Nie będziemy oglądać ładnych obrazków
Charków, plac Pawłowski, 27 sierpnia / fot. S. Żadan Fb

18 minut czytania

/ Obyczaje

Nie będziemy oglądać ładnych obrazków

Rozmowa z Michałem Murawskim

Odbudowa Ukrainy już się zaczyna: od refleksji. Ludzie o niej myślą i odczuwają potrzebę, by ten proces realnie się toczył. Niezależnie od gromadzących się wokół tego emocji – mówi jeden z inicjatorów konferencji „The Reconstruction of Ukraine: Ruination, Representation, Solidarity”

Jeszcze 5 minut czytania

LIDIA PAŃKÓW: Inicjatywa zorganizowania interdyscyplinarnej konferencji poświęconej wizjom odbudowy Ukrainy, której jesteś współautorem, wykiełkowała już parę miesięcy temu, na początku działań wojennych, kiedy odnotowano pierwsze zniszczenia. Dziś szacunki ubytków tkanki Mariupola, Charkowa, Borodzianki, Buczy, Wołnowachy, Lisiczańska dochodzą do ponad 80 procent. Jak prowadzić w takich warunkach konstruktywną rozmowę o przyszłości, jak w okolicznościach katastrofy uruchomić nadzieję?
MICHAŁ MURAWSKI: Na myślenie o odbudowie nigdy nie jest za wcześnie. Przychodzą mi na myśl oczywiste odniesienia: zespół, który po 1945 roku pracował pod kierunkiem Stanisława Jankowskiego nad odbudową Warszawy, składający się m.in. z przedstawicieli i wychowanków Warszawskiej Szkoły Architektury, już w czasie II wojny światowej prowadził intensywne badania, w Warszawie i na Uniwersytecie Liverpoolu, gdzie powstawały rozbudowane propozycje projektowe. W Liverpoolu wyłoniła się tzw. Polska Szkoła Architektury, później, w 1946 roku, przeniesiona do Londynu.

Inne formacje pracowały nad koncepcjami przyszłego kształtu stolicy w Związku Radzieckim – Edmund Goldzamt na przykład w Moskiewskim Instytucie Architektury tworzył projekty odbudowy i transformacji Warszawy na wzór stalinowskiej, socrealistycznej Moskwy. W 1956 roku swoją pracę przedstawił w artykule „Architektura zespołów śródmiejskich i problemy dziedzictwa”. To akurat przykład, że wizje urbanistyczne nie zawsze muszą być poprawne etycznie czy politycznie.

Osoby tworzące założone w połowie lutego 1945 roku Biuro Odbudowy Stolicy powróciły do Warszawy po wojnie już z konkretnymi wizjami. Podobną rolę w Ukrainie odgrywała konserwatorka Katerina Kublytska, która podjęła się wykonania skanów 3D charkowskiego Dzierżpromu oraz wielu innych zabytków narażonych na ostrzał artyleryjski. Zdigitalizowane materiały zarchiwizowano, są dostępne. Tym samym zajmował się podczas II wojny światowej Oskar Sosnowski na Politechnice Warszawskiej, choć korzystał rzecz jasna z innych technik. Z narażeniem życia próbował ocalić dokumenty i zbiory Zakładu Architektury Polskiej i Historii Sztuki PW – najpierw stracił nogę, a w wyniku obrażeń zmarł, jeszcze w 1939 roku.

Czy planowanie odbudowy już teraz nie jest po prostu naszym sposobem na obronę przed bezradnością?
Nie, strategizowanie, planowanie należy inicjować bez zwłoki. Trzeba uruchomić wyobraźnię, ćwiczyć przedstawianie i zestawianie składowych procesu odbudowy. To obowiązek: być gotowym. Kiedy pojawią się pieniądze, odpowiednio je spożytkować. Nie mamy prawa ograniczać naszej rozmowy wyłącznie do szacowania zniszczeń – w ten sposób odbieramy sprawczość wielu podmiotom.

Interdyscyplinarna konferencja „The Reconstruction of Ukraine: Ruination, Representation, Solidarity” wokół modeli odbudowy kraju pogrążonego w wojnie odbędzie się w dniach 9–11 września 2022 online. 

