Patyk robi to, co chce
fot. Bartosz Górka

Patyk robi to, co chce

Anka Herbut

Spektakl Ziółek i Holzinger działa w trybie asocjacji i zapożyczeń. Korzysta z ruchowych pomostów, przerzucanych od jednej myśli do kolejnej i składających się na alogiczny trip performatywny

Jeszcze 2 minuty czytania

To nie są zwykłe patyki. Patyk Florentiny Holzinger pochodzi z Afryki i przybył do Warszawy przez Amsterdam. Patyk Marty Ziółek przyjechał z Holandii i dwa lata temu uległ poważnemu wypadkowi (został niechcący złamany). Dwie dziewczyny i dwa patyki – taka jest geneza spektaklu „STICK”, w którym za pomocą tytułowego kijka performerki eksplorują łączące je relacje, wpisując je w gęsty kontekst obowiązujących dyskursów kulturowych. Patyk staje się tu narzędziem władzy rządzącym ekonomią spojrzenia, detonatorem seksualnej energii oraz protezą dla ciała i ogniwem łączącym je z przestrzenią. Powierzchnią, na którą projektować można coraz to nowe sensy, narzędziem transformacji i manipulacji. 

the stick is real

„STICK” ma otwartą formułę i bezustannie się zmienia – czerpie z prywatnych biografii performerek, sampluje dyskursy, stwarza się w interakcjach z publicznością, flirtuje. Patyk gwarantuje wolność – patykowi wolno wszystko. Patyk jest trampoliną, z której odbić się można we wszystkich wskazanych przez niego kierunkach. Jest stymulatorem, fetyszem i protezą. Patyk to narzędzie zmiany, broń i sex-zabawka. Transformator. Patyk to kryminalista. Patyk robi to, co chce. 

Ziółek i Holzinger zaczęły pracować nad „STICK-iem” ponad dwa lata temu w School for New Dance Development (SNDO) w Amsterdamie, a po raz pierwszy pokazały go podczas New Dance Alliance Performance Mix w Nowym Jorku jeszcze w tym samym roku. To wtedy „STICK” zafunkcjonował w lekko zmienionej wersji: Ziółek nie dostała wizy do Stanów, więc Holzinger wystąpiła w spektaklu jako Ziółek. Ziółek tymczasem łączyła się z nią z Warszawy przez Skype'a, przedstawiając się jako Holzinger i twierdząc, że woli siedzieć w nowojorskim pokoju hotelowym niż na scenie. Taki był początek zabawy rolami, która stała się podstawowym materiałem spektaklu, pokazanego niedawno w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie w ramach programu Performance Day. 

pussy choreography

Cały show zaczyna się od wykrzykiwanych z offu strzępów scenariusza „Paradise Now!” The Living Theatre: To be free is to be free from lying! Trust is a revolutionary change! Inhibition and exhibition! Za głośno, z karykaturalną emfazą i kontrolowanym przegięciem: to manifest, który ukierunkuje odbiór całego spektaklu. I wiadomo, że „STICK” będzie o prawdzie performerskiego gestu i jego fingowaniu, o zaufaniu w kreacji zbiorowej, o blokadach i o aktorskiej maskaradzie. Wiadomo już o czym – nie wiadomo tylko jeszcze jak.

Florentina Holzinger & Marta Ziółek, „STICK”. Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski,
Warszawa, 28 sierpnia 2014

Scena jest niemal zupełnie pusta: na podłodze balet-mata, po prawej stolik, a na nim laptop i mała lampka. To wszystko. Stanowisko dowodzenia – spersonalizowany, przenośny sampler danych. Nawet pozornie zwykła komenda „muzyka!” brzmi tutaj jak cytat z „Full Metal Jacket” albo tajny bootleg Beli Lugosi. Nienaturalnie. Nieeenaaaaatuuuuuuralnieeeeeee. Nieeenatuuuuuralnie. Performerki wchodzą na scenę i zaczynają swój odjazd: z jednej strony ich choreografia przypomina rozerotyzowane chórki z Viva Zwei i piękne wojowniczki Sailor Moon, z drugiej zaś niedbałą stylówę Tarantino. Ziółek i Holzinger mają na sobie dresy, buty na obcasie, peruki i grube pasy ze złotymi literami. Supermocny makijaż. Do pewnego stopnia obydwie wcielają specyficzny słodko-mdły model kobiecości z drapieżnym żywiołem w rezerwie. Do pewnego stopnia, bo co chwilę wykręcają ten model w jakimś niespodziewanym kierunku: za mocno, zbyt krzywo, niezgrabnie. Uszminkowane na różowo usta odsłaniają brak przedniego zęba, a wygięte w kuszącej pozycji ciało zwija się jakoś nie tak jak powinno – by nie musieć się podobać. Ziółek i Holzinger są tu jakoś przetrącone. Jakoś z siniakami. Gdyby tak się nie ruszały, byłoby lepiej i ładniej. W ogóle by się nie pociły, a makijaż by nie spływał. Ale się ruszają i się pocą. I niewiele je chyba obchodzi, czy jeszcze jest ładnie, czy już nie. Ich seksualne pozy zastygają i po chwili topnieją. „STICK” – najmniej wdzięczący się duet świata. Kwaśne wróżki z kijkami zamiast różdżek. 

