Dziennikarstwo obrazkowe

Dziennikarstwo obrazkowe

Sebastian Frąckiewicz

Reportaż komiksowy w Polsce dopiero raczkuje. W Europie i USA od dawna cieszy się popularnością, traktuje o konflikcie  izraelsko-palestyńskim, albo o zniszczeniu Nowego Orleanu

Jeszcze 2 minuty czytania

„WWA”, źródło:
„Kultura Gniewu”
W 2004 roku redakcja stołecznej „Gazety Wyborczej” postanowiła publikować cykliczny komiks „WWA”, który w założeniu miał prezentować codzienne życie zwykłych warszawiaków. Emerytowany ratownik, tramwajarz, hodowca pitbulli, członek loży wolnomularskiej czy emigrant z Japonii – każdy (i wielu innych bohaterów, rzecz jasna) opowiadał na łamach prasowego paska o swoim życiu. Jednowątkowe, złożone z kilku kadrów miejskie reportaże były publikowane przez 4 lata. W maju tego roku ukazały się w postaci albumu. Komiksy tworzone przez dwóch dziennikarzy, Alexa Kłosia i Tomasza Kwaśniewskiego, i rysownika Przemka Truścińskiego (operującego hiperrealistyczną kreską) stały się pierwszą jaskółką, która niestety wiosny nie uczyniła. Polskich twórców komiksowych reportaż nie interesuje. Chociaż trio autorów „WWA” pokazało klasę, nikt nie zdecydował się, aby pójść ich śladem. Inaczej w Stanach i Europie – tam co roku pojawia się kilka głośnych reporterskich albumów, które cieszą się uznaniem nie tylko w środowisku komiksowym. Z podziwem pisze o nich opiniotwórcza prasa – „Village Voice”, „ The Guardian” czy „Time”. Artyści łączący dziennikarską metodologię i komiksową formę nie mogą narzekać na brak popularności.

Okularnik z Malty

Prawdziwym pieszczochem mediów jest Joe Sacco. Wprawdzie urodził się na Malcie, ale potem tułał się po całym świecie. Australia, Stany Zjednoczone, Berlin i powrót do Ameryki.

Zaczynał jako dziennikarz w regionalnej gazecie w Portland, ale gdy zrozumiał, że będzie musiał podlizywać się lokalnym reklamodawcom ­­–­­ zrezygnował i założył magazyn komiksowy „Yahoo” (były to lata osiemdziesiąte). Do dziś pluje sobie w brodę, że wówczas nie zarejestrował tego tytułu. W tym czasie nie wiodło mu się najlepiej. W końcu zimą 1991 wyjechał na dwa miesiące do Palestyny, by obserwować codzienne życie po pierwszej intifadzie. Sacco spędził dwa miesiące w Jerozolimie, Strefie Gazy i Zachodnim Brzegu Jordanu. Owocem tej podróży stał się komiks „Palestyna”, publikowany w postaci serii od 1993 roku. Kolejne odcinki cieszyły się coraz większym zainteresowaniem mediów i krytyki (w 1996 otrzymał American Book Award).

Cóż tak urzekło Amerykanów? Jako że komiks operuje przekazem wizualnym,  krytyka porównywała „Palestynę” do reportażu telewizyjnego. Nic dziwnego. I rysownik, i operator kamery posługują się kadrem. Z tym, że w przypadku komiksu kadr funkcjonuje w przestrzeni (strona komiksu), a w przypadku filmu – w czasie. W takim zestawieniu komiks wypadał zdecydowanie korzystniej. Relacja Sacco nie była powierzchowna, nie skupiała się na konflikcie zbrojnym i spektakularnych, krwawych scenach (choć i te się pojawiają), ale na tym, jak wygląda życie codzienne, gdy wyjadą już telewizyjne ekipy. Poza tym reporter komiksowy, mając do dyspozycji szkicownik i mały aparat, może trafić tam, gdzie operator kamery nie dotrze lub spłoszy nią rozmówcę. Czytając „Palestynę”, nie mamy wątpliwości, że Sacco potrafi słuchać. Na kartach jego albumu kolejni mieszkańcy Palestyny opowiadają o losach swoich rodzin, zapraszając autora do domów. Między nim a rozmówcami wytwarzają się bliskie relacje, ludzie darzą go zaufaniem. Ma to również swoje negatywne strony, bo choć Sacco jest wrażliwy na krzywdę – trudno jego relacje nazwać obiektywnymi. Oczywiście, pełen obiektywizm w dziennikarstwie nie jest możliwy, jednak w tym przypadku postawa autora nosi miano wyraźnej tendencyjności. Konflikt izraelsko-palestyński oglądamy tylko z jednej strony: Araba, będącego ofiarą izraelskiego rządu i armii. Sacco nie oddaje głosu drugiej stronie, nie rozmawia z izraelskimi patrolami na check-pointach.

Na szczęście w ogóle tego nie ukrywa i umieszcza siebie jako drugoplanową postać komiksu. Widzimy jak zbiera materiały, nawiązuje kontakty, robi zdjęcia. Proces tworzenia reportażu jest częścią jego fabuły, która składa się z celowo nie do końca uporządkowanych wątków. Dokładnie ułożona narracja byłaby tu pewnego rodzaju oszustwem, bo wiele rzeczy działo się spontaniczne i z zaskoczenia.  – „Wsiadałem na przykład do taksówki w jakimś mieście i myślałem „zobaczymy, kogo teraz spotkam” –  mówił Sacco w wywiadzie dla telewizji Al Jazeera.