Ale chciałbym zaznaczyć, że przedmiotem naszego namysłu będzie nie tylko architektura. Widzę konferencję jako burzę mózgów reprezentantów wielu dyscyplin, a nie sekwencje wystąpień. Wśród zaproszonych są architekci, urbaniści, traumatolodzy, konserwatorzy zabytków, aktywiści, akademicy, psychiatrzy, pisarze, poeci, artyści. Są osoby z Charkowa, Kijowa, a także charyzmatyczna dr Sofia Dyak prowadząca Lwowskie Centrum Historii Miasta.

Zdecydowaliście się na formułę online.
Wielu uczestników nie może opuścić kraju – na przykład przedstawiciele Lwowskiej Politechniki czy osoby stojące za inicjatywą Restart Ukraine. W tych czasach trudno zakładać mobilność zaproszonych.

Z niektórymi prelegentami poznałeś się wcześniej, gdy prowadziłeś antropologiczne badania przestrzeni miast postsowieckich. Między innymi n z Evgenią Gubkiną, charkowską architektką, od 2014 roku pełniącą funkcję wiceprezeski organizacji pozarządowej Urban Forms Center. Gubkina zajmuje się badaniem zagadnień przestrzeni urbanistycznej również z perspektywy feministycznej, jest rzeczniczką ochrony dziedzictwa sowieckiego modernizmu w Ukrainie.
Poznaliśmy się na konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Slawistów (The Association for Slavic, East European & Eurasian Studies; ASEEES). Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, była w Odessie z mężem i dzieckiem, potem przemieszczała się przez Ukrainę, Polskę, Litwę i Francję do Londynu. Tu spędzi kolejny rok akademicki. To ona m.in. uświadomiła mi, że jakkolwiek by na to patrzeć, odbudowa Ukrainy po prostu już się zaczyna: od refleksji. Ludzie o niej myślą i odczuwają potrzebę, by ten proces realnie się toczył. Niezależnie od gromadzących się wokół tego emocji.

Zamysł wykiełkował wcześnie. W marcu, a więc na początku wojny byłem przez weekend w Warszawie, na wernisażu wystawy Natalii Romik „Kryjówki” w Zachęcie wpadłem na Martę Kuźmę – teoretyczkę sztuki i wykładowczynię na Yale School of Art – i Sofię Dyak. Podczas rozmów naszej trójki ujawniła się potrzeba wieloaspektowej debaty. Dzięki Marcie Kuźmie formuła poszerzyła się o pole sztuki. Potem pojechałem na dwa dni do Lwowa wraz z Sofią i tam kontynuowaliśmy rozmowy. Pojawił się jeszcze jeden obszar badawczy: kwestia przepracowania traumy, pole psychologii i psychiatrii. Wszystko potoczyło się na zasadzie koincydencji, wpadłem na dwie ważne osoby i rozpoznaliśmy wspólną intencję.

Na ile „Reconstruction of Ukraine: Ruination, Representation, Solidarity” to prezentacja faktycznych i praktycznych wizji odbudowy, dyskusja nad szukaniem właściwych modeli, a na ile spotkanie teoretyków, ludzi kultury, debata o charakterze utopijnym?
Ostatnie miesiące silnie nadwyrężyły nasze i tak wątłe zaufanie do ekspertów. Najpierw prognozowali, że wojny nie będzie, potem, że potrwa co najwyżej trzy dni. Owszem, zgadzam się, że trudno omawiać kształt odbudowy, kiedy nieznane są granice terytorium państwa, giną ludzie. Ale my nie mamy zamiaru zajmować się przepowiadaniem przyszłości. To należy do zadań niemożliwych. Tym bardziej że w toku jest cały czas szacowanie zniszczeń. I te dane nie są niestety, jak wiemy, stałe. Natomiast mimo tych okoliczności nie możemy nie mówić o przyszłości. Zamiast hasła „nie mówić” wybieram to z inną interpunkcją: „nie, mówić!”. Warto mieć na uwadze, że to ci sami ludzie – w odmiennych kontekstach i sytuacjach – omawiają skalę i charakter zniszczeń oraz budują przyszłe scenariusze. Dla nas priorytetowe jest wyostrzenie słuchu na głosy ludzi z Ukrainy. Ale i oni reprezentują różne postawy, spektrum zapatrywań i światopoglądów. Targani poczuciem straty, opuszczenia, wściekłości i tragedii na przemian z nadzieją. Do tego dochodzi jeszcze specyfika regionalna. Inaczej będziemy rozmawiać o Zaporożu, a inaczej o Donbasie.

