Chwiejny moment
Sylwia Kowalczyk, z cyklu Chicas 2

Chwiejny moment

Lidia Pańków

„Decydujący moment” Adama Mazura, z ducha pozytywistyczny i popularyzatorski, powstał dla amatora ładu. Książka porządkuje, precyzuje, penetruje i przedstawia, ale pod podszewkę zjawisk nie zagląda

Jeszcze 2 minuty czytania

„Decydujący moment. Nowe zjawiska w fotografii polskiej po 2000 roku” – opasły album w twardej oprawie złożony przez Wydawnictwo Karakter – to kolejna pozycja, w której Adam Mazur relacjonuje i systematyzuje zjawiska w polskiej fotografii, dążąc do ich całościowego opisu. Podobnie jak gabarytowo pokrewne „Historie fotografii w Polsce 1839-2009”, książka zdradza aspiracje autora do wykładu totalnego, obiektywnego i znaczącego.

 Kronikarsko-akademicki charakter tej publikacji, dobitny język pozbawiony ironicznych tonów czy polemicznych zawołań, może u buńczucznie nastawionych socjologów (analityków) kultury, budzić (lekki) uśmiech pobłażania. Szukający kolejnych złowieszczych narracji o kondycji współczesnego świata zdominowanego przez wizualność, zatrutego powtarzalnością kontentów i gestów, nie znajdą tu pożywki dla swoich katastroficznych prognoz. „Decydujący moment”, z ducha pozytywistyczny i popularyzatorski, powstał najwyraźniej dla innego typu czytelnika – amatora ładu.

Adam Mazur, „Decydujący moment. Nowe zjawiska w 
fotografii polskiej po 2000 roku”
. Karakter, Kraków,
język polski i angielski, 392 stron, w księgarniach od
października 2012
Książka porządkuje, precyzuje, penetruje i przedstawia. Nie jest aspiracją Adama Mazura zaglądanie pod podszewkę zjawisk, modne w humanistyce postulaty nakręconej intelektualnej podejrzliwości w ogóle autora nie wciągają. 

W rozmowie z Pawłem Bownikiem na portalu natemat.pl Mazur przyznaje, że świadomie komponował „coś pomiędzy katalogiem i coffe-table book, czyli pięknie wydanym albumem służącym do łatwego sprawdzenia podstawowych danych o pewnym fenomenie”. Nie ma więc zamiaru śledzić i nazywać trendów, bo redaktorskie doświadczenie – próba ujęcia twórców w „trafne” kategorie w publikacji „Nowe zjawiska w sztuce polskiej po 2000” – nauczyło go, że taki zamysł może chybić. To, co układa się w gatunek czy kierunek dziś, rozmywa się i traci kontur z upływem czasu.

Skoro tak sprawę definiuje sam autor, złośliwcy, ironiści i szydercy mogą tylko nabrać wody w usta. Solidność albumu – materialna i merytoryczna – sama w sobie jest też argumentem za. Wiedza jest wartością, jeszcze bardziej namacalną w świecie linków i eventów, kiedy wydaje się, że kliknięcie na facebooku „join-wybieram się” znaczy prawie tyle, co wysłuchanie wykładu albo obejrzenie wystawy. Mazur strzeże dawnego porządku poznawczego i przypomina, że to bynajmniej nie to samo.

Książka podzielona jest na dwie części: rozwinięty wstęp – relację z kierunków rozwoju i tendencji fotografii w RP po 2000 r. i prezentację prac dziewięćdziesięciu dwóch twórców połączoną z ich biogramami. Struktura publikacji zaczerpnięta jest z popularnych na świecie wydawnictw o sztuce.

Ta kompozycja – skądinąd funkcjonalna – działa jednocześnie na korzyść i na szkodę książki. Z jednej strony dostajemy niezwykle precyzyjną narrację z dziejów polskich instytucji zajmujących się (lub nie zajmujących się, wbrew swojej misji i swojemu statusowi) propagowaniem polskiej fotografii współczesnej i archiwalnej. Z drugiej – nie do końca zrozumiałą sekwencję prac fotografów, której niejednorodność i mieszane konwencje przywodzą na myśl prezentację skrojoną na tablet. Trochę tego, trochę tamtego – ważna jest płynność i iluzja ciągłości wywodu, bo publiczność ma się nie znudzić.

Wstęp czyta się z przyjemnością, choć nie jest to tekst wdzięczny w potocznym znaczeniu tego słowa. Ale każdy, kto deklaruje zainteresowanie stanem narodowej kultury wizualnej, powinien się z nim zapoznać. W tym sensie Adamowi Mazurowi znów udało się stworzyć fragment kanonu.

A co znaczą „nowe zjawiska”? Mamy tu szczegółową relację z działań integrujących i animujących środowisko – powołania krakowskiego Miesiąca Fotografii, FotoArtFestiwalu w Bielsku-Białej, wyłonienia się prestiżowych konkursów, zjawiska ostrej rywalizacji między fotoreporterami związanymi z „Gazetą Wyborczą” i „Rzeczpospolitą”. Wreszcie – powstanie nowych szkół kształcących praktyków i teoretyków fotografii.

