Czytając „Powróconych” Abdulrazaka Gurnaha, nie zaznaczyłem żadnej strony, jak mam w zwyczaju, kiedy coś mnie interesuje bądź zachwyca. Jak to: nie zachwyca? Gurnah noblistą jest, więc musi zachwycać! Nie byłem jedyny, wiele czytelniczek narzekało na suchy język jego pierwszej powieści przetłumaczonej na język polski, a w rzeczywistości najnowszej, z 2020 roku. Dopiero przy lekturze „Raju” (wydanego po angielsku w 1994 roku) zacząłem podkreślać całe akapity i zaginać strony, szczególnie te, na których odnajdywałem odniesienia do „Jądra ciemności” Josepha Conrada.
„Raj” okazał się chronologicznym wstępem do „Powróconych”, lepiej w takiej kolejności czytać te książki w tłumaczeniu Krzysztofa Majera. Łatwiej wtedy zrozumieć, że literackim światem Gurnaha rządzi przemoc, nie tylko ta kolonialna, europejska. Podobnie jak w książkach innego noblisty o równie kosmopolitycznych korzeniach, V.S. Naipaula, u Gurnaha obyczaje Hindusów, Arabów i Afrykanów w swej brutalności wyprzedzają dokonania „białego człowieka”. Drugą cechą książek Gurnaha są nawiązania do lokalnych i ludowych tradycji queer, co każe je zestawiać z „Trylogią ciemnej gwiazdy” jamajskiego pisarza Marlona Jamesa. Naipaul, Gurnah i James reprezentują kolejne pokolenia twórców i przemiany literatury postkolonialnej.
Arabski raj
Abdulrazak Gurnah jest z pochodzenia Arabem z wyspy Zanzibar. Urodzony w 1948 roku, w wieku dwudziestu lat wyemigrował do Wielkiej Brytanii. Jego ojciec był jemeńskim kupcem, który prowadził handel na wschodnim wybrzeżu Afryki, podobnie jak od wieków inni muzułmanie z Półwyspu Arabskiego oraz Hindusi z subkontynentu. Zanim Vasco da Gama opłynął Afrykę i próbował w Indiach kupić pieprz, trwała już globalizacja azjatycko-afrykańska. Szlak handlowy łączył Chiny, wyspy dzisiejszej Indonezji, Indie, Zatokę Perską i wschodnie wybrzeże Afryki aż po Przylądek Dobrej Nadziei. Portugalczycy, wpływając na Ocean Indyjski, nie mieli żadnego problemu z najęciem w dzisiejszej Kenii pilota znającego drogę do skarbów Azji. Hindusi pojawili się we wschodniej Afryce, w Zandżu, na długo przed narodzinami islamu, a w XV wieku istniała tam cała sieć wolnych miast – bogatych portów zamieszkiwanych przez hinduistów oraz indyjskich muzułmanów, Persów i Arabów.
Gurnah jest spadkobiercą tego kosmopolitycznego świata, a nie głosem rdzennych mieszkańców Afryki. Pochodzi z uprzywilejowanej arabskiej warstwy społecznej, która aż do kolonizacji europejskiej dominowała w hierarchii ekonomicznej, kulturowej i rasowej Zandżu. „Raj” opisuje okres, kiedy na wschodnim wybrzeżu Arabowie tracą wpływy, a Niemcy je zdobywają.
