Ich noce

7 minut czytania

/ Film

Ich noce

Michał Walkiewicz

Gdyby próbować opowiedzieć o „Tysiącu i jednej nocy” dowcip, musiałby zawierać przynajmniej jednego szamana przestrzegającego przed lecącym na łeb na szyję PKB oraz jedną księżniczkę rozprawiającą o rekordowym w skali kraju, szesnastoprocentowym bezrobociu

Jeszcze 2 minuty czytania

Na kłopoty… Szeherezada. Jeśli robicie rachunek sumienia – swój albo za całą Europę – wołajcie po córkę wezyra. Lars von Trier wykorzystał jej figurę w „Nimfomance”, by rozliczyć się z kulturą represjonującą seksualność kobiet. Pasolini nakręcił „Kwiat tysiąca i jednej nocy”, w którym za parawanem hedonistycznej opowiastki krytycy doszukali się postkolonialnej refleksji. Salman Rushdie napisał „Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy” (wynik dodawania wiadomy), gdzie laicyzacja baśniowego społeczeństwa sięga takiego stopnia, że uratować może je tylko powrót do duchowości. Na pozór reżyser Miguel Gomes wypada w tym towarzystwie najmniej efektownie – w końcu kryzys gospodarczy to temat, który nie zwiastuje ani wielkich porywów ciała, ani nieznośnej udręki ducha. Pozory mylą. Jego trylogia „Tysiąc i jedna noc” to niezły odlot.

Już otwierająca scena pierwszej części, o podtytule „Niespokojny”, wydaje się zasłoną dymną. Widzimy nakręcone w paradokumentalnym stylu protesty w stoczni Viana do Castelo, jednej z niezliczonych państwowych spółek, nad którymi zawisło widmo prywatyzacji. Kamera się trzęsie, reżyser podgląda wszystko ukradkiem, lecz w końcu sam kapituluje i ucieka z planu, jakby wyczuł, że ta metoda realizacyjna jest nieadekwatna. Kiedy akcja przenosi się na dwór sułtana, rozpoczyna się inne kino – alegoryczne, z satyrycznym zacięciem, utrzymane w duchu magicznego realizmu. Na scenę wkracza Szeherezada i zaczyna opowiadać. Tym razem jednak gra nie tylko o swoje życie, ale również o los zubożałych Portugalczyków.

Inauguracyjna historia ma subtelność wystrzału z haubicy. Oto emisariusze Europejskiego Banku Centralnego przybywają na wielbłądach do portugalskich polityków. Żądają daniny, lecz przedstawiciele rządu rozkładają ręce. Cyniczna retoryka, którą popisują się goście, szybko okazuje się sublimacją nieudanego życia seksualnego. Remedium na impotencję w postaci magicznego sprayu znajduje lokalny szaman. Zadowoleni z efektów politycy spacerują z permanentnym wzwodem, ograniczają cięcia budżetowe i pozwalają rodakom żyć ponad stan. Kiedy jednak ciągła erekcja zaczyna być problemem, cena za lekarstwo jest astronomiczna – wynosi cztery miliardy euro. Zapłacą ją oczywiście szarzy obywatele.

„Tysiąc i jedna noc”, reż. M. Gomes

Kolejne nowelki – o związkowcu dokumentującym nieciekawy los pracowników stoczni oraz mężczyźnie walczącym z plagą os – układają się w wieloaspektową opowieść o zderzeniu dwóch sił. Z jednej strony – skompromitowanego rządu, który zaciska pasa, czekając na pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Z drugiej – ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem i sami ponoszą koszty nierozważnej polityki. Emocjonalnym centrum i zarazem puentą „Niespokojnego” są świadectwa tych, których kryzys dotknął najmocniej. Jedni potracili domy, innym sfrustrowani lekarze przepisali złe dawki leków. Gomes sadza ich przed kamerą i w długich ujęciach rejestruje walkę o godność. To ciekawy zabieg, film zyskuje dzięki temu oddech, a twarda publicystyka wchodzi w klincz z alegoryczną formułą. Gdyby probować opowiedzieć o „Tysiącu i jednej nocy” dowcip, musiałby zawierać przynajmniej jednego szamana przestrzegającego przed lecącym na łeb na szyję PKB oraz jedną księżniczkę rozprawiającą o rekordowym w skali kraju, szesnastoprocentowym bezrobociu.

