Benoît Peeters w biografii poświęconej Jacquesowi Derridzie opowiada o sytuacji z młodości filozofa, która zapowiadała późniejsze żarty z dekonstrukcji. Młody Derrida podczas egzaminu na École normale supérieure przedstawił komisji „różnicującą” lekturę fragmentu z „Encyklopedii” Diderota. Reakcja egzaminatora, pana Schérera była następująca: „Popatrz, ten tekst jest całkiem łatwy; po prostu bardziej go skomplikowałeś i obładowałeś znaczeniami”. W tym zdaniu kryje się istota dowcipów na temat ponowoczesnych myślicieli. Tak na Zachodzie, jak i w Polsce znaleźć można wiele (mniej lub bardziej) humorystycznych reakcji na postmodernizm w badaniach literackich i naukach społecznych: prowokacja Alana Sokala, powieści Davida Lodge'a, fragmenty „O pięknie” Zadie Smith, „Intryga małżeńska” Jeffreya Eugenidesa, a w Polsce słynne parodie autorstwa Leszka Kołakowskiego, Henryka Markiewicza, czy Włodzimierza Boleckiego. Przykładów jest wiele. Zdecydowana większość pod0bnych tekstów pełni funkcję krytyczną – wskazują na nieścisłość pojęciową oponentów oraz radykalizują eliptyczność ich języka.
Takie zachowania charakterystyczne były jednak dla humanistyki lat 80. i 90. (oraz dla pierwszej dekady XXI w. w Polsce), czyli okresu, w którym koncepty francuskich i amerykańskich teoretyków nadal funkcjonowały na uniwersytetach jako swego rodzaju ciała obce. Obecnie, gdy – jak symbolicznie ujął to Łukasz Wróbel – cytat z Derridy pojawia się na pierwszej stronie wstępu Adama Dziadka do wyboru poezji Aleksandra Wata wydanego przez Bibliotekę Narodową, możemy już mówić o przedawnieniu się dyskusji nad tym, czy postmodernizm będzie dla nauk humanistycznych ożywczy/zabójczy i czy w ogóle coś takiego, jak „postmodernizm” istnieje. Zarówno apokaliptyczne, jak i wiernopoddańcze głosy zastąpione zostały przez stanowiska bardziej wypośrodkowane, krytyczne wobec dorobku French Theory.
W ostatnich latach to internet stał się fabryką wytwarzającą żarty krążące wokół filozofii ponowoczesnej. W sieci, co oczywiste, króluje anarchiczny humor, wyczyniający figle z dziełami i tak dość antyinstytucjonalnie nastawionych teoretyków. Zdarzają się co prawda wyjątki, jak słynny The Postmodernism Generator, tworzący pozbawione sensu eseje w stylu słynnego tekstu „Transgresja granic...” Alana Sokala, a tym samym wpisujące się w linię krytyki zapoczątkowaną przez „Modne bzdury”. Jednak w większości przypadków odbiorca ma do czynienia z żartami podszytymi charakterystyczną dla internetu ironią, rządzącą się odmiennymi prawami niż wspominane wyżej akademickie parodie.
Istnieją więc żarty z zamiaru edukacyjne: autor takiego tekstu wychodzi z założenia, że np. teoria symulakrów Baudrillarda jest zbyt skomplikowana i należy ją przekazać w humorystycznej formie. Efekt? Tłumaczenie „Precesji symulakrów” „z angielskiego na amerykański” pełne kolokwializmów, wulgaryzmów i porównań zaczerpniętych z popkultury. Artykuł ma długość porównywalną do początkowego tekstu z „Symulakrów i symulacji”, do tego w żartobliwej formie rzeczywiście przekazuje istotę teorii Baudrillarda. Nie mamy tutaj jednak do czynienia z prawie bezstratnym przeniesieniem treści wywodu w środowisko nieakademickie, tak jak w przypadku youtube'owego kanału 8-Bit Philosophy. Baudrillard przełożony na język amerykańskich czarnych komików przestaje być intelektualistą zabierającym głos w sporze o mimesis – staje się za to przerysowanym gangsterem-nihilistą rodem z horrorcore'owego utworu. Mechanizm sieciowej ironii automatycznie kwestionuje traktowanie z powagą pesymistycznych diagnoz Baudrillarda (tylko po to chociażby, aby w ostateczności je odrzucić). Jednocześnie niewykluczone jest, że autor opisywanego tekstu – artysta, pisarz i wykładowca Sean Joseph Patrick Carney – uważa francuskiego filozofa za wartościowego myśliciela. Skąd bierze się to dwójmyślenie?
