One night stand

One night stand

Anka Herbut

Nocne seanse „Midnight Show II”. Galeryjno-perwersyjny Snapchat, testujący wytrzymałość widza. Zobaczysz raz i nigdy więcej nie będzie ci dane. Sorry

Jeszcze 3 minuty czytania

Już po raz drugi we wrocławskim BWA Dizajn można oglądać „Midnight Show”– dwufazową wystawę rozpisaną na noc i dzień. Nocną jej wersję, ściśle związaną z Nowymi Horyzontami, otwierano każdego festiwalowego dnia tuż po zakończeniu ostatniego seansu w kinie. Kuratorowany przez Katarzynę Roj i Stacha Szabłowskiego galeryjny pokaz specjalny udostępniany był jednak widzom tylko przez godzinę i tylko przez dziesięć dni – startowano o północy. W dzień wystawa chowała się za czarnymi szybami rozświetlonymi czerwonym ledowym napisem MIDNIGHT SHOW II. Wyglądało kusząco. Sugerowało, że w środku będzie ostro. I było, bo biel kłuła w oczy. No, było biało. Wszędzie. Nawet podłoga wyłożona została miękką, mleczną wykładziną, a całą przestrzeń zupełnie wyprano z koloru. Miała się nasączać obecnością nowych obiektów, instalacji i rysunków. Nowych zdarzeń. Każdego dnia ulegała zresztą przekształceniu: do jednych prac dodawano dalsze ciągi, drugie stopniowo odsłaniano lub pokazywano ich alternatywną tożsamość, jeszcze inne demontowano zupełnie, pozwalając im jedynie na krótkoterminowy one night stand.

Midnight Show II

kuratorzy: Katarzyna Roj, Stach Szabłowski, Galeria Dizajn, BWA Wrocław, do 30 sierpnia 2014.

Rytm nocnego seansu w odcinkach dyktował język kina, który każdej nocy artyści na nowo przeszczepiali w tkankę sztuk wizualnych. Kategorią organizującą całość stał się czas: formatowano go na różne sposoby, spowalniano i zapętlano (świetna praca Dominika Lejmana POProgramie” polegająca na jednoczesnym transmitowaniu na czarne płótno projekcji z tego, co działo się w galerii siedem sekund wcześniej oraz z dnia poprzedniego). Manipulowano nim, korzystając z komend fast forward i rewind. Z dramaturgiczną świadomością używano suspensów (Rat-Rat-Noc-KrewKrzysztofa Gila w dziewięciu fabularnie przeprowadzonych odcinkach), retardacji i elips. Remiksowano (seria nigdy wcześniej niewykorzystanych szkiców Macieja Sieńczyka, zmontowanych w nowej kompozycji, widocznej przez otwierającą się stopniowo przesłonę i igrającej z głębią ostrości). Dorzućmy do tego jeszcze wątki pęczniejące w czasie i przestrzeni (pielęgnująca powidok Ukrytego” trashowa wideograWatch me” Mieszkowskiej, Grzegorzka i Kielana, w ramach której zapełnione intymnymi i niepokojącymi obrazami kasety VHS rozrzucono w mieście i namiętnie odtwarzano na wideostanowisku w BWA), niezłe ujęcia i mocne cięcia (Dwóch Kasi Kmity), kilka prac utrzymanych w formacie making-of i jeden mocny blackout („Napuszczanie sztucznej głębi” Wojciecha Bąkowskiego). Oraz montaż w pełni zależny od widza.
Tak było w nocy.

