Jakiś czas temu w wyznaniach byłego redaktora stwierdziłem bez sprzeciwu tu wirtualnie zebranych, że nikt nie redagował „Nienasycenia”, „Sklepów cynamonowych” i „Ferdydurke”. Akurat! Przynajmniej jeden z Wielkiej Trójki wpadł w szpony redaktora. I to jakiego!
Chłop śpi, a trawa mu sama rośnie, to znaczy czyjeś niewidzialne rączki digitalizują dla takich jak my przedwojenną prasę. Ostatnio objawił się cyfrowy „Skamander”, a w nim (nr 58, 1935, ss. 100-109) Schulzowska opowieść „Księga”. Lecz jako istny skok w bok! Dajmy na to, w tekście zbioru „Sanatorium pod Klepsydrą” odnaleziony strzęp księgi ksiąg pod koniec woluminu „zszedł na bezdroża wątpliwej jakiejś szarlatańskiej mantyki”. W pierwodruku są to jednak „jakieś szarlatańskie bezdroża”. „Lubię – rzecze o kataryniarzach wydanie książkowe – ich funebryczną dekoratywność”; w czasopiśmie woli „pogrzebową dekoracyjność”. Z katarynek wyfruwają melodie „i rynek zasypany jest nimi jak kolorowymi czcionkami”, w „Skamandrze” zaś „sylabami”. „Biografia” zmienia się tam w „historię”, jej „najświetlistsze” kontury w „najświetniejsze”, „diminucyjne zapędy” w „zapęd pomniejszania”, „świerzb” w „świerzbę”, „wizgot” w „wizg”, a „Szwarcwald” w „Schwarzwald”. I tak dalej – jeśli dobrze policzyłem, dwadzieścia sześć razy.
Mieczysław Grydzewski z Fugą, 1939 r.Przed „że” brak zawsze przecinka, i jest to wyraźne jak podpis: wszystkie te zmiany są dziełem redaktora Mieczysława Grydzewskiego. „Kierował się jakąś osobliwą własną interpunkcją, stanowiącą mariaż między uchwałami Akademii Umiejętności a zwyczajami francuskimi – pisze Mieczysław Giergielewicz. – Ileż czasu pochłaniało mu choćby samo wykreślanie przecinków przed zdaniami zaczynającymi się od spójnika «że»!”. Paręset razy, dzień w dzień, przez blisko pół wieku... „Pech chciał – uściśla Wiktor Weintraub – że za przewodnika obrał sobie tutaj Adama Antoniego Kryńskiego, ciasnego poprawnościowca, a za jego lat studenckich profesora języka polskiego Uniwersytetu Warszawskiego; w zajadłym tępieniu przez Kryńskiego germanizmów i pseudogermanizmów bodajże wyżywały się antagonizmy dzielnicowe”. Stąd dzika awersja choćby do słowa „wykluczone”, we wszystkich publikacjach Grydzewskiego zastępowanym przez „wyłączone”. Ale wyłączał też, walcząc z Boyem-Żeleńskim, galicyzmy, z Catem-Mackiewiczem – rusycyzmy, i z Hemarem – anglicyzmy. Był z ducha Don Kichotem.
Wydana w 1971 roku w Londynie „Książka o Grydzewskim” to jeden wielki chór pokrzywdzonych autorów, którzy z dystansu całych dekad nie mogą redaktorowi wybaczyć, że kiedyś tam zmienił im „szofer” na „kierowca” (Jadwiga Beckowa), „manicure” na „manucure” (Aleksander Janta), „marxistowski” na „marxowski” (Józef Łobodowski), „perfekcję” na „doskonałość” (Tadeusz Nowakowski), „problem” na „zagadnienie” i „eksport” na „wywóz” (Juliusz Sakowski). „Zmieniał mi «klabzdra» na «niezdara» lub «parszywe» na «szpetne», albo «bosiacy» na «ulicznicy» czy też «sitting room» na «bawialnię» – ohyda!” (Karol Zbyszewski). „Raz zmienił mi słowo «delikatny» na «subtelny» lub odwrotnie” (Tymon Terlecki). Poeta pamięta.
Trzeba więc wyobrazić sobie, jak cierpiał Grydzewski nad Schulzem, zwolennikiem ostrych przypraw w rodzaju antecendensów insufficjencji konglomeratów tellurycznego szrafirunku. „U Schulza słowa obce brzmią nie cudzoziemsko, ale zaziemsko” – stwierdził za samym początku Schulzowskiej kariery Tadeusz Breza. Dla Grydzewskiego brzmiały horrendalnie. On słowo to poprawiłby na „skandalicznie”.
Skażony ingerencjami pierwodruk „Księgi” to pomnik boju dwu tytanów, bo iście tytaniczne były ich manie. Obaj, Grydzewski i Schulz, oddali się im bez reszty. Ten pierwszy postawił na swoim, górą jednak okazał się drugi. Nie tylko dlatego, że w książce skasował wszelkie zmiany. Także dlatego, iż jako masochiście sprawiło mu to przyjemność.
SKOK W BOK:
Tytani
Wydana w 1971 roku w Londynie „Książka o Grydzewskim” to wielki chór pokrzywdzonych autorów, którzy z dystansu całych dekad nie mogą redaktorowi wybaczyć, że kiedyś tam zmienił im „szofer” na „kierowca”, „perfekcję” na „doskonałość” i „eksport” na „wywóz”
Jeszcze 1 minuta czytania