zwodnicza i wtedy pojawiają dzieła i pomysły banalne.
Najcenniejsza wydaje mi się jednak sama idea zbliżania naszych krajów. To dłuższy proces, jak sądzę. Sam muszę przyznać, że nie zawsze pamiętam, jak nazywa się stolica Azerbejdżanu... Wstyd? Może, więc póki co czekam już na kolejną edycję „Transkaukazji”.