LITERATURA OD KUCHNI:  Niewyraźny wieczór
rys. Malwina Konopacka

LITERATURA OD KUCHNI:
Niewyraźny wieczór

Bogusław Deptuła

„Larousse Gastronomique” podaje trzydzieści przepisów na solę, ta ryba nadaje się do eksperymentowania jak żadna inna. Bohater powieści „Wawrzyny już ścięto” Dujardina żałuje, że nie podano mu jej z sosem z krewetek i małży

Jeszcze 3 minuty czytania

                                                                                              Ewie i Michałowi T.

Powieść „Wawrzyny już ścięto” (1887) Édouarda Dujardina (na polski przełożył i posłowiem opatrzył Jacek Trznadel, PIW 1971) dzieje się jednego paryskiego wieczoru i stanowi w całości monolog wewnętrzny młodego, dość zamożnego paryżanina, który właśnie wybiera się do swej kochanki... in spe. Sporo pieniędzy już poszło w tę futuroerotyczną inwestycję. Wszystkie zostaną starannie wyliczone podczas przemierzania paryskich ulic. Bez większego trudu można sporządzić dokładną mapę tej wieczornej trasy Daniela Prince’a, która rozpoczyna się przy Châtelet, obok sławnej wieży Saint-Jacques. Doprawdy jesteśmy w samym środku Paryża, i to w podwójnym sensie, bo topograficznie i ideowo.

Rzecz dotyczy miłostki, błahostki, historyjki niewartej wzmianki, która cała na dokładkę rozgrywa się w głowie bohatera i narratora. Największe napięcia generuje on sam. Jest zaprzeczeniem innego miłosnego bohatera literackiego, o wiek wcześniejszego, z „Chwili ulotnej” Vivant-Denona, który – choć ma mniejszą świadomość – osiąga więcej i więcej mu się przytrafia w jedną letnią noc. Błahość intrygi sprawia, że zainteresowanie czytelnika przesuwa się na bohatera, by po chwili stwierdzić, że jest on dość nieznośnym gówniarzem, w którego problemy trudno uwierzyć. W tym sensie to dość zimna i czysta literacka operacja, nieprzesadnie wciągająca.

Zaczyna się jednak wcale intrygująco: „Wieczór zachodzącego słońca, oddalenia, głębokich błękitów; bezładne tłumy, odgłosy, zbiorowiska; rozciągające się w nieskończoność przestrzenie; niewyraźny wieczór…”. No i tak już zostanie do końca – niewyraźnie. Bo niby jest pożądanie, ale też jakby nieprzesadnie wielkie, są obietnice składane samemu sobie, ale nierealizowane – wszystko grzęźnie w niedokonaniu. Autor przekładu i posłowia, Jacek Trznadel, to drugie zatytułował „Don Juan fin de siécle’u” – Daniel Prince jest Don Juana zaprzeczeniem, nie dość, że płaci, to i tak nie dostaje, a na koniec odchodzi z niczym. A jak wiadomo, tamten nie wahał się po trupach zdobywać kolejne kochanki.

Obiektem westchnień Daniela jest Lea, aktoreczka z podrzędnego teatrzyku. Znawcy XIX-wiecznej francuskiej obyczajowości i literatury wiedzą, co to znaczy. Najbardziej cyniczną z nich opisał Zola pod przesławnym imieniem Nany. Bohaterka Dujardina aż tak okrutna nie jest, ale trudno rzec o niej coś dobrego. Zwodzi naiwniaka i nic sobie z tego nie robi. On także nigdy nie mówi o małżeństwie, wie, po co przychodzi i choć tego nie dostaje, nie rozpacza. Wychodzi.