W programie widać, że zachowujecie pewną językową ostrożność. Jakbyście chcieli położyć nacisk na zamysł i pytania, a nie dopracowane postulaty. Dzień 1: „Zniszczenie, opór, schronienie. Odpowiedź na bezpośredni efekt wojny”, dzień 2: „Reprezentacja, sublimacja, pamięć. Przetwarzanie doświadczenia wojny”, dzień 3: „Solidarność, oswojenie, sprawiedliwość. Próba wypracowania wspólnych przyszłości”. Skąd takie właśnie zestawy pojęć?
Konferencję podzieliliśmy na trzy części. Dopiero ostatni dzień poświęcony będzie wizjom odbudowy. Nie działamy w próżni, bo jak mówiłem, odnosimy się do realnych inicjatyw. Jednym z kluczowych pytań jest ekonomia odbudowy – w szerokim znaczeniu tego słowa. Pojawia się oczywista kwestia własnościowa. Jeśli porównujemy sytuację z Warszawą po 1945 roku, nie ma oczywiście mowy o czymś takim jak dekret Bieruta, na podstawie którego wszelkie grunty znajdujące się w przedwojennych granicach miasta przechodziły na własność gminy miasta stołecznego.

Michał Murawski

Antropolog, profesor wykładowca na Wydziale Slawistyki i Studiów Europy Wschodniej University College London oraz dyrektor FRINGE (Centre the Study of Social and Cultural Complexity na UCL).

Trudno wyrokować, w jakim kierunku będą szły wystąpienia. Ale założyliśmy pewną strukturę – każdy z modułów ma półtorej godziny, a na wystąpienia nałożyliśmy ramy czasowe. Zamiast paneli zakładamy formułę „okrągłego stołu” – a raczej okrągłych stołów/stolików z plus minus czterema uczestnikami.

W programie czytam, że mają one mieć charakter „dialogiczny”.
Ucinamy czas wystąpień, żeby nie doszło do częstej na konferencjach sytuacji, kiedy prelegenci mówią na autopilocie, a słuchająca reszta powoli wyłącza uwagę.

Silnie wybrzmiewa też rezerwa wobec posługiwania się materiałami wizualnymi.
Jesteśmy przeciwni prezentacji czegokolwiek, co będzie oderwane od kontekstu. Również takich wypowiedzi, które mogą dzielić, wprowadzać motyw partykularnych interesów. Nie tworzymy przestrzeni dla dyskusji o rozwiązaniach projektowych: elementach architektonicznych, estetyce fasad czy materiałach budowlanych. Nie chcemy odnosić się, na tym etapie, do kwestii estetycznych.

Na konferencji będą osoby, które straciły domy, którym zniszczono gmachy instytucji publicznych.
Tak, na przykład Katerina Iakovienko z Doniecka/Ługańska/Irpienia, która straciła dom już w 2014 roku, i potem raz jeszcze w 2022. Nie istnieją na razie precyzyjnie określone mechanizmy kompensacji, nie ma jasnej polityki określającej politykę zrujnowanej własności. Na razie wygląda na to, że taka osoba nie może rozstrzygnąć statusu swojej nieruchomości. A tak mglista sytuacja prawna może być wykorzystana przez deweloperów.

Skoro mowa o deweloperach: na początku lipca odbyła się konferencja, „spotkanie na szczycie” przedstawicieli Ukrainy, premiera Dynasa Szmyhala oraz szefa MSZ Smytro Kułeby z reprezentantami 37 państw, organizacji międzynarodowych, agend ekonomicznych i NGO-sów w szwajcarskim Lugano, poświęcona właśnie kwestiom odbudowy. Będziecie się do niej odnosić?
To ważne, żebyśmy zrozumieli zalety i niebezpieczeństwa modeli odbudowy. Pospieszne regulacje podporządkowane interesom mogą mieć bardzo groźne skutki. Odbudowa na taką skalę to łakomy kąsek dla deweloperów. Być może należy też włączyć myślenie o innych regulacjach, alternatywnych wobec wolnorynkowych mechanizmów – tego wątku nie pominiemy.

