To już chyba nowa festiwalowa tradycja, by wielcy twórcy powracali spektakularnym filmem na otwarcie festiwalu OffPlusCamera. Podobnie jak Peter Weir w zeszłym roku, tak i Luc Besson w tym roku zaprezentował film najmniej dla niego charakterystyczny. Formuła historycznego fresku i zaangażowanej walki o Prawa Człowieka w Birmie przekładają się niestety na dość konwencjonalne kino. Zbyt długi metraż poświęcony zbyt marmurowym pomnikom, czyli „sidła Spielberga”. Po niepełnych dwóch godzinach seansu w „Damie” pada z ust żołnierza sentencja, która próbuje uczytelnić przesłanie filmu („Wybieraj: Twój mąż i dzieci albo Twój kraj?”), ale to inny cytat precyzyjniej oddaje jego logikę: „Wykorzystujcie swoją wolność, by promować naszą”.
„Lady”, reż. Luc Besson.
Francja 2011, w kinach od 27 kwietnia 2012
130-minutowa biografia Aung Sen Suu Kyi – noblistki walczącej pokojowo o demokratyczne rządy w Birmie – to temat, którego trudno było się spodziewać po reżyserze „Piątego Elementu”. Besson rozpoczynał karierę komiksowym „Metrem”, „Wielkim Błękitem” i „Nikitą”, konkludował zaś serią bajek dla dzieci. Zawsze kręcił filmy o silnych kobietach („Angel A”, „Joanna D’Arc”). Jednak Suu Kyi ani razu nie sięga do kabury. Scenarzystka Rebecca Frayn osnuwa historię działaczki wokół aresztu domowego, poprzedzonego próbą zorganizowania pierwszych demokratycznych wyborów w 1990 roku i dwa lata wcześniejszą iluminacją polityczną. Dom Suu Kyi, w którym rozgrywa się większość wydarzeń, zrekonstruowano wedle planów, zdjęć satelitarnych i prywatnych fotografii. Pobyt w areszcie urozmaicony został w filmie pełnymi dramatyzmu wydarzeniami. Jednym z nich jest oczekiwanie na relację radiową z uroczystości przyznania pokojowej nagrody Nobla w 1991 roku – przerwaną przez odcięcie prądu. Lwia część filmu to zatem pojedynek Suu Kyi z rządem generałów, wokół którego owija się historia męża i dzieci. Z powodu jego choroby – nie mniej dramatyczna. Informacja o raku, podana na początku filmu, szybko jednak schodzi na dalszy plan.
Pierwszym istotnym krokiem ku świadomości politycznej jest powrót do kraju na wieść o chorobie matki. Odwiedzając szpital, Suu Kyi staje się świadkiem masakry. Widzi żołnierzy katujących pacjentów i lekarzy. Jak w przypadku wszystkich istotnych scen w filmie, także w tej spowolnione zdjęcia pozwalają rozejść się fali uderzeniowej wydarzeń.
Czasem Besson działa zbyt pochopnie. Płynność montażu i umiejętność wykorzystywania elips zawsze wyróżniała jego kino. Tym razem skróty są nieporadne, co przy chęci pokazania dosłownie wszystkiego (kampanii wyborczej, etapów podróży bohatera etc.) skutkuje papką: scena, cięcie, scena, cięcie itd.
Zacytowane w finale słowa Suu Kyi stanowią zawoalowany przekaz filmu. Sparafrazować można go w następujący sposób: „wykorzystajcie swoje medium, by promować naszą wiadomość”. Tą prośbę Besson wziął sobie do serca. Opowieść pozostaje konwencjonalna, nachalnie udramatyzowana spowolnionymi zdjęciami oraz częstym stosowaniem montażu równoległego dla wywindowania przepaści pomiędzy żołnierzami a demonstrantami, masakrą a nadzieją, wrzeniem w Birmie a martwicą obserwatorów usadowionych przed europejskimi telewizorami. W końcu – co w filmie najistotniejsze – także pomiędzy spokojem i uporem bohaterki a troską jej rodziny, która znajduje się na drugim końcu linii telefonicznej.
Pozbawiona jakiejkolwiek ironii „Dama” to rodzaj kina historycznego, które nie stawia pytań, ale daje gotowe odpowiedzi. Zapewnia jedynie formę, która pasuje do każdej wybitnej biografii – Nelsona Mandeli, Gandhiego, czy Matki Teresy. Globalny humanitaryzm, jak wiadomo, zajmuje wysoką lokatę na przedoskarowych listach bukmacherów.