Mikołaj Łoziński, „Książka”

Artur Madaliński

Tryby opowieści mielą nas na miazgę, narracja rządzi rzeczywistością, fikcja pogrąża realność. O tym jest nowa  „Książka” Mikołaja Łozińskiego

Jeszcze 1 minuta czytania


Mikołaj Łoziński napisał „Książkę”, w której eksploruje sprawy własnej rodziny – głównie dziadków i rodziców. Rekonstruuje ich pogmatwane losy, dotyka tu i ówdzie rodzinnych opowieści, zarzuca – dość swobodnie zresztą – narracyjny haczyk w skomplikowane relacje między mężami, żonami, dziećmi, wnukami, matkami i kochankami. Ale to nie klasyczna rodzinna opowieść – zamiast przechadzającego się po familijnym gościńcu zwierciadła, mamy w „Książce” raczej ułamki potłuczonego lustra, w których próbuje przeglądać się narrator.

Mikołaj Łoziński, „Książka”. Wydawnictwo
Literackie, Kraków, 180 stron,
w księgarniach od marca 2011
Najwyraźniejszym posunięciem artystycznym Łozińskiego jest właśnie wyrwanie rodziny z uścisku wielkich wydarzeń historycznych, uwolnienie intymnych relacji rodzinnych od dojmującego ciężaru ideologii politycznych. Autor „Reisefieber” wie, że to, co najciekawsze, rozgrywa się w przestrzeni prywatnej, w świecie obłaskawionym gestami zrozumiałymi tylko ludziom sobie najbliższym, zdominowanej przez rejestry emocjonalne właściwe relacjom najintymniejszym. I nawet jeśli resekcja historii politycznej nie jest w nowej prozie Łozińskiego całkowita (tego uczynić nie sposób), to ów sztych prywatyzacyjny stanowi olbrzymią zaletę „Książki”. W planie problemowym najbardziej pociąga mnie jednak dyskretnie – acz konsekwentnie – zarysowywana w tej prozie relacja pomiędzy rzeczywistością, jej opowiadaniem, a tęsknotą do jej kształtowania, cenzurowania i ustawiania względem własnych oczekiwań.

Ośrodkami narracyjnymi są tu przedmioty. To wokół nich budowane są kolejne mikro-historie, fragmenty opowieści, wyimki z życia przodków narratora. Wspomnienia zakorzenione są zatem niezwykle mocno w realności, wysnuwane ze sprzętów codziennego użytku (klucze, ekspres do kawy, maszynka do golenia), których nazwy są równocześnie tytułami kolejnych rozdziałów. Przedmioty te nie są jednak – jak przed laty chociażby w „Hannemanie” Stefana Chwina – znakiem historycznej ciągłości, figurą pokoleniowego trwania na przekór dziejowym zawieruchom. Przedmioty u Łozińskiego są banalnymi znakami surowej (bare – powiedziałby Thoreau) egzystencji. Reminiscencje narratora biegną w stronę zdarzeń najzwyklejszych (choć niekoniecznie prostych): rozstań, powrotów, codziennych wyborów i zmagań z niezbyt przyjazną rzeczywistością PRL z jednej strony i konfliktami emocjonalnymi – z drugiej.

Łoziński nie jest jednak zbyt wylewny – raczej nie dopowiada, niż opowiada zbyt wiele, raczej przemilcza, niż kładzie kawę na ławę. Jeśli dobrze odczytuję zasadniczy zamiar pisarza, to jego „Książka” jest próbą zwrócenia uwagi na tę cechę naszej egzystencji, którą określiłbym jako dywersyfikację ciężaru gatunkowego tworzących ją (egzystencję) zdarzeń. Wypadki najważniejsze nie są domeną codzienności, to raczej – korzystając z określenia Bruno Schulza – „krótkie spięcia sensu”, gwałtowne przyspieszenia, zanurzone w codziennym krzątactwie. Twórca „Reisefieber” opowiada się po stronie tego ostatniego, choć w kilkuzdaniowych opisach (aluzjach właściwie) przywołuje także i wielkie historyczne akceleracje – marzec 1968, czy śmierć Józefa Stalina.

W narrację autor wprowadza komentarze członków rodziny – brata, matki, ojca. Kwestie, które wypowiadają, najczęściej odnoszą się do podejmowanych w spisywanej opowieści tematów. „Nie pisz o tym lub o tamtym”, „napisz o rodzinie mamy”, „synku, jest jeszcze jeden przedmiot, o którym masz nie pisać” – tak najczęściej powiadają żyjący krewni narratora. I tu dochodzimy do sygnalizowanej skłonności kreowania nie tylko świata, w którym żyjemy (to zrozumiałe), ale też opowieści na temat tego świata. Wszyscy członkowie rodzinny narratora próbują jakoś się „ustawić” w opowieści – jedni chcieliby pewne zdarzenia zachować na wyłączność, drudzy podsuwają z kolei narratorowi ciekawe (ich zdaniem) tematy. Pisarz świetnie uchwycił tę subtelną zależność – rozpoczyna się opowieść i w tej samej chwili rozpoczyna się nasza praca nad znalezieniem sobie najlepszego w niej miejsca, startuje narracja i odruchowo inicjujemy działania na rzecz umoszczenia się w tekstowym świecie. Innymi słowy: tryby opowieści mielą nas na miazgę, narracja rządzi rzeczywistością, fikcja pogrąża realność. O tym – również o tym – jest ta błyskotliwa, zgrabnie skomponowana i przemyślana „Książka”.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.