Pogańskie duchy z podświadomości

Rozmowa z Karolem Kalinowskim

Na Suwalszczyźnie nadal mówią o jaćwieskich duchach z mojego komiksu. Niby nikt zabobonów nie zna, ale jak mój brat spytał, czy sąsiad coś pamięta, to usłyszał, żeby do sąsiada nie iść, bo tam mieszka szeptucha

Jeszcze 2 minuty czytania

SEBASTIAN FRĄCKIEWICZ: Skąd pomysł na to, by stworzyć komiks oparty na wierzenia Jaćwingów?
KAROL „KRL” KALINOWSKI: To proste i jednocześnie skomplikowane. Proste, bo temat był oczywisty – w końcu pochodzę z Suwałk i wszystkie te dawne jaćwieskie legendy krążyły wokół mnie. Jaćwingowie zamieszkiwali dawne tereny Suwalszczyzny. Skomplikowane dlatego, że gdy wpadłem na pomysł stworzenia „Łaumy”, pracowałem nad zupełnie inny komiksem – „Ostatnią kroniką”. Miałem już narysowanych 40 plansz, a ten nowy pomysł tak mnie zdominował, że zostawiłem bieżący projekt (z ciężkim sercem) i postanowiłem zająć się „Łaumą”. Okazało się, że to była właściwa decyzja.

Dawniej Karol Kalinowski tworzył trzon załogi
magazynu komiksowego „Produkt”. Dziś działa
sam i również świetnie sobie radzi
fot. Sebastian Frąckiewicz
Wróćmy zatem do wspomnianych legend, które wokół Ciebie krążyły.
Miałem babcię na wsi. Gdy byłem dzieckiem, spędzałem u niej każde wakacje. Okazało się, że zostało mi w głowie mnóstwo obrazów z tamtych czasów: krajobrazy, legendy, tytułowa Łauma (inaczej Łojma), którą straszono miejscowe dzieci. Później na długo o tym zapomniałem i w pewnym momencie przyszło to do mnie z powrotem, pootwierały się w głowie szufladki i stwierdziłem, że będzie z tego świetna opowieść. Wszystko to działo się bardzo spontanicznie.

Czytając „Łaumę”, miałem wrażenie, że wirtualnym odbiorcą jest nastolatek. Na polskim rynku w zasadzie nie ma mądrych komiksów dla nastolatków i starszych dzieciaków. To było celowe działanie z Twojej strony, które miało wypełnić tę lukę?
Nie, żadnego rynkowego działania nie zakładałem. Widziałem czytelnika w wieku piętnaście–dwadzieścia parę lat, któremu nie przeszkadza to, że głównym bohaterem jest dziecko. Ale chyba coś takiego rzeczywiście mi wyszło i mam nadzieję, że trafi do dzieci. Słyszę wiele głosów, że jest to komiks dziecięcy. Taka opinia mi jednak nie przeszkadza.

„Łauma” Karola Kalinowskiego

Komiks, w który materializują się dziecięce lęki – lęki dzieci wiejskich, dodajmy. Dzieci miejskie mają bowiem dość ograniczoną przestrzeń do zabawy. Wyznacza ją piaskownica, kilka bloków (lub kamienic) i ewentualnie park, a jedyne, czego się boją, to psia kupa w piasku i dziwni panowie, od których nie wolno brać cukierków. Dla dzieci wiejskich przestrzeń zabawy jest nieograniczona. Pola, lasy, rzeki, jeziora. Dorośli, dla dobra dzieci, muszą tę przestrzeń w jakiś sposób zabezpieczyć. Żeby nie dostały udaru, bawiąc się w południe w zbożu – straszą ich południcą. Aby nie utopiły się w jeziorze, opowiadają o wodniku. Jeszcze 30–40 lat temu takie legendy funkcjonowały na co dzień. Komiks Kalinowskiego przenosi nas do świata tych leśnych strachów, do świata pogańskiej mitologii (dokładnie – mitologii jaćwieskiej). Głównym bohaterem jest Dorotka, która przeprowadza się z Warszawy na suwalską wieś i trafia w sam środek konfliktu między Perkunasem (odpowiednik Peruna), a tytułową Łaumą pożerającą ludzkie dzieci. W jednej chwili świat fantazji i zabobonów okazuje się najzupełniej realny i Dorotka trafia w ręce Łaumy. Kalinowskiemu udało się zrobić to, co kilka lat temu zrobiły neofolkowe zespoły – z ludowych opowieści stworzyć rzecz współczesną i atrakcyjną. W przeciwieństwie do wielu polskich komiksiarzy, którzy szukają inspiracji w popkulturze, postanowił wrócić do swoich korzeni. A przy tym udało mu się stworzyć ciepłą i wzruszającą historię. To też w rodzimym komiksie nieczęste, bo twórcy opowieści obrazkowych wciąż mają problem z mówieniem o uczuciach.

Ile w tym albumie jest Karola Kalinowskiego, skoro powstał w oparciu o wspomnienia z Twojego dzieciństwa?
Oczywiście nie jest to komiks autobiograficzny. Ale pewne tropy z prywatnego życia tu znajdziemy. Ojciec głównej bohaterki – Dorotki – jest grafikiem, mama bibliotekarką. Ja wykonuję obydwa te zawody. Starałem się także odtworzyć krajobraz okolicy z dzieciństwa, chciałem, żeby był dość wierny. To jest taka układanka z różnych elementów włożona w zupełnie oderwaną od życia historię.