Otóż internetowe żarty wyśmiewające zagmatwanie, nielogiczność czy domniemaną bełkotliwość filozofów tworzone są (przynajmniej u swoich źródeł) przez zapalonych czytelników ich książek. Autor piszący na co dzień artykuły naukowe, w których często powołuje się na prace Foucaulta, może więc z radością tworzyć serię memów „Hey boy”, w których autor „Historii seksualności” jest podrywaczem, flirtującym za pomocą pojęć „panoptyzmu” czy „władzy-wiedzy”. To podstawowa różnica między na przykład satyrami i parodiami Boleckiego a żartami internetowymi – o ile te pierwsze wpisują się w szeroko pojętą tradycję oświeceniowo-nowoczesną, o tyle drugie wypływają wprost z De Manowskiej ironii, uniemożliwiającej wypracowanie pozycji, z której jakikolwiek autor mógłby być traktowany poważnie, a więc także poważnie krytykowany.
W sieci popularnością cieszy się również humor związany ze znacznie starszymi niż Derrida czy Foucault myślicielami, jak Heidegger, Kant i Hegel, znanymi ze specyfiki swojego wywodu (albo do przesady systemowego i suchego, albo do przesady metaforycznego). Żarty dotyczące dwójki z wymienionych myślicieli zakorzeniły się również w polskim internecie, wystarczy wspomnieć facebookowe strony: „Warszawska różnica ontologiczna” i regularnie kpiącą z Hegla, słynną „Polecam poczytać Schopenhauera”. Niewykluczone, że takie jest tło większości opisywanych przeze mnie dowcipów: śmiech jako reakcja na spekulatywność i częściową niezrozumiałości myśli danego filozofa. Śmieszy nas żart z językowych dziwactw Heideggera, bo sami nie do końca jesteśmy w stanie je strawić, a im więcej osób śmieje się razem z nami, tym mniej czujemy się osamotnieni w naszym nierozumieniu.
Możliwa jest także inna funkcja internetowego humoru dotyczącego filozofii, wynikająca z pierwszej: śmiech jako znak oczytania autora żartu. Śmiech jest tutaj wyrazem wyższości, tak jak w rosyjskim wyrażeniu смеяться над (dosłownie „śmiać się nad kimś/czymś”). Jeśli jestem w stanie z czegoś zażartować, to znaczy, że jest to coś oswojonego, zrozumiałego, nad czym mam władzę – a mieć władzę nad na przykład Heglem to nie lada zaleta w pewnych kręgach towarzyskich. Można więc pokusić się w tym momencie o pewne uogólnienie: to nie „postmodernistyczność” lub „poststrukturalistyczność” danego filozofa napędza popularność żartów z nim związanych, lecz spory wysiłek intelektualny potrzebny do zrozumienia jego pism. Problem polega jednak na tym, że np. żarty z autora „Bytu i czasu” opierają się na kilku kliszach: tautologiczności wywodu Heideggera i nazistowskiej przeszłości filozofa. Podobnie rzecz ma się z Deleuze'em (szaleniec intelektualny), Nietzschem (szaleniec i protonazista), Derridą (niezrozumiały, dzielący włos na czworo bufon) i Foucault (gej oraz paranoik, wszędzie szukający przejawów przemocy). Skutkuje to tym, że przygotowanie zabawnego mema z Deleuze'em nie wymaga przeczytania ani jednej strony jego tekstu. Zgodnie z mechanizmem viralowych żartów, wzór ich powstawania wypracowywany jest na podstawie treści wcześniejszych żartów tego samego typu. W takich żartach niewiele się wydarza w sensie intelektualno-poznawczym – potwierdzają one jedynie komunały związane z danym filozofem. Nie odświeżają one wiedzy na temat danej filozofii czy teorii, a jedynie konserwują to, co już dawno uległo konserwacji.