Édouard Dujardin miał dwadzieścia pięć lat, kiedy pisał „Wawrzyny…”. Rozpoczynał wtedy literacką karierę. Dziś raczej zapomniany, niewzmiankowany w historiach literatury, był ważną postacią we Francji przełomu wieków. W 1925 roku opublikowano ostateczną wersję powieści z przedmową innego sławnego wówczas literata, Valery’ego Larbauda, który pisał: „W roku 1920 przeczytałem to, co ukazało się już z tekstu «Ulissesa» w «The Little Review», a wkrótce miałem zaszczyt rozmawiać długo i wielokrotnie o tym dziele z samym Jamesem Joyce’em, który kończył właśnie jego ostatnie Epizody. Pewnego dnia powiedział mi, że formy tej użył już wcześniej w sposób konsekwentny Édouard Dujardin w książce opublikowanej w okresie rozkwitu symbolizmu. Poprzedziła ona prawie o trzydzieści lat napisanie «Ulissesa». Chodziło o książkę «Les lauriers sont coupés». Znałem tylko jej tytuł, książka ta bowiem poszła w zapomnienie u większości naszych literatów mego pokolenia i była o wiele rzadziej czytywana niż «L’initiations au péché et l’amour», którą uważano za podstawowy wkład Édouarda Dujardina do powieści francuskiej. W «Les lauriers sont coupé», powiedział mi Joyce, czytelnik już od pierwszych słów zostaje umieszczony w myślach głównego bohatera i właśnie nieprzerwany tok tej myśli zastępuje całkowicie potoczną formę opowiadania, mówi nam o tym, co robi bohater i co się z nim dzieje… A zresztą – dorzucił – niech pan przeczyta «Les lauriers sont coupés»”. Joyce przeczytał je w 1903 roku podczas swego pobytu we Francji, gdyż wiedział o znajomości łączącej Dujardina z irlandzkim pisarzem George’em Moorem.

Cytat może i długi, ale zdaje relację z dawno już rozpoczętej walki o uznanie dla odkrywczego dokonania Francuza. On sam najpewniej także pod wpływem sławy Joyce’a i przedmowy Larbauda, opublikował w 1931 roku esej zatytułowany „Monolog wewnętrzny, jego pojawienie się, początki, miejsce w dziele Jamesa Joyce’a i współczesnej powieści”, w którym już osobiście starał się zadbać o należne mu miejsce w dziejach powieści. Chyba wciąż ta batalia nie jest zakończona, i trudno będzie zmienić powszechne przekonanie na temat dziejów monologów wewnętrznych.

A teraz, po przyznaniu książce należnego jej miejsca w historii literatury, z przyjemnością zajmę się drugim rozdziałem, który w całości rozgrywa się w paryskiej restauracji przy avenue de l’Opéra, zwanej tu kawiarnią – która choć bez nazwy i ponoć niezbyt droga – dostarczyła bohaterowi „Warzynów...” wzmocnienia przed emocjonującą wizytą u paryskiej subretki, tak mało triumfalnie zakończonej.

„Oświetlona, czerwona, złota, kawiarnia; jej iskrzące się lustra; kelner w białym fartuchu; kolumny obciążone kapeluszami i płaszczami. Czy jest ktoś ze znajomych?”. A potem jeszcze krótki dialog i sprawa jedzenia, nieodzowna – jak to w Paryżu – choć nerwicowa.

„– Zupa bisque, Saint-Germain, bulion…
– Bulion.
– Co podamy później?...
– Chciałbym zobaczyć kartę.
– Wino białe czy czerwone?...
– Czerwone…
Karta. Ryba, solka… Dobrze solka. Dania, baranina po normandzku… nie. Kurczak… tak.
– Solka; kurczak; z rzeżuchą”.

Oczywiście pojawią się jeszcze kawowe lody i ser zamówiony z opóźnieniem i z opóźnieniem podany, który już po lodach zjedzony być nie może: „Lody skończone; trudno. Nie widziałem, kiedy kelner przyniósł ser. Trzeba najpierw napić się trochę wody. (…) Zostawię ten ser; nie jestem głodny”.

Jeszcze ciekawsze są wewnętrzne monologi wygłaszane do solki, czyli soli, małej, ale nieocenionej płastugi, tutaj podanej wyraźnie jako druga ciepła przystawka, po bulionie. Obyło się bez zimnej, ale danie główne, czyli kurczak z rukwią, zostało podane. Opinia bohatera była pozytywna. Kurczak okazał się miękki, a rukiew smaczna. Jedzenie wyraźnie dobre; jeśli tylko wyjaśnimy jeszcze, czym jest bisque, jasne się stanie, że Daniel Prince nie jadł tak całkiem byle gdzie i byle czego.

