Esteci, salonowcy i etosowcy
Marzec 1960, Warszawa, Polska Sesja fotograficzna na okładkę tygodnika „Przyjaźń” - modelka na tle Pałacu Kultury i Nauki, z prawej stoi samochód marki Wołga. Fot. Romuald Broniarek/KARTA

Esteci, salonowcy i etosowcy

Lidia Pańków

Nośny tytuł – „Czas wolny. Fotografie” – może zwieść młodych konsumentów mitów o stylowym życiu elit PRL

Jeszcze 3 minuty czytania

Dwa ciała – męskie i kobiece – rozgrzane słońcem, rozlane na betonowym murku, wkomponowane w sztywną geometrię basenu. Oboje złapani od tyłu, z ukrytymi twarzami, widać tylko plątaninę bezładnych fryzur. On zwinięty w pozycji embrionalnej, ona plackiem na brzuchu. On w białych slipkach, ona w czarnym kostiumie. On płowy. Ona – ciemna brunetka. Światło przeszywa powierzchnię wody, gra w kaflach.

Fotografia Romaulda Broniarka (1956), prezentowana na wystawie „Czas wolny” w Zachęcie, wpada w oko jako obraz flagowy projektu. Oto czas zwolnionej akcji, prywatności i zmysłów. Chwila wyabstrahowana z wszelkiej polityczności, wykradziona społecznym imperatywom. Rozciągnięty moment pogoni za przyjemnością, która nawet w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej może smakować dobrze i głęboko. I nieważne, czy to sytuacja zaaranżowana – bo w tak wystudiowanym kadrze, uderzeniowych kontrastach widać wpływ eksperymentów formalnych lat 20. i 30., które znamy m.in. z aktów Edwarda Westona – czy „prawdziwa” , jedynie podrasowana dla lepszego efektu.

„Czas wolny. Fotografie”

Romuald Broniarek, Aleksander Jałosiński, Bogdan Łopieński, Jan Morek, Wojciech Plewiński, Tadeusz Rolke, kurator: Łukasz Modelski, Zachęta, Warszawa, do 22 września 2013

Duży format fotografii – a takich kilkumetrowych, wrzuconych w inną skalę prasowych zdjęć jest na wystawie tylko kilka – potęguje złudzenie, że tego typu leniwa i ciepła atmosfera będzie dominować. Iluzja nie trwa długo. Wystarczy rzucić okiem na zebrane w Zachęcie archiwalne prace zawodowych fotografików Polski Ludowej: Romualda Broniarka (1931-2013), Aleksandra Jałosińskiego (1931), Bogdana Łopieńskiego (1934), Wojciecha Plewińskiego (1928) i Tadeusza Rolkego (1929), żeby wpaść w zgoła inny nastrój.

fot. Agencja Medium

Zdjęcia pod frywolnym tytułem nie opowiadają o rekreacji, estetycznych sposobach marnotrawienia godzin i hedonizmie w cieniu pomników ku czci wodzów narodu. Owszem, tworzą, czy też przywołują obraz beztroski, tyle że pozornej i warunkowej. I raczej ta warunkowość czasu danego ludziom przez państwo wybija się na plan pierwszy. Dlatego nośny tytuł może zwieść młodych konsumentów mitów o stylowym życiu elit socjalistycznej Polski. A tych, którzy szukają odniesień i bohaterów dla własnych fascynacji vintage'em i modernizmem, wystawa raczej przygnębi.

Rzeczywistość społeczna, która wyłania się z czarno-białych obrazów jest chropowata i dziurawa jak rozlatująca się kamienna chata kryta strzechą z przejmującego czarnoleskiego zdjęcia Broniarka z 1956 roku. Trójka płowowłosych dzieci, ubranych w za duże sukienki i bluzki, siedzi tu na łące przed domem. Jest sielsko, ale bieda bije w oczy (wiele mówi to, że w internetowym archiwum kolekcji ośrodka Karta zdjęcie opisano ciągiem słów: „bieda, chata, dach, dom, lata 50., lato, PRL, strzecha, wakacje, wieś”). Jest rzeczywistość pełna brzydoty; oto na fotografii Bogdana Łopieńskiego młoda kobieta ubrana w bikini pcha rower przez opuszczony plac budowy (okolice Nowego Sącza, 1974). Wszystko tu jest w rozwałce; rozkopana ziemia, zwały gruzu, baraki dla nieobecnych robotników.

