Złoty kałasznikow
siedzisko Lockheed Lounge / Wydawnictwo Karakter

Złoty kałasznikow

Lidia Pańków

„Język rzeczy” traktuje o rzeczach i o relacjach, w jakie z nimi wchodzimy. Deyan Sudjic nie uprawia publicystyki, ale między wierszami można wyczytać obawę, że sprawy posunęły się za daleko

Jeszcze 2 minuty czytania

Trudno o dobre teksty o dizajnie i modzie. Większość grzeszy nudą albo podkręconą, fałszywą sensacyjnością. Inne, podrabiając styl zaawansowanej refleksji filozoficznej, grzęzną na ziemi gatunkowo niczyjej i w gruncie rzeczy nudzą zakamuflowanym banałem jeszcze bardziej.

Deyan Sudjic, angielski teoretyk architektury i dizajnu serbskiego pochodzenia, w żadną z tych pułapek nie wpada. Cytując w otwarciu książki „Język rzeczy” teoretyków współczesnej kultury wizualnej  Baudrillarda, Barthes'a, Bergera  umieszcza się w konkretnym akademickim dyskursie. Dążąc do opisu całościowego i aktualnego, dotrzymuje swoim nauczycielom kroku i na szczęście nigdy w zachwyt nad własną błyskotliwością nie popada.

Deyan Sudjic, „Język rzeczy. Dizajn i 
luksus, moda i sztuka. W jaki sposób
przedmioty nas uwodzą?”
. Przeł. Adam
Puchejda, Karakter, 252 strony, w księgarniach
od września 2013
Autor proponuje rzeczowy wykład na nie do końca zbadane, kontrowersyjne i drażliwe tematy: nadprodukcji przedmiotów i potrzeb, bezustannego a zarazem wątpliwego postępu dizajnu napędzanego imperatywami rynku, obezwładniającej współczesne społeczeństwa pogoni za trendami, perwersji mody, która mianowała się sztuką. Wreszcie  dzieli się refleksją o brutalnym urynkowieniu sztuki i jej bezpardonowych związkach z komercją i przemysłem.

Brzmi złowieszczo, bo wywód z racji omawianych procesów zmierza do konkluzji o schyłku i dekadencji, ale Sudjic robi to z wdziękiem, raz po raz puszcza oko do czytelnika i jednocześnie ani na chwilę nie traci nic z solidności wykładowcy, który nie skąpił czasu na risercz. To rys istotny, bo mimo naszego coraz większego uwikłania w rzeczy i rosnącej od nich zależności, powszechna wiedza na ich temat jest bardzo powierzchowna. Newsy, którymi zalewają nas sponsorowane przez koncerny i marki portale o projektowaniu, często zamiast rozjaśniać, mącą jeszcze bardziej. A Sudjic jest profesorski; po profesorsku uroczy, zdystansowany i zafascynowany.

„Nasze związki z tym, co posiadamy, nigdy nie są proste. To skomplikowana mieszanka przemyślności i niewinności. Przedmioty nie są w żadnym razie niewinne, jak to sugerował Berger. I właśnie dlatego są zbyt interesujące, by o nich nie mówić” zaznacza już we wstępie.

Ale „Język rzeczy” traktuje nie tylko o rzeczach: samochodach, garniturach, lampach, łyżkach, kalkulatorach, krzesłach, notesach, wiecznych piórach, fotelach biurowych, ale przede wszystkim o relacjach, w jakie z nimi wchodzimy. Oto dotarliśmy do momentu w historii, w którym obiekty codzienności stają się złożonym, pełnym niuansów i prowokacji, starannie wykalkulowanym komunikatem wysyłanym światu. Wiążą nas i przytłaczają, a zarazem stwarzają iluzję coraz większych możliwości, zapraszają do śnienia nowych snów.