Pisałeś „Łaumę” po to, by to swoje dzieciństwo gdzieś zapisać, by nie wyparowało z pamięci?

Podświadomie chyba tak, miałem dobrą zabawę, bo w trakcie pracy docierało do mnie coraz więcej wspomnień. Sporo czasu zajęło wertowanie informacji po książkach, robiłem też wywiady w rodzinie na temat legend. Siadałem i wysłuchiwałem opowieści o leśnych duchach i Łaumie. Wygląd moich postaci nie był wzorowany na jakichkolwiek wizerunkach graficznych – narysowałem je tak, jak sobie wyobrażałem na podstawie ustnych opowieści.

Mówiłeś, że straszono nią dzieci. Rozumiem, że Ciebie też?
Mnie już nie. Ale moich rodziców tak. Mówiono, że w lesie mieszka Łauma. Zresztą dziadkowie potrafili wymyślić milion różnych historii, aby dzieci nie chciały tam się bawić. A chodziło o to, żeby się nie zgubiły. Cały czas mam kontakt z tamtym regionem i jakoś się z nim utożsamiam. Nadal nie jestem w stanie powiedzieć o sobie, że jestem olsztynianinem (choć mieszkam w Olsztynie ładnych parę lat).

Karol Kalinowski, „Łauma”, Kultura Gniewu,
Warszawa 2009
Czy na Suwalszczyźnie ludzie nadal opowiadają sobie o jaćwieskich duchach?
Wydaje się, że nie. Wydaje się, że w ogóle nie mają jakiejkolwiek świadomości, że ich kultura jest mimo wszystko trochę inna. Ale wszystkie te różnice wychodzą  przy różnych z pozoru nieistotnych szczegółach w czasie rozmów… Mój brat jest historykiem, pisał pracę o miejscowych zabobonach i wyruszył w trasę po suwalskich wsiach. Oczywiście nikt z miejscowych żadnych zabobonów rzekomo nie pamiętał, ale gdy pewnego razu spytał jednego faceta, czy sąsiad będzie może coś wiedział, to usłyszał, żeby do sąsiada nie iść, bo w tym domu mieszka szeptucha. Albo żeby nie iść jakąś drogą, bo w pobliżu grasuje utopiec. I w gruncie rzeczy wszystkie te mity i legendy na takim podświadomym poziomie mają się tam bardzo dobrze. I będą funkcjonować bardzo długo.

Żeby one nie zanikły, muszą być dalej przekazywane. A skoro Ciebie Łaumą już nie straszono...
Nie wiem, jak to się dzieje, ale mimo wszystko nadal ludzie przekazują sobie te informacje, od słówka do słówka, zupełnie niechcący.

A czy niektórzy czują się Jaćwingami, chociażby przy wódeczce?
Na ogół miłośnicy historii, zapaleńcy. Z prac i źródeł, do których mi się udało dotrzeć wynika, że wygląda to tak: załóżmy, że żyje sobie jakaś rodzina, która nie myśli o tym, jakie są jej korzenie. Gdy wymieni się słowo Jaćwing, to każdy mówi, że jest Jaćwingiem i jest stąd. Ale to nie żyje na poziomie świadomym, tak na co dzień. Zresztą daleko nie muszę szukać. Gdy przyjeżdżam z moją mamą do babci, to mama zaczyna mówić innym językiem. Co trzecie słowo jest dla mnie niezrozumiałe. A kiedy pytam potem mamę, dlaczego u nas w domu nie mówi się gwarą, to ona zarzeka się, że przecież nie mówi żadną gwarą, nawet z babcią. Tak samo było z tymi legendami – musiałem je wyciągać, robić podchody, bo wcześniej słyszałem tylko jakieś strzępy.

Dlaczego te historie nie były już Tobie przekazywane wprost?
Pewnie dlatego, że ja już wychowywałem się w mieście – w Suwałkach. Ciągłość się zerwała przy przeprowadzce do miasta. A dzięki temu, że to były właśnie takie zasłyszane strzępki, miałem poczucie braku i chciałem więcej na temat tych legend wiedzieć.

Czy Twój album jest przesiąknięty żalem, że tego dzieciństwa wśród legend i duchów Ty już nie doświadczyłeś?
Myślę, że tak. Podświadomie chciałem chyba do tego wrócić, poukładać sobie. Żałuję oczywiście, że tego nie doświadczyłem. Gdy ludzie przenoszą się ze wsi do miasta, to wszelkie rzeczy związane ze wsią kojarzone są jako coś obciachowego. I pewnie tak też było w przypadku moich rodziców. Poza tym rozwój cywilizacji gdzieś to wszystko pozacierał. Bardzo bym chciał, żeby ta moja praca nad „Łaumą” obfitowała w jakieś rodzinne tajemnice, opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie, żebym mógł teraz zasypać Cię anegdotami. Ale tak nie było. Musiałem przyjść po prostu do moich rodziców, mając w głowie jakieś skrawki wspomnień, i poprosić: „opowiedzcie mi o Łaumie”.