Maj 1959, Warszawa, sesja fotograficzna na okładkę tygodnika „Przyjaźń” z okazji 15-lecia czasopisma.
Dwie dziewczyny na tle słupów wysokiego napięcia. Fot. Romuald Broniarek/KARTA

Jest i groteskowo; oto para rozłożyła się na materacu dmuchanym pod plakatem „35 lat PRL-u”; ona z numerem „Kobiety i Życia” w ręku, on pewnie drzemie. Pod materacem – goła gleba, kępki rzadkiej trawy (Aleksander Jałosiński, Solina, 1979). To nie jest miejsce, które zachęciłoby nas dziś do pikniku.

Inne: kobiety ćwiczą gimnastykę w zakładowej hali w świetle jarzeniówek – ubrane elegancko, w sukienki i rajstopy, same młode, zgrabne, gdzie pracownice 50+? (Wojciech Plewiński, późne lata 60.) Z tej samej serii; pracownice zakładu Radoskór ustawione na wielkim produkcyjnym blacie. Niby też ćwiczą – ale właściwie stoją, eksponują nogi w cielistych rajstopach, twarze mają poucinane, dziś powiedzielibyśmy, że to przeczy wszelkim zasadom genderowej poprawności.

Wreszcie groteska do potęgi: okazały gmach budynku z pałacowym portykiem i szyldem Dom Mody, przed którym robotnica w rozsznurowanych buciorach pcha na taczce kontener na śmieci (Aleksander Jałosiński, Nowy Brzeg, 1967).

Romuald Broniarek, „Skarżysko-Kamienna”, 1964

Jest rzeczywistość patetyczna i pompatyczna, bo przecież taki był oficjalny język jednoczący budowniczych świetlanej socjalistycznej przyszłości. Grupa chłopców ze Szkolnego Klubu imienia Gagarina – czapki uszatki, w rękach modele rakiet, wystrzelają w niebo. Obraz skomponowany na modłę socrealistycznych pomników zjednoczonej w podboju świata klasy robotniczej (Romuald Broniarek, Skarżysko-Kamienna, 1964). Atrakcyjny w swojej monumentalnej dynamice, pewnie niejeden młody snob zażyczyłby sobie go na ścianę.

Jak oglądać wystawę, która łączy tyle fotograficznych konwencji: dokument, propagandę, sesje mody, autokreację bohemy, prace realizowane na zlecenie i z pasji, przypadkowe migawki i wyczekane ujęcia, zaangażowany reportaż, wstydliwe fuchy, intymne domowe portrety i rozbuchane grupowe sceny (jak „Tłum wychodzący ze stadionu” Rolkego z 1957 roku)?

Tadeusz Rolke, Tłum wychodzący ze stadionu”, 1957 / dzięki uprzejmości artysty

Skromna, nienarzucająca narracji aranżacja „Czasu wolnego” pomaga przetrzeć widzowi jakiś własny szlak, ale i rozmywa dzieło poszczególnych autorów. Trudno będzie się rozeznać, kto w czym się specjalizował, znaleźć nici łączące różne gatunki uprawiane przez jednego twórcę, namierzyć punkty zwrotne i zapalne. Większość prac mieści się w równych rzędach; wydrukowane w jednorodnym formacie, trochę jak na korytarzach jakiejś akademii. Kilka fotografii rozciągnięto do wielkości ścianek działowych, ale ta decyzja wydaje się bez znaczenia. Całująca się przy opartym o okno płótnie z wizerunkiem Lenina para, uchwycona przez Jana Morka, na pewno doczeka się niejednego komentarza – wziął ją na warsztat w „Do Rzeczy” Andrzej HorubałaRomantyzm versus reżim to znów trop nośny, medialny, ale spłycający przekaz „Czasu wolnego”.

W nawigacji pomocne są filmy z opowieściami fotografów. Zdradzają różny temperament autorów i ich indywidualne ciągoty. Wojciech Plewiński – związany z „Przekrojem” portrecista gwiazd, bohemy, ludzi teatru, jazzmanów, zdradza kulisy powstania prześmiewczego kowbojskiego cyklu „Western Kobylegródek Story”. To „błazenady”, frywolna inscenizacja, dokument trwonionego na zabawie czasu, a i przypomnienie, jak bardzo Polacy lubili wpatrywać się w Amerykę. Bogdan Łopieński przywołuje koleje zrobionego „ot tak” kultowego zdjęcia „Przyspieszajmy obywatele”,  na którym Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz znacząco spoglądają na zegarek podczas otwarcia Międzynarodowych Targów Poznańskich w 1973 roku. Za komuny fotografię anektował dyskurs oficjalny – niesiono ją w pierwszomajowych pochodach obok haseł „Aby Polska rosła w siłę”. W latach 80. opozycja przechrzciła propagandowy plakat na „Na nas już czas”, zmieniając jego wymowę o 180 stopni.

