UWAŻNOŚĆ:  Utkane
Kim Sooja Mumbai: „A Laundry Field”, 2007–2008 © Kimsooja, dzięki uprzejmości artystki

UWAŻNOŚĆ:
Utkane

Lidia Pańków

Na wystawie w International Center of Photography artyści pokazują, jak za pomocą ubrania i kostiumu można poprowadzić narrację. Zamiast sprytnego gromadzenia stylistycznych efektów – opowiadać historie o świecie

Jeszcze 3 minuty czytania

triennale fotografii i wideo „Dress Codes”, International Center of Photography, Nowy Jork, 2 października 2009 – 17 stycznia 2010


1.


Zszarzała kolejka podmiejska stoi na peronie załadowana pasażerami. Wychylają się z otwartych drzwi wagonu. Może się nie zmieścili, albo chcą na chwilę jeszcze uniknąć duchoty panującej w środku. Kanarkowo żółte, jaskrawozielone, chabrowo fioletowe sari układają się w energiczny wzór. Zanim zobaczymy twarze ludzi, odczytamy ich emocje, barwne stroje wciągną nas w egzotyczny miejski krajobraz. W cyklu czterech wideo z instalacji „Mumbai: A Laundry Field” („Mumbaj: Pole Prania”) koreańska artystka Kim Sooja snuje opowieść o życiu hinduskiej aglomeracji, w której przemysł tekstylny odgrywa istotną rolę dla gospodarki.

Pokazuje sznury kolorowej bielizny przecinające wąskie ulice dzielnicy slumsów, powolny proces ręcznego prania. W ostatnim filmie kręconym w porze świtu i poranka, widzimy porzucone na ulicy skrawki materiałów. Piękno szczegółu, elegancja kompozycji i brutalność przekazu – to przenikające się i ściśle powiązane rysy tej wideoinstalacji. Radosne desenie tkanin z jednej strony maskują ciężkie warunki życia mieszkańców Mumbaju, z drugiej są namacalnym znakiem ich kondycji. Akcentują ruch i wyznaczają rytm codziennych zajęć. Ale tylko obcy przybysz – etnograf może odczytać ich estetyczną wartość. Dla lokalnej społeczności to optyka niedostępna, bo to, co my widzimy jako dekorację, jest elementem oczywistym, a więc niezauważalnym.

Tkaniny to podstawowe tworzywo i narzędzie sztuki Sooi. Artystka od wielu lat mieszka w Nowym Jorku i działa na scenie globalnej, ale poprzez konsekwentne użycie tkanin nawiązuje do tradycji koreańskiej. Zaczęła od zszywania odziedziczonych po rodzinie kawałków narzut na łóżko i odzieży w abstrakcyjne kolaże o nierównej fakturze. Potem przyszły obiekty trójwymiarowe, których głębia powstaje w wyniku drapowania i gniecenia; „Toward The Flower” („W stronę kwiatu”, 1992) i „Toward the Mother Land” („W stronę matki ojczyzny”, 1990–1991). W 1995 roku na biennale w Kwangu wzorzyste połyskliwe bawełny, jedwabie i atłasy Sooja zawinęła w tobołki – bottari i razem z używanymi ubraniami porozrzucała na ziemi w lesie. Pozornie bezładne masy materiału tworzyły instalację zatytułowaną „Sewing Into Walking” („Przemiana szycia w chodzenie”), dedykowaną ofiarom krwawo stłumionej demonstracji w obronie demokracji w Kwangju w 1980 roku.

Na biennale w Wenecji w 1999 roku Sooja „przywiozła” ciężarówkę załadowaną po brzegi bottari. Był to sygnał dla świata sztuki, że artystka przejmuje się losem uchodźców z Kosowa. Bottari zastępują żywych bohaterów, odsyłają do ich nieobecności, znaczą szlak przymusowej wędrówki Kosowian. W innej instalacji – „Deductive Objects” – skrawki tkanin wetknięte zostały w szczeliny w nagim murze. Banalne zdawałoby się, strzępiące się fragmenty materiałów znów funkcjonują jak ślad albo skrytka – czyjejś intencji, zamysłu, niewypowiedzianego na głos komunikatu. Porównuje się je na przykład do listów zostawianych w Ścianie Płaczu w Jerozolimie.


2.