Michał MurawskiMichał MurawskiMówienie o planie Marshalla, a takie porównania padają w odniesieniu do Ukrainy, jest efektowne i może być pomocne. Przypomnijmy jednak, że ten plan miał charakter grantów od rządu amerykańskiego dla państw Europy Zachodniej i tylko w teorii nie wiązał się z koniecznością dania niczego w zamian. Te pożyczki wyłoniły konkretny porządek polityczno-ekonomiczny. Jak wiemy z historii antropologii, każdy dar niesie ze sobą konieczność wniesienia innego daru. A to może grozić wzmocnieniem dawcy – hegemona, i co za tym idzie, osłabić drugą stronę – państwo, społeczność, społeczeństwo.

Są również inne inicjatywy międzynarodowe, które kładą nacisk na solidarność i nienarzucanie konkretnych rozwiązań. Jesteśmy na przykład w stałym kontakcie z wieloma inicjatywami, to grunt dla naszych decyzji – na przykład z Domem Odbudowy Ukrainy powołanym przez Michała Krasuckiego, Stołecznego Konserwatora Zabytków, który od początku organizował akcje ratownicze dla wielu obiektów we współpracy z miejscowymi konserwatorami, kustoszami i historykami sztuki.

Jak organizatorzy widzą wkład artystów w konferencję? W przypadku pola sztuki trudniej będzie przeanalizować uwarunkowania społeczno-ekonomiczne, trudniej o twarde dane. Twórcy operują zwykle nieco innymi kategoriami.
Artyści zawsze byli komentatorami i interpretatorami wojny. Ta wojna ma to do siebie, że ich prace możemy śledzić od razu, bezzwłocznie, na Facebooku i Instagramie. To nowe. Mówimy o twórcach, którzy „są w wojnie”. Oglądamy ich grafiki, malarstwo, rysunki. Ich praca jest potrzebna, to wkład w zbiorową wyobraźnię, która przechodzi dynamiczną transformację.

Sztukę podczas wojny można postrzegać jako wyraz i obraz cierpienia, ale to także rodzaj propagandy, narzędzie polityki. My łączymy temat reprezentacji z modułem pracy z traumą. Ten trop wyznaczyła m.in. Marta Kuźma, dziekanka Yale School of Art, współkuratorka Documenta w Kassel w 2003 roku, dyrektorka pierwszego Centrum Sztuki Współczesnej Sorosa w Kijowie w latach 90. Do tego panelu zaprosiliśmy m.in. Olega Bereziuka, ordynatora oddziału psychiatrii Lwowskiego Szpitala Medycyny Ratunkowej, oraz artystów: Nikitę Kadana, Mykolę Radny’ego, Alvetinę Khakidzę i filmowca Oleksija Radynskiego z kijowskiego Centrum Badań nad Kulturą Wizualną.

Tytuły paneli wyznaczają ścieżki dyskusyjne: „Trauma i sublimacja”, „Przeszłość postępująca. Możliwości przepracowania i decentracji”. Jedną z moderatorek będzie Laura Wexler, profesorka literatury porównawczej na Uniwersytecie Yale, aktualnie pracująca nad monografią „The Awakening of Cultural Memory” – analizą obrazów fotograficznych w kontekście oporu wobec supremacji białej rasy. Teksty kultury o wojnie należy traktować poważnie. Pomyśl o roli, jaką w budowaniu świadomości rozmiaru zbrodni, zniszczeń i traumy dziś odgrywa Archiwum Ringelbluma, a w przypadku Mariupola porównanie z doświadczeniem getta i jego zniknięcia nie jest na wyrost. Mowa o ludziach i twórcach w oblężeniu.

A jak się odnosisz do postulatu „zielonej rewolucji”? Czy propozycja takiego milowego kroku w stronę zastosowania nowych technologii nie jest trochę na wyrost?
Hasło „zielonej rewolucji” jest kuszące. Nie zapominajmy, że okupant na wielką skalę niszczy środowisko naturalne, nie tylko miejską tkankę i infrastrukturę. Oczywiście nie sposób się nie zgodzić: odbudowa nie powinna pomijać aspektu eko, ale położenie na to nacisku może też spłycać inne problemy, społeczne czy psychologiczne.

Na konferencji rozwiązujemy to, układając rozmowy w odpowiedniej kolejności. Dopiero trzeci dzień poświęcony jest planowaniu, w wymiarze makro i mikro. Tu pojawią się zagadnienia prawodawcze, przyjrzymy się też nowym inicjatywom, które wyłoniły się w czasie wojny. Tu także będziemy identyfikować zagrożenia. Jednym z nich jest właśnie deweloperski model odbudowy, który może kumulować interesy podmiotów spoza Ukrainy.

