LITERATURA OD KUCHNI:  Usta o smaku wina Pommard

LITERATURA OD KUCHNI:
Usta o smaku wina Pommard

Bogusław Deptuła

W języku muzycznych określeń moderato cantabile znaczy: umiarkowanie i śpiewnie. W mini powieści Marguerite Duras pod tym tytułem nic nie jest ani umiarkowane, ani śpiewne

Jeszcze 3 minuty czytania

Jak to się dzieje, że śmierć obcej osoby może być katalizatorem gwałtownej przemiany osobowości? Nieoczywistość takiej sytuacji opisała w „Moderato cantabile” (1958) Marguerite Duras. Zasadnie można by spytać: czemu zobaczony nagle trup ma wyzwolić w nas nienazwane. Oczywiście opisane zawiązanie skromnej akcji w powieści jest bardzo dramatyczne. Bohaterka Anna Desbaresdes wracała z synkiem z lekcji fortepianu. Chłopiec powtarzał rzewną sonatinę Diabellego, określoną w tempie jako moderato cantabile. Do martwego ciała leżącej w kawiarni młodej kobiety przywiera jej zabójca i kochanek, który namiętnie całuje jej usta, z których sączy się krew. Nie ucieka przed policją, ale wyrywa się, by ponownie przylgnąć na chwilę do kobiety powtarzając: „Kochanie, kochanie”. Nie chce odstąpić od ciała ukochanej, którą zastrzelił strzelając w serce.

rys. Malwina KonopackaZ niewyjaśnionych nigdzie powodów Anna Desbaredes następnego dnia wraca do tego samego baru. Zamawia wino. Jedno, potem drugie. Ręce jej drżą. Pod wpływem wypitych kieliszków nieco się uspakaja. Siedzący przy barze młody mężczyzna proponuje jej następną kolejkę. Zrazu zaskoczona, tłumaczy, że nie ma zwyczaju przyjmować zaproszeń od obcych, ale ostatecznie przystaje na to. I od tego dnia zaczyna codzienne wizyty w barze, w którym nieodmiennie spotyka mężczyznę. Osiem rozdziałów, osiem dni znajomości. Próbuje od niego dowiedzieć się powodów tego, co się stało. Piją wino, co raz więcej wina, i odtwarzają zajście, czy raczej fantazjując na jego temat, przyciągani siłą tego miejsca i własnymi osobami. Nieodwracalnie rodzi się bliskość, miłość. Ona jest zamężna. Ma dziecko. Jej mąż jest dyrektorem fabryki. On jest młodym bezrobotnym. Spotkali się w okolicznościach, w których dziwną atmosferę wywołała przypadkowo spotkana gwałtowna, afektowana śmierć. Zderzą się, jak kawałki kry na oceanie, by chwili odpłynąć w swoje strony.

Margerite Duras, wielka mistrzyni francuskiej literatury, wydała około 40 książek. Ledwie kilka z nich zostało przełożonych na polski. Pisane są w specyficznym duchu francuskiej prozy, która ma wprost zadziwiającą łatwość i potoczystość, wylewania się po powieściowych stronicach. We Francji jej eksperymentujące książki pisane w stylu nouveau roman, były bardzo wysoko cenione. Była autorką scenariusza do filmu Alaina Resnais „Hiroszima moja miłość”(1959). Jednak Nagrodę Goncourtów dostała dopiero w 1982 za wspomnieniową prozę, opowiadającą o jej dzieciństwie i młodości w Indochinach (a dokładniej we francuskim wówczas Sajgonie). „Kochanek” ukazuje seksualną inicjację piętnastolatki, ze starszym i bardzo zamożnym Chińczykiem. Znakomita proza stała się kanwą bardzo udanej ekranizacji Jean-Jacquesa Annauda z 1992 roku. Sama Duras nakręciła kilka filmów, napisała inne scenariusze i dramaty. A jej kameralna proza jest wprost idealna do filmowania.

Nie inaczej było z „Moderato cantabile”, które w 1960 roku zekranizował Peter Brook. W głównych rolach wystąpili Jeanne Moreau i Jean-Paul Belmondo. Oboje doskonale pasują do swoich postaci, a powolna narracja Brooka fantastycznie oddaje ducha tamtego czasu, jego wierzącą w postęp filmową narrację i pełne przejęcie losami bohaterów. Bezczelna fizjonomia Belmondo dość nieoczekiwanie zderzała się pomnikowymi rysami Moreau. I choćbym nawet nie wiadomo, jak się starał, nie mogę już inaczej zobaczyć bohaterów tej prozy niż z twarzami dobranymi im przez film. (Nie zmienia tego nawet fakt, że najpierw przeczytałem książkę.)