Odszyfrowanie ubrania

Tematem ambitnego triennale fotografii i video „Dress Codes” w nowojorskim International Center of Photography jest moda. Choć temat brzmi modnie, wystawa odbiega od lekkiego i lifestylowego ujęcia. Kuratorzy zamierzyli poruszyć poważne zagadnienia społeczne, antropologiczne, historiozoficzne. Co komunikuje ubranie, sposób jego upięcia, tworzywo, z którego jest zrobione? Szyfry mody zasadzają się na subtelnych znakach, które mogą otworzyć wiele zamków naraz.

„Mumbai: A Laundry Field” (2007–2008) Kim Sooi to jeden z projektów pokazywanych na triennale fotografii i wideo trwającym do 17 stycznia 2010 w nowojorskim International Center of Photography. Tym razem kuratorzy na temat obrali modę (ma być hasłem wywoławczym do rozważań o kształtowaniu się współczesnej tożsamości opartej na image’u, zatartej przez media granicy między fikcją i rzeczywistością, zagadnieniami gender, makro i mikroekonomii, władzy, kulturowej obsesji piękna i doskonałości, historii), a całość zatytułowali „Dress Codes”. To niezbyt szczęśliwa decyzja. Trudno zmieścić naraz tyle warstw, kodów i interpretacyjnych tropów i popchnąć widza do ukierunkowanego krytycznego namysłu.

Na uwagę zasługują jednak prace artystów, którzy nie tyle badają wyeksploatowane już na wszelkie sposoby mechanizmy tworzenia wizualnej fikcji, co pokazują, jak za pomocą ubrania i kostiumu można poprowadzić narrację. Zamiast sprytnego gromadzenia stylistycznych efektów, które mają nas zwieść i uruchomić refleksję nad ułudą, której nałogowo ulegamy, opowiadają historie o świecie.

Yto Barrada, „The Belt, Step 1 to 9”, z cyklu
„The Smugglers, Tangier”, 2006
© Yto Barrada, dzięki uprzejmości artysty i Galerie
Polaris w Paryżu
Na fotografii marokańskiego artysty Yto Barrady widzimy starszą arabską kobietę w pękatym biało-błękitnym dżelabie, długiej i obszernej arabskiej sukni z kapturem. Kolejne zdjęcia rejestrują Marokankę odsłaniającą wiele warstw skomplikowanego stroju, trzymających się przy ciele dzięki ciasno pozwiązywanym paskom tkaniny. Złożoność stroju nie jest jednak pochodną tradycji ani rytualnym wymogiem religii – pod warstwami obszernego dżalabu kobieta przemyca zwoje tkanin z Ceuty, hiszpańskiej enklawy na terenie Maroka, do Tangeru. Ponieważ gospodarka tego miasta w dużym stopniu zależy od sprzedaży nielegalnych dóbr, celnicy przemykają oko na podobne praktyki marokańskich obywateli. Ze względu na wiek i płeć, przemytniczce najczęściej udaje się uniknąć rewizji. Ale na zdjęciu Barrady w jej posturze nie ma ciężaru ekonomicznego upośledzenia. Prezentowany cykl „The Belt, Step 1 to 9” (2006) ma w sobie rzeczowość reportażu, a kolejne stadia „ukrywania” towaru w ubraniu wydają się rutynową pracą „jak każda inna”, tyle, że wymagającą szczególnej uważności. Jak wygląda wędrówka kobiety przez celnicze budki? Tę część historii musimy już opowiedzieć sobie sami.

Dla niemieckiej artystki mieszkającej w Rio de Janeiro, Janainy Tschäpe, wyrafinowany strój jest kontrapunktem dla złożonej, historycznej narracji. W swoich wideoinstalacjach Tschäpe przedstawia kobiece postaci w wystawnych i fantazyjnych kostiumach, które po bliższych oględzinach okazują się skonstruowane z balonów, lateksowych tub, kawałków barwnych tkanin i tworzyw naturalnych.

Janaina Tschäpe, „Lacrimacorpus”, 2004
© Janaina Tschäpe, dzięki uprzejmości
Sikkema Jenkins & Co., Nowy Jork
W projekcie zatytułowanym „Lacrimacorpus” (2004) pokazanym na nowojorskim triennale, uchwycona od tyłu młoda dziewczyna z wielkiego okna spogląda na melancholijny zielony krajobraz. To widok z pałacu w Ettersburgu koło Weimaru, w którym mieszkał Goethe. Dziś miasto kojarzy się przede wszystkim z obozem koncentracyjnym Buchenwald, który funkcjonował tam w latach 1937–1945 i pochłonął 56 tysięcy ofiar. Bohaterka cyklu fotografii i wideo uwikłana jest w przeszłość pałacu i otoczenia. W prześwitującej staromodnej sukni, z powiewającą wokół głowy kryzą z przezroczystych balonów, krąży po pałacowych pokojach pogrążona w rozmyślaniach. Do melodii z dziecięcej pozytywki zaczyna zataczać koła, zatraca się w tym ruchu, aż w końcu wyczerpana pada na posadzkę. Nadymający się strój jest metaforą jej własnej lekkości, ulotności świadectwa, przepływu czasu.