Abdulrazak Gurnah, „Raj”. Przeł. Krzysztof Majer, Wydawnictwo Poznańskie, 302 strony, w księgarniach od października 2023Yusuf, główna postać książki, nosi imię koraniczne, ponieważ Gurnah wielokrotnie nawiązuje do świętej księgi islamu, w arabskiej tradycji kulturowej żyje większość jego bohaterów. Yusuf w dzieciństwie zostaje zabrany z rodzinnego domu do portowego miasta przez „wuja” Aziza. Chłopiec z początku nie rozumie, że jest rehani – co po polsku można by przetłumaczyć dosłownie jako „hipoteka” albo „zabezpieczenie długu”. Ojciec Yusufa ma długi u Aziza, musi więc oddać syna jako zastaw, na służbę do wierzyciela, nie mówiąc nawet dziecku, o co chodzi. Tak każe obyczaj, z naszego punktu widzenia surowy i straszliwy, lecz praktykowany od wieków od Chin po Afrykę. Osoba oddana w taką służbę nie jest wolna, musi pracować, dopóki dłużnik nie spłaci długów, a Yusuf traktowany jest jak ubogi krewny, domownik o mniejszym znaczeniu, poddany woli głowy rodziny. Dlatego Aziz uczy chłopaka zasad wiary oraz czytania, pisania i rachunków.
„Raj” to w dużej mierze powieść o dojrzewaniu, o kształtowaniu się osobowości wobec niewoli i opresji, muzułmańskiej i arabskiej, a nie europejskiej. Yusuf nie może uciec, bo „co powiedzą ludzie, dokąd pójdziesz?”. Rehani tym się różni od niewolnika przewożonego pod pokładem do Ameryki, że nie wiążą go kajdany, lecz niewidzialny system społeczny, gęsta sieć powiązań rodzinno-biznesowych. Ucieczka skompromitowałaby zarówno jego, jak i rodziców, a bez opieki „wuja” Aziza nie miałby gdzie pracować i gdzie mieszkać. Przewrotność postkolonializmu Gurnaha polega na tym, że to właśnie Niemcy dają bohaterowi jedyną możliwość wyrwania się z tradycyjnego zniewolenia – a Hamza z „Powróconych”, służący w kolonialnym Schutztruppe, to Yusuf z „Raju”.
Trzonem narracji powieści jest wyprawa handlowa w głąb lądu, na którą chłopak zostaje zabrany przez Aziza. Gurnah nawiązuje wprost do historycznej relacji z takiej wielkiej karawany arabskiej w XIX wieku. Podobne legendy i podania nie były spisywane w miejscowym języku suahili, dopóki nie pojawili się europejscy etnografowie. Wtedy dopiero bardowie opowiadali je na prośbę naukowców, zbierających wiedzę potrzebną do sprawowania władzy. Skryba zapisywał podania najpierw w skrypcie arabskim, z którego tłumaczono je na alfabet łaciński i język niemiecki. Gurnah ma tego świadomość, dlatego w jego książce opowieści Zandżu wracają do korzeni – są znów snute, jak pierwotnie, przy ognisku, w gronie zamożnych i wykształconych handlarzy.
W jednej z takich opowieści kupiec z Mombasy mówi o krainie Rusów, „ludu, o którym nikt dotychczas nie słyszał”. W ich kraju mieszka „niecywilizowana dzicz”, a „nocą wiatr niesie jęki demonów”. W tej scenie to nie Zachód patrzy na globalne Południe, tylko przybysz stamtąd krytycznie ocenia co prawda peryferia, ale jednak Europy. Gurnah również w tym przypadku wykorzystuje istniejącą w suahili historyczną relację arabskiego kupca o podróży do Rosji. Takie nawiązania pozwalają nie tylko na odwrócenie kolonialnego spojrzenia, lecz także na wyraźne zaznaczenie, że powieść nie jest osadzona w zachodnim kanonie kulturowym.
Wyprawa w głąb Afryki to wielka inwestycja, na którą nawet Aziz musi się zapożyczyć od jeszcze bogatszych bankierów hinduskich. Dla muzułmanów politeiści – wyznawcy bogów z panteonu hinduistycznego – są oczywiście poganami. Ale nie barbarzyńcami, tylko wykształconymi „biznesmenami”, z którymi od wieków robi się interesy. Natomiast tragarzami na safari (współczesne określenie polowania ma źródło właśnie w suahili i oznacza karawanę) są „słudzy”: Somalijczycy i Nyamwezi – rdzenny lud Bantu z obszaru Tanzanii, mówiący innym językiem niż Aziz i Yusuf. Są klasą pośrednią między napływową elitą a „dzikusami”, jak wszyscy uczestnicy safari określają mieszkańców głębi lądu. Tragarze są także muzułmanami, choć islam znają w wersji popularnej pod postacią legend. Nie tylko ciągle przeklinają, krzyczą i naśmiewają się z siebie nawzajem, ale też świntuszą.