Dom & sub

Dramaturgiczną oś spektaklu stanowi dwukrotny gest podpisywania (patykiem zresztą) sadomasochistycznego kontraktu między performerkami (wzorowanego skądinąd na „Pięćdziesięciu twarzach Greya”), między dominującą „Dom” i uległą „sub”. W pierwszej części spektaklu Marta wydaje rozkazy Florentinie, w drugiej – odwrotnie. Zainaugurowana w ten sposób niesymetryczna relacja władzy rozlewa się w „STICK-u” na wielu poziomach: od BDSM, przez relację choreograf-tancerz i szeroko rozumiane zależności społeczne i emocjonalne, aż po kłopotliwą relację między sceną i widownią, którą – zwłaszcza w formie zaplanowanej interakcji – polska widownia niespecjalnie poważa. W jednej z sekwencji dziewczyny wchodzą między publiczność i wybierają sobie osobę, która ma towarzyszyć Florentinie na scenie: fajnie by było, gdyby to była dziewczyna, ale nie jest. Chłopak siada na ustawionym pośrodku sceny krześle, a Flo tańczy dla niego erotyczny taniec, który eskaluje długim, namiętnym pocałunkiem. Trochę za długim, bo Dom musi im przerwać. Tego nie było w scenariuszu. Flo nadszarpnęła rytm spektaklu. Rytm nadszarpywany jest zresztą w „STICK-u” wielokrotnie i z pełną premedytacją. Tak się dzieje, kiedy sub nie spełnia oczekiwań Dom, albo kiedy Dom posuwa się o krok za daleko. Kiedy Florentina każe Marcie szczekać, kiedy Marta przerywa histeryczny taniec Flo, w którym kątem oka wyhaczyć można skrawki tarantycznej ikonografii. Kiedy występy solowe dziewczyn tracą puls, kiedy jednoosobowe show zabiera całą uwagę. Dzieje się tak też w ostatniej sekwencji spektaklu, gdy okazuje się, że żadnego końca nie będzie. Dlaczego? Bo tak zdecydowały tancerki na pięć minut przed rozpoczęciem spektaklu. Ale dlaczego? No, nie wiem. Może dlatego, że powinno być jakieś zakończenie? I dlatego, że to be free is to be free from lying? 

postprodukcja

fot. Bartosz GórkaSpektakl Ziółek i Holzinger działa w trybie asocjacji i zapożyczeń. Korzysta z ruchowych pomostów przerzucanych od jednej myśli do kolejnej i składających się na alogiczny trip performatywny. Jakkolwiek jednak egzotyczny czy absurdalny wydawałby się temat pt. patyk, to patyki Ziółek i Holzinger oprócz sznytu pt. pop & trash mają w sobie mocny potencjał krytyczno-kulturowy. Potencjał, którego granice wyznaczają myśl postkolonialna oraz genderowa i choreograficzna rewizja. Sporo w tym spektaklu odniesień do instytucji sztuki, klasycznych już performansów i współczesnej myśli filozoficznej (a wciąż jest to spektakl o patyku!). Wszystkie te linki budują wspólną płaszczyznę niezbędną do rozumienia czy świadomego doświadczania tego spektaklu. W tej perspektywie „STICK” jest więc propozycją wymagającą od widza sporego bagażu kulturowego, który ułatwia nie tylko rozczytywanie kolejnych cytatów czy inspiracji, ale przede wszystkim łączących je zależności. Jest przecież Bruce Nauman i jego „Walking in an Exaggerated Manner Around the Perimeter of a Square”, jest Valie Export z kultowym „Action Pants: Genital Panic”, jest wreszcie kontrowersyjny „Blues” Deborah Hay, Pasolini i wolnościowa ikona amerykańskiego teatru z końca lat 60., „Paradise Now!” The Living Theatre... Jest też Coco Chanel, Luis Vuitton, Estée Lauder i Facebook oraz Twitter. Performerki świadomie konstruują „STICK” według idei appropriation art – wypożyczają struktury lub treści uznanych dzieł, które  znacząco wpłynęły na ich rozwój artystyczny lub osobowościowy, i je rozszczelniają, sprawdzając ich granice. Renegocjują tym samym wpisane w nie pierwotnie sensy, ujawniając ich historyczny charakter. Próbują zamieszkać w nich ze swoimi biografiami i doświadczeniami, testując, czy obowiązujące narracje historyczne są im jeszcze w jakiś sposób bliskie. Teksty, performanse czy neosoulowe kawałki traktują jak ubranie albo make-up – służą im do transformacji, dzięki której mogą sprawdzić, czy „to” jeszcze działa, czy już nie. Wszystko według reguły: nie pytaj o znaczenie, pytaj o użycie. 

make up is magic

W jednej ze scen Ziółek i Holzinger odwołują się do „Disabled Theatre” Jerôme'a Bela, w którym aktorzy szwajcarskiego teatru HORA przedstawiali się widowni, nazywając jednocześnie swoją niepełnosprawność – od tego momentu nie wiadomo było, czy to, co dzieje się na scenie, jest niezapośredniczone i funkcjonuje poza reprezentacją, czy też stanowi przykład dość newralgicznego rodzaju aktorstwa. W „STICK-u” Florentina Holzinger i Marta Ziółek definiują się poprzez serię pop-kawałków w rodzaju „Someone like you” Adele czy coveru „Stand by me” – trochę z przymrużeniem oka, trochę zbyt naiwnie i zbyt romantycznie. I też nie do końca wiadomo, na ile pogrywają sobie ze stereotypami kulturowymi, a na ile z samą tradycją performance art. Kiedy odwołują się do kultowego filmu „Paris is burning” i do performatywności płci Judith Butler, a ze sceny pada afirmacja make-up is magic, wiadomo już, że coraz bardziej nadszarpują formułę reprezentacji, że ten Ruch Autentyczny może już wcale nie być autentyczny. Pod koniec spektaklu kontrakt między Dom i sub zostaje podarty na kawałki. Patyk robi to, co chce.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.