Nie wiemy też, jaki kształt okupowanym terytoriom i miastom planują nadać Rosjanie. Czy powinniśmy obawiać się wersji czeczeńskiej, gdzie całkowicie zburzono Grozne, a potem odbudowano je z rosyjskich funduszy podporządkowując planowanie reżimowi, stawiając gmachy na pokaz i maskując zbrodnie? Na przykład podano informację, że w miejsce zniszczonego oblężeniem kompleksu Azowstal, którego obrona trwała 86 dni, ma powstać postindustrialny park. Mam nadzieję, że nigdy do czegoś podobnego nie dojdzie. Być może jest za wcześnie na takie spekulacje.

Będziecie mówić też o schronieniach – z założenia tymczasowych. Powstało wiele nowatorskich rozwiązań dla podziału dużej, dzielonej przez uchodźców przestrzeni, kuchni modułowych itp.
Tak, tu mamy całe spectrum rozwiązań, na przykład w Iwano-Frankiwsku powstała inicjatywa Co-haty, której nazwa pochodzi oczywiście od ukraińskiego słowa „hata”; w jej ramach opuszczone i zdegradowane przestrzenie poddawane są rewitalizacji. Wsparła to logistycznie i fundraisingowo grupa profesorów i wykładowców Narodowej Politechniki Gazu i Paliw. Odnowione lokale będą mieć przestrzenie wspólne – stołówki, świetlice dla dzieci, sale do pracy, hale, przechowalnie. Do prac remontowych i organizacyjnych włączono uchodźców ze wschodnich regionów, aby mogli sami mieć udział w powstawaniu schronienia. Do włączenia się w pomoc zaprasza się całą społeczność miasta i kadrę uczelni. To nie ma być usługa, a działanie wspólne. Takie inicjatywy mają oczywiście swoją globalną historię. Kontekst „permanentnej tymczasowości” i nieokreślonego czasu pobytu na uchodźstwie rozwiniemy, nawiązując do doświadczeń Syryjczyków i Palestyńczyków.

Przedmiotem twoich badań jest od 2017 roku struktura urbanistyczna i własnościowa postsowieckiej Moskwy i jedna szczególna realizacja, którą można postrzegać jako mariaż procesów gentryfikacji i polityki brutalnego reżimu Putina – Park Zaradyje, nazywany „symbolem nowej Moskwy”. Jak nakłada się ta szczególna sytuacja, konferencja o odbudowie Ukrainy, na twój moment w biografii badacza?
Okazało się, że podejmując temat Parku Zaradyje, zajmuję się faktycznie manifestacjami faszyzmu w przestrzeni. Z związku z wojną mój projekt przerzuca się na inny tor – wszak Zaradyje to kondensacja Putinowskiej wizji kontroli i propagandy. Ale w związku z wojną musiałem też wstrzymać badania. Dokończę książkę, teraz jednak koncentrując się na wyłaniających się rysach faszyzmu, przemocy i dominacji w architekturze, kulturze wizualnej i społeczeństwie Rosji. Nie wrócę jednak do Moskwy i Rosji tak długo, jak obecny reżim będzie trwał – być może nigdy.

Co ma być najważniejszym efektem trzech dni konferencji?
Chcemy stworzyć platformę wymiany idei, dać impuls do dalszych refleksji, postulatów, namysłów. Z transkryptu sesji powstanie książka, reference book, oraz seria tekstów rozwijających tematy konferencji na łamach e-flux architecture. Mamy też nadzieję na wytworzenie sieci, ale może za wcześnie, żeby o tym mówić. Liczy się nie tyle snucie wizji, ile stworzenie pola krytycznego namysłu. Żeby to było możliwe, żywe i autentyczne, zapraszamy prelegentów reprezentujących skrajnie odmienne poglądy na porządek ekonomiczno-społeczny: m.in. także ekonomistę Vladyslava Rashkovana z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w optyce lewicowej przedstawiciela reżimu kapitalistycznego. Takich miejsc, gdzie zderzyć się mogą różne opcje i optyki, jest bardzo mało.

Dział ukraiński powstaje dzięki dofinansowaniu European Cultural FoundationInstytutu Goethego w Warszawie, Krakowskiego Biura Festiwalowego oraz Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego.

logo