W sieci śmierć
Lauren Walker, Truthout / CC BY-NC-ND 2.0

8 minut czytania

/ Media

W sieci śmierć

Marcin Wilkowski

Jeśli zostawimy po sobie zasoby cyfrowe, zostaną wykorzystane do utrzymania nas przy życiu. Przeżyjemy jako surowiec doskonalący algorytmy i kapitał

Jeszcze 2 minuty czytania

Kiedy w 1924 roku Franz Kafka umierał w Kierling na gruźlicę, nakazał spalenie swoich rękopisów. Nigdy nie zaistniałby jako autor, gdyby Max Brod wypełnił jego wolę. Za życia publikował niechętnie i niewiele – w pewnym sensie stworzyły go nielojalność przyjaciela i własności pisma jako medium. „Der Prozess” wydano rok po jego śmierci. W 2009 roku podczas wielkiej konferencji projektantów i badaczy HCI – interakcji człowiek–komputer – Michael Massimi i Andrea Charise przypomnieli tę dobrze znaną historię w swoim wystąpieniu na temat śmierciowrażliwości. Thanatosensitivity miała być kierunkiem badań, praktyką projektowania i krytyczną wrażliwością inspirowaną naukami humanistycznymi – wszystko po to, aby odpowiednio przepracować fakt śmiertelności użytkowników systemów informatycznych.

W śmierciowrażliwym ujęciu relacji człowieka z technologią wyróżnia się trzy stany. Pierwszy to stan śmiertelności, trwający de facto od narodzin, kiedy użytkownik może podejmować rozmaite decyzje wobec nieuchronnej, ale jeszcze odległej perspektywy śmierci. Można na przykład dodać w pamięci telefonu numer W Razie Wypadku (ICE) albo wypracować sobie zwyczaj regularnego kasowania historii przeglądarki. Drugi stan, umierania, utożsamiany np. z ciężką śmiertelną chorobą, radykalnie skraca dostępny czas i ogranicza podmiotowość użytkownika. Zmusza go do dostrzeżenia nowych, niewidocznych dotąd w kontekście śmierci mediów i nośników, którymi pilnie należałoby się zająć. Pojawia się problem pośmiertnego dostępu do zasobów smartfona czy decyzji o tym, czy i komu przekazać hasła do kont w mediach społecznościowych. I wreszcie stan trzeci, śmierci – wbrew pozorom nie czyni człowieka zupełnie bezbronnym. Rozmaite serwisy internetowe (na przykład SafeBeyond czy Dead Man’s Switch) starają się eksploatować ten ostatni etap bycia użytkownikiem, oferując możliwość wysyłania pośmiertnych wiadomości, przy słusznym założeniu, że niektórzy stają się szczerzy dopiero wtedy, kiedy nie mają już nic do stracenia.

Czym jest śmierć

Massimi i Charise definiują śmierć jako stan, w którym użytkownik nie ma już kontroli nad tym, co technologie nadal w odniesieniu do niego wytwarzają. Jeśli przyjąć tę definicję bezkrytycznie, to wszyscy jesteśmy martwi, o ile korzystamy z Facebooka lub nie ograniczamy profilowania w wyszukiwarkach sklepów internetowych. A przecież nie chodzi tylko o internet: kiedy ktoś obcy przejmuje po śmierci nasz smartfon albo dostęp do laptopa ze wszystkimi jego zasobami, powraca efekt Kafki – możemy zostać na nowo stworzeni.

Śmierciowrażliwość ma potencjał komercyjny. Tegoroczną odsłonę konferencji, na której w 2009 roku wystąpili Massimi i Charise, sponsorowali Microsoft, Google, Facebook i Alibaba Group. Śmiertelność użytkowników to nie tylko wyzwanie dla architektury mediów społecznościowych czy ich regulacji prawnych, ale też okazja do wytwarzania nowych wirtualnych produktów - komputerowo wzbogaconych artefaktów upamiętniania, jak określa je Massimi w jednym z późniejszych artykułów. Jeśli da się zwyczaje upamiętniania zmarłych przetworzyć na fragmenty kodu i nowe połączenia między tablicami w bazie danych, nic nie stoi na przeszkodzie, aby sprzedawać je bez większych nakładów inwestycyjnych jako cyfrowe pamiątki czy internetowe nagrobki. Można też proponować usługi w zupełnie nowy sposób eksploatujące doświadczenie śmierci i umierania. Właściwie można już mówić o funkcjonowaniu przemysłu cyfrowego traktującego śmierć jako surowiec do wytwarzania kapitału – pojęcie digital after-life industry (DAI) definiowane jest jako aktywność polegająca na wytwarzaniu towarów i usług wykorzystujących internetowe pozostałości po zmarłych użytkownikach.

