„Nowe kroniki wina”
Marka Bieńczyka

Bogusław Deptuła

Lektura łatwa, lekka i pojemna – tak najprościej można opisać „Nowe kroniki wina” Marka Bieńczyka, czyli sto sześćdziesiąt tekstów z winem w  roli głównej

Jeszcze 1 minuta czytania

„Kroniki” to nowy gatunek winiarsko-literackiego esejo-felietonu, którego pomysłodawcą i perfekcyjnym realizatorem w polszczyźnie jest już od lat Marek Bieńczyk. „Kroniki wina” są rewelacją. To teksty, w których pretekst zaczerpnięty w winie owocuje samodzielnym i znakomitym tekstem. Inspiracje mogą być najróżniejsze – od literatury, po przypadkowe spotkanie towarzyskie, ale to nieważne, bo istotniejsza jest wyborna jakość i uroda owych szkiców. W objętości są raczej felietonami, ale w intelektualnym i literackim rozmiarze pozostają nierzadko znakomitymi esejami, które mają tylko tę wadę, że zbyt szybko się kończą.

Marek Bieńczyk „Nowe kroniki wina”,
478 stron, Świat Książki, Warszawa 2010
Teksty te można przeczytać jako zbiór całkowicie oderwanych i przypadkowych uwag, powstałych po wypiciu lub wypluciu wina. No bo jak wiadomo, degustatorzy, by pozostać wśród degustujących, a nie pijących (bądź pijanych…), zwyczajowo nawet najcenniejsze trunki wypluwają. Żal tego zmarnowanego wina, ale tak być musi – cena zawodowstwa.
„Nowe kroniki wina” mają swoistą strukturę porządkującą, więc można je czytać w kolejności – od postawionego w pierwszym tekście najbardziej podstawowego pytania „Dlaczego wino?”, po zagadnienia coraz wyraźniej uszczegółowione. Zdobywając wiedzę i to bardzo wysoką, bo przetaczaną na papier z najlepszych kiperskich ust, nieodwołalnie poznajemy osobiste gusty winnego Cicerone, który choć się z nimi nie obnosi, to jasno je formułuje i wypisuje. Zdecydowanie woli burgundy od bordosów i ma na ten wybór swoje uzasadnienia. Nie twierdzę, że mnie przekonały, ale nie mogę pozostać na nie głuchy, czy raczej niesmaczny…

Spożywanie wina za pomocą przedstawiciela, a nie osobiste, jest trudne, ale w wydaniu Bieńczyka znoszę je chętnie. Czemu? Bo w zamian dostaję do czytania świetny tekst. Co więcej i co trudniej uzasadnić, ufam mu. Nie znaczy to wcale, że zgadzam się ze wszystkimi poglądami i upodobaniami wyrażanymi w „Nowych kronikach wina”, ale na pewno muszę je brać pod uwagę.

Mam, przyznaję, tylko jeden kłopot: boję się że nie wszyscy będą podzielać moje dla kronik Bieńczyka upodobanie. Choć są znakomicie napisane, choć niosą w sobie treści daleko winiarski ogródek przekraczające, to równocześnie dla tych wszystkich, którzy wina nie piją, mogą pozostać nieco martwe. I najpewniej tak być może. Jedyne co mogę poradzić, to nadrabianie tej straty i co rychlejsze wypicie kieliszka wina, z którego moc i siłę czerpie wielki kawał europejskiej cywilizacji i kultury. Dowodzi tego Marek Bieńczyk w swoich kronikach.

A wszystko to z winy wina.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.