Archiwami w miasto
fot. Karolina Breguła

Archiwami w miasto

Lidia Pańków

„Fotografie korekcyjne” Karoliny Breguły to kolejna odsłona cyklu „Żywe Archiwa”, rozwijanego przez Fundację Archeologii Fotografii. Tym razem zdjęcia ze zbiorów Zofii Chomętowskiej zostały wbudowane w tkankę Warszawy

Jeszcze 2 minuty czytania

Karolina Breguła i Zofia Chomętowska, „Fotografie korekcyjne”, Fundacja Archeologia Fotografii, Warszawa, wystawa czynna do 29 października 2011, fotografie w przestrzeni miasta do 3 października 2011 (w ramach wspólnego projektu warszawskich galerii: „Gdzie jest sztuka?”).

Sztuka, która wchodzi w przestrzeń miejską, bardziej niż ta zamknięta w czterech ścianach galerii, naraża się na pytanie o swoją zasadność. Typowa sytuacja, w której widz dociera do instytucji kultury i bierze odpowiedzialność za swój wybór, a podjęte kroki uznaje za warte wysiłku nawet w przypadku niezadowolenia z oferty – zostaje odwrócona. Oto obojętny przechodzień natrafia na obiekt, który wyrywa go na chwilę z rutyny i zmusza do choćby minimalnej myślowej operacji. Istnieje też inna możliwość – napotkana rzecz nie wzbudzi w nim żadnej reakcji. Wówczas zamysł konfrontacji zwykłego obywatela z czymś trochę niezwykłym kończy się fiaskiem. (Inaczej rzecz się ma z recenzentem, który – jak mało kto – sumiennie przemierza szlak według mapki dostarczonej przez organizatorów i nie tyle na zdjęcia wpada, co ich szuka jak na harcerskich podchodach).
 

Siedziba Fundacji Archeologia Fotografii,
fot. Karolina Breguła

Karolina Breguła to artystka wizualna i konceptualna, która – jak piszą kuratorzy – w swoich działaniach „skupia się na problemie recepcji współczesnych dzieł” i „podejmuje tematy różnorodności i napięć pojawiających się na styku różnych kultur”. Interwencje, jakich za pomocą wielkoformatowych fototapet ze zdjęciami Chomętowskiej dokonała, to nie tyle program estetyzacji rzeczywistości, co pretekst do refleksji nad kształtem współczesnej Warszawy. O zaangażowanym charakterze projektu świadczy krótkometrażowy film, pokazywany w nowej siedzibie Fundacji przy Andersa, w którym mieszkańcy i przyjezdni mówią o swoich wyobrażeniach i oczekiwaniach wobec stolicy. Ponieważ często padają słowa o braku i różnorodne życzenia, materiał ten przypomina momentami klip z kampanii wyborczej. Dzieci chciałyby wesołego miasteczka, miejscy aktywiści pola dla międzyludzkich spotkań, przybysze z wielkich metropolii – aby ulice były zgiełkliwe i gęste niczym Manhattan.

Podkreślenie przez Bregułę społecznego wymiaru przedsięwzięcia można rozumieć jako próbę dialogu z Chomętowską, której uznanie przyniosły empatyczne sceny rodzajowe i szczerość reporterskiego spojrzenia, pozbawionego patosu i dydaktyki. Twórczość fotografki jest też integralnie związana z historią miasta; na zlecenie Stefana Starzyńskiego dokumentowała problemy warszawskich dzielnic, rejestrowała też stolicę wojenną, ruiny i odbudowę po wyzwoleniu.

Dworzec Zachodni, fot. Ola Brzozowska

Breguła i Chomętowska spotykają się zatem na meta-poziomie; w warstwie motywacji i moralnych wyborów. Selekcja obrazów i wybór ich lokalizacji to już działanie autonomiczne artystki. Fototapety trafiły i do hipsterskich lokali: na Chłodną 25, nadwiślańskie wybrzeże przy Cudzie nad Wisłą, fasadę budynku przy kawiarnianym kiosku 5.29 i do miejsca reprezentującego chaos wizualny i zastygłą transformację ustrojową – na Dworzec Zachodni.

A same obrazy? Nie są komentarzem do otoczenia, nie tworzą wyraźnego cyklu gatunkowego, nie pochodzą z konkretnego rozdziału dorobku autorki. Karolina Breguła sięgała po nie instynktownie, kierując się luźnymi skojarzeniami. Brak klucza do odczytu i sugestii kuratorskich sprawia, że nadajemy im pochopne, nieraz absurdalne znaczenia. Łysiejący wąsacz skupiony nad głębokim talerzem zupy, z lewą ręką opartą o róg przykrytego serwetą stołu, przywodzi na myśl sytuację z baru mlecznego. Akt młodego, muskularnego mężczyzny na murze dawnych magazynów Teatru Polskiego na Powiślu ktoś spontanicznie otagował czerwoną naklejką „Brand your butt”, a oglądana z daleka postać leżącego nad taflą wody sugeruje sytuację romantyczną. Tymczasem druga widoczna postać to nie erotyczny partner czy partnerka, tylko odbicie pijącego mężczyzny. O krępym facecie w cienkich szortach na gumce, uchwyconym od tyłu na zalanej słońcem leśnej ścieżce – powieszonym w oknach Fundacji – pracownicy mówią „siłacz”. Breguła idzie dalej i twierdzi, że umieszczając ten obraz w nowej siedzibie FAF, zadała pytanie o siłę sztuki jako motoru zmian. A może jednak sztuka to jedynie iluzja dla pięknoduchów? I nic poza tym.

Cud nad Wisłą, fot. Karolina Breguła

Przewrotny tytuł serii zapowiada właśnie takie interpretacyjne potyczki i przesunięcia. „Fotografie korekcyjne”, czyli takie, które dopuszczają możliwość błędu albo korygują skojarzenia związane z miejscami, gdzie je umieszczono. Żywią się tkanką miasta i zarazem ją karmią. Na szczęście fotografia kobiety polewanej silnym strumieniem wody w ascetycznej łaźni – zainstalowana w przejściu podziemnym Dworca Zachodniego – to wbrew pozorom nie dokument opresji, ale ujęcie z sanatorium. Na poprzednich klatkach kuracjuszka zażywała kąpieli błotnych. O tym wiedzą jednak tylko ci, którzy mieli szansę zajrzeć do zeszytu towarzyszącego wystawie „Leikarka”. Zwykli widzowie, mieszkańcy miast i miasteczek, przyjeżdżający koleją do Warszawy – takiej szansy nie dostali. I raczej drążyć na własna rękę znaczeń nie będą.

Czy to właściwie potraktowanie ogromnego materiału archiwalnego wybitnej polskiej dokumentalistki? Trudno powiedzieć. Na pewno – żywe, jak zapowiada tytuł wieloetapowego przedsięwzięcia FAF. Energia projektu karmi się jego powierzchownością. Nie dowiadujemy się nic na temat chronologii prac Chomętowskiej czy zaplecza warsztatowego wybitnej fotografki. Nerw jej zawiłej relacji z przedwojenną i powojenną Warszawą również pozostaje w ukryciu. O tym opowie otwierająca się właśnie w Domu Spotkań z Historią wystawa „Kronikarki”. Ale żeby tę ekspozycję zobaczyć, trzeba już ruszyć się do instytucji.