Dzięki „Palestynie” stał się znany i mógł swobodnie realizować kolejne swoje książki – poświęcone wojnie w byłej Jugosławii „Safe Area Goražde”, „Fixer”, oraz zbiór luźniejszych opowiadań „Notes from a Defeatist”, które tylko ugruntowały jego pozycję. Dziś wraca jednak znów do Palestyny – w grudniu ukaże się jego nowy album „Footnotes in Gaza” poświęcony tragedii w Rafah w 1956 roku, gdzie zginęło 111 Palestyńczyków.

Chociaż co do jego sposobu weryfikowania źródeł można mieć wątpliwości, Sacco spopularyzował reportaż komiksowy na całym świecie i zainspirował wielu innych twórców.

Siła obrazu i wyobraźni

Autor „Palestyny” to dziennikarz z wykształcenia i  zawodu. Ale po reportaż komiksowy sięgają również rysownicy, którzy wcześniej nie mieli do czynienia ze światem mediów. Tak było w przypadku Josha Neufelda, autora „A.D. New Orleans after the Deluge”. Jedna z najgłośniejszych premier komiksowych tego lata w USA pierwotnie ukazywała się w odcinkach, jako e-komiks na łamach SMITH Magazine. Pod adresem www.smithmag.net/afterthedeluge/2007/01/01/prologue-1/ możemy znaleźć większość materiału zgromadzonego w albumie. Rzecz opowiada o tym, co stało się z mieszkańcami Nowego Orleanu po spustoszeniu miasta przez Katrinę. Temat był bliski Neufeldtowi tym bardziej, że tuż po kataklizmie pojechał do Nowego Orleanu. Pracował tam jako wolontariusz Czerwonego Krzyża
i pomagał ocalałym.

Projektowi „A.D. New Orleans after the Deluge” przyświecał konkretny cel: pokazać jednocześnie przygotowania do obrony przed huraganem, sam kataklizm, jak i życie po nim – losy tych, którzy go przetrwali i musieli odnaleźć się w nowych warunkach. Aby uzyskać jak najszersze spektrum problemu, komiksiarz w swojej pracy przedstawia losy sześciu postaci. Każda pochodzi z innej grupy społecznej: od arabskiego właściciela sklepiku po doktora zamieszkującego francuską dzielnicę. Komiks Neufelda to nade wszystko opowieść o emocjach: strachu, niepewności i spustoszeniu, które dokonało się nie tylko w sferze materialnej, ale przede wszystkich w sercach ludzi, którzy stracili poczucie bezpieczeństwa i zawiedli się na władzach.

Na opisywaniu ludzkich uczuć skupił się również Aleksandar Zograf, twórca „Regards from Serbia”. Wprawdzie jego komiks jest bardziej pamiętnikiem z czasów wojny niż typowo reporterskim dokumentem, ale autor stara się dbać o szczegóły i fakty. W tym wypadku ważna jest perspektywa. Zograf przybliża nam wydarzenia w Serbii, począwszy od 1991 roku, ale szczególnie ważny jest dla niego okres bombardowania kraju przez NATO. Dzięki komiksowej formie po raz kolejny możemy zobaczyć fragment rzeczywistości nieopisany przez tradycyjne dziennikarstwo. Jego dzieło pokazuje, że z punktu widzenia mieszkańca serbskiej prowincji (a dokładnie miasteczka Pancevo) medialne przekazy upraszczają cały konflikt i przypinają wszystkim Serbom łatkę krwiożerczych zbrodniarzy. Tymczasem bombardowania NATO tylko nasiliły przewagę nacjonalistów i wytrąciły pacyfistycznej opozycji oręż z ręki. W „Regards from Serbia” jugosłowiański konflikt to kompletny chaos, w którym wszyscy się pogubili – łącznie z państwami Zachodu. Nadrealistyczny rysunek Zografa i celowo zakłócona narracja idealnie ten chaos oddają.

„WWA”, źródło
„Kultura Gniewu”
Czy komiksowy reportaż w końcu przyjmie się na polskim gruncie? Tomasz Kwaśniewski, jeden z autorów „WWA” mówi, że ta forma ma wiele zalet: – Jest trochę jak taki film w gazecie. Daje przede wszystkim poczucie prawdziwości wydarzeń i sytuacji. Umożliwia wprowadzenie ważnych elementów dodatkowych. Czytelnik nie tylko poznaje to, co bohater opowieści ma do powiedzenia, ale dokładnie widzi okoliczności. Pewne treści możemy także przerzucić do warstwy wizualnej. Pewnego razu robiliśmy dla „Gazety” reportaż o Jarosławie Gowinie. Powiedział nam, że czasem ma wrażenie, jakby szedł za nim dwugłowy stwór – i w tym momencie mogliśmy tego stwora zwizualizować. W reportażu komiksowym, a szczególnie w przypadku długiej rozmowy, z całej gadaniny z człowiekiem, która zostaje zarejestrowana, do komiksu wchodzą tylko kluczowe, najbardziej istotne zdania. Nie ma zatem możliwości ściemy – zostaje sam konkret. Z drugiej strony rysunki świetnie nadają się do pokazywania emocji, różnych subtelności mają ogromną siłę oddziaływania.

Kwaśniewski, Truściński i Kłoś nadal łączą komiks i dziennikarstwo. Na łamach „Dużego Formatu” publikują obrazkowe wywiady. Tomek Kwaśniewski mówi mi też, że słyszał, jakoby jeden z kolorowych tytułów dla kobiet również chciał spróbować sił z dziennikarskim komiksem. Tymczasem, dopóki inni rodzimi autorzy nie zdecydują się na tę formę, pozostaje nam czekać na tłumaczenia zagranicznych dzieł. W naszych warunkach, w których historie obrazkowe nadal muszą przebijać się do szerszej publiczności, reportaż komiksowy wydaje się dobrym sposobem, by do niej dotrzeć.