„Larousse Gastronomique” podaje trzydzieści przepisów na solę, co jest liczbą rekordową –  ta ryba nadaje się do eksperymentowania jak żadna inna. Bohater „Wawrzynów…” żałuje, że nie podano mu jej z sosem z krewetek i małży. Najpewniej ma na myśli solę na sposób z Dieppe, w której oba wymienione składniki pojawiają się wraz pieczarkami i białym sosem na bazie białego wina, śmietany i żółtek. Rzecz zdaje się całkiem nieprosta i wieloskładnikowa, ale chyba grzechu warta. Biblia kulinarna podaje także przepis na tę rybę á la Walewska, co bez wątpienia warto odnotować, choć przygotowanie będzie nie tyle trudne, co drogie. Ale czemu nie, niech nasi mistrzowie pochylą się nad tym przepisem i zaczną podawać solę walewską także u siebie.

Sola á la Walewska (czyli na bogato)

Dla dwóch osób:

2 sole, wyfiletowane,
0,5 litra rybnego bulionu, gotowego lub zrobionego z resztek z obranej ryby, warzyw, bouquet garnie, cebuli i białego wytrawnego wina,
10 dag mięsa z homara, homarców lub langusty,
1 mała trufla, najlepiej biała oczywiście,
0,25 litra sosu Mornay (czyli beszamelu z dodatkiem parmezanu),
masło, sól, pieprz.

– rybę lekko solimy i pieprzymy,
– zanurzamy na 2-3 minuty we wrzącym bulionie,
– wyjmujemy, układamy w formie nasmarowanej masłem,
– skrapiamy sosem, układamy kawałki skorupiaków, wiórki trufli i masła, wkładamy na 10 minut do pieca rozgrzanego do 300°C,
– podajemy natychmiast z ziemniakami z wody lub purée.

Do tego białe wino, najlepiej to, którego użyliśmy do gotowania, albo szampan – wyjątkowe danie, wyjątkowa oprawa. Zazwyczaj unikam trudnych dań, ale nie mogłem się powstrzymać, gdy trafiłem na tę nazwę – w końcu ile my mamy tych naszych w świecie przepisów.

A bisque, którą kelner proponował bohaterowi jako pierwszą, to niezwykle wyrafinowana zupa ze skorupiaków. Nasza zupa rakowa także należy do tego rodzaju. Nazwa pochodzi z okolic Zatoki Biskajskiej, ale zupa podobno pierwotnie była przyrządzana z czegoś zupełnie innego i może nawet lepiej nie wiedzieć z czego. Najbardziej wyrafinowaną bisque robi się z homara, ale może też być krewetkowa czy z langusty, istotną składową są zmielone pancerzyki skorupiaków, których różowy odcień nadaje zupie charakterystyczny kolor. W gotowaniu dodaje się również koniak, który wydobywa z nich smak. Podaje się z domowo robionym majonezem lub śmietaną i grzankami. Udana bisque to prawdziwy król stołu.

Prostsza byłaby zupa Saint-Germain, czyli grochówka świętej Żermeny, którą także proponowano Danielowi. Z zielonego łuskanego grochu, porów, marchwi, golonki i surowych kiełbasek z dodatkiem śmietany i chleba. Pożywna, sycąca. Po niej już więcej nic. Ale z pewnością nie jest to propozycja randkowa. Bulion, ryba i kurczak, choć lekkie, są już solidną kolacyjką dla młodzieńca. A przecież były jeszcze i lody. Zatem głodny nie szedł, ale zaproszenie miał dopiero po teatrze, gdy aktoreczka skończyła pracę, czyli po dwudziestej drugiej. 

„(…) pomieszane, rozproszone, złączone tony, szmer… niech żyje kwiecień! Ach, piękno, piękny wieczór, taki wolny, bez jednej myśli, tak samotny”.

W pierwszym akapicie książki wieczór był „niewyraźny”, w jej połowie staje się „piękny”. Ze względu na niezbyt szczęśliwy finał początkowe określenie zachowa jednak swoją moc i zostanie zapamiętane przez Daniela Prince’a. To nie była książęca noc, choć kolacja – mimo że bez sera – stanowiła jej część najbardziej fortunną.  


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.