Wysoka ściana. Prawą jej dolną ćwierć zasłania dywan. Nad nim duży, pod szkłem, portret pani domu. Z lewej stolik na nóżce z dwiema empirowymi lampami. Większa z nich nakryta chustą, przy kolumience ramka z fotografią: o n w futrzanej czapie – wizerunek znany z wywiadu w „Wiadomościach Literackich” (1924). Na tym tle, nieco z dołu (bo aparat stał na krześle) – o n a we własnej osobie. Półleży, wsparta na łokciu, z perłami na szyi, w ostrym świetle z boku, zamyślona i piękna.
Po lewej – ogromne, ujęte w kolumny lustro. Odbija wnętrze kuchni, gdzie w białej koszuli, krawacie, zajęty aparatem, jawi się widmowy fotograf. To Bracka 23, piąte piętro, mieszkanie Jadwigi „Niny” Witkiewiczowej... i Barthesowskie punctum: mąż, robiący jej zdjęcie. Najprywatniejsze, jak można, bez min i wygłupów, czyste świadectwo istnienia.
I nieistnienia. W dziewięć lat później Witkacego już nie ma. Nie ma wypalonego przez bombę mieszkania. Została tylko Nina. Przed czterema laty profesor Janusz Degler odnalazł w archiwum dawnego Zarządu Miejskiego w Krakowie jej „Kwestionariusz dotyczący rejestracji szkód wojennych” (na dokument pierwsza zwróciła uwagę p. Danuta Czapczyńska-Kleszczyńska). Papier, na który uchodźcy z Warszawy przelewać mogli żale. Pomysł na uśmierzenie nastrojów, legitymizację nowej władzy, a przy tym odsiew burżujów, dokonany ich własną ręką. Całość strat poszkodowana wycenia na 117 051 zł po kursie z 1939 roku. Dokument nosi datę 9 listopada 1945, numer porządkowy 4881 i sygnatury świadków: Katarzyny Brezy oraz profesora Konstantego Grzybowskiego. Na siedmiu stronach maszynopisu z najwęższą interlinią Nina sumuje tam utraconą – lecz nie w pamięci! – Bracką 23 m. 42.
Utrwalony na kliszy moment, Barthesowskie spectrum, tłumaczyć by należało widziadło. Jest to więc także widmo. Z widocznych na fotografii widm utraconych rzeczy figuruje w spisie Niny jej portret (jedna z dziesięciu oprawnych i dwudziestu nieoprawnych prac męża). Mebel na nóżce to „stolik antyczny mahoniowy do robót, z przegródkami”. Lampy to na pewno „lampa z bronzu wysoka, kolumna rzeźbiona” i „lampka mała, z bronzu”. Chusta to „stary turecki szal, duży”. Lustro to „duże lustro mahoniowe, stare”, jedno z siedmiu zwierciadeł w tym domu. Krzesło to jedno z sześciu „krzeseł dębowych, ceratą wyściełanych”. Nakrycie głowy Witkacego na zdjęciu w ramce to „czapka futrzana, lutrowa”. Ale perły to nie „perełki «Tecla» 2 rzędy ze srebrnym zamkiem”, bo sznur jest pojedynczy. Kłopot z dywanem: nie jest to „tebris duży w dobrym stanie”, wyceniony na 1800 przedwojennych złotych, lecz ewidentny kazak karachepf, zresztą wspaniały. Może się Nina nie znała. Mebla, na którym spoczywa, „starego szezlongu, ceratą krytego, oparcie mahoniowe” bądź „kanapki niskiej, miękkiej, rypsem krytej” – nie sposób rozpoznać.
