Fijałkowski, Gierowski i Sempoliński

Bogusław Deptuła

Nic zdrożnego na nowych płótnach trzech (starych) mistrzów: Fijałkowskiego, Gierowskiego i Sempolińskiego się nie dzieje. Nie porzucili swych technik, tematów i stylistyk. Nie zaczęli malować realistycznie, ani tym bardziej erotycznie. Trwają przy swoich poszukiwaniach

Jeszcze 1 minuta czytania

Fijałkowski / Gierowski / Sempoliński, „Nowe obrazy”. Galeria Art New Media, Warszawa 14 maja – 14 czerwca 2010

Gdy na początku maja spotkałem na Krakowskim Przedmieściu Jacka Sempolińskiego, zaprosił mnie na wspólną – ze Stanisławem Fijałkowskim i Stefanem Gierowskim – wystawę. I oświadczył zadowolony: „Będzie się nazywać «Zuzanna i starcy»”.

Zuzanna Sokalska to młoda kuratorka pracująca w Galerii Art New Media. To ona właśnie przygotowywała wystawę z nestorami naszego malarstwa, którzy mimo metrykalnie znaczącego już wieku, pozostają w doskonałej artystycznej formie. Szkoda więc, że tym razem poprawność polityczna albo inne względy zwyciężyły i ostatecznie wystawa ma w tytule nazwiska uczestników z dopiskiem „Nowe obrazy”. Wszystko prawda, ale tytułu trochę szkoda.

Szkoda też tego rozczarowania, które pewnie pojawiłoby się na obliczach widzów galerii, gdyby spostrzegli, że nic zdrożnego na nowych płótnach i rysunkach wielkich mistrzów się nie dzieje. Nie porzucili swych technik, tematów i stylistyk. Nie zaczęli malować realistycznie ani tym bardziej erotycznie. Trwają przy swoich poszukiwaniach, co nie znaczy, że ich obrazy nie mogą zaskakiwać.

Stanisław Fijałkowski w Galerii Art NEW mediaMoże najbliższy sobie pozostaje Fijałkowski, rocznik 1922. Tylko jest jeszcze bardziej oszczędny. Mniej kolorów, linii, więcej odejmowania niż dodawania. Wciąż podkreślana umowność – obraz zawsze obwiedziony kreską kadrującą przedstawienie. Choć (jak to często u Fijałkowskiego bywa) tytuły są dziennymi datami, to abstrakcje te mają swoje inspiracje w codziennych spotkaniach malarza z drogą, oknem, pejzażem. Przefiltrowane, zostają na płótnach w postaci kilku kresek, podziałów, kolorów. Wielka lekkość i swoboda taki efekt pozostawiają i tak o nich myślmy.

Jacek Sempoliński (1927) w zeszłym roku na niewielkiej wystawie w Męćmierzu pokazał prace z cyklu „Krew utajona”. Enigmatyczne, oszczędne i zredukowane do pojedynczych pociągnięć pędzlem, poświadczają walkę nowego Sempolińskiego ze starym. Ten dawny Sempoliński męczył, zamazywał, dziurawił powierzchnię płótna. Ten nowy ma dla niej wprost nabożną cześć. Ledwie ośmiela się jej dotknąć, by niczego nie pobrudzić. Więc zostaje biel i ślad pojedynczej kreski czy – niewielkiej w stosunku do wielkości płótna – plamy koloru. Najczęściej pochodnej czerwieni w zgodzie z tytułem cyklu.

Stefan Gierowski w Galerii Art NEW mediaStefan Gierowski (1925) pokazał płótna, na których zwyciężyły trzy kolory: zieleń, pomarańcz i lila, czyli dopełniające kolory podstawowe: czerwień, błękit i żółć. Flirtują ze sobą nad wyraz intensywnie. I nieważne już, czy farba jest kładziona grubo i kryjąco, czy wprost przeciwnie – delikatnie, jakby to były akwarele (a nie oleje). W zaskakujący sposób przypominają malarski sposób późnego Klimta malującego pejzaże, także posługującego się techniką dywizjonistyczną zaczerpniętą od impresjonistów, w której farba nakładana jest jakby przecinkami. Powstały obrazy delikatne i rozwibrowane zarazem, zdyscyplinowane i swobodne: dezynwoltura wielkiego mistrza kolorów.

„Późna twórczość wielkich artystów”, jak przed laty nazwał swoje studium Mieczysław Wallis, wciąż pozostaje książką, do której warto wracać, bo ciągle powstają nowe jej rozdziały. I – w co najtrudniej uwierzyć – na naszych oczach.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.