Jaki musiałby być świat, aby zamiast słów decydować się na nieartykułowane krzyki, zgrzyty, jęki i łkania? Aby wybrać skrajność doświadczenia, przeczuwając, że będzie to doświadczenie najokrutniejsze z możliwych? Aby zaskakiwało mnie moje własne ciało, drętwiał język, pękało serce, a jedyną dostępną formą ekspresji była konwulsja? Skrojony na taką miarę świat musiałby być martwy i martwotą swoją dusić mnie i przygniatać, musiałby boleśnie wbijać się w naskórek i wdzierać w najintymniejsze rejony duszy, krusząc pragnienia. A pragnienia musiałyby się odradzać wciąż na nowo, za każdym razem coraz silniejsze – jak w Bertaux, Vaubyssard, Yonville i Rouen Emmy Bovary – jak w najgorszym z możliwych światów. W Bovarii.
Bovaria jest fantazmatyczną czasoprzestrzenią wykreowaną przez psychikę Emmy Bovary – psychikę rozrastającą się i zarażającą sobą wszystko, z czym tylko się zetknie. To krew z jej krwi i ciało z jej ciała, dlatego tak bardzo boli ją, drażni i przejmuje. W Bovarii zewnętrzny makrokosmos staje się wewnętrznym mikrokosmosem, a wydarzenia punktami węzłowymi strumienia świadomości. Przypomina to opowieść pewnego psychiatry o nazwisku Volnat, opisującą przypadek pacjenta, który zatracił umiejętność rozróżniania siebie i tego, co należy do świata zewnętrznego: wszystko, co widział i czego doświadczał, odbywało się w jego ciele i psychice. Nie był w stanie umieścić niczego pomiędzy górną i dolną półką regału, gdyż bał się, że zmiażdżyłyby przedmiot, który odczuwał przecież jak siebie samego. Innym razem zamknąwszy okna i drzwi w mieszkaniu, dusił się i czuł ucisk w głowie. Mawiał, że toczy walkę z otaczającymi go przedmiotami.
BACKSTAGE
Wszystko wskazuje na to, że przyszedł z Niemiec. Od lat 70. niemieckie teatry mają etatowych dramaturgów, pełniących funkcje kierowników literackich, ale też ściśle współpracujących przy powstawaniu przedstawienia. Dramaturg – współtwórca spektaklu – partneruje reżyserowi, czyli (współ)tworzy założenia interpretacyjne i stara się je – w chwilach kryzysu – egzekwować, (współ)pracuje nad tekstem (kreśli, klei, montuje), dba o możliwie szerokie konteksty kulturowo-intelektualne, pilnuje klarowności sensów, czuwa nad strukturą, jest na próbach, przygotowuje program, czyta, pisze, inspiruje, prowokuje, rozmawia.
Tekstem Anki Herbut rozpoczynamy nowy cykl, w którym głos oddajemy dramaturgom, pracującym nad konkretnymi realizacjami scenicznymi.
Emma walczy z odłamkami świata od momentu, w którym pojawia się w jej życiu Karol, a ona z Emmy Rouault stopniowo przeobraża się w Madame Bovary. Inicjacyjną walkę wygrywa kosztem Heloizy – pierwszej żony Karola, której z braku miłości pęka serce i która umiera po to, by nie zostać ponownie opuszczoną. W tym geście tkwi już zapowiedź losu Emmy, wkraczającej w sam środek Bovarii innej kobiety i wykradającej ją dla siebie.
dziura w sercu
Bataille pisał, że doświadczenie nie jest „łatwo dostępne i intelekt, który patrzy na nie z zewnątrz, dojrzy w nim zlepek rozmaitych operacji (…). Jedynie od wewnątrz, przeżywane w transie, doświadczenie ukazuje się jako scalające to, co myśl dyskursywna musi wyodrębniać”. Działania Emmy poddane są (a)logice i zdeterminowane przez zabijające wszelkie przejawy racjonalności pragnienie, które wygenerować może jedynie samotność. Samotność pod postacią pustki, którą Emma pielęgnuje w sobie pozwalając, by wypełniali ją kolejni mężczyźni. Nieistotne, czy będzie to chorobliwie normalny Karol, emocjonalny i eteryczny Leon, wampiryczny Rudolf, czy kompensujący miłosne niespełnienie kupiec Lheureux. Za każdym razem Bovary pragnie powrotu tego samego snu o orgazmicznym spełnieniu i zatraceniu się w swojej własnej wyobraźni. Dlatego staje się ekstremistką uniesienia, terrorystką miłości. Jej zachowanie jest graniczne, intrygująco skrajne i perwersyjne w całkowitym przekonaniu o swoich racjach. Każda jej decyzja czy gest, to próba zawładnięcia rzeczywistością i wymodelowania jej na własną modłę. Stabilność Karola, sentymentalność Leona, taktylność Rudolfa, czy stłamszona seksualność księdza Bournisien – są jej potrzebne tylko do zaspokojenia własnych potrzeb. Z tej perspektywy każdy mieszkaniec Bovarii zredukowany zostaje do jednego rysu czy jednej nadrzędnej i raz na zawsze określającej cechy. Cała walka toczy się bowiem w samej Emmie i nie jest niczym więcej jak tylko rozdygotanym i rozedrganym błądzeniem po omacku w poszukiwaniu spełnienia. Za każdym jednak razem następuje bolesne zderzenie ze ścianą realności.