I to w stylu queer, ponieważ „Raj” to historia może nie homoseksualna, ale na pewno pokazująca tradycyjną seksualność zakazaną przez chrześcijański patriarchat kolonialny. Naczelnik karawany „owiany był sławą bezlitosnego sodomity i często widywano go, jak w roztargnieniu pociera krocze”. Bierze on twarz Yusufa w dłoń i wychwala piękno chłopca, a tragarze wprost mówią, że naczelnik będzie go „dupczył” co noc. Homoseksualizm nie jest postrzegany jako grzech, nocą pośród tragarzy karawany słychać „stłumione szepty spełnionej przyjemności”. Seksualność jest też ciągłym tematem dowcipów. Kierowca ciężarówki, pół Hindus, pół Grek, określa muzułmanów jako „kozojebców”, woła, że mają „gnijące fiuty”, i proponuje, żeby „przyszli mu possać”.
Przedkolonialny queer
Marlon James, „Czarny Lampart, Czerwony Wilk”. Przeł. Robert Sudół, Echa, 752 strony, w księgarniach od marca 2021Podobnie traktuje seksualność Marlon James w „Trylogii ciemnej gwiazdy”, z której znamy po polsku na razie tylko pierwszy tom zatytułowany „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” (tłumacz, Robert Sudół, kończy pracę nad kolejnym). Laureat Bookera, urodzony w 1970 roku na Jamajce potomek afrykańskich niewolników, nie wraca, jak Gurnah, do świata dzieciństwa, lecz wykonuje ogromną kwerendę legend i podań Afryki. W przeciwieństwie do noblisty James przynależy kulturowo do świata rdzennych mieszkańców kontynentu, ale po odebraniu brytyjskiej edukacji w Kingston i po zamieszkaniu w Stanach Zjednoczonych musiał na nowo odnaleźć korzenie i przetworzyć je artystycznie. Ciągłe porównania jego ostatnich powieści fantasy do „Gry o tron” czy Homera świadczą o zachodniej niemożności spojrzenia na literaturę postkolonialną poza naszym kanonem sztuki (choć trochę w tym winy samego autora, który reklamował się takim zestawieniem).
„Czarny Lampart, Czerwony Wilk” nie odwołuje się do kultury islamu ani epoki kolonialnej, lecz opisuje wyimaginowany świat prehistorycznej afrykańskiej magii i czarów. Nie jest to rdzenna idylla, lecz rzeczywistość, której krwawa przemoc, także seksualna, przekracza wszystko, co opisał Gurnah. Już na pierwszych stronach bohater i narrator – Tropiciel – „rucha staruchę”. „Wbiłem się w nią rozstrojony jej milczeniem”, aż „wrzasnąłem i wysunąłem się, i trysnąłem deszczem na jej brzuch, ramiona i piersi”; ten deszcz, strząśnięty do rzeki, powoduje, że ryby świecą.
Takie mitologiczne sceny przeplatają się z naturalistycznymi opisami, w których rzeczy i ludzie „śmierdzą jak rów w dupie starca”. Tropiciel jest torturowany przez „złego ibedżiego”, którego „paluchy brnęły dalej, wpychały się w czoło, wwiercały, rozsadzały mi skronie (…) Słyszałem robotę jego paluchów, szarpiących, pomykających we mnie jak myszy”. Trudną miłością narratora jest Lampart, płynnie zmieniający się ze zwierzęcia w człowieka i z powrotem, „ruchany wściekle” przez innych kochanków. Granice między światem zwierząt i ludzi, a także między płciami nie są jeszcze wyznaczone. „Na początku wszyscy rodzimy się parzyści. Jesteś mężczyzną i jesteś kobietą, tak jak dziewczynka jest kobietą i jest mężczyzną” – dowiaduje się obojnaczy Tropiciel.