Maciej Sieńczyk / fot. Łukasz Rusznica

Ostatniego dnia Nowych Horyzontów Midnight Show II zastygł w bezruchu i otwarto jego wersję dzienną: prześwietloną stop-klatkę, w której nic już nie ulega zmianie i wiadomo, że dalszy ciąg już nie nastąpi. Nowohoryzontowy czas się zatrzymał. Pozostał tylko szkielet wydarzenia scenografia, z której ktoś upuścił krew. Powidok. Mleczna wykładzina poszarzała od śladów butów, od plam z piwa i wdeptanych papierosów. 

fałdy na ekranie

Prologiem do całego Midnight Show II” są Zaburzenia snu” Kamy Sokolnickiej – wykonany z czystej wełny, pofałdowany i przeskalowany czarny ekran. Właściwie nieruchomy, ale iluzja ruchu i rytm wpisane zostały w samą fakturę pracy: derridiańska fałda, której nie da się wygładzić ani wyprostować zastyga tu w bezruchu, by zwrócić uwagę na wieloznaczność rzeczywistości i nierozstrzygalność sensu. Fałda to problem, pytanie, nieścisłość i odchylenie. Niepewność nocy. 

Kama Sokolnicka / fot. Łukasz Rusznica

Zaburzenia snuumieszczone zostały naprzeciw wejścia do galerii tuż obok tajemniczej hałdy gruzu i przypominającego dizajnerski szezlong Nagrobka Jakuba Stępnia aka Hakobo i grupy Kontrastowo (pary nagrobkowych architektów wprowadzających progresywny minimal na polskie cmentarze). Obramowane dwoma wyrastającymi ze ścian pilastrami aż proszą się o kurtynę... Ale kurtyny nie będzie. Już była – gruz to pozostałość po ściance, która jeszcze niedawno wypełniała przestrzeń między dwoma pilastrami. Po symbolicznej kurtynie. Pokruszony na kawałki gips spektakularnie podświetlono stroboskopem, by na sam koniec, w dziennej wersji wystawy, zamienić go w tonę czarnego węgla.

Snapchat

Nocne seanse Midnight Show II” z założenia były performatywnymi zdarzeniami jednokrotnego użytku. Trochę jak Snapchat, którego zawartość ulatnia się tuż po obejrzeniu. Galeryjno-perwersyjny Snapchat, testujący wytrzymałość widza, wzbudzający w nim poczucie niedosytu oraz głód tego, w czym się uczestniczy. No, trudno się mówi. Sorry. Zobaczysz raz i nigdy więcej nie będzie ci dane.

Jest na Midnight Show II” kilka projektów, które wychwytując efemeryczne zmiany zachodzące w przestrzeni wystawy, stały się automatycznie formą jej dokumentacji. Jest poszarzała wykładzina, rejestrująca kroki zwiedzających. Właściwie to powinna chyba mieć swój tytuł. A oprócz tytułu adnotację: koncepcja Roj, Szabłowski, wykonanie zbiorowe. Znakomicie oddaje przecież kuratorską ideę rejestrowania upływającego czasu i performatywność spotkania widza ze sztuką. Zresztą to jedyny obraz na tej wystawie od początku do końca i bezustannie modyfikowany. 

Mariusz Tarkawian / fot. Łukasz Rusznica

 

Jest świetny projekt Mariusza Tarkawiana Jeszcze bez tytułu”, na który składają się dwie serie rysunków z natury: esencjonalne, opatrzone cytatami lub parafrazami impresje na temat festiwalowych filmów i portrety widzów codziennie odwiedzających galerię. Tarkawian szkicuje swoje obrazki w przyspieszonym tempie: mocny kontur, aluzja i sporo białej przestrzeni na domysły ograniczone pocztówkowym formatem. Jego dokumentacja rozrasta się na ścianach BWA jak żywy organizm. Liczba klatek w tym ekspansywnym storyboardzie rozpisanym na papier i ołówek: 547. Liczba rozrysowanych filmów: 34.

Jest wreszcie projekt Łukasza Rusznicy, który powstawał w zamkniętej za dnia przestrzeni galerii. Kiedy nikt nie patrzył, artysta zapraszał wybranych widzów na sesje zdjęciowe w midnightowej scenografii, a efekt ujawnił ostatniego dnia, wieszając wokół wejścia do BWA cztery akty. Wszystkie zawisły na jedną tylko, ostatnią godzinę dziesięciodniowej wystawy i zniknęły. Flirtując z figurą nocnych fantazji, Rusznica paradoksalnie realizował swój projekt w dzień. Podobna zasada organizowała zresztą jego główną propozycję obecną na wystawie: projekt I w Arkadii ja, składający się z czterech przypominających karty tarota tablic, których awers stanowiły diagramy wpisujące festiwalowe daty w kolejne fazy Księżyca, podczas gdy rewers ujawniał wojerystycznie erogenne fotografie. Sorry, zobaczysz raz i nigdy więcej nie będzie ci dane.

