Ostra zadyszka

Ostra zadyszka

Kaja Klimek

„Elizjum” to blockbuster, ale zrobiony z wielką werwą i dziką kreatywnością

Jeszcze 2 minuty czytania

Elizjum – co to tak właściwie jest? W mitologii greckiej to kraina wiecznej szczęśliwości, gdzie trafiają najbardziej prawi, by tam po Polach, no właśnie, Elizejskich móc sobie na wieki spacerować i mieć święty spokój od problemów Tego Świata. Tytuł nowego filmu Neilla Blomkampa, autora „Dystryktu 9”, to zatem bardzo jasna, czytelna, i dużymi drukowanymi literami (czcionką lekko futuro, by podkreślić klimat science-fiction) zapisana prawda: nieupoważnionym wstęp wzbroniony. 

Max (Matt Damon) przychodzi do fabryki, by tam od rana do nocy tyrać przy taśmie produkcyjnej. To fabryka robotów, które strzegą porządku – reprodukuje się tu opresyjny system, odgórnie sterowany z orbitującej wokół Ziemi bazy kosmicznej, zamieszkiwanej przez możnych tego świata. Na Ziemi reprezentują go już tylko William Fichtner i produkowane przez jego korporację roboty-policjanci i roboty-kuratorzy. Działają one w oparciu o procedury, w których na czynnik ludzki raczej już miejsca nie ma. Roboty nie tolerują pyskówek i można co najwyżej, w ramach bezsilnego protestu, otagować je mazakiem. Max nie robi nawet tego, bo z prawem kiedyś był na bakier – jak każdy „ninja z faweli” – ale teraz próbuje wyjść na prostą. Po wypadku w pracy ta szansa ostatecznie znika (tak jak sama praca), a Maksowi zostaje tylko pięć dni życia – i absolutnie nic do stracenia. Pojawią się za to starzy kumple-hakerzy (czy raczej crackerzy dążący do obalenia systemu) z propozycją, która może jeszcze odmienić los. I to nie tylko los Maxa i potrzebującej jego pomocy przyjaciółki z dzieciństwa Frey (Alice Braga). Tu ważą się losy wszystkich ludzi dobrej woli.

Do tego momentu właściwie mogłoby się wydawać, że „Elizjum” to „Dystrykt 10” – w którym getto rozrosło się tak, że zabrakło miejsca na nie-getto i trzeba dokonać pewnych rewolucyjnych przetasowań. Bo faktycznie świat, czyli Los Angeles roku 2154, to ogromna fawela, sklecona z czego się da buda wielorodzinna. Ziemia jest przeludniona, zniszczona, więc wszystko ma tu barwę pyłu, fakturę szmat i śmieci. Aż za bardzo to wygląda na przyszłość-konsekwencję tu i teraz, a nie świat, gdzie każdy posiada latającą deskorolkę. Ktoś musi tym ziemskim bajzlem na kółkach zarządzać, najchętniej jednak z dystansu. Z daleka widok jest piękny, a Błękitna Planeta – jeszcze piękniejsza. Stąd być może wśród elit potrzeba estetycznego awansu i przeskoku ku zawieszonej na orbicie cudownej zielonej i czystej krainie mlekiem (UHT) i miodem (sztucznym) płynącej. Zarządza nią Delacourt (Jodie Foster), pani Sekretarz Obrony i XXII-wieczna odpowiedź na Żelazną Damę – o skórze odmłodzonej i ozdobionej lekką, kwiatową skaryfikacją (hit wśród Elizjan), lecz jak zawsze w garsonce. Celem Damy ze Stali Nierdzewnej jest nie dopuścić do żadnej zmiany, żadnego otwarcia granic, za wszelką cenę utrzymać nas (bogatych, zdrowych, Elizjan) z dala od nich (biedoty, chorych, Ziemian). Powtórzmy: nieupoważnionym wstęp wzbroniony.

