Przekarmieni nienawiścią

Przekarmieni nienawiścią

Sebastian Frąckiewicz

Trudno być prorokiem we własnym kraju, a jeszcze trudniej przyglądać się z dystansu, gdy jego mieszkańcy podrzynają sobie gardła i podpalają domy. Scenarzysta i współautor „Powrotu do Kosowa” musiał się z tym problemem zmierzyć

Jeszcze 2 minuty czytania

Kilka lat temu reżyserka Barbara Białowąs, broniąc swojego dzieła „Big Love” w rozmowie z krytykiem, opisała je jako „film w filmie w ramach filmu”. Wówczas było to śmieszne, ale kompletnie o tym zapomniałem, dopóki nie przeczytałem „Powrotu do Kosowa” duetu Gani Jakupi & Jorge Gonzalez. I choć wydawca wrzuca swoją publikację do szufladki „reportaż komiksowy”, to jednak jest to bardziej, posługując się frazą Białowąs, „reportaż w reportażu w ramach reportażu”. Z tą różnicą, że nie ma tu nic śmiesznego, a sam komiks jest doskonały.

Tak się składa, że bałkański konflikt dość często bywał tematem dokumentalnych czy paradokumentalnych komiksów. Kilka z nich weszło już do klasyki – jak „Strefa bezpieczeństwa Goražde” Joe Sacco czy „Pozdrowienia z Serbii” Aleksandra Zografa. Przywołuję akurat te dwa nie bez powodu, ponieważ artystycznie znajdują się na odległych biegunach i opisują Bałkany z odmiennych perspektyw. Joe Sacco robi to z zewnątrz: przyjeżdża do byłej Jugosławii jako typowy reporter, pracuje według kanonicznych reguł i tworzy coś, co Amerykanie lubią nazywać comics journalism – rzetelną obrazkową relację z politycznym kontekstem i szczegółowo oddanymi realiami za pomocą rysunku. Aleksander Zograf z kolei przedstawia swoją opowieść od środka. Z perspektywy małej miejscowości Pancevo widzianej przez serbskiego pacyfistę, który dokumentuje nacjonalistyczne szaleństwo swoich rodaków, ale także moment, kiedy z katów sami stają się ofiarami ciężkich nalotów NATO. U Zografa, który eksperymentuje ze świadomym snem, relacja z bieżących wydarzeń miesza się z surrealistycznymi wizjami i serbskimi narodowymi mitami.

W „Powrocie do Kosowa” Gani Jakupi, scenarzysta i główny bohater opowieści, jest trochę swój, a trochę z zewnątrz, bo już od dawna mieszka poza Kosowem, osiedlił się w Barcelonie, zajmuje się pisaniem i właśnie rodzi mu się syn. Swój, bo jednak cały czas traktuje Kosowo jako swoją ojczyznę. W chwili gdy w Prisztinie zaczyna robić się gorąco i Serbowie dokonują czystek, nie potrafi skupić się na niczym innym, tylko na śledzeniu konfliktu. Ze względu na jego pochodzenie katalońska telewizja zaprasza go do publicystycznej debaty, a dzięki niej francuski magazyn daje mu akredytację i wysyła do Kosowa, by wrócił stamtąd z gorącym reportażem. Jakupi doskonale zdaje sobie sprawę z cynizmu mediów żerujących na tragedii. Dziś Kosowo, jutro Wybrzeże Kości Słoniowej, a pojutrze Erytrea – każda wojna ma swoje pięć minut. I wykorzystuje te pięć minut, by robiąc reportaż, zadbać o rodzinę i przyjaciół. Czytelnik cały ten dwuznaczny proces ma podany na talerzu. Reportaż o robieniu reportażu w formie komiksowego reportażu. Pozacierane granice, pozamieniane role.

Jakupi nie chce nawet udawać, że jest obiektywny. Przedstawia wydarzenia z perspektywy wybitnie albańskiej. Ale stara się też być sprawiedliwy. Chociażby dla swoich dawnych serbskich przyjaciół czy serbskich sąsiadów. Tak naprawdę interesuje go proces przemiany człowieka – dawnego przyjaciela w okrutne, bezlitosne zwierzę. To rodzaj bólu i wewnętrznego chaosu, z którym scenarzysta nie potrafi sobie poradzić: „Wracam myślami do ludzi, których znałem, próbuję wyobrazić sobie, że są zdolni popełnić takie zbrodnie. Nie potrafię”pisze na początku komiksu. Będzie jednak musiał skonfrontować się z o wiele bardziej tragicznymi wydarzeniami, niż przewidywał.

„Powrót do Kosowa”, scen. Gani Jakupi, rys. Jorge Gonzalez, Timof Comics, Warszawa 2019, tłum. Wojciech Birek„Powrót do Kosowa”, scen. Gani Jakupi, rys. Jorge Gonzalez. Przeł. Wojciech Birek. Timof Comics, 112 stron, w księgarniach od maja 2019  Żeby dobrze oddać emocjonalny nastrój, w jakim się znalazł po powrocie do Kosowa, Jakupi robi sprytną rzecz. W pierwszej części komiksu nakreśla mocno polityczny kontekst, by w późniejszych fragmentach skupić się już tylko na tragedii poszczególnych ludzi i rodzin, zarówno serbskich, jak i albańskich. Konflikt w Kosowie przedstawia jako bratobójczą walkę sterowaną przez władze z Belgradu, która za nic ma sąsiadów. Rządzący zwykłych ludzi traktują jak statystyki i towar, co pozwala np. na nonszalanckie „dowiezienie” do Prisztiny serbskich uchodźców z Krajiny, a w zamian wyrzucenie odpowiedniej liczby kosowskich Albańczyków. To przecież doskonały sposób na trwałe karmienie społeczeństwa nienawiścią. Widać to szczególnie w scenie, w której ojciec Jakupiego rozmawia z serbskim sąsiadem. Ten, po wkroczeniu wojsk NATO do Kosowa, postanawia się wyprowadzić, choć nie ma absolutnie niczego na sumieniu. Albańczyk zapewnia, że w razie czego poświadczy o jego niewinności. „Twoje słowo będzie miało wagę dla ludzi, którzy cię znają. Ale dla uchodźcy, który widział, jak masakrują całą jego rodzinę, Serb zawsze będzie Serbem”odpowiada sąsiad.

I tak w istocie się dzieje. Kolejne nocne podpalenia domów, samosądy. Napięcie w Prisztinie czuć w powietrzu. Widać to nade wszystko w rysunkach Jorge Gonzaleza, bez których ten komiks byłby zupełnie inną historią.

Gonzalez jest ekspresjonistą czystej krwi, jak Nicolas de Crecy czy Lorenzo Mattorti. U niego liczą się człowiek, kolor i dynamika kreski. Drugi plan jest umowny, często rozegrany za pomocą kilku plam. Rysownik miesza techniki: suche pastele, akwarele, węgiel, a nawet długopis. Ludzie często mają rozmazane twarze, są niewyraźni, ale zawsze pełni ekspresji i skrajnych emocji.