„Błoński przekorny. Dziennik. Wywiady”

Marcin Król

„Dziennik”, mimo wspaniałych fragmentów, sprawia pewien zawód. Błoński doskonale zdawał sobie z tego sprawę: „Ja nie mam dobrej pamięci i mojemu pisaniu brak tej chytrości szczegółu, bez której trudno o dobrego memorialistę”

Jeszcze 1 minuta czytania

Pamiętam świetnie rozmowy z Janem Błońskim, jego zawsze skupione spojrzenie i zupełnie niespodziewany cienki chichot, który całkowicie obnażał wszelkie głupstwa i za którym stał zawsze towarzyszący mu smutek i poczucie bezradności wobec świata. Błoński został zapamiętany jako znawca literatury, zwłaszcza współczesnej. Habilitację napisał jednak o Mikołaju Sępie-Szarzyńskim, bardzo naukową, pełną przypisów i szczegółowych rozważań. Jak sam mi powiedział – żeby nikt potem nie mógł mówić, że jest tylko eseistą, a nie prawdziwym uczonym. Zrozumiałem i sam zastosowałem tę taktykę.

„Błoński przekorny. Dziennik. Wywiady”.
Znak, Kraków, 456 stron,
w księgarniach od stycznia 2011
Błoński był człowiekiem głęboko wierzącym, z czym nigdy się nie obnosił i tak naprawdę dowiadujemy się o tym dopiero z jego – niestety fragmentarycznego – „Dziennika” i z nielicznych wywiadów. W zasadzie religijność Błońskiego jest – jak być powinno – nieobecna w jego twórczości, chociaż bez niej jego tak wyraźne poczucie bezcelowości ludzkich wysiłków, także własnej pracy eseistycznej, byłoby wręcz beznadziejne. Uważny czytelnik jego niektórych książek – jak „Widzieć jasno w zachwyceniu”, świetnej książeczki o dziele Marcela Prousta – dostrzeże, że religijne spojrzenie jest silnie obecne w podtekście, i wiele nam z twórczości Prousta wyjaśnia.

Z fragmentarycznego „Dziennika” dowiadujemy się trochę na temat młodości Błońskiego i intensywnej religijności jego ojca. Jednak „Dziennik”, mimo wspaniałych fragmentów, sprawia pewien zawód. Wynika to z tego, z czego Błoński sam doskonale zdawał sobie sprawę: „Ja nie mam dobrej pamięci i mojemu pisaniu brak tej chytrości szczegółu, bez której trudno o dobrego memorialistę”.

Wywiady, których udzielał Błoński, są bez wyjątku świetne, chyba nikt nie potrafił jak on opowiedzieć o sposobie myślenia Gombrowicza. Chociaż jego fascynacji współczesną poezją dzielić nie umiem. Wywiady są podszyte sceptycyzmem, który towarzyszył nie tylko jemu, ale także jego przyjaciołom z młodości – Andrzejowi Kijowskiemu, Ludwikowi Flaszenowi i Konstantemu Puzynie. Puzynę, czyli Keta, jak go wszyscy nazywali, miałem okazję blisko znać i jego postawa wobec świata – nie wiem, czy towarzyszyła jej religijność – była równie pełna wstępnego entuzjazmu, potem ostrożnej ironii i równie silnie podszyta dramatycznym smutkiem. Bo też wszyscy oni – uczniowie Kazimierza Wyki – żyli w wyjątkowo marnych czasach. Szczyt ich twórczości przypadł na późnego Gomułkę i wczesnego Gierka, żaden z nich nie należał do partii ani nie romansował z marksizmem, nie należał ani do grupy szyderców, ani do rewizjonistów. Nie było dla nich dobrego miejsca. Jeden Błoński, nieco związany wówczas z „Tygodnikiem Powszechnym”, znalazł swoją przestrzeń, ale trzeba pamiętać, że tylko on z tej grupy przyjaciół mieszkał na stałe w Krakowie, co od razu zmieniało życiowe ulokowanie.

Po Błońskim nie zostało żadne wielkie dzieło, niewielu też uczniów. Jednak przez całe życie pamiętam jego wielki (krótki) tekst opublikowany w „Znaku” w 1971 roku pod tytułem „Polak jaki jest każdy widzi”. Oto na zakończenie obszerny cytat z tego niesłusznie zapomnianego arcydzieła: „Gdyby wierzyć słowom, Polak nie zmienił się w niczym; gdyby naocznemu doświadczeniu – we wszystkim. Prawda leży nie tyle pośrodku, ile gdzie indziej: a mianowicie  P o l a k  n i e  m a  m o d e l u, po prostu nie wie, kim chciałby być: dlatego do nowych zjawisk przykłada stare miary. Oczywiście, jeśli by brać poważnie narodowych kaznodziejów, postanowiłby zostać ofiarny jak Judym, wydajny jak Ford, trzeźwy jak francuski burżuj, płomienny jak rosyjski rewolucjonista i pełen fantazji jak Zagłoba. Jednak od tej samej krowy nie można żądać i mleka i mięsa. Dlatego między społecznym postępowaniem a społeczną świadomością powstało pęknięcie: ta ostatnia jest śmietnikiem wzorców osobowych, pozbieranych z naszej i cudzej historii... wzorców, które dostarczają alibi codziennemu postępowaniu, raczej wieprzowatemu, jak zwykle bywało w epokach społecznego spokoju i niewielkich perspektyw”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.