Odkopać kości
Sarajewo w roku 2000 / fot. Philip Dygeus, CC BY-NC-ND 2.0

17 minut czytania

/ Literatura

Odkopać kości

Rozmowa z Agnieszką Schreier i Miłoszem Waligórskim

Dla niektórych przeszłość jest tak dokuczliwie bolesna, że wciąż muszą opowiadać ją od nowa. Ważne, aby literatura obolałych narodów dostała swoją szansę na przekład – mówią tłumacze poezji bośniackiej i czarnogórskiej

Jeszcze 4 minuty czytania

ALEKSANDRA WOJTASZEK: Do nagrody Europejski Poeta Wolności zaproszeni tłumacze mogą zgłaszać książki, które sami wybrali. Dlaczego zdecydowaliście się zaprezentować polskim czytelnikom akurat te tomy poetyckie?
MIŁOSZ WALIGÓRSKI: Poezję Darka Cvijeticia polecił mi Petar Matović, znajomy poeta z miasta Požega. Poczytałem wiersze, zacząłem tłumaczyć, po polsku płynęły potoczyście, więc postanowiłem, że zrobię więcej, a potem – cały tom. „Gęsia skóra” to wiersze powojenne, pisane po pierwsze dlatego, że Cvijetić, jako ktoś, kto przeżył wojnę, nigdy się już od niej nie wyzwoli – w tym sensie jest on poetą celanowskim; po drugie zaś, aby scalić rozbity los i rozbitego człowieka, który wojny doświadczył – w tym sensie jest on poetą brechtowskim, szuka dopełnienia losu, wypełnia pęknięcia, składa mozaikę ze skorup, w końcu, ni mniej, ni więcej, dąży do zbawienia.

AGNIESZKA SCHREIER: Na „Czarnym boisku” Balšy Brkovicia obowiązują reguły głęboko humanistyczne, czułość, wyrozumiałość, empatia, a przede wszystkim szacunek dla drugiego człowieka, bez względu na jego osobistą historię. Umiejętność widzenia innych w takim makrokontekście, gotowość do wymiany zasobów, poczucie dumy z kropli „cygańskiego mleka” – odsyłam tu do lektury wiersza o takim właśnie tytule.

Pani Agnieszko, pisze pani w uzasadnieniu zgłoszenia Balšy Brkovicia do nagrody Europejski Poeta Wolności, że „poety nie ograniczają żadne powinności wobec narodu, historii i historii narodu”. Podobnie inny czarnogórski pisarz, Andrej Nikolaidis, krytykuje nadmierne uwikłanie kultury na Bałkanach w tradycję i problemy tożsamościowe. Czy ten gest oderwania od powinności wobec narodu jest ważny dla twórców tego regionu?
AS: Wolność to również możliwość wyboru odrębnego sposobu, w jaki będziemy starać się udźwignąć swoją osobistą czy zbiorową traumę. Zbyt często wymaga się od nas przestrzegania zasad jakiegoś skostniałego kanonu przeżywania żałoby, a przecież taki konformizm nie ma żadnej wartości terapeutycznej. Wolność jednak to przestrzeń, w której mogą współistnieć indywidualny wybór, ale i nakaz pamiętania o określonych wydarzeniach, który stanowi istotny element przekazów międzypokoleniowych, silnie oddziałujących na daną kulturę i tworzoną przez nią opowieść. Ale nie każdy odczuwa przecież potrzebę czy posiada siłę potrzebną do dodawania kolejnych wątków do tej bolesnej opowieści.

Darko Cvijetić także opisuje różne formy pamięci o traumie. W wierszu otwierającym tom opowiada historię dziewczyny, która co kilka lat grzebie szczątki brata odnalezione w kolejnych masowych grobach. Czemu miałoby służyć to rozdrapywanie ran i odkopywanie kolejnych kości?
MW: Cvijetić mówi, że trzeba odkopać kości, zebrać je, nadać im kształt człowieka, a potem pochować. Tym jest też jego poezja, jak już wspomniałem: scalaniem. Żyje ona nadzieją, że literatura może zbawiać. Zbawiać, czyli też pozbawiać. Pozbawiać ciężaru przeszłości. Żeby to się dokonało, życie jednostki – bohatera wiersza – musi zostać wypowiedziane w całości. Wojna szatkuje ludzkie historie, dziesiątkuje je, tnie na kawałki. Poezja jest od łączenia ich w jedno. Ma wypełniać luki, tak jak wypełnia się luki w tekście – układać puzzle w spójny obraz. Potem przychodzi ulga, można odwrócić wzrok i spojrzeć gdzie indziej, choćby w przyszłość. Oczywiście to tylko założenia. Teoria. W praktyce, także u Cvijeticia, bywa różnie.

