Tyle o ciele
28. anessa Beecroft, VB55, 2005, wideo © Vanessa Beecroft, dzięki uprzejmości artystki

Tyle o ciele

Anka Herbut

To wszystko już było. Trudno więc zrozumieć wystawę „Corpus”, która świetne prace odgrzewa jak kotleta

Jeszcze 2 minuty czytania

„Corpus” z warszawskiej Zachęty to dziwna wystawa. Niby o ciele, a ciało widza zostało pominięte. Niby same dobre prace, ale już je gdzieś widzieliśmy. Gdzie? Wszędzie. Niby każda z nich stanowi mocny komunikat, a jednak w perspektywie kuratorskiej wizji nie mają sobie nawzajem zbyt wiele do powiedzenia. Właściwie ze sobą nie rozmawiają. Nie rozmawiają też niestety z widzem.

Jako punkt wyjścia kuratorka Maria Brewińska obrała dwie publikacje francuskiego filozofa Jean-Luca Nancy'ego – „Corpus” (1992) i „Corpus II. Writings on Sexuality” (2013). Dwie publikacje oraz ciało i jego nieoczywiste relacje z tożsamością, władzą, religią i seksualnością. I niestety już w samym punkcie startu poprzeczkę zawiesiła sobie dość wysoko... Tym bardziej narosły być może oczekiwania wobec wystawy w Zachęcie. Bo jak dzisiaj mówić o ciele za pomocą prac powszechnie znanych i lubianych tak, by nie kopiować wypowiedzianych już myśli i przerobionych wątków? I co zrobić, by ich re-produkowanie nie przypominało archiwalnej listy przebojów?

„Corpus”

artyści: Marina Abramović, Samuel Beckett, Vanessa Beecroft, Valie Export, Barbara Hammer, Marek Konieczny, Birgit Jürgenssen, Sigalit Landau, Dominik Lejman, Zbigniew Libera, Klara Lidén, Sarah Lucas, Jacek Malinowski, Ana Mendieta, Duane Michals, Magdalena Moskwa, Clifford Owens, Friederike Pezold, Adam Rzepecki, Santiago Sierra, Alina Szapocznikow, Betty Tompkins, Hannah Wilke

kuratorka: Maria Brewińska

Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, Warszawa, do 19 października 2014

W 1995 roku Robert Rumas przygotował w CSW kultową wystawę „Antyciała” w pewien sposób nawiązującą także do biblijnej frazy „Oto ciało moje”, do której – za Nancym – nawiązuje Brewińska. Wystawę, na której można było zobaczyć przełomowe dla myślenia o niebezpiecznych związkach sztuki z ciałem prace Kozyry, Żebrowskiej, Althamera czy Klamana. Potem były „Drżące ciała” Żmijewskiego, książki Agaty Jakubowskiej i Łukasza Rondudy oraz wiele innych, które zdecydowanie umocniły krytyczne dyskursy cielesności. To wszystko już było. Trudno więc zrozumieć wystawę, która świetne prace odgrzewa jak kotleta. Większość z nich jest przecież dostępna na YouTube, a na Facebooku pojawia się z przewidywalną jak na must know regularnością. Po obejrzeniu „Corpusu” można odnieść wrażenie, że od dziesięciu lat nie powstały niemal żadne prace, które w ciekawy sposób zajmowałyby się tytułowym corpusem ciała i duszy. Więcej, można odnieść wrażenie, że nie istnieje sztuka wirtualna, a technologia oraz nowe media nie zmieniły sposobu doświadczania ciała. I nie chodzi tu wcale o uleganie terrorowi nowości, ale o zmianę perspektywy, poszerzenie pola eksploracji albo konkretny pomysł kuratorski – bardziej konkretny niż ilustrowanie tez filozoficznych. 