Serce ciemności
W książce Jamesa zarówno queer, jak i krwawe opisy walk bohaterów pozostają realistycznie przerażające, a zarazem stają się mitologiczną metaforą, która mimo bogatego języka nie osłabia samego bezpośredniego doświadczenia przemocy. Tymczasem u Gurnaha pozostajemy na poziomie literackiego realizmu – społecznego i antropologicznego, który faktycznie może wydać się nieco suchy.
Książki obydwu autorów łączy także wątek niewolnictwa. U Jamesa to proceder istniejący od zawsze, immanentna cecha nierówności społecznych kontynentu. Natomiast „Raj” Gurnaha przypomina, że zanim Europejczycy wywieźli miliony Afrykańczyków do obu Ameryk, „żywym towarem” handlowali właśnie Arabowie. Noblista jako reprezentant kosmopolityzmu dawnego Zandżu ma prawo napisać to, czego nie wypada pisać ludziom Zachodu. Arabowie przecież już we wczesnym średniowieczu kupowali pojmanych Słowian od Mieszka I, potem zaś dostarczali „żywego towaru” do europejskich faktorii w zachodniej Afryce.
„Wujek” Aziz już nie skupuje jeńców od władców w głębi lądu, „bo to zbyt niebezpieczne” z powodu zakazu wprowadzonego przez Niemców. W XIX wieku kolonialna ekspansja germańska i belgijska usprawiedliwiane były właśnie walką z arabskimi handlarzami niewolników. W miejsce tego procederu stworzono nową formę opresji, śmiercionośny wyzysk przy zdobywaniu kości słoniowej. Właśnie to opisał Joseph Conrad w „Jądrze ciemności”, powstałym na podstawie przeżyć z jego pracy w Kongu w 1890 roku, czyli mniej więcej z okresu, kiedy rozgrywa się akcja „Raju” (zamykająca się z początkiem I wojny światowej).
W powieści Gurnaha Yusuf zostaje zabrany na wyprawę, ponieważ „nie ma jak kilka miesięcy wśród dzikusów, żeby odkryć czyjąś słabość”, i taką samą próbę przechodzą Kurtz i Marlow w „Jądrze ciemności”. Dla Arabów z wybrzeża, a nawet dla ich afrykańskich służących, „dzikusami” są wszyscy mieszkańcy serca kontynentu, podobnie jak dla belgijskiego agenta handlowego Kurtza. Okazuje się, że rasistowska hierarchia usprawiedliwiająca zniewolenie i eksploatację nie jest wynalazkiem Niemców czy Belgów, praktykowano ją od zarania dziejów w wielu kulturach.
Jednak Aziz udziela Yusufowi nauki, która uniemożliwia poczucie wyższości kulturowej: wszyscy jesteśmy „stadem bezmyślnych zwierząt”, „przygłupimi stworzeniami, które własna ciemnota wiedzie na manowce”. Mroki rozświetlają islam oraz handel – „nie istnieje szlachetniejsze powołanie”. U Conrada tym, co wyróżnia ludzi, jest etyka pracy, przynosząca świeckie, ale odkupienie. Podobnie u Gurnaha, do handlu i ciężkiej pracy nie potrzeba, jak w europejskich kompaniach handlowych, ułudy „misji cywilizacyjnej”. Aziz chce po prostu zarobić pieniądze. Całkiem podobnie jak arabscy, indyjscy i europejscy bohaterowie „Zakrętu rzeki” V.S. Naipaula.
Ten noblista z 2001 roku pochodził z kosmopolitycznej hinduskiej rodziny. Urodził się na wyspie Trinidad w 1932 roku, w elitarnej kaście bramińskiej, w podobnym wieku co James i Gurnah wyjechał z domu na Zachód. Cała trójka – Gurnah, James, Naipaul – reprezentuje hybrydyczne tożsamości, łączące kulturę Europy poprzez Karaiby czy Zandż z korzeniami w Azji i Afryce. Powieść „Zakręt rzeki” opublikowana w 1979 roku, podobnie jak inne książki Naipaula o Afryce, była oskarżana o rasizm. Tak jak dzieło Conrada, choć noblista nie był przecież białym Europejczykiem.