„Czas wolny. Fotografie”, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, 2013, widok ekspozycji, fot. Agencja Medium

Jałosiński odtwarza historię fotografii zagadkowego szyldu w oknie fryzjerskiego zakładu; obok napisu reklamowego „trwała ondulacja kompresowa, parowa, nylonowa” informacja dodatkowa „zakład jest czynny, gdy jestem wolny”. Cóż oznaczał? Po latach okazało się, że właściciel przez większość tygodnia parał się handlem dla dodatkowego zarobku. Mamy tu opowieść społeczną – o trudzie wiązania końca z końcem, bylejakości podstawowych usług, próbie ocalenia zawodowej tożsamości na polskiej powojennej prowincji.

To krótkie wypowiedzi, ale znaczące. Warto prześledzić, który fotograf broni zleceń propagandowych, ubierając je w eufemizm „scenek rodzajowych”, kto walczy o utrzymanie fotoreporterskiego etosu nawet w warunkach ograniczonej wolności, a kto nie ma problemu z łatą „estety” i „salonowca”. I to nie dlatego, że biografie wymagają lustracji – tajemnic tu nie ma, wszyscy, żeby wykonywać zawód i móc czerpać z niego profity, musieli kooperować z cenzurowanymi tytułami i oficjalnymi, legitymizowanymi przez partię instytucjami. Broniarek na całe życie związał się z miesięcznikiem „Przyjaźń”, Jałosiński miał etat w edycji magazynu „Polska” na kraje bloku wschodniego, Łopieński fotografował dla „Życia Warszawy” i kultowego dziś „Świata” oraz „Polonii”. Rolke miał więcej szczęścia – tworzył dla „Polski” eksportowanej na Zachód, mógł artystycznie poszaleć.

„Czas wolny. Fotografie”, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, 2013, widok ekspozycji, fot. Agencja Medium

Ten rys uwikłania, podporządkowania ideologii, rozdrażni oczywiście obóz prawicowy. W recenzji w „Do Rzeczy” Andrzej Horubała pisze o fotoreporetearch: „ważni, bogaci, dla prowincjuszy półbogowie przyjeżdżający z centrali, z profesjonalnym sprzętem, robiący mądre miny i wiedzący lepiej: jak kadrować, jak pozować, jak patrzeć. Celebrujący piękno, otoczeni pięknymi kobietami”. Jednak dla współczesnego widza historyczne polemiki, choć ważne, nie wysuną się raczej na plan pierwszy.

Motywacje i kompromisy wielkiej szóstki są ciekawe z perspektywy dzisiejszych praktyk w prasie i mediach. Konieczność gry między intratnym zleceniem i autorskim projektem, lawirowanie między oczekiwaną „poprawnością” i autentyzmem to realia pracy każdego fotografa walczącego o obecność i uznanie. Wtedy źródłem napięcia była polityka, dziś komercja. Poziom frustracji może być podobny.

Tadeusz Rolke, „Przed Domem Partii”,
1958, dzięki uprzejmości artysty
Ekspozycja „Czas wolny” jest produktem ubocznym pracy reportera i redaktora Łukasza Modelskiego nad książką, zbiorem rozmów z prezentowaną szóstką. Ale o ile powolne w tempie i dość luźne w treści rozmowy miały odtworzyć realia pracy fotoreportera, uprzywilejowanego, ale i uwikłanego w strategię tytułów i towarzyskie układy zawodowca z aparatem na szyi, o tyle wystawa zgodnie z kuratorskim zamysłem poświęcona jest obywatelom. Ten pomysł wypala i to z naddatkiem – obywatele nowego porządku III RP, goście wystawy, komentując zdjęcia, wprowadzają nową warstwę opowieści. Warto by było przysłuchać się, jak reagują na zdjęcia widzowie – i ci 60-letni, ubrani w zamszowe kurtki, złachane swetry i przetarte marynarki, i 30-letni – pstrykający zdjęcia iPhonami, szukający sentymentalnych uniesień.

Bo „czas wolny”, który w reżimie jest czasem totalitarnym, dziś też jest sformatowany, regulowany przez możliwość natychmiastowej relacji. Sam aparat, już rekwizyt uprzywilejowanych, bywa kulą u nogi. Taką, jakiej do błazeńskiej sesji mody użył Wojciech Plewiński. Oto Daniel Olbrychski klęczy na jednym kolanie, a po jego bokach ubrane w szykowne minisukienki Monika Dzienisiewicz i Grażyna Hase. Olbrychski związuje nogi dziewczyn łańcuchem z kulą. Co tu się rozgrywa? Do końca nie wiadomo, wszyscy są rozbawieni, gwiazdor ma w ustach papierosa.