Motywem równoległym do wyłaniania się wiarygodnych instytucji jest umacnianie się pozycji autorów zorientowanych na działalność komercyjną, którzy po zdobyciu finansowej i społecznej stabilizacji mogą sobie pozwolić na uprawianie fotografii jako sztuki. Ta z kolei znajduje nabywców – dobrze zorientowanych kolekcjonerów. Rzucając światło na wiele zjawisk, uruchamiając różne dyskursy – socjologiczny, historyczny, wreszcie estetyczny – Mazur zachowuje jednorodny ton narratora obiektywnego.

I choć nietrudno odgadnąć, gdzie leżą kuratorskie sympatie inicjatora szeroko komentowanych wystaw „Nowi Dokumentaliści”„Efekt czerwonych oczu”, dystans do środowisk związanych z fotografią komercyjną, reklamową, czy uprawianych przez młodsze pokolenie intymnych fotoblogów jest ledwo zasygnalizowany.

I oto w jednej opowieści pokojowo i bezproblemowo spotkać się mogą wreszcie Tomasz Tomaszewski i Karol Radziszewski, Zuza Krajewska i Karolina Breguła, Łukasz Skąpski i Jan Smaga. Czytelnik kończy lekturę pokrzepiony budującą wizją; polska fotografia rozwija się wielotorowo, chłonie wszystkie tendencje współczesnej sztuki i paradokumentalistyki, internet nie zniszczył pędu do autentyczności, a kryzys poważnych agencji fotograficznych, związany z globalnym załamaniem się rynku prasowego i malejącym popytem na reportaż, nie zdusił u fotografów impulsu dokumentalnego 

Obiecująca i demokratyczna atmosfera siada w drugiej części albumu. Nie można już wierzyć, że Adam Mazur z równym zaangażowaniem traktuje dorobek wybranych do publikacji autorów. Raz dostajemy wnikliwy tekst krytyczno-kuratorski, innym razem coś, co przypomina lekko podredagowany materiał, swobodną notkę dostarczoną przez samych twórców. I właśnie dlatego ta scholastyczna publikacja budzi wiele emocji. Nie jest jasne (mimo powtarzanych zapewnień), jaki selekcjonerski etos kierował Adamem Mazurem.

Szczerze i bez owijania w bawełnę opowiada o swoich motywacjach w rozmowie z Pawłem Bownikiem; postawił sobie za zadanie zapuścić się w rejony sobie obce, dotrzeć do „ludzi kompletnie z innej bajki”. Strategia sprytna, ale czy w wypadku tego typu leksykonu nie jest też oczywista (obowiązkowa)?

Staranny opis dostaje osadzony w Glasgow Michał Jelski, który debiutował w CSW w 2011, twórczość Konrada Pustoły ujawnia swoją dialektyczną moc w historycznej sekwencji, wizjonerskie obrazy Kobasa Laksy zyskują głębię w dobitnie wyłożonym eksperymentalnym koncepcie. Na podobnie zgrabną i chwytliwą prezentację nie mogą już liczyć współpracująca z Laksą Ewa Łożwył czy uprawiający inscenizowany dokument Michał Szlaga.

Niezrozumiałe jest oscylowanie autora między opisem neutralnym i zaangażowanym. Raz Mazur sięga po frazy typu „niezwykła wrażliwość” (Basia Sokołowska), „niezwykle szeroka panorama społeczeństwa polskiego” (Andrzej Tobis), „osobista próba nawiązania kontaktu z polską rzeczywistością” (Łukasz Skąpski), innym razem utrzymuje biogram w faktograficznych ryzach i unika wszelkich wartościujących epitetów.

Ten podział – tu serce, tam rozum, tu namiętność, tam obowiązek, daje się po prostu odczuć.

Tomasz Wiech, z cyklu „Polska. Poszukiwanie diamentów”, 2010

Tytuł publikacji nawiązuje do słynnej frazy decisive moment, ujmującej sedno działalności Cartier-Bressonsa i będącej jednocześnie tytułem książkowej publikacji prac fotografa. Chodzi o stężone napięcie, rodzaj tarcia, które doprowadza do trafnego rozpoznania wagi momentu i symultanicznego nadania mu, poprzez obraz, odpowiedniego kształtu.

Nie ma jednak w albumie potwierdzenia, że dotarliśmy oto do momentu przełomowego dla polskich twórców, odbiorców i recenzentów. Owszem, nurty, tendencje, eksperymenty i tradycje płyną spokojnie coraz szerszym korytem wizualnych kontekstów. Podczas debaty połączonej z promocją książki można było usłyszeć, że największą bolączką współczesnych fotografów nie jest już brak ram dla autorskich działań, ale brak profesjonalnej krytyki. Twórców frustruje powierzchowność prasowych notek i błahość recenzji. Życzyliby sobie zapalczywych dyskusji i krytycznych prowokacji. Mają wrażenie, że działają w teoretycznej próżni.

Konrad Pustoła, z cyklu „Darkrooms”, 2008-2009

A skoro pluralizm zjawisk i aspiracji nie rezonuje z bogactwem głosów krytycznych czy publicystycznych, moment jest raczej „indecisive” – chwila chwiejna i niepewna. A nowy i ładnie wydany leksykon „nowych zjawisk” i „najlepszych z najlepszych” jakoś do tej niepewności paradoksalnie się dokłada.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).