Pisanie lękiem podszyte

Artur Madaliński

Autobiografia Michała Głowińskiego jest opowieścią o nieusuwalnym piętnie. Autor ma tytuł do swoich obsesji – jest Żydem, ale także gejem, co również dziś stanowi połączenie gwarantujące zderzenie z homofobią i antysemityzmem

Jeszcze 2 minuty czytania

Nie ma w tym kraju studenta polonistyki, który nie znałby tekstów Michała Głowińskiego – jego rozprawy to absolutny fundament teorii i historii literatury. Cokolwiek by mówić dzisiaj o dawnej ekspansji strukturalizmu, trudno zaprzeczyć, że to właśnie Głowiński, jeden z najważniejszych rycerzy strukturalistycznej metodologii, dostarczył kilku pokoleniom rodzimych literaturoznawców poręcznych narzędzi analizy tekstu.

Z drugiej strony mam wrażenie, że spora część dzisiejszych studentów polonistyki ma Głowińskiego za figurę, która jeśli nie spoczywa od dwudziestu lat w grobie, to przynajmniej jest w stanie terminalnym. Wielu z nich być może bardzo by się zdziwiło, dowiedziawszy się, że od kilkunastu lat ten wybitny humanista jest także czynnym pisarzem. Jego prozę artystyczną od początku – czyli więcej niż przyjaźnie przyjętych „Czarnych sezonów” – cechował intensywny autobiografizm, stylistyczny purytanizm oraz swego rodzaju antyfikcjonalność, rozumiana jako kurczowe zakorzenienie opowiadanych historii w rzeczywistości. Nie potrafię wymyślać historii, tylko je opisuję – powtarzał Michał Głowiński.

Michał Głowiński, „Kręgi obcości”.
Wydawnictwo Literackie, Kraków, 536 stron,
w księgarniach od marca 2010
Kwintesencją tej strategii opowiadania są „Kręgi obcości”. Jest to obszerna opowieść autobiograficzna, obejmująca swoim zasięgiem właściwie całe życie Głowińskiego – od urodzin w 1934 roku do czasów obecnych. Autor „Parodii konstruktywnej” daje niezwykle sugestywny zapis powojennej rzeczywistości, widzianej oczyma klasycznego inteligenta i choćby z tego powodu warto „Kręgi…” przeczytać. Tym bardziej, że pisarz sporo miejsca poświęca analizie praktyk dyskursywnych, dominujących w socjalistycznej rzeczywistości. To język jest dla niego obrazem świata – ważkie wydarzenia historyczne miewały swój początek w zmianie paradygmatu językowego, które Michał Głowiński określał kanonicznymi już dzisiaj terminami, jak „mowa w stanie oblężenia” czy „nowomowa”. Twórca „Peereliady” potrafi świetnie uchwycić nie tylko społeczny wymiar języka, ale także celnie opisać absurdy realsocjalizmu, zadbać o literacki szczegół, dopieścić opis. „Kręgi obcości” pełne są takich – dyskretnych, acz smakowitych – cymesów. Jednak nie to jest w autobiografii Głowińskiego najciekawsze. Od pokazywanego w niej świata ważniejsze wydaje mi się to, co dzieje się z narratorem (a zarazem głównym bohaterem) opowieści.

„Kręgi obcości” mogłyby, sądzę, stanąć w jedynym rzędzie z pismami Primo Leviego, Imre Kertésza czy Jeana Améry’ego. Pozostawiam w tej chwili na boku porównania stricte literackie, chodzi mi o wspólny tym autorom temat najważniejszy – Zagładę i studium egzystencji ofiary. Opowieść Głowińskiego nie jest bowiem niczym innym, jak kolejnym dowodem na to, że Zagłada jest piętnem nieusuwalnym. „Codziennie rano budząc się, widzę na swoim przedramieniu oświęcimski numer; fakt ten dotyka najodleglejszych korzeni mojego istnienia, nie jestem pewien, czy nie stanowi wręcz całego mojego istnienia” – pisał Améry w „Poza winą i karą”. „Holokaust można było przeżyć, jeśli się miało dużo szczęścia, do kresu dni swych jednak wyjść z niego nie można, nie można się od niego wyzwolić, jest niezapomniany, wciąż w postaci tej lub innej traumy powraca” – powiada w „Kręgach obcości” Głowiński.

Tym, co wepchnęło narratora w niedające się rozerwać, trwale przepracować, czy ostatecznie oswoić kręgi obcości, jest zatem Zagłada. To ona jest najbardziej wewnętrznym (w dosłownym i metaforycznym znaczeniu tego słowa) kręgiem, z którego z kolei promieniują kolejne, a wewnątrz tych kolistych więzów tkwi narrator ze swoimi rozmaitymi lękami. Powiedzmy jednak wyraźnie – nie idzie o prosty wpływ, lecz, w najściślejszym znaczeniu tego zwrotu, graniczne doświadczenie egzystencjalne, ranę, która nigdy się nie zabliźnia, ślad, który nigdy nie niknie, koszmar, którego nie da się zagadać.

Dlatego autobiografia Michała Głowińskiego jest najpierw zapisem zmagań z kolejnym fobiami, będącymi funkcją tej jednej fobii – by tak rzec – źródłowej. „Ja” opowiadające jest u Głowińskiego „ja” lękliwym, niepewnym, słabym. Klaustrofobia, chorobliwa nieśmiałość, nieufność wobec innych, dojmujące poczucie alienacji – wszystko to jest efektem traumy, jakiej autor doznał w czasie, kiedy – jak pisze Agamben – fabrykowano trupy.

Przyznać trzeba, że autor „Mitów przebranych” ma do swoich obsesji tytuł – jest Żydem, ale także gejem, co nie tylko w latach pięćdziesiątych XX wieku, ale i w III RP (o niedoszłej IV nie wspominając) stanowi połączenie, gwarantujące zderzenie z homofobią i antysemityzmem. Na marginesie mówiąc – w „Kręgach obcości” Głowiński pierwszy raz do swojego homoseksualizmu publicznie się przyznaje, traktując go jako kolejne źródło własnego wyobcowania.

Tytułowe kręgi nie są jednak tylko poręczną metaforą – czytając autobiografię Głowińskiego, nie sposób uwolnić się od poczucia, że spełnia ona klasyczną funkcję terapeutyczną: pisanie jako oswajanie, pisanie jako próba rozhermetyzowania własnych idiosynkrazji, pisanie jako nieustanne podążanie w stronę niemożliwego. Głowiński jest tutaj niezwykle uczciwy – niczego nie udaje, niemal niczego nie ukrywa. Podkreśla też ciągle idiomatyczność swojego spojrzenia na świat: „nie wspominam o tym, ponieważ to już jest opisane”, „nie mówię o tamtym, bo są to rzeczy powszechnie znane” – powiada często narrator „Kręgów…”.

Zamiast powtarzania, koncentruje się na sobie i w tym tkwi również siła jego najnowszej prozy. Powiedzieć, że jego opowieść jest osobista, to nic nie powiedzieć. Jest ona bowiem intymna, w sposób maksymalny sprywatyzowana. Nie ma w niej jednak nic z ekscesu – narracja toczy się duktem spokojnym i miarowym, czytając, odnosimy wrażenie, że Głowiński swoje dawne urazy (jak przystało na naukowca) zobiektywizował i sfunkcjonalizował. Nic z tych rzeczy – rewersem tej metodycznie opowiadanej historii życia jest podskórny, nieredukowalny lęk.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.