„Z nieba do piekła i z powrotem. Życie jest zabawne. Piękno może wyłonić się z najdziwniejszych miejsc, nawet tych najbardziej obrzydliwych”. To jeden z ostatnich wpisów Alexandra McQueena na Twitterze, ale też jeden z tych, który mógłby posłużyć za klamrę spinającą jego drogę życiową, twórczość i to, jak postrzegał go show-biznes, od którego powierzchownych ocen tak usilnie próbował się uwolnić.
McQueen stał się jednym z najbardziej znanych i docenianych kreatorów mody ostatniego dziesięciolecia, choć jego początki nie wyglądały różowo. Opinię enfant terrible światowej mody zyskał dzięki niekonwencjonalnym i kontrowersyjnym pokazom, za pomocą których kruszył hermetyczne granice środowiska kreatorów i krytyków mody, bez strachu wobec radykalnego eklektyzmu, jawnie przekradając się na pola teatru, performansu, polityki czy nowych technologii z gatunku digital art.
Jego pokazy były precyzyjnie wyreżyserowane, dopracowane choreograficznie, scenograficznie i dźwiękowo, dramaturgia konsekwentnie ciążyła ku głównej myśli budującej szkielet każdego z nich. Gdyby szukać koloru odpowiedniego do nazwania jego twórczości, byłaby to czarno-czerwona mieszanka buntu i emocji, elementu anarchicznego i rewolucyjnego. Jeśli natomiast gdzieś należałoby umieścić ikoniczną już dla współczesnej kultury postmodernistycznej postać McQueena, to nad przepaścią dzielącą piekło od nieba.
Symptomy cielesności
Alexander McQueen, nazywany chuliganem angielskiej mody, łamał obowiązujące zasady, sięgał po tematy tabu, był bezwzględny w stosunku do ciała. Podczas jednego z pokazów modelki zostały zamknięte w czymś na kształt szklanej klatki czy słoika, do którego wpuszczono barwne motyle i ćmy. W 1996 McQueen użył romantycznych, transparentnych i delikatnych tkanin, ręcznie tkanych kwiatów, srebrnych kropli rozproszonych na przezroczystych, łagodnych i cielistych materiałach. W 1997 roku nowa kolekcja „Eclect Dissect” stanowiła kompilację wielkich wiktoriańskich sukni ze szkieletami i rysunkami mięśni zapożyczonymi z XVI-wiecznych tablic anatomicznych Andreasa Vesaliusa. Scenariusz całego show opierał się na historii szalonego chirurga, kolekcjonującego egzotyczne przedmioty i kobiece ciała, które ciął i sklejał w nowe formy. Pokaz odbył się w paryskiej szkole medycznej ze scenografią stworzoną z narzędzi lekarskich i krwistoczerwonych ciężkich firan.
Wedle zaprojektowanej przez McQueena fabuły, na wybiegu pojawiały się duchy zamordowanych kobiet (echo fin de siecle'owego mitu kobiety-wampa czy kobiety modliszki) ubranych w egzotyczne zdobycze szalonego lekarza. W kolekcji jesienno-zimowej na sezon 1996/97 modelki wystąpiły na wybiegu z poprzebijanymi wargami oraz naszyjnikami i bransoletami z drutu kolczastego (autorstwa Shaun Lane) ciasno oplatającymi ich ręce, podkreślając implikowane przez biżuterię mechanizmy przemocy. W 1999 w kolekcji „The Overlook” McQueen połączył obrazowanie z epoki przedindustrialnej z postindustrialną alienacją współczesnego człowieka, organiczność z technologią, podmiot z przedmiotem: pokaz otwierała była paraolimpijka Aimee Mullins, która wystąpiła z ręcznie rzeźbionymi z brązowego drewna protezami, a zamykała modelka Shalom Harlow ustawiona na ruchomym podeście jak figurka z pozytywki i spryskiwana farbą przez dwa ustawione po bokach i nagle ożywione roboty.