3.

„Kiedy się rodzimy, zawijają nas w bawełniane płótno, potem ubieramy się w nie aż do śmierci, a potem tradycyjnie owijają w nie nasze ciało przed pogrzebem. W Korei szczególnie często używamy płótna jako materiału symbolicznego, przy różnych ważnych okazjach, takich jak ceremonia osiągnięcia pełnoletniości, śluby, pogrzeby i obrzędy ku czci przodków. Płótno jest więc uważane za coś więcej niż zwykłą tkaninę, jest identyfikowane  z ciałem – naczyniem ducha. Kiedy ktoś umiera, jego rodzina pali ubrania i prześcieradła, których kiedyś używał. Może to symbolizować wysłanie jego ciała i ducha do nieba, do świata nieznanego” – pisała Kim Sooja do Marii Brewińskiej, kuratorki wystawy prac Koreanki w warszawskiej Zachęcie w 2005 roku.  

Miyako Ishiuchi, „mother’s #49”, 2002
© Miyako Ishiuchi, dzięki uprzejmości
Sepia International, Nowy Jork
Wedle koreańskich wierzeń, ubranie jest nośnikiem pierwiastka duchowego. Japońska artystka Miyako Ishiuchi po śmierci swojej matki zaczęła fotografować przedmioty, które do niej należały, tak, jakby zużyta szminka, znoszone rękawiczki, wyświechtane kapcie z delikatnego materiału, napoczęte tubki kosmetyków i szczotka do włosów, były przedłużeniem jej ciała, nośnikami jej osobowości. Luksusowa koronkowa halka na pracy prezentowanej w International Center of Photography, zdradza pewną siebie, elegancką kobietę. Ale szykowna tkanina jest też krucha, a wyraźne szwy na ubraniu odsyłają już do blizn, jakim pokryta była skóra kobiety w wyniku oparzeń, jakich doznała w wypadku. Ciało matki naznaczone starością i chorobą było także tematem cyklu wielkoskalowych czarno-białych fotografii Miyako Ishiuchi. Seria „mother’s” (2002) jest kontynuacją tej intymnej dokumentacji i oswajaniem śmierci.


4.

„Kiedy patrzę wstecz na te ponad dwadzieścia lat, w ciągu których zajmowałam się kapami, mam poczucie, że moim działaniem kierowały sterty tkanin, wśród których żyłam. Szyłam i łatałam, wiązałam w tobołki. Kiedy skończy się wędrówka mojej igły, kiedy mój jedwabnik obnaży swoje ciało?” – to kolejny fragment korespondencji Kim Sooi z kuratorką Marią Brewińską. Szycie, dzierganie, szydełkowanie, tkanie, obrabianie, motanie – to tradycyjnie „kobiece” zajęcia, zdaniem Freuda – jedyna dziedzina, w której kobiety istotnie przyczyniły się do budowy zachodniej cywilizacji. Artystki reprezentujące nurt feministyczny i okołofeministyczny celowo wracają do tych technik, w których rzemiosło miesza się ze sztuką, a niedoskonałe, chropowate i podatne na zniszczenie tworzywo nie pozwala na zdystansowany, obiektywizujący ogląd.

Austriackie siostry Christine i Irene Hohenbüchler w instalacji „To Knit, Purl 2” (1996, Kunstverein, Monachium) zwiesiły z sufitu bawełniane sznurki splecione w nieregularną sieć o różnej grubości i fakturze, na podłodze galerii rozłożyły zrobione na drutach wełniane chodniki. Czy można określić punkt, z którego widz rozpoczyna wędrówkę i kontakt z pracą? Nie ma jednej właściwej perspektywy, modelu poznawczego, narzuconej ramy. Są sploty, węzły, wzajemne powiązania, ruch oka i seria momentów, które odsłaniają za każdym razem inny fragment sznurka, chodnika, przędzy.