Łukasz Rusznica

noce i dni

Midnight Show II rozwibrowane jest między tym, co nocne i dzienne, czarne i białe, między światłem i cieniem, prześwietleniem i blackoutem. Tak, wystawa ma swoją ciemną stronę: Café Cioran. Cioran to instalacja Michała Frydrycha, składająca się z egzystencjalnej speluny, czarnego barmana Mikołaja Woubisheta, alkoholu, unieruchomionych betonem fikusów, kryształowych popielniczek i obrzydliwego kubiku z wałków plasteliny, które lepią się nie tylko do siebie, ale i do rąk klientów Ciorana. Są tu symulowane odciski po brudnych kuflach wykonane z żywicy i blaty wyłożone papierem ściernym. Są książki Camusa, Kafki i Kerouaca, których marginesy przycięto zbyt zachłannym ruchem, pozbawiając je również części treści niech pasują do mebli. Nazwiska cięte na wymiar. Generalnie: wielka smuta & summertime sadness. Stąd drinki pt. „Gorzkie łzy”, „Przemiana wina w wodę” (tak, w tym przypadku należało się zasugerować nazwą, ale mało kto się sugerował), „W połowie puste” czy „Żółć”. Płatności dokonywać można było tylko w powidokach – specjalnie na tę okazję wybitych monetach, które na bramce udostępniał szemrany selekcjoner. Orzeł czy reszka? Jak zgadniesz – przegrywasz, nie zgadniesz – wygrywasz. Super.

Gdyby było w Cioranie więcej miejsca, na pewno wszyscy siedzieliby w ciemnym kącie z nogą na nogę, paląc tanie fajki. I nikt by się nie uśmiechał. W ogóle. Café Cioran to czarny hymn do bezproduktywności. Mroczny kaprys nicnierobienia i bycia bez sensu, ot tak i po prostu. Teraz osiągnął apogeum swej bezcelowości – nie ma już powidoków, nie ma alkoholu, nikt już tu nie przesiaduje. Nikogo nie trzeba wyrzucać przed zamknięciem.

Michał Frydrych /fot. Łukasz Rusznica

Na północnej ścianie Dizajnu piętrzą się czarne obrazy olejne Michała Szuszkiewicza: lecą jak ćmy do światła, codziennie zmieniając swoje położenie wobec długiej linii jarzeniówek wbitej w róg galerii. Zresztą, żeby zobaczyć Pająka, Portret przodka czy Czarną chatę trzeba uchwycić odpowiedni kąt padania promieni światła na płaszczyznę płótna. Okiem wymacać jego fakturę. Ale Szuszkiewicz sięgając po poetykę noktowizyjną, bawi się z widzem w chowanego, a świetlista czerń jego prac wzbrania się przed łatwym odbiorem i zwodzi. Ich topograficznym rewersem jest z kolei Kaprys południowej ściany Olafa Brzeskiego, będący kontynuacją pracy, którą artysta przygotował na pierwszą edycję Midnight Show”: rok temu ze ściany BWA wyrastały reliefowe, wygięte w sardonicznym uśmiechu usta, wokół których snuł się ciemny osad. Wtedy jeszcze praca nosiła tytuł „Wdech”– od tamtej pory wkomponowana w ścianę galerii rzeźba funkcjonowała niezależnie przy okazji każdej innej wystawy. W tym roku wybielona zlała się niemal zupełnie ze ścianą, by zasymulować własne zniknięcie. Ale na tabliczce z opisem pracy nie ma daty końcowej. Być może „Kaprys południowej ściany” zostanie tutaj na zawsze. Najwyżej biel wyblaknie, a usta trochę posinieją.

 


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.