Wieczny powrót

Bogusław Deptuła

Wystawa w Willi Grohmana ma wielu literackich i filozoficznych patronów. Jej intelektualny i artystyczny rozmach nie ma sobie równych

Jeszcze 2 minuty czytania

„Anabasis. Rytuały powrotu do domu”. Łódź, Willa Grohmana, Kurator Adam Budak, 6 września – 4 października 2009

To dzięki Festiwalowi Dialogu Czterech Kultur i kuratorowi w osobie Adama Budaka, na co dzień pracującego w Kunsthaus w Grazu, doszło do tej niezwykłej wystawy w zrujnowanych wnętrzach łódzkiej willi Grohmana. Przyznać trzeba, że to wnętrze w naturalny, niemalże, sposób konkurowuje z pokazywanymi w nim pracami. Jest bowiem tak malowniczą ruiną, z żelaznymi schodami, bogatymi sztukateriami, obłażącą farbą i swoistym labiryntem pomieszczeń, że trudno sobie już teraz wyobrazić pokazywane prace w innej przestrzeni. Scaliły się, przeniknęły, dopełniły, tworząc nową wystawienniczą całość.

fot. Festiwal Dialogu Czterech KulturTematem tegorocznego Festiwalu Dialogu Czterech Kultur było terytorium. W niezwykle prosty sposób został on połączony z tytułem wystawy „Anabasis” w willi Grohmana. Greckie słowo anabasis, tłumaczone na wiele sposobów, jako powrót, rozpoczynanie, podejście, pozostaje zarazem tytułem kilku literackich dzieł. Pierwszym z nich jest „Anabaza” Ksenofonta i od niej zaczęła się literacka tradycja, literacki topos, tak intrygująco podjęty w XX wieku. Ksenofont, prosty najemny żołnierz grecki, brał udział w wyprawie przeciw Persom w IV w. p.n.e. Na skutek zmian politycznych, personalnych i militarnych, Grecy zostali odcięci od możliwości najprostszego powrotu do ojczyzny i w ten sposób zaczęła się ich anabaza. W jej trakcie Ksenofont został jednym z dowódców Greków, ale co najważniejsze autorem owego prozą spisanego diariusza powrotu. Później, bo już w II wieku naszej ery, niejaki Arrian z Nikomedii spisał „Anabazę Aleksandra Wielkiego”, cenne źródło wiadomości o jego rządach i czynach. Najsławniejszą „Anabazą dwudziestowieczną jest ta pióra Saint-John-Perse’a, literackiego noblisty z 1960 roku. Kolejną wiersz Paula Celana.

Trudno przecenić poemat Saint-John-Perse’a, ale pewnie jeszcze trudniej go pojąć. Osobny, poetycki język, trudny w oryginale i jeszcze trudniejszy do przełożenia, daje wielką swobodę czytającym. Ciąg myśli i skojarzeń może być wręcz niepowstrzymany.

Wracając jednak do łódzkiej wystawy: powracać można w najróżniejszy sposób, w najróżniejsze miejsca, w najróżniejszym celu. Ojczyzna, dzieciństwo, pamięć, to pewnie najprostszy zestaw powrotów, ale pewnie jest ich jeszcze bardzo wiele. Powrót może być figurą całego ludzkiego losu. Żeby nie szukać zbyt daleko, przywołajmy imię Odysa. Dwadzieścia lat powracania, co z tego, że przez przekleństwo bogów, to nieważne: ważne wracać. Odys powrócił.

Artyści wybrani przez Budaka też wracają. Pewnie najczęściej z potrzeby serca, ale też i na zamówienie, czasem metaforycznie, czasem całkiem abstrakcyjnie. Pajęcza sieć powrotów jest wprost niezbadana.

Portugalczyk Pedro Cabrita Reis w świetlnej instalacji „Ucząc się ze ściany” (2009) w przestrzeni willi Grohmana stworzył dzieło o abstrakcyjnym rodowodzie, związanym z zastaną przestrzenią, ale niezwykle sugestywnym i pięknym. Obdrapane ściany, z wieloma warstwami farby, kable elektryczne i jasno świecące świetlówki, niby nic, a jednak piękne.

Z kilku prac Albańczyka, Adriana Paci, na stałe mieszkającego w Mediolanie, jedna wydaje się najlepiej spełniać ideał anabasis. To niezbyt długi film, z udziałem dzieci. Są one widoczne w wielkim lustrze, które jest w stanie odbić wszystko,: małe lusterka do puszczania zajączków, wielkie drzewo, na którym można siedzieć w ukryciu, i procę. Proca i wielkie lustro jakoś w naturalny sposób zaczynają wywoływać niepokój i co gorsza, jest on uzasadniony. W nieunikniony sposób kamień wypuszczony z procy rozbija lustro młodzieńczych wspomnień. Rozwalone kamieniem z procy roztrzaskuje się na naszych oczach na tysiąc kawałków, trochę tak, jak znika nasza niewinna młodość, na skutek spotkań, czy wyjawionych wreszcie tajemnic.

Powrotem jest kupowanie cegieł w obrazie Lidy Abdul w filmie wideo z 2006 roku „Sprzedawcy cegieł Kabulu”. Bezdomne (?) dzieci znoszą jakiemuś człowiekowi cegły. Ten za nie płaci, ale nie wiemy właściwie, do czego te cegły posłużą. Czy będą początkiem, czy staną się fundamentem, opoką; czy przeciwnie, będą orężem, narzędziem walki, bronią przeciwko stabilizacji i porządkowi w naszym rozumieniu, w które chcielibyśmy wierzyć? Tego nie wiemy.

Praca wideo Sharon Lockhart „Podwórka” (2009), specjalnie przygotowana na festiwal, powstała w Łodzi. Tchnie z niej optymizm i naturalnie odnawialna wiara w odnawialność człowieczeństwa, a co więcej, w brak ostatecznego życiowego determinizmu.

Wśród tych prac, tak mocno obciążonych sensami, kontekstami i znaczeniami, pojawiają się widmowe, ścienne realizacje Jarosława Flicińskiego, autora znakomitych murali, który znacznie poszerzył, bo uabstrakcyjnił kategorię powrotu. Tu powrót jest raczej wycieczką, formalną igraszką, zobaczonym na moment odbiciem w lustrze-nielustrze, w kolorowej gładkiej tafli odbijającej nas. Byliśmy już tutaj? Będziemy? Wyjdziemy ze ściany? Zostaniemy na długo? Na chwilę? Pytania się mnożą. Odpowiedzi także. Powracamy czy migrujemy? Jednoznacznej odpowiedzi nie będzie. Raczej powróci zadawanie pytań. Pytania o kondycję, o ojczyznę, o twoją historię zawsze będą wracać, one stanowią o naszej odmienności, pełni, niezależności. Trwamy w migracji, trwamy w anabasis, trwamy w przemianie. I niech tak zostanie!

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.