Land Rover / Karakter

Sudjic przygląda się naszym nawykom, impulsom, aspiracjom, ambicjom, obsesjom i złudzeniom. Nie uprawia publicystki, ale między wierszami można wyczytać obawę, że sprawy posunęły się za daleko. Najwięcej oporu u autora (a funkcja dyrektora londyńskiego Design Museum z pewnością zobowiązuje do zajęcia ostrego stanowiska) budzą zjawiska z pogranicza dizajnu i sztuki  praktyki produkowania krótkich serii luksusowych przedmiotów, podejmowane przez gwiazdy pokroju Rona Arada, Johna Newsona czy Philippa Starcka. Wyrachowane obiekty, takie jak leżakowe siedzisko Lockheed Lounge czy wzorowany na modelu wyprodukowanym ze złomu ekskluzywny fotel Arada Rover trafiają na aukcje i do domów kolekcjonerów, uwodzą i budzą pożądanie.

Sudjic tego wprost nie artykułuje, ale z jego eseju można wyczytać, że to kierunek zgubny. Po co wypuszczać coś, co nie jest przede wszystkim funkcjonalne, dostępne i nadające się do masowej produkcji? Projekty typu złocona replika kałasznikowa służąca za podstawę lampy (szumnie relacjonowany w prasie pomysł Starcka) znajdą z pewnością odbiorców. Ale jak celnie zauważa autor, mogą to być czeczeńscy watażkowie albo kolumbijscy mafiozi.

Helevetica

Sudjic pisze prosto i obrazowo. Uruchamia zmysły dotyku, węchu, wzroku. I choć omawia iBooka i MacBooka, sprytny marketing notesu Moleskina, pierwszego Land Rovera, jednoobiektywowe lustrzanki Nikona, czcionkę Helvetica czy awangardowe kolekcje Rei Kawakubo dla Comme des Garçons, nie nadużywa słów „kultowy”, „ikoniczny” czy „modelowy”. Udowadnia tym samym, że nie jest to jedyny możliwy język opisu znaczeń rzeczy, które kształtują współczesność.

Szczególnie ciekawy jest rozdział poświęcony modzie. Sudjic przygląda się spektaklowi pokazów, w którym ubrania schodzą na daleki plan, przysłonięte staranną reżyserią eventu nastawionego na celebrytów i epatowanie atrakcyjnymi dla prasy i telewizji efektami specjalnymi. Świetnie napisane, eleganckie i pełne technicznych detali fragmenty, w których Sudjic rozbiera na czynniki pierwsze flagowe butiki Prady zaprojektowane przez starchitektów  Rema Koolhasa w Los Angeles i Herzoga de Meurona w Tokio  doskonale uzmysławiają, jak daleko zaszły perwersje współczesnej elitarnej konsumpcji. Z kolei podawane w wątpliwość pomysły, że reklama luksusowego płaszcza, ultradrogich perfum czy ekskluzywnych toreb może mieć sama w sobie krytyczny ładunek, mierzą w iluzje klasy kreatywnej, że przemoc rynku i komercji rozsadzi się i spacyfikuje własnymi narzędziami.

Sklep Prady w Tokio

Małoformatowa książka (zmieści się w dużej kieszeni, można ją czytać pod biurkiem w pracy i w tramwaju) sama w sobie jest gadżetem i estetyczną prowokacją. Okładka – w polskiej wersji pomarańczowa, z tytułem wybitym na biało i drobnym tekstem tłumaczącym, dlaczego wydawcy zdecydowali się na miękką oprawę i jak ustalili wysokość ceny  komunikuje, że mamy do czynienia z produktem wymagającym, przemyślanym i zarazem powszechnie dostępnym. Angielska wersja jest biała, jak minimalistyczne pudełko niszowych perfum. Na okładce rysuje się sylwetka białego kartonu z kuszącym napisem: DESIGN, LUXURY, FASHION, ART. Takimi drobnymi gestami już na wejściu zmusza się czytelnika, żeby zrobił rachunek własnych konsumenckich grzechów. Rzeczy nie są niewinne, bo ludzie są cynikami.