Balša Brković, „ Czarne boisko”. Przeł. Agnieszka Schreier, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, 152 strony, w księgarniach od czerwca 2020Balša Brković, „ Czarne boisko”. Przeł. Agnieszka Schreier, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, 152 strony, w księgarniach od czerwca 2020AS: Dla niektórych ta przeszłość jest tak dokuczliwie bolesna, że wciąż muszą opowiadać ją od nowa, ból zakopał ich w tej opowieści tak głęboko, że nie potrafią zrekonstruować siebie w oderwaniu od niej. Może to wielokrotne opowiadanie przybliża ich do nadania historii jakiejś interpretacji przynoszącej ukojenie. Być może nie chodzi tylko o zachowanie pamięci dotyczącej krzywdy, która spotkała ich samych lub ich najbliższych, ale też świadomość, że podobna krzywda mogłaby zdarzyć się właściwie wszędzie i prawie w każdych okolicznościach. Ważne, aby każdy, kto odczuwa potrzebę podzielenia się swoją opowieścią, trafił na wspierającego słuchacza. Ważne, aby literatura obolałych narodów czy społeczności dostała swoją szansę na przekład, zyskała nowych czytelników i słuchaczy.

Brković chętnie powraca do przeszłości, ale zupełnie innej – lat 70. w Jugosławii, czasu dzieciństwa i beztroski. Ile w tym jugonostalgii, a ile pragnienia powrotu do bycia Aleksandrem, a nie Filipem, o czym pisze w jednym z wierszy?
AS: Jako ludzie jesteśmy świetni w produkowaniu fałszywych wspomnień, ale nie wiem, czy chciałabym definiować poezję Brkovicia poprzez ten mechanizm. Czuję w niej raczej potrzebę przeniesienia się do epoki „sprzed”, do chwili poprzedzającej katastrofę o kosmicznym zasięgu. Potrzebę zanurzenia się w dość jeszcze bezpiecznej dekadzie, zakotwiczenia się w niej choćby na kilkadziesiąt stron tekstu.

We wstępie do tłumaczonej przez Miłosza antologii nowej serbskiej liryki „Serce i krew” Jarosław Wach pisze o typowym dla kultury serbskiej przywiązaniu do przeszłości, która przywoływana bywa jako wyrazisty kontrapunkt dla zgrzebnej teraźniejszości.
MW: Dzisiaj rzutuje na wczoraj. Jeśli teraźniejszość jest smutna, to poprawia sobie humor, odpalając fajerwerki na tle przeszłości. Znamy to z naszego podwórka. Staruszek opowiada niestworzone historie ze swojej młodości. Ruiny wzdychają do czasów dawnej świetności. Wolałbym, żeby na Bałkanach przywiązanie do minionych spraw wynikało bardziej z potrzeby autorozliczenia niż z rozpaczy czy nostalgii za „lepszymi” czasami, których tak naprawdę nigdy nie było. Przyjęcie na klatę swoich i tylko swoich win pomaga ostatecznie odwrócić się na pięcie i pójść do przodu. Ileż można poruszać się plecami do świata?

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza z pewnością dokonała się jednak ewolucja w opisywaniu wojny na Bałkanach, zwłaszcza teraz, kiedy do głosu dochodzi pokolenie, dla którego jest to już „wojna ojców”, jak choćby w wydanej niedawno po polsku „Mojej Jugosławii” Gorana Vojnovicia.
MW: Cvijetić przeżył wojnę w okopach. Nie może się od niej uwolnić, nawet jeśli bardzo chce. Goran Vojnović w latach 90. był dzieckiem. Ich perspektywy są odmienne – Darko egzorcyzmuje tamte czasy, Goran Vojnović patrzy na nie chłodnym okiem. Pragnie wyrwać się z zaklętego kręgu zbrodni i zemsty, i według mnie w „Mojej Jugosławii” robi to z powodzeniem. Wie jednak, że aby ruszyć dalej, zacząć żyć normalnie, a nie w klinczu tożsamości narodowych, najpierw trzeba rozliczyć ojców, którzy ani myślą brać odpowiedzialność za swoje czyny.