Jednak śmierć jako wielki temat domaga się pewnego fatalizmu, dlatego bardziej pasuje mi tutaj podejście hakerskie. Nie racjonalizuje i nie daje wymiernych efektów, nie zapewnia spokoju i poczucia kontroli, raczej wszczepia w serwisy mechanizmy upamiętniania i współczucia.

W 2014 roku Eric A. Mayer, specjalista od web dizajnu i popularyzator standardów sieciowych, stracił córkę Rebekę, która zmarła na guz mózgu kilkanaście godzin po swoich szóstych urodzinach. O walce dziecka z chorobą i jej odejściu wiedzieli znajomi i współpracownicy Mayera. Jeffrey Zeldman, współzałożyciel jednego z najważniejszych magazynów o web dizajnie „A List Apart”, zaproponował, aby do słownika kaskadowych arkuszy stylów (CSS), które są językiem definiującym estetykę stron WWW, dodać nową definicję purpury, koloru, który uwielbiała zmarła dziewczynka. W zapisie szesnastkowym to #663399, ale można go też przywołać w kodzie jako rebeccapurple.

Natomiast James Vlahos nagrał, jak jego umierający na raka ojciec opowiadał o swoim życiu, a po jego śmierci spisał tę opowieść i przetworzył 90 tysięcy znaków na wkład do bota uruchomionego na Messengerze. Dzięki temu mógł porozmawiać z ojcem jeszcze raz.

rebeccapurple

Wolałbym nie

Takie hakerskie podejście jest jednak dostępne nielicznym. I bywa złudne. Nie każdy może mieć wpływ na standardy CSS Working Group, a Vlahos na swoim sentymencie do ojca buduje start-up pozwalający na łatwe tworzenie podobnych botów.

W większości przypadków kwestia śmierci – naszej i naszych bliskich – jest rozgrywana bez naszego udziału. Albo intencjonalnie, jak w przypadku Facebooka, który swoją ofertą kont wspomnieniowych instytucjonalizuje upamiętnianie, wcale nie rezygnując ze zbierania danych o reakcjach żałobników, przez co staje się częścią digital after-life industry. Albo na ślepo, także jak na Facebooku albo na Twitterze, kiedy ignorujące śmierć algorytmy potęgują ból i stają się właściwie aktem przemocy. Mechanizmy generujące użytkownikom Facebooka podsumowanie roku działają jak walec, a przypominając zdjęcia i wydarzenia, nie zwracają uwagi na ich kontekst. Mayer doświadczył tego po stracie córki, przy czym ze względu na swoją pozycję doczekał się nawet oficjalnej odpowiedzi od Facebooka.

Eksploatacja śmierci w mediach społecznościowych może mieć też szeroki kontekst kulturowy, o czym pisze Nehal El-Hadi w historii o transmisji z umierania postrzelonego przez policję czarnoskórego Philando Castile. Autoplayer odtwarzający nagrania wideo w tweetach staje się kolejnym narzędziem w długiej tradycji eksploatacji wizerunku cierpienia czarnych ciał, zaczynającej się na pewno nie później niż widokówki z fotografiami z linczów z południa USA.

Wobec rodzącego się przemysłu cyfrowego umierania i wobec przemocy ślepych algorytmów odpowiedzią może być po prostu ucieczka, jakieś codzienne akty mikrooporu, małe wybory nieklikania w linki eksploatujące cierpienie i śmierć. Do tego respektowanie milczenia wobec nawet szeroko dyskutowanych zgonów. To wszystko nie wystarczy jednak, aby zablokować efekt Kafki. Jeśli zostawimy po sobie zasoby cyfrowe, kiedyś mogą zostać wykorzystane do utrzymania nas przy życiu. Oczywiście nie w dosłownym rozumieniu, jak w fantazji Dymitra Itskowa o wirtualnej nieśmiertelności, postulującej transmisję osobowości do sieci i następnie wlewanie jej do robotów. Przeżyjemy raczej jako surowiec doskonalący algorytmy i kapitał w przemyśle after-life. Na naszych zdjęciach sieci neuronowe będą trenować rozpoznawanie emocji, nasze maile pozwolą lepiej targetować reklamy, a sklepy doskonalić ofertę na bazie analizowanych na wielką skalę historii zakupów.

Można coś z tym zrobić: wypisać się już teraz albo uprzedzić bliskich i racjonalnie zaplanować masowe usuwanie. Można też nic z tym nie robić, w końcu co nas to będzie obchodzić, kiedy przyjdzie czas.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).