Narratorem i bohaterem książki przetłumaczonej na polski przez Marę Zborowską jest Salim, który ucieka w głąb „serca ciemności” przed przemocą rodzinnych tradycji. Na zakręcie wielkiej rzeki „wijącej się jak wąż” prowadzi sklepik w niepodległym już państwie przypominającym Zair – niepodległe Kongo. Kraj, rządzony przez rdzennych mieszkańców, jest skorumpowany, rośnie w nim kult jednostki – prezydenta, na ruinach kolonialnego systemu tubylcy nie są w stanie stworzyć żadnego „nowoczesnego” porządku.
Naipaul mówił wprost, że „Afryka nie ma przyszłości”, tak jakby conradowskie serce ciemności zawsze pulsowało w dżungli, niezależnie od tego, kto akurat sprawuje władzę. Salim jest na zakręcie wielkiej rzeki przybyszem z zewnątrz, tak jak Marlow, Kurtz oraz Aziz z Yusufem. „Rzeka i las, żywe swoją obecnością, były znacznie potężniejsze od ciebie” – pisze Naipaul. I dodaje, jakby cytował Conrada: „Odnosiłeś wrażenie, że wracasz do stanu sprzed wieków, do czasów, które się tu nigdy nie skończyły”. Zarówno Europejczycy, jak i Arabowie wędrujący w głąb lądu zawsze zostają poza niezrozumiałym „misterium” lokalnej kultury.
Naipaul opublikował też książkę o swojej pierwszej podróży do Indii pod tytułem „An Area of Darkness”. Nic dziwnego, że komitet noblowski nazwał go „spadkobiercą Conrada jako kronikarza losów imperiów w sensie moralnym: tego, co robią z ludźmi”. Z kolei Abdulrazak Gurnah zaznaczał, że jego „Raj” mimo odniesień nie naśladuje „Jądra ciemności”, nie jest jedynie namiastką literatury centrum pisaną na peryferiach. Przeciwnie, przecież przez wiele stuleci to właśnie Zandż był centrum – sercem globalnego świata. Europejczycy jedynie przejęli siłą od Arabów i Hindusów ich szlaki handlowe i porty.
Dzięki temu „Raj” i „Powróceni” nie są typowymi antykolonialnymi powieściami „z morałem”. Jednak tylko bohaterowie powieści Jamesa są zanurzeni w rdzennej Afryce, choć jej brutalne, prehistoryczne i krwawe „serce ciemności” narodziło się w wyobraźni autora. W „Czarnym Lamparcie, Czerwonym Wilku” w ogóle nie pojawiają się biali ludzie, przeniesienie akcji do fantastycznej przeszłości pozwala przekroczyć wszystkie hierarchie rasowe. Z tego powodu w prozie Jamesa pojęcia kolonializmu i postkolonializmu tracą zupełnie na znaczeniu, nie mają już sensu pytania, czy Afryka może być nowoczesna, czy też nie, czy ma przyszłość, czy czeka ją wyłącznie ciemność.
Queerowość u Jamesa oznacza nie tylko brak podziału na płeć, lecz szerzej – płynną, inkluzywną i subwersywną tożsamość kultury afrykańskiej. Definiowanie jej przez sztywne zachodnie koncepcje wikła nie tylko w płeć, lecz także w narzucone i nieprzystające, opresyjne kategorie kulturowe. Nawet w krytycznym języku postkolonialnym jedynie zamykają nas w niekończących się oskarżeniach o rasizm, których doświadczyli Conrad i Naipaul. Dlatego gdybym to ja miał decydować, Nagrodę Nobla, zamiast Naipaulowi czy Gurnahowi, przyznałbym właśnie Marlonowi Jamesowi.