Miljenko Jergović pisze o Cvijeticiu jako o poecie osobnym, mówi, że wraz z Borisem Dežuloviciem mogliby stworzyć antologię poezji wojennej „z dwoma jedynie nazwiskami”. Na czym zasadza się wyjątkowość Cvijeticia na tle współczesnej literatury bośniackiej? Czym się różni jego poezja chociażby od wydanej niedawno w Polsce bośniackiej poetki Feridy Duraković, która w swoich utworach dotyka podobnych tematów?
MW: Myślę, że Jergović nie miałby nic przeciwko temu, żeby do tej antologii włączyć Feridę Duraković, i to nie tylko przez wzgląd na parytet. Zarówno ona, jak i Dežulović i Cvijetić podchodzą do tematu w sposób, który skutecznie chroni ich przed banałem i duszoszczypatielną egzaltacją. Robią to, co robił chociażby Różewicz – zdzierają z poezji romantyczną patynę, odliryczniają ją, skupiają się na detalu codzienności, a mimo to pozostają patetyczni w etymologicznym sensie słowa: te wiersze budzą współczucie, nie brak im autentycznej pasji, wywołują oczyszczające wzruszenie. Mimo że są bardzo rzeczowe.

Agnieszka Schreier Ur. 1978 w Gdyni, studiowała filologię angielską i psychologię. Tłumaczka z języka angielskiego, francuskiego oraz języków południowosłowiańskich (bośniackiego, chorwackiego, czarnogórskiego, serbskiego). „Książka o Unie” Faruka Šehicia w jej tłumaczeniu została w 2017 roku nominowana do Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus”. Autorka przekładów wierszy m.in. Faruka Šehicia.Agnieszka Schreier

Ur. 1978 w Gdyni, studiowała filologię angielską i psychologię. Tłumaczka z języka angielskiego, francuskiego oraz języków południowosłowiańskich (bośniackiego, chorwackiego, czarnogórskiego, serbskiego). „Książka o Unie” Faruka Šehicia w jej tłumaczeniu została w 2017 roku nominowana do Nagrody Literackiej Europy Środkowej „Angelus”. Autorka przekładów wierszy m.in. Faruka Šehicia.
Brković pisze w wierszu „Nagość”, że „język obnaża się z nami / on jeden”, a nagość języka jest bardziej interesująca niż nagość ciała. Konieczność obnażania języka brzmi jak manifest poetycki. Tymczasem u Cvijeticia projekt obnażania języka wydaje się kapitulować przed grozą wynikającą z obnażania samego ciała.

AS: Nagość języka, jego obnażanie się wyraża bezbronność, niemoc, bezsilność wobec sytuacji granicznych. Ale w tej pozornej słabości kryje się jednocześnie podniecająca potencja. Trauma uruchamia proces obumierania pewnego języka, tak aby mógł sam siebie – poprzez przegadanie jakiejś historii, dopowiedzenie jej do końca, dotarcie do granic swoich językowych możliwości – odtworzyć, na nowo zapłodnić: „pójść o krok dalej”.

MW: Wedle Cvijeticia nagość języka jest nagością ciała. Potwierdzają to używane przez niego neologizmy, choćby „wyrwa po mnie” (w oryginale meneiskopina), którą jednak powinienem zapisać z dywizami „wyrwa-po-mnie” i uznać za jeden rzeczownik. Zdewastowanemu ciału odpowiada zdewastowany język. Człowiek-jama pisze w piachu nowymi słowami-zlepieńcami. Nie ma nic na sobie, w sobie ma język.

Tomy obydwu poetów łączy oscylowanie pomiędzy komunikatywnością, czasem nawet pewną dosłownością poetyckich obrazów a bogactwem metafory i języka. Ta komunikatywność stała się pewnego rodzaju wyznacznikiem powojennej poezji krajów byłej Jugosławii, choć w latach 80. dominowali tam twórcy hermetyczni, nierzadko sięgający po zabiegi postmodernistyczne. Czy wynika ona jedynie z doświadczeń historycznych? A może to tylko pozorna komunikatywność?
AS: Granica pomiędzy komunikatywnością a hermetycznością w poezji jest bardzo płynna, w ogóle nie postrzegam jej linearnie, raczej pod postacią mikropęknięć. Nikt z nas nie jest w stanie dotrzeć do każdej szczeliny wiersza, nie jesteśmy w stanie podbić stu procent jego terytorium, a mimo to – jako jego czytelnicy – czujemy się zwycięzcami. Komunikatywność i hermetyczność to pojęcia określające granice możliwości, a raczej wytrzymałości odbiorcy. Wierzę, że poezja jest z natury komunikatywna, to tylko my, odbiorcy, czasem nie mamy pod ręką narzędzia potrzebnego do odkopania jej znaczeń, do pogrzebania (się) w sobie.