„Moderato cantabile” czekało dokładnie 40 lat na pierwsze polskie wydanie. Mnóstwo innych książek Duras czeka jeszcze na publikację, choć ich mało przebojowy tryb narracji nie wróży im wielkonakładowych edycji. Lekcja francuskiej literatury w wielu miejscach jest jeszcze niezbyt dokładnie odrobiona. Za to film ponownie sięgnie po jej prozę. „O wpół do jedenastej wieczorem latem” wydane było u nas w 1962 roku w przekładzie Anny i Jerzego Lisowskich, była też już sfilmowana, ale niedługo pojawi się jej nowa kinowa wersja z Juliette Binoche w roli głównej. Może to będzie sprzyjająca okazja, by ponownie ją wydać.

Ostatnio o samej Duras, intrygującej bez wątpienia osobowości, czytałem u Enrique Vili-Matasa w jego wspomnieniowej książce „Paryż nie ma końca”. Swój tytuł zaczerpnął on z tytułu ostatniego rozdziału „Ruchomego święta” Hemingwaya. Żeby było najzupełniej nieoczekiwanie, młody Matas, który postanowił spędzić rok w Paryżu, by móc napisać swoją pierwszą książkę, przez absolutny przypadek wynajął służbówkę należącą do… Margerite Duras. Zatem, przez rok mógł ją spotykać i rozmawiać. Co więcej przyznał się nawet, że jest młodym literatem i przybył do Paryża, żeby napisać to, co ma napisać. Raz, spotkawszy ją na schodach, zdobył się na odwagę, by ją spytać o pisarską poradę: jak pisać. I żeby było zabawniej, dostał ją.

„[…] skierowała się trochę zagadkowo ku swojemu gabinetowi, skąd wróciła po minucie z karteczką przypominającą receptę lekarską, a zawierającą instrukcję, która mogła – jak powiedziała, albo zdawało mi się, że mówi – przydać mi się przy pisaniu powieści. Wziąłem od niej karteczkę i wyszedłem wprost na ulicę. Dopiero na rue Saint-Benoît przeczytałem instrukcję i nagle poczułem na ramionach ciężar całego świata – do dziś pamiętam straszliwą panikę, a raczej dreszcz, jaki mnie przeszył przy czytaniu: 1. Problemy struktury. 2. Jedność i harmonia. 3. Fabuła i historia. 4. Czynnik czasu. 5. Efekty tekstowe. 6. Wiarygodność. 7. Technika narracyjna. 8. Postaci. 9. Dialog. 10. Sceny. 11. Dialog. 12. Doświadczenie. 13. Rejestr językowy”. I teraz już nie tylko Vila-Matas i jego czytelnicy wiedzą, jak napisać powieść, ale i czytelnicy dwutygodnik.com także.

Wróćmy do „Moderato cantabile”, by poszukać czegoś do zjedzenia na kartach tej niewielkiej książki; dla jednych sporego opowiadania, dla innych mikropowieści. Dla mnie mimo skromnej objętości, na pewno to drugime Duras nie pisała zbyt obszernych książek, wszak nie w ilości liter siła. Przez większość czasu bohaterka coraz zachłanniej pije wino. W pewnym momencie wypija go tyle, że źle się to dla niej kończy. Jednak dopiero przeniesienie akcji z ulic portowego miasta i baru do wnętrza, w którym odbywa się wykwintna, proszona kolacja powoduje, że pojawia się regularne kolacyjne menu z przystawką, daniem głównym i deserem. Dowiemy się zatem, co było jedzone we Francji około roku 1958 i co wtedy było za wykwintne uważane.

Powiedzmy od razu, to jest kolejny przykład opisu, w którym jedzenie ma raczej nieprzyjemny, opresyjny charakter. I jeśli dla pozostałych gości jest źródłem przyjemności, dla bohaterki „Moderato cantabile” jest niezbywalną składową częścią tego wszystkiego, od czego najchętniej by uciekła, zapomniała, zerwała.