Wiosną 2004 roku nowy pokaz inspirowany był filmem Sydneya Pollacka „Czyż nie dobija się koni”, a modele i modelki poruszały się tak, jakby za moment miały zatańczyć się na śmierć. W 2008 roku po samobójczej śmierci przyjaciółki, Isabelli Blow, McQueen stworzył pełną soczystych i intensywnych kolorów kolekcję-epitafium, którą dopełniały surrealistyczne kapelusze w postaci chmur motyli kłębiących się wokół twarzy modelek. Pokaz jesienno-zimowej kolekcji 2009 był już diametralnie inny – przybrał formę procesji wokół śmietniska mody i wykorzystywał recyklingowane ready mades. McQueen dialogował tu ze słynną rewolucjonizującą świat mody kolekcją „New Look” Diora z 1947 roku. Diabolicznie powiększone różnymi odcieniami czerwieni i czernią usta modelek, ich biała skóra i pozbawione mimiki twarze przywodziły na myśl XX-wieczne heteryczne dominy, filmy science fiction o nuklearnej apokalipsie czy hybrydycznych potworach nowych technologii. Kapelusze zrobione z lamp, parasoli czy nawet opon podbijały zapisany w turpistycznej kolorystyce katastrofizm. Męska kolekcja z tego samego roku stanowiła z kolei nawiązanie do melancholijnych i nihilistycznych idei modernizmu czy dandyzmu jako wzoru sterylności, twardości i jasno ukierunkowanego pragnienia. Fraki, kapelusze, futra, laski i zegarki na łańcuszku utrzymane w odcieniach szarości, brązów, beżu i czerni wkomponowane zostały w wieczorną scenerię rozświetlonej lampami alejki.
Lee Alexander McQueen
Urodził się 17.03.1969 w londyńskim East Endzie. W wieku szesnastu lat rzucił szkołę i zaczął pracę w dzielnicy szewców na Savile Row, gdzie szył dla znanych londyńskich domów mody (pewnego razu na podszewce rękawa marynarki przeznaczonej dla księcia Karola umieścił napis I’m a cunt). Z Savile Row trafił do Japonii i Mediolanu, gdzie jako dwudziestolatek pracował u takich kreatorów jak Koji Tatsuno i Romeo Giglia. Po powrocie do Londynu starał się o stanowisko nauczyciela krawiectwa w jednej z najlepszych szkół Saint Martins Collage, której dyrekcja przekonała go do studiowania na wydziale projektowania. Kiedy w 1990 roku bronił projekt dyplomowy, pokaz oglądała znana stylistka Isabelle Glow, która natychmiast wykupiła całą kolekcję zaprojektowaną przez młodego studenta. Lee Alexander McQueen z East Endu stał się projektantem Alexandrem McQueenem. Zastąpił Toma Galliano w Givenchy Couture w Paryżu w 1996 roku, wiążąc się kontraktem na pięć lat. Ponieważ czuł, że jego wolność i kreatywność jest ograniczana, zaczął myśleć o projekcie własnej marki, który wprowadził w życie razem z domem mody Gucci. W latach 1996–2003 McQueen czterokrotnie został Projektantem Roku, dzięki czemu z rąk księcia Karola, z którym kontakt miał dotąd tylko poprzez lakoniczny komunikat pozostawiony na rękawie jego marynarki, odbierał swoje nagrody. Zmarł 11.02.2010, popełniając samobójstwo.
W pokazach McQueena można dopatrzeć się inspiracji „Ptakami” i „Zawrotem głowy” Hitchcocka, „Władcą much” Goldinga, obrazami Memlinga czy Boscha, choć sam mówił, że nie szuka natchnienia w konkretnych dziełach sztuki czy realizacjach filmowych, a inspiruje się tym, co widzi dookoła i co tkwi w nim samym. W tym kontekście innego znaczenia nabiera groza płynąca z wielu z jego pokazów, które określił jako swoje „własne ożywione koszmary”: modelki zamknięte w kubiku z luster weneckich, stukot obcasów na pustym wybiegu, burza śnieżna i wiatr wiejący modelkom prosto w oczy, ptaki, motyle, ptasie skrzydła, klatki, czaszki, symbolicznie traktowany ogień i woda.