MW: Generalnie poezja z jednej strony chce być komunikatywna, jasna, pisana zdaniami i słowami, które można znaleźć w słownikach, z drugiej zaś pragnie być hermetyczna, wyrażać jednostkowy los, „mnie”, a przecież „ja” jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, nikt „ja” nie rozumie… Można wymyślić idiolekt niejasny dla nikogo poza nadawcą, ale co nadawcy po takim idiolekcie? Do kogo będzie nadawał? Może do siebie. W sumie to też niemało.

Obu poetów wydaje się łączyć także przekonanie o wyjątkowej roli poezji, Brković wielokrotnie deklarował wiarę w mistyczną aurę poezji i jej doniosłe znaczenie dla ludzi i społeczeństwa. Patronują im w tym polscy poeci: przede wszystkim Tadeusz Różewicz, ale też Czesław Miłosz czy Zbigniew Herbert, do których twórcy z byłej Jugosławii chętnie się odwołują.
AS: Poezja, dzięki swojemu potencjałowi i migotliwości znaczeń, dzięki temu, że wiersza nigdy nie można przeczytać raz na zawsze, wciąż kusi nadzieją na istnienie jakiegoś sensu. Wielokrotnie słyszałam od Faruka Šehicia, który spędził cztery lata na wojnie, że przetrwał ją między innymi właśnie dzięki polskiej poezji. Łatwiej jest przeżyć, znajdując się w samym centrum cyklonu, kiedy można oprzeć się na podobnych doświadczenia kogoś, z kim dzielimy również podobną wrażliwość.

Darko Cvijetić, „Gęsia skóra”. Przeł. Miłosz Waligórski, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, w księgarniach od czerwca 2020Darko Cvijetić, „Gęsia skóra”. Przeł. Miłosz Waligórski, Instytut Kultury Miejskiej w Gdańsku, 107 stron, w księgarniach od czerwca 2020MW: Serbscy pisarze często deklarują miłość do poezji polskiej, bo chcą być bliżej Nobla [śmiech]. Ale Darko jest inny. Chodzi na boso, tyrtejskie obuwie zostawił dla innych. Paradygmat romantyczny jest mu obcy, nie drapuje się w hamletyczne szaty. To jeden z tych twórców, jestem o tym przekonany, który pisałby, nawet gdyby nie miał czytelników. Co, oczywiście, nie znaczy, że o nich nie zabiega.

Także Brković, choć popularny wśród czytelników zwłaszcza jako prozaik, znajduje się na marginesie czarnogórskiej sceny literackiej, jest systematycznie pomijany w tamtejszych mediach – czy to jedynie efekt jego zaangażowania intelektualnego czy też literatury, którą tworzy?
AS: Nie odnoszę wrażenia, żeby był całkowicie pomijany przez lokalne media – w końcu to dzięki nim trafiłam na jego tom. Ale nawet gdyby tak rzeczywiście było, to pytanie powinniśmy zadać raczej samemu pisarzowi, może to po prostu jego własna decyzja? A może pochodna jakichś towarzyskich albo zawodowych napięć? W przypadku Brkovicia o wiele bardziej istotny jest pozytywny odbiór, jakim cieszą się jego teksty, zarówno wśród krytyków (za „Czarne boisko” otrzymał nagrodę Ratkovicia, czyli najważniejsze wyróżnienie poetyckie przyznawane w regionie), jak i czytelników – jego powieść „Paranoja w Podgoricy” sprzedała się w ponad 10 tysiącach egzemplarzy, a przypominam, że rozmawiamy o państwie liczącym około 600 tysięcy mieszkańców.

Tytuł tomu „Czarne boisko” prowokuje do zadania pytania o związek literatury i sportu na Bałkanach. Piłka nożna jest stałym motywem tamtejszych utworów, a Brković pisze nawet, że już tylko poezja i futbol nadają życiu sens. Skąd ta metafizyka sportu?
AS: Może z doświadczenia chaosu, załamania się znajomego systemu wartości, może taka sytuacja wymusza poszukiwania dyscypliny kierującej się jeszcze zasadami fair play? Kultura i futbol grają do jednej bramki, poprzez udział w ich rytuałach zyskujemy poczucie przynależności do ważnej dla nas grupy, odnajdujemy swoje miejsce wewnątrz jakiejś zbiorowości, co często pomaga w oswojeniu lęku przed śmiercią, przed czarną nicością, w którą ta śmierć może nas wtrącić. Poza tym, jak twierdzi Brković, czarne boisko to metafora nas samych, naszego wnętrza, które każdy powinien sobie sam zagospodarować zgodnie z przyjętymi zasadami gry.