„Na srebrnym półmisku, którego zakupu przyczyniły się trzy pokolenia, wjeżdża łosoś zastygły w swej dziewiczej postaci. Człowiek w czerni i białych rękawiczkach niesie go niby królewskie dziecię i prezentuje każdemu z gości w ciszy rozpoczynającej się kolacji. Nie są tu stosowne komentarze.
Z północnego końca ogrodu magnolie rozsiewają zapach, który niesie się od wydmy do wydmy i zanika. Tego wieczoru wiatr wieje z południa. Po bulwarze Morskim błąka się mężczyzna. Kobieta wie o tym.
Łosoś wędruje od biesiadnika do biesiadnika, zgodnie z rytuałem, którego nic nie zakłóca, choć w skrytości ducha wszyscy boją się, że to kunsztowne dzieło nagle się rozpadnie lub zostanie bez sensu skalane. Na zewnątrz, w ogrodzie, żałobne magnolie mozolnie rozkwitają w ciemną noc rodzącej się wiosny.
Wraz podmuchem wiatru, który nadciąga, wieje, odbija się jak od przeszkody od murów miasta i odlatuje, zapach raz po raz dociera do samotnego mężczyzny.
W kuchni kobiety kończą przyrządzanie następnego dania; w pocie czoła, z przejęciem spowijają uśmierconą kaczkę całunem z pomarańczy. W tym czasie różowy, miodowy, ale bardzo szybko zniekształcony łosoś z szerokich wód oceanu kontynuuje nieuchronną wędrówkę, póki całkiem nie zniknie, a obawa przed jakimkolwiek uchybieniem w ceremoniale, który temu towarzyszy, powoli się rozprasza.
[…] Łosoś jeszcze krąży wokół stołu w zmniejszonej postaci. Kobiety pożrą go do ostatniego kęsa. Ich obnażone ramiona obrazują blask i pewność towarzystwa opartego na niezłomności swoich praw; zostały dobrane zgodnie z ich wymogami. Ich surowe wychowanie nakazuje podporządkować kaprysy trosce o poziom życia. Wpojono im to już dawno. Delektują się majonezem, zielonym jak należy, oceniają go odpowiednio. Mężczyźni patrzą na nie i przypominają sobie, że dzięki nim są szczęśliwi”.

Anna Desbaresdes spóźnia się haniebnie, a co gorsza odmawia łososia, a potem także kaczki. Dla świętego spokoju zje nieco lodów kawowych. Jej niejedzenie jest komentowane zarówno przy stole, jak i w kuchni. To jedzenie AD 1958 było wyrazem pozycji społecznej. Łosoś był drogą i wykwintną rybą, a nie nieśmiertelnym, bo codziennym elementem supermarketowej oferty. Ugotowany w całości, obrany ze skóry i pokryty błyszczącą żelatyną, bez wątpienia był imponującym i może nawet przeraźliwym składnikiem wystawnej kolacji. No i do tego ten zielony majonez „jak należy”, zielony dla lepszego kolorystycznego efektu.

Zielony majonez w istocie wydaje mi się fascynujący. Szykując się do tego wyzwania, kupiłem nawet zielony barwnik spożywczy. Chciałem zrobić zielony sos francuski pasujący świetnie do łososia – ze szklanki majonezu, łyżki miazgi szpinakowej, łyżki posiekanej natki, łyżki posiekanych kaparów i łyżeczki soku z cytryny. Mając zielony barwnik, szpinak można zastąpić mniej zielonym, ale intensywniejszym w smaku szczawiem, który jest dość rozpowszechnionym we Francji dodatkiem do smażonych steków czy filetów z łososia.
Zaś co do samego łososia: darowałby sobie rybę w całości, jest gigantyczna. Prościej kupić filet, ale żeby go ugotować w całości, potrzebny podłużny garnek do gotowania ryby, a mało kto taki ma. Zalecam gotowanie na parze, bo wtedy ryba ma większe szanse się nie rozlecieć. Jeżeli garnka do ryby brak, filet czy też steki pokroić na mniejsze kawałki, gotować na parze 15-20 min. Wystudzić. Wyłożyć na półmisek, ozdobić gałązkami koperku i zielonym sosem lub zielonym majonezem, albo i oboma naraz; ale myślę, że wystarczyłby też zwyczajnie majonez ziołowy, z użyciem takich ziół, jakie ktoś lubi najbardziej i też będzie bardzo smacznie. Ładnie wyglądają i pysznie smakują do tego kulki czerwonego pieprzu dla dekoracji, prawdziwe drażetki smaku wciąż nieoczekiwanego.

Dziś łosoś jest o wiele bardziej demokratyczny niż w czasie powstawania książki, i pewnie nawet Duras nie napełniałby aż taką antyburżuazyjną niechęcią, choć nie wiem, bo z partii komunistycznej została wydalona w 1955 roku, więc niewiele wcześniej niż powstało „Moderato cantabile”. Bez specjalnego się tłumaczenia wyznam, że przygotowywanie teraz kaczki w pomarańczach nie wchodziło w grę. Może zimą, ale nie mam pojęcia przy okazji jakiej książki mogłoby to mieć miejsce.
Vila-Matas napisał: „Nie sposób przyjmować pisarstwa Marguerite Duras obojętnie. Albo wprawia w entuzjazm, albo zdecydowanie odpycha. Jej pisarstwo nie jest antraktowe, to dla mnie oczywiste”. To nie jest mój ulubiony rodzaj literatury, ale jednego nie mogę jej odmówić bez wątpienia: intryguje. Chce się myśleć o powodach, przyczynach, reakcjach, ludziach, uczuciach, skutkach.

Duras napisała: „Anna Desbaresdes nie przestaje pić. Tego wieczoru wino Pommard ma wciąż obezwładniający smak nieznanych warg mężczyzny z ulicy”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.