Amor krwią pijany
Oglądamy Bovarię wstrząsaną paroksyzmami szaleństwa i namiętności, lub unieruchomioną w stagnacji i zamrożoną w kadrach wydrążonych z energii. W chwilach emocjonalnej zapaści Emma zamienia się w martwy dla logiki i nieuchwytny, a przez to najbardziej kuszący, przedmiot pożądania. Amor unoszący się nad Bovarią nie jest już czysty i niewinny. To anioł-wampir, stróżujący Emmie i towarzyszący jej w pędzie ku zaprzeczeniu własnej izolacji i rozpłynięciu się w drugim ciele, w wyjściu poza własną umysłowość i wyparciu się siebie samej w akcie zatracenia. Pod powierzchnią tego rodzaju uniesień buzuje jednak neuroza i samotność, które krzyczą i pożerają od wewnątrz, a które Karol Bovary i aptekarz Homais diagnozują i leczą według matrycy nauk medycznych. Dla nich Emma jest tylko tym, co wyczytać mogą z XIX-wiecznych dzieł pokroju „Pozytywnej teorii samoistnego jajeczkowania i zapłodnienia u ssaków i w gatunku ludzkim, opartej na obserwacji serii zwierzęcej” doktora Poucheta.
Nigdzie nie znajdując azylu, Emma musi umrzeć, gdyż nie może wyrzec się swojego marzenia, które coraz bledsze i mniej wyraźne majaczy jeszcze na horyzoncie: Karol nie interesuje jej równie mocno, jak ona interesuje jego, Rudolf odchodzi, a wobec Leona Emma musi sztucznie wzbudzać w sobie emocje. Jej śmierć okazuje się konsekwencją obłąkanego pragnienia, które nie znajduje swojego celu. Erotyczno-miłosna udręka Emmy jest płaczem po orgazmie, którego przeczucie przychodzi już podczas miłosnego uniesienia i zamienia się w stopniowe obumieranie. Ostatni przystanek na zsekularyzowanej drodze krzyżowej Emmy stanowi już sam Bóg – tu dokonuje się śmierć wyobraźni, która w Bogu szuka i nie znajduje tego, czego szukała u wszystkich swoich mężczyzn. Upojenia i ukojenia.
droga krzyżowa wyobraźni
Projekt kostiumów Marty Stoces mizBeware do przedstawienia „Madame Bovary” w reż. R. Rychcika, Teatr Dramatyczny w WarszawieSurrealiści wierzyli, że istnieje taki punkt, w którym wszystko, co minione i przyszłe, góra i dół, możliwość i zakaz, życie i śmierć, wyobraźnia i realność, zbiegają się i przestają funkcjonować na zasadzie przeciwieństw. W życiu Emmy punkt ten został rozciągnięty na całą Bovarię, w której jedne treści zastępowane są innymi, w której jedyną zasadą jest zbłądzenie, a sama Emma, gnana okrutną nieuchronnością końca, nie może już zawrócić z drogi ku zatraceniu. Zaraziwszy świat własną wyobraźnią sprawia, że świat ten powoli niszczeje i umiera. A że nie istnieje granica pomiędzy Bovarią i Madame Bovary, Emma musi również umrzeć. Wszelkie działania, słowa, gesty są przez nią dokonywane i wypowiadane po to tylko, by się nie rozpłakać i nie rozpaść na oczach mężczyzn na kawałki. Oglądamy ją szczelnie zapakowaną w formę, kształt i kolor – nie może pozwolić sobie na szczerość, gdyż natychmiast zostanie zdemaskowana i obnażona przez obecność Justyna/Hipolita [1], który stanowi porte parole Emmy. Justyn/Hipolit to lustro, w którym Emma nie chce się przejrzeć i które w tej upiornej baśni staje się symptomem błędu świata. To Justynowi/Hipolitowi puszcza się krew na znak rozładowania erotycznego napięcia między Rudolfem i Emmą. Jemu próbuje się zoperować valgusa czy varusa, gdy Rudolf znika z życia Emmy bez słowa, wpędzając ją w miłosną żałobę. Jemu amputuje się toczoną przez gangrenę stopę, gdy okazuje się, że nie da się naprawić chorej stopy anielskiego chłopca tak, jak nie da się naprawić chorej wyobraźni kobiety o podkrążonych oczach, której rzeczywistość nie wytrzymuje i uginając się pod jej ciężarem, umiera. Umierając zaś, zabija również Emmę, w której głowie i ciele została zrodzona. Ból, konwulsje, krzyk – tak wygląda Bovaria. „Jedyna ulica urywa się nagle, gdy droga skręca w prawo. Idąc w przeciwną stronę, dochodzi się zaraz na cmentarz”[2].
[1] U Flauberta Justyn, od którego Emma dostaje klucze do pomieszczenia z arszenikiem, jest pomocnikiem aptekarza Homais, Hipolit natomiast pracuje w Oberży pod Złotym Lwem – to jemu puszczana jest krew i jemu operuje się szpotawą stopę. W spektaklu w reżyserii Radosława Rychcika zdecydowaliśmy się połączyć obydwie postaci, stwarzając z nich alter ego Emmy.
[2] Gustave Flaubert, „Madame Bovary”, słowo-obraz/terytoria 2007, s. 112.