Ożywione koszmary
Ostatni wiosenno-letni pokaz nowej kobiecej linii na 2010 rok zatytułowanej „Plato’s Atlantis” i inspirowanej dziełem Darwina „O pochodzeniu gatunków”, otworzyła projekcja wideo z leżącą na piasku i wijącą się pośród jaskrawo ubarwionych węży modelką. Samą zaś kolekcję budowały ultrakrótkie sukienki, intensywne, morskie odcienie błękitów, zieleni, fioletów oraz złota o komputerowo zestawianych i multiplikowanych pikselowo wzorach, przywodzących na myśl pancerze gadów lub plamy Rorschacha. Fryzury modelek upięte zostały w futurystyczne sterczące sztywno do góry rogi, na ich nogach natomiast pojawiły się fantastyczne „Armadillo shoes”, tzw. „pancerniki” na dwunastocentymetrowym obcasie, przypominające kształtem szczypce homara. Całość spychała wyobraźnię w rejony hermafrodytycznych istot na poły ludzkich, na poły komputerowo wygenerowanych, kosmicznych bytów, genetycznych kompilacji techniki z ludzkim DNA, niemożliwych do zidentyfikowania hybryd. McQueen stworzył niepokojącą wizję końca człowieka wynikającą ze strachu przed eksperymentami na ciele, genach i tkankach, przed zatarciem granic pomiędzy życiem i technologią, człowiekiem i przedmiotem, rzeczywistością i fikcją.
Ostatnią zrealizowaną i przedstawioną publicznie męską kolekcję „An bailtheoir cnamh” na zimę 2010 można by porównać do płaskiej linii encefalogramu: utrzymany w beżach wybieg z jednym tylko słupem, a wszystko oklejone brązowo-beżowym materiałem w nadruki kłębiących się czaszek i kości. Świat stworzony z beznamiętnych, bladych, pozbawionych wszelkiej wyrazistości twarzy; zimnych blondów i wypłowiałych rudości, krótko obciętych zgeometryzowanych grzywek w zestawieniu z wypranymi z wszelkiego koloru i jakby spranymi materiałami, wygląda tak, jakby ktoś wyssał z niego całą krew i pozostawił, by samoistnie wygasł. Apatyczni modele noszą na sobie kostiumy z wzorami czaszek, maski zakrywające usta lub odsłaniające jedynie oczy i nos, skórzane rękawiczki i wysokie buty. To emocjonalne wydmuszki, które ulegają powolnemu rozkładowi ciała, aż do kości. Śmierć została tu przez McQueena skojarzona ze szpikiem, piszczelami, z jednostajnymi pozbawionymi energii obrazami, z monotonią bezruchu, wreszcie z usztywnionym szczelnym pancerzem – ciałem.
Do piekła i z powrotem
Kolekcje McQueena to twory eklektyczne i niejednorodne, łączące delikatność z siłą, tradycję z awangardą, miękką linię z surowością formy, wreszcie sztukę, politykę, technologię i rytuał. Nie istniały dla niego normy, które obawiałby się przekroczyć: uważał, że należy zepchnąć widzów z przyjętych torów myślenia, zmylić, poprzestawiać punkty oparcia i wypchnąć w nieskrępowane zasadami rejony estetyki. Świat McQueena był światem tragicznym, pozbawionym azylu w postaci idei raju, którą dawno porzucił, mnożąc różne odmiany katastrofizmu, dominacji, opresji i terroru – czy to politycznego, czy seksualnego. Ciała modeli postrzegał jako nośnik traumy współczesności fetyszyzowany przez świat mody.
Samobójstwo popełnił 11 lutego 2010 roku.