W pamięci Niny trwa całe czteropokojowe (jeden pokój odnajmowany) mieszkanie. Na fotografii zdaje się dość przestronne. Ale takie nie było. Musiało pomieścić kantorek stary kolbuszowski, wspomniane lustro, komodę dębową z 3-ma szufladami, starą, 2 stoliki mahoniowe do kart, 1 stolik składany na kółkach, wspomniany stolik do robót, 2 stoliki mahoniowe z szufladami, 2 duże dębowe stoły z dwoma szufladami, 6 małych stolików wsuwanych różnej wielkości, 3 stoliki okrągłe, na potrójnych nogach przed tapczany, 1 stolik biały lakierowany z szufladami w łazience, 2 stoły lakierowane, z blatami marmurowemi – umywalnie, 2 duże stoły kuchenne, 3 mniejsze stoły zwykłe, 1 biurko męskie, dębowe z szufladami i szafką, 1 biurko damskie, antyczne orzechowe, rzeźbione, 1 tualetę dębową z lustrem i szufladami, 2 duże szafy dębowe z szufladami na ubranie, 1 szafę dużą orzechową z półkami na bieliznę, 2 szafki-bieliźniarki jesionowe, z szufladami, 2 maleńkie szafki stare jesionowe, 1 szafkę jesionową oszkloną z półkami, 1 szafkę dębową na naczynie, 2 duże półki na książki, stojące, 1 półkę zakopiańską, dębową, rzeźbioną, wiszącą, 2 półki dębowe, 2 półki kuchenne, 4 półki lakierowane białe, 1 tapczan tapicerski z wałkami, 3 tapczany hygieniczne, 1 łóżko białe, lakierowane, żelazne, wspomnianą kanapkę, wspomniany szezlong, 2 fotele stare, miękkie, ceratą kryte, wysokie, 2 fotele duże, klubowe, kretonem kryte, 6 wspomnianych krzeseł i osiem różnych innych, 5 różnych taburetów, 2 parawany, 2 wieszaki, 1 kufer bagażowy wiedeński, z 2 szufladami, 2 kufry stare, drewniane duże z szufladami, 1 walizę dużą bagażową, z okuciami i szufladą, 1 walizę dużą bagażową, obitą czarną ceratą ze skórą i szufladą, 1 kufer tropikalny (drzewo, wewnątrz blacha), który był w Australii, 5 innych walizek, w tym 1 wiedeńska ze świńskiej skóry, 2 nesesery, pudło na kapelusze, plecak i cały ekwipunek wycieczkowy z maszynką wanderlust włącznie, 2 worki płócienne, 2 wanny podróżne – tuby – gumowe, duże. Ależ się to musiało palić!
Przechowywane w Warszawie ubrania Witkacego obejmowały futro z małp z kołnierzem z wydry, płaszcz jesienny, płaszcz od deszczu, 3 kapelusze, 1 ubranie wizytowe, czarne, spodnie w paski, 3 ubrania sportowe, 1 ubranie jasne, 2 ubrania płócienne, szlafrok wełniany, pyjamę i płaszcz kąpielowy, nie licząc bielizny. Nina zaś posiadała futro fokowe, lisa srebrnego, dużą etolę oposową, szalik z breitszwanców, 2 mufki, 2 płaszcze damskie na watolinie i podszewce z kołnierzami futrzanemi, 2 płaszcze letnie na podszewce, płaszcz jesienny, zarzutkę letnią, płaszcz od deszczu gabardinowy, 8 kapeluszy, 10 par rękawiczek, 5 swetrów, jumprów, 5 sukien wełnianych, 3 kostiumy wełniane, 1 kostium aksamitny, 2 kostiumy trykotowe, 3 suknie jedwabne, popołudniowe, 2 suknie wieczorowe, 6 sukien letnich, 2 pyjamy, 2 szlafroki ciepłe, 3 szlafroki letnie, 2 płaszcze kąpielowe, komplety wycieczkowy, narciarski, plażowy. Miała też (wspólnie z mężem) 4 parasole.