Czytelny tytuł i wyraziste, grubą krechą kreślone dychotomie może i by chciały poddać się analizie prowadzonej z pozycji, weźmy na to, marksistowskich. Coś by nawet z tego mogło wyjść, bo przecież widać gołym okiem, że tutaj byt określa świadomość, a proletariusze nie mają do stracenia nic prócz swych kajdan, za to do zdobycia – cały świat, a może i więcej. Rewolucja jednak będzie musiała poczekać. Bo właśnie na tym etapie Max zakłada dający mu ponadludzką siłę egzoszkielet i, co ważniejsze, pojawia się najemnik Kruger (Sharlto Copley) ze swoją podręczną wyrzutnią rakiet, która pozwala mu strzelać do statków kosmicznych. Tak, to ta chwila, kiedy film Blomkampa skręca ku dzikiej jeździe bez trzymanki przez rewiry kina akcji i sensacji w kostiumie sci-fi – i startuje w kosmos.

„Elizjum” to ostra jazda na znanym i prostym odcinku trasy – choć ma mocno zarysowany i dosyć przewidywalny szkielet fabularny, obudowują go kreatywne i naprawdę imponujące atrakcjony. Hardware i broń wyglądają tu ciężko i realistycznie, Elizjum jest spektakularne w wersji de luxe, skalę scen w kosmosie odda tylko anglojęzyczny termin „space porn”, a walki ludzi (w egzoszkieletach, a jakże) i robotów mają przepiękną dynamikę i choreografię. To nadal blockbuster, ale zrobiony z tak wielką werwą i tak dziką kreatywnością, że śrubki w kinowych fotelach same się wykręcają.

„Elizjum”, reż. Neil Blomkamp,
USA 2013, w kinach od 16 sierpnia 2013
Max, jak wiadomo, nie ma zbyt wiele czasu, więc akcja musi radykalnie przyspieszyć, by historia zdążyła się domknąć w skromnych, jak na ten typ filmu, 109 minutach. A jest to trudne, bo Kruger jest przeciwnikiem, z jakim dawno bohater (tym bardziej tak przypadkowy i niechętny, jak Max) nie musiał sobie radzić. Bo Kruger jest okrutny, bezkompromisowy, absolutnie nieprzewidywalny i nieskoordynowany i mówi po angielsku z kosmicznym akcentem. Zresztą nie ważne, czy go ktoś rozumie, bo tylko on zna i rozumie swój plan, a przy tym doskonale bawi się samą rozgrywką. Copley jest fantastyczny, ale nie kradnie ekranu Damonowi. Ten jeszcze pamięta trening z Trylogii Bourne'a, dzięki czemu doskonale radzi sobie w kinie akcji i atrakcji, a przy tym nadal pozostaje Mattem Damonem, któremu życzymy przecież jak najlepiej. Niestety, odrobinę blado wypada doczepiony tu jak piąte koło u bolidu Formuły 1 wątek miłosny. Tempa nie wytrzymuje też zbyt poważna Foster jako Oblicze Władzy. Zgoda więc, taką władzę trzeba po prostu obalić.

I tak oto niemal udało się uniknąć porównań z „Dystryktem 9”, czyli , nazwijmy rzecz po imieniu, miażdżącym system w skali 10/10 debiutem Blomkampa. „Elizjum” idzie dalej i już w samym scenariuszu zapisany ma plan zmiażdżenia systemu, co (choć nadal w ludzkiej skali) odbywa się z wielkim hukiem, trzaskiem, przy akompaniamencie zgrzytu i szczęku metalu. „Dystrykt” chwytał za gardło, „Elizjum” wywołuje za to ostrą zadyszkę. I bardzo dobrze, bo trening nam się przyda. Po tym filmie czeka nas długi bieg u boku Neilla Blomkampa, który zmierza ku Polom Elizejskim wielkiej hollywoodzkiej kariery. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.