Dominik Lejman,„ Status (Godzina z timecodem”), 2005, Kolekcja Łódzkiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych,
Muzeum Sztuki w Łodzi, dzięki uprzejmości artysty

„Corpus” otwiera nawiązująca do „Martwego Chrystusa” Andrei Mantegni świetna praca Dominika Lejmana „Status (godzina z timecodem)” (2005): rzutowane na płótno nagie, anonimowe ciało ujęte w perspektywicznym skrócie – tym razem pozbawione szansy na zmartwychwstanie. To ciało jest już martwe, funkcjonuje poza porządkiem czasowym, choć zostaje weń mimowolnie wprzęgnięte poprzez odmierzanie czasu trwania samej projekcji. Trochę smutna ta symulacja zmartwychwstania. I trochę sztuczne to podtrzymywanie przy życiu. Nancy pisze, że żyjąc, jesteśmy martwymi ciałami w trybie odroczonym – właśnie ta perspektywa mogłaby nadać strukturę całej wystawie, co poniekąd zapowiadają prace otwierające ekspozycję. Tuż obok wideo-obrazu Lejmana pojawia się bowiem fotografia „Tak mi dopomóż Hannah” (1979), na której Hannah Wilke leży naga w sterylnie białym, prześwietlonym kubiku. Tym razem głowa znajduje się na pierwszym planie, co automatycznie przywodzi na myśl prosektoryjne obrazy martwych ciał i dodatkowo wzmacnia antycypacyjny charakter pracy Wilke. W obydwu tych ujęciach corpusu nie ma miejsca na żaden religijny system odniesień. Jest ciało i jest czucie. Jest tylko osobista perspektywa śmierci.

Dalej będzie jeszcze „Nude with Skeleton” (2005) Mariny Abramović, w którym performerka minimalnymi ruchami porusza szkieletem, projektując specyficzną choreografię żywego z martwym. Jeszcze „Obrzędy intymne” Libery. Wiadomo. Tyle o śmierci.

Dalej: „250-centymetrowa linia wytatuowana na sześciu opłaconych osobach” (1999) i „465 opłaconych osób” Santiago Sierry – dwa z wielu delegowanych performansów, którymi Sierra zwraca uwagę na ekonomiczne uwikłanie sztuki i ciała. Wybierając osoby z opresjonowanej ekonomicznie grupy społecznej, by działały w jego imieniu, proponuje im zwykle kilkukrotnie wyższe stawki za wykorzystanie ich ciał w sposób podkreślający nierówności społeczne i zależności finansowe. Jeszcze dalej: „Kolczaste hula-hop” (2002) Sigalit Landau – wideo, w którym naga artystka wychodzi o świcie na plażę Tel Awiwu i kręci zrobionym z drutu kolczastego hula-hop. Plaża stanowi dla niej jedyną naturalną i pozbawioną przemocowych aspektów granicę Izraela, co dodatkowo podkreśla podskórne działanie politycznych mechanizmów. Dalej jest jeszcze Vanessa Beecroft i jeden z jej nagich żywych obrazów: słynna akcja „VB55” (2005), podczas której sto niemal nagich kobiet przez długie godziny stało w ogromnej przeszklonej hali Neue Nationalgalerie w Berlinie, wystawiając się na spojrzenie przypadkowych widzów. Tyle o polityce i okrucieństwie.

 

Magdalena Moskwa, Bez tytułu , nr 79, 2014, relief, dzięki uprzejmości artystki

Brewińska pokazuje jeszcze ciało seksualne, kiedy w „Body Sign A” Valie Export tatuuje sobie na udzie podwiązkę . To rok 1970 i ikona feministycznego performansu. Albo ciało o poranionej powierzchni, kiedy Magdalena Moskwa preparuje lekko pofałdowane reliefy z krwistoczerwonymi ranami, które można obejrzeć jak preparat na lekcji biologii. „Bez tytułu, nr 79” (2014) Moskwy jest niesamowita. Tylko dlaczego znika pośród innych cielesnych przykładów i ilustracji? Tyyyyyle. Tyyyyyle o ciele.

„Corpus” z warszawskiej Zachęty to dziwna wystawa. Nie uwzględniono w niej zupełnie perspektywy proksemicznej: stosunek widza do architektury wystawy i nawzajem w żaden sposób nie przekłada się na formę komunikacji. Niby wystawa o ciele, a zupełnie pominięto ciało zwiedzające. Na ciała z „Corpusu” można sobie popatrzeć dokładnie tak, jakby się przeglądało dobre ilustracje w zbiorowej publikacji. Albo atlas anatomiczny – na przykład taki w formie pop-up booka, który stanowi zresztą jeden z eksponatów wystawy. Nancy pisze, że ciało jest naszym obnażonym niepokojem. Ale na tej wystawie nic właściwie nie zostało obnażone. Co najwyżej rozebrane. 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.