Wyliczenia nie pomijają, a pamięć podsuwa kolejno obrazy lichtarzy, popielniczek, wazonów, malowideł, kilimów, kolekcji lasek, z których jedna (hebanowy kij bilardowy z odkręcaną rączką) kosztowała 50 złotych, skromnej biżuterii, pamiątek („nożyk hebanowy z Nowej Gwinei”, „świnka rzeźbiona, totem z Australii”), 4 papierośnic, w tym srebrnej, albumów fotografii i książek – „około 700 tomów dzieł przeważnie treści filozoficznej i naukowej”. Z tych ostatnich 55 ocalało i poświęcono im nawet przed siedmiu laty wystawę. Ale prawdziwą pasję Nina objawia w spiżarni. Niewątpliwie, jak wszyscy, zrobiła przed wojną zapasy. Z tej racji za dwa tygodnie z dymem poszło 2.000 arkuszy papieru hygienicznego, tytoniu 2 kg, papierosów 500 sztuk, gilz 5 000 (paliła jak smok), worek (50 kg) cukru, mąki 10 kg, kasz 30 kg różnych, miodu 10 kg, konfitur 20 kg różnych (róże, morele, truskawki, wiśnie, pomarańczowe), kawy 5 kg po 14 zł, herbaty 1 kg, czekolady 3 kg, sardynek 5 pudełek, bulionu 1 kg, maggi 100 kostek, ziemniaków 30 kg, sucharków 2 worki (poszewki), płatków 5 kg, makaronu 5 kg, cacao 2 kg, mleka skondensowanego 10 puszek, spirytusu 3 litry, nalewek 5 litrów, denaturatu 10 litrów, świec 5 tuzinów, zapałek 20 paczek, mydła do prania 10 kg, 30 mydeł toaletowych. I Nina ani myśli odpuścić 2 kg ligniny, 100 [pastylek] salolu, 100 kogutków. Nie daruje żadnej z 3 gąbek! Monument przezorności, która nie zdała się na nic.
Trzeba by do ostatniej z 3 kołder watowanych i ostatniej z tuzina srebrnych łyżeczek przytoczyć spis, by wskazać stan duszy owładniętej stratą. Nina miała swój dom przez lat czternaście, Witkacy chyba nigdzie nie był całkiem u siebie. U Niny cieszył się głównie z wielkomiejskich uroków wanny, gorącej wody, elektryczności i waterklozetu. Bo tego w Zakopanem nie miał. Objawia zastanawiającą jak na awangardzistę obojętność wobec profuzji rzeczy. Ładnych i zwykłych, pamiątkowych lub obojętnych, ale zadziwiająco staroświeckich. Żadnego art déco, nie mówiąc o Bauhausie. Prócz maszyny do pisania remington i 2 telefonów brak wytworów techniki, nawet radia. Gust Niny: obraz Czachórskiego, malowany wachlarz Kossaka, porcelana Rosenthal i Meissen, i ledwie próbki gustu Witkacego: „2 kompozycje Tymona Niesiołowskiego”, być może nawet akty, „gong miedziany, rzeźbiony indyjski” i „małpy koreańskie”. Zdobiły jego pokoik, nie został nawet ich cień.
„Jak skorupiaki, zawdzięczamy przetrwanie zewnętrznemu szkieletowi – muszli odziedziczonych z przeszłości miast i domów, wypełnionych przedmiotami” – mówi w „Kształcie czasu” George Kubler. Na Krupniczą w Krakowie Nina dotarła wyłuskana z muszli. Jej miejsce zajęły powidoki. Coś, czego nie sposób zmusić do zniknięcia. Ich to ślad utrwala ankieta. Bracka 23 wciąż istniała, jak istniał mąż dzięki ciągłej lekturze jego listów. Co jakiś czas Nina odczytywała je wszystkie przyjaciółce. Trwało to zwykle dwa tygodnie. Nocami, myślę, powtarzała w pamięci ażur starych koronek, deseń etaminowych firanek, wzór zielonego talerza Wedgwooda. Pomnóżmy to przez 350 tysięcy spalonych mieszkań Warszawy. Pomnóżmy przez pięć milionów straconych w czasie wojny polskich domów. Zyskamy obraz żałobnej pracy umysłów tuż po wojnie i długo, długo później. Także wciąż jeszcze w chwili, gdy po śmierci Niny w ostatnich dniach 1968 roku opisana na wstępie fotografia trafiła do Ossolineum.
Niczym penetrujące to zdjęcie spojrzenie, zmuszone wykonać skok w bok ku zatartej sylwetce autora, pamięć przepołowionej biografii musi zbaczać wciąż w powidoki. W to, co było, a nie jest, jak napisałby Barthes. W co było, a nie jest, więc pisze się w rejestr.