 

Wątki, które w  „Niespokojnym” zostają jedynie zasygnalizowane, powracają w kolejnych częściach – „Opuszczonym” oraz „Oczarowanym”. Dopiero tam Gomesowi naprawdę puszczają hamulce. Ten pierwszy film opowiada o mitach, które rodzą się na gruncie kryzysu i które, paradoksalnie, cementują narodową tożsamość – jak w nowelce o wyjętym spod prawa bandycie, drwiącym ze ścigających go policjantów i znajdującym oparcie w lokalnej społeczności. A także o erozji systemu prawnego, który przestał sprawdzać się jako narzędzie kontroli: widzimy, jak wystylizowany na antyczny teatr publiczny sąd nad złodziejem krów zamienia się w farsę – krok po kroku, wraz z pojawieniem się kolejnych osób dramatu o coraz dziwaczniejszych motywacjach. Ten drugi film, w którym Szeherezada zostaje wreszcie uwolniona i podróżuje przez Portugalię, to z kolei przegląd kolejnych postaw wobec władzy. Znalazło się w nim miejsce zarówno dla Chinki, której protestujący mieszkańcy Lizbony wydają się, przynajmniej z początku, egzotycznym kuriozum, jak i dla koczującej pod stolicą grupy ptasiarzy, których przy życiu trzyma jedynie miłość do skrzydlatych podopiecznych.

„Tysiąc i jedna noc”„Tysiąc i jedna noc”, reż. Miguel Gomes. Francja, Niemcy, Portugalia 2015, w kinach luty/ marzec 2016Można Gomesowi zarzucić, że tłucze retorycznym kilofem, a „Tysiąc i jedna noc” to mało subtelny popis filmowej erudycji. Jednak im bardziej skomplikowana robi się ta mozaika form, dyskursów i gatunków, tym wyraźniej cała opowieść zmierza w stronę kina autotematycznego. Reżyser zderza konwencje, ustawia je obok siebie, porównuje. Kiedy porzuca metodę dokumentalisty i ucieka ze stoczni, zaś ekipa filmowa szuka go w okolicznych lasach, jest w tym jakaś przekora. Jakby chciał się upewnić, że istnieje skaza w poetyce realizmu, która uniemożliwia opowiedzenie tej historii bez baśniowego nawiasu. Jakby szukał metody, która pozwoli oddać wszystkim sprawiedliwość – ptasiarzom i politykom, ludziom o dzikiej wyobraźni i tym, do których przemawiają wyłącznie suche fakty, fanom cinéma-vérité i miłośnikom melodramatów. Zwykle widzimy w tym reżyserską niekonsekwencję. Dla Gomesa jest to narracyjna i dramaturgiczna strategia.

Rzeczone poszukiwania formy sprawiają, że Portugalczykowi udało się odświeżyć wyeksploatowany do cna i wiązany zwykle z postacią Szeherezady motyw „potęgi narracji”, która jest „obietnicą katharsis”. Gdy w jednej z finałowych scen „Niespokojnego” morze wyrzuca na brzeg ogromnego wieloryba, a w jego trzewiach do życia budzi się syrena, łatwo o ironiczny uśmiech. Kiedy jednak zaczynamy zastanawiać się nad tym, jak dobitniej pokazać „światełko w tunelu” dla całego portugalskiego narodu, ten uśmiech musi ustąpić. Wątpliwości, które dzielimy z reżyserem wydają się sednem filmu. Wypełniają każdą z jego tysiąca i jednej nocy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.