Nasze mięso miesza się z resztą zwierząt
Sanjay P. K./CC BY-NC-ND 2.0

6 minut czytania

/ Literatura

Nasze mięso miesza się z resztą zwierząt

Paweł Kozioł

W „Sforach” Michał Czaja proponuje poetykę głosu fundamentalnie niepewnego. Głosu, który nie formułuje gotowych recept

Jeszcze 2 minuty czytania

Dawno temu, gdy metafory polityczne brzmiały stosunkowo niewinnie, a liryka miłosna nie wiedziała, że opisywane w niej sytuacje można problematyzować, John Donne tak oto porównywał miłość fizyczną do kolonialnej ekspansji: 

O, Ameryko moja! mój lądzie nieznany,
Oby zawsze przeze mnie tylko zaludniany,
O, kopalnio klejnotów, kolonio szczęśliwa,
Jak dobrze się odkrywa ciebie i zdobywa! 

(John Donne, „Na idącą do łóżka”, tłum. St. Barańczak) 

Współcześnie można tym linijkom zadać parę niewygodnych pytań: o fałszywy obraz pustego kontynentu, o sugestię wyzysku zawartą w porównaniu kochanki z kopalnią, o jednostronne prawo do deklarowania cudzego szczęścia... Pewne jest jednak, że XVII-wieczny poeta zdołał przeprowadzić rzecz arcytrudną: pomieścić w czterech wersach zarówno uczucie, jak i spory kawałek ówczesnej ekonomii i polityki. 

Jaki byłby koszt powtórzenia tego zabiegu dzisiaj – z zupełnie inną świadomością, z kołaczącymi się z tyłu głowy pytaniami o różne możliwe zawłaszczenia? Z czego taki wiersz musiałby zrezygnować, a w co się wyposażyć? Pytania o tyle zasadne, że opisuję właśnie książkę, która podobne próby podejmuje parokrotnie. Najbardziej zbliżone do cytowanego wiersza są następujące cztery linijki: 

zablokuj kolejną falę emigracji która coraz śmielej wciska się pod kołdrę
wyznacz mi nową autonomię chyba polubię twój fanatyzm
owiń się mną jak flagą bo inaczej nie potrafię zasnąć
albo otwórz granice bo nowi uchodźcy tutaj szukają schronienia 

Zmiany świadomości najwyraźniej ukazują się na poziomie czysto językowym. Tryb rozkazujący Michała Czai bardziej niż u Donne'a brzmi jak prośba. Decyzje polityczne, czyli kształt związku, pozostają w gestii partnerki; ton zdobywcy zastąpiła dykcja sprawnego negocjatora; przywoływana w wierszu geopolityka staje się znakiem niepewności. Filip Springer, 13 pięter. Czarne, 288 stron, premiera sierpień 2015Michał Czaja, „Sfory”, WBPiCAK, 42 strony, w księgarniach od października 2015

Wiersze Czai z pewnością będą omawiane jako przykład poezji zaangażowanej. Sprzyja temu ich tematyka: krzywda zwierząt, cierpienie uchodźców, przemocowy charakter form organizacji społeczeństwa. Co ciekawe, Czaja stara się skonstruować język, który żadnego z tych zagadnień nie będzie faworyzować („spójrz na nas przedstawiciele gatunku w hodowli / gotowi do użytku poddani wysokim presjom”). Łączność między „Sforami” a poezją zaangażowaną wzmacnia też autorska fascynacja tym rodzajem pisarstwa wyrażana w artykułach krytycznoliterackich

A jednak próba czytania „Sfor” jako poezji zaangżowanej byłaby wobec tej książki głęboko niesprawiedliwa. W przeciwieństwie do Szczepana Kopyta, Kiry Pietrek czy Konrada Góry, Michał Czaja proponuje bowiem poetykę głosu fundamentalnie niepewnego. Głosu, który nie formułuje gotowych recept, lecz stara się określić swoje miejsce w świecie słabo podatnym na jednoznaczny opis. O tej niepodatności zaświadcza choćby ilość zaimków nieokreślonych w poniższym fragmencie: 

ktoś nas nie kocha i nie czujemy się już bezpiecznie
w tym mieście jest jakaś bakteria i mam ją od wczoraj
a może od każdej poprzedniej nocy w którą właziłem 

Kiedy zaś język dobrego poety zaczyna wykazywać podobną bezradność, wówczas najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie głosi, że stoi za tym proces myślowy, który dotarł do ściany. Że w tym wierszu się myśli, a nie tylko referuje. I przede wszystkim: że myśli się o czymś, co sprawia trudność. 

Na czym polega ta trudność „Sfor”? Nie nazwę tutaj wszystkich rejestrów, ale na pewno jeden z nich stanowi próba ponownego zdefiniowania relacji między ludźmi a (innymi) zwierzętami. Cel Czai, jasno pokazany w pierwszym wierszu, to unieważnienie granicy między wspomnianymi kategoriami: 

połowy z nas nie znacie połowę chcecie sprzedać
na psim targu są tylko nowe ciuchy i nasze mięso miesza się
z resztą  zwierząt tlą się jeszcze niektórzy
z nadzieją do skoku ale to minie powoli słabnie nasza wola 

Czai nie satysfakcjonują przy tym tradycyjne rozwiązania – franciszkański dyskurs o braciach mniejszych czy darwinistyczna redukcja człowieka do zwierzęcia (również utrwalająca hierarchię, bo nadal pozwalająca na porównywanie ewolucyjnego zaawansowania). W zamian poeta proponuje zabieg, który roboczo nazwałbym pisaniem emocjami wspólnymi dla wszystkich istot (takimi jak strach czy głód).

Powyższa diagnoza została jednak wypowiedziana w sposób, który nie pasuje do wierszy Czai. Mówiąc o odrzuceniu ludzko-zwierzęcej hierarchii, recenzja wciąż ją nazywa, a tym samym wzmacnia. Tymczasem w wierszu można po prostu pominąć te wszystkie trudne do rozplątania definicje i napisać: 

ubój jest w nas jak pies czujny szuka granic oporu
zawsze znajduje tak jakby ktoś w nas coś wpisał 

Ten cytat prowadzi do ostatniej kwestii: uniwersalna, ludzko-zwierzęca perspektywa oparta na głodzie i strachu nadaje wierszom Czai rys makabry. Nowością w porównaniu z innymi realizacjami tego motywu (choćby z recenzowaną przeze mnie niedawno dla dwutygodnik.com Urszulą Honek czy z nastrojowymi, niepokojącymi obrazami Romana Honeta) jest jednak jego ścisłe uzasadnienie. Fizyczne zagrożenie bytu to naturalna sytuacja każdego organizmu. Kiedy się o tym zapomni, trzeba przypominać: 

my nie potrzebujemy nowych nazw ulic
tylko nowych zmysłów stare dawno przestały przerażać 

Tomik Czai nie wytwarza oczywiście nowych zmysłów, bo tego żadna książka nie jest w stanie uczynić. Prezentuje on jednak jasną intuicję, co by te zmysły mogły nam pokazać i co by te doznania powodowały. Strach.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.