Angielski literaturoznawca Valentine Cunningham na początku artykułu „Teoria – ale jaka?” podaje wykaz 115 słów kluczy, które sporządziło U.S. National Association of Scholars w celu rozpoznawania po opisach uniwersyteckich zajęć ich potencjalnej „postmodernistyczności”. Wśród nich znalazło się miejsce dla takich wyrazów, jak kody, kontekstualizacja, eurocentryczny, zdecentralizowany, dyskurs, hegemoniczny, heteronormatywny, logocentryczny, opresja, inność. Lektura całego wyliczenia, które rzeczywiście było instrukcją do rozpoznania ideologicznego wroga, obecnie bardziej przypomina złośliwą satyrę na francuskich filozofów i ich epigonów.
Na ironię losu zakrawa fakt, że powyższa lista chwytliwych buzzwords stale przewija się przez większość internetowych żartów związanych z postmodernizmem – i bynajmniej nie w funkcji subwersywnej, w jakiej według Judith Butler środowisko LBGQT używa terminu queer. Cały dorobek francuskich i amerykańskich myślicieli sprowadzany jest przez samych adeptów Derridy i Deleuze'a do kilku językowych liczmanów używanych bez opamiętania, z „dyskursem” na czele. Postmodernistyczna klisza funkcjonuje w opisywanych wcześniej żartach jako synekdocha całego dzieła danego filozofa, a przecież trudno jest je ograniczyć do kilku pojęć. Żarty z „fallologocentryzmu” i innych słowotwórczych tasiemców wskazywać mają na to, że ich autor nie podchodzi do końca poważnie do filozofii Derridy, tak jak nie podchodzi poważnie do innych myślicieli, których czytał – co nie zmienia faktu, że się na nich powołuje.
W efekcie historia filozofii obserwowana z perspektywy internetowej popkultury zaczyna przypominać korowód równie mało ważnych catchphrases i tłukących się między sobą facetów w tweedowych marynarkach. Panironiczny stosunek nawet do tych poglądów, które zdają się współgrać z relatywizmem, jest zatem świadectwem poważnej wady współczesnej kultury – absurdalnej niechęci do bycia uznanym za kogoś, kto mówi coś poważnie, a więc stoi za swoimi poglądami, tak, jakby było to równoznaczne z intelektualnym fundamentalizmem. Jak pisał przed laty David Foster Wallace, spytanie się ironisty o to, za jakim stanowiskiem się opowiada, równoznaczne jest z uznaniem pytającego za histeryka albo zarozumialca.
A na koniec wniosek być może najbardziej pesymistyczny, ale i najbardziej ryzykowny: niewykluczone, że tak samo ironicznie, jak memy z Lacanem, tworzy się obecnie niektóre referaty, artykuły, prace magisterskie i doktoraty. Internetowa ironia (jako ciągłe dystansowanie się wobec każdego stanowiska i relatywizm graniczący z cynizmem) jest bowiem partnerką konformizmu intelektualnego piętnowanego przez Joannę Krakowską w felietonie „Hasztag humanistyka”. Zamiast wypracować swoje podejście badawcze, zawsze można sięgnąć po to, co napisano w gorących latach 60. i 70. Zamiast utożsamić się z (modnym/niemodnym) stanowiskiem intelektualnym – podać kilkanaście cytatów z jednej z dwudziestu książek zapełniających bibliografie większości kursów uniwersyteckich. Ważne dla powojennej kultury tezy myślicieli postmodernistycznych i poststrukturalistycznych, w większości nastawionych antykapitalistycznie, służą współcześnie (podobnie jak rozum w „Dialektyce oświecenia” Horkheimera i Adorna) wspieraniu urynkowienia humanistyki. Internetowa ironia splatająca się z rzeczywistością akademicką nie jest reperkusją śmierci Boga czy zmierzchu wielkich narracji. Ona po prostu się opłaca.