Miłosz Waligórski Ur. 1981 w Bydgoszczy, poeta, prozaik i tłumacz. Z wykształcenia slawista i hungarysta. Na język polski przełożył między innymi utwory Lajosa Grendela, Dževada Karahasana, Maroša Krajňaka, Miljenka Jergovicia, Jeleny Lengold, Víťa Staviarskiego i Istvána Keménya. Wydał cztery tomy wierszy: „36 sposobów na pustkę”, „32 ślady ku”, „Długopis” i „Sztuka przekładu” – i zbiory opowiadań: „Kto to widział” i „Małe prozy” (razem z Anną Waligórską). Laureat Nagrody im. Adama Włodka (2015) i Bydgoskiej Nagrody Literackiej „Strzała Łuczniczki”. Mieszka i pracuje w Nowym Sadzie.Miłosz Waligórski
Ur. 1981 w Bydgoszczy, poeta, prozaik i tłumacz. Z wykształcenia slawista i hungarysta. Na język polski przełożył m.in. utwory Lajosa Grendla, Dževada Karahasana, Maroša Krajňaka, Miljenka Jergovicia, Jeleny Lengold, Víťa Staviarskiego i Istvána Keménya. Wydał cztery tomy wierszy: „36 sposobów na pustkę”, „32 ślady ku”, „Długopis” i „Sztuka przekładu” – i zbiory opowiadań: „Kto to widział” i „Małe prozy” (razem z Anną Waligórską). Laureat Nagrody im. Adama Włodka (2015) i Bydgoskiej Nagrody Literackiej „Strzała Łuczniczki”. Mieszka i pracuje w Nowym Sadzie.
Czy dyskutowaliście z autorami o przekładach ich wierszy?
MW: Nękałem Darka dziesiątkami pytań. Na każde odpowiedział, za co składam mu podziękowanie. Bez jego pomocy przekład byłby najeżony błędami, również tymi najbardziej banalnymi, wynikającymi z niezrozumienia parteru znaczeń. A kiedy już, przy wsparciu poety, poradziłem sobie z parterem, mogłem rzeźbić na piętrach. To było odtwarzanie i sztukowanie – w tej niezbyt wyszukanej metaforze „odtwarzanie” niech będzie tyle osławioną, co niewykonalną wiernością oryginałowi, a „sztukowanie” interpretacją, bez której, jak mi się wydaje, niemożliwe jest tłumaczenie. Oczywiście, jeśli chcemy, żeby przełożony wiersz umościł sobie miejsce w poezji języka polskiego. Dlatego uważam, że poetą staje się każdy, komu wyszedł bodaj jeden przełożony wiersz.

AS: Tłumaczenie poezji zawsze stanowi wyzwanie, w wierszu każde słowo, a nawet napięcia pomiędzy słowami mają swoją wagę. Nie można tu niczego przeoczyć, każdy możliwy sens trzeba dokładnie obejrzeć pod mikroskopem, w innym przypadku tłumaczenie może nam się rozsypać. Nie wyobrażam sobie procesu tłumaczenia tekstu literackiego bez konsultacji z autorem. Tłumaczenie nie polega przecież na odrysowywaniu tekstu w skali jeden do jednego. Czasami potrzebna mi była jakaś wskazówka czysto językowa, czasem czułam potrzebę poinformowania Balšy o mojej decyzji interpretacyjnej. Wydaje mi się, że taka wymiana jest niezbędna obu stronom do zachowania higieny psychicznej. Znajomy pisarz opowiadał mi kiedyś ze smutkiem, że jego tłumacz w ogóle nie kontaktował się z nim podczas pracy nad przekładem jego powieści; opisał to jako wyjątkowo nieprzyjemne doświadczenie, uznał, że jego książce nie okazano należytego zainteresowania.

Cykl tekstów wokół tłumaczeń i tłumaczy publikowany jest we współpracy z Instytutem Kultury Miejskiej w Gdańsku – organizatorem Gdańskich Spotkań Literackich „Odnalezione w tłumaczeniu” oraz festiwalu Europejski Poeta Wolności.






 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).