Terytoria ciał
fot. Łukasz Rusznica

9 minut czytania

/ Obyczaje

Terytoria ciał

Anka Herbut

Nie od dziś granice są bardziej przepustowe dla bogatych i uprzywilejowanych. Nie od dziś nierówna dystrybucja praw do przemieszczania się wspiera się na rasowych i religijnych nierównościach

Jeszcze 2 minuty czytania

Kiedyś było tak. Średniowieczni chrześcijanie robili mapy w taki sposób, żeby zgadzały się z tym, co mówi Pismo Święte. W centrum świata było Jeruzalem, a wschód był u góry, bo wierzono, że raj jest na wschodzie. Kiedy w XVI wieku wynaleziono kompas i mapy odwrócono, w centrum znalazła się Europa. Obszar, z którego pochodziła większość kartografów, nagle zmienił swoje położenie w układzie współrzędnych i nabrał znaczenia – nie tylko na mapie, ale i na terytorium. Reprezentacja wciąż jednak nie do końca odpowiadała rzeczywistości. Pojawiające się stopniowo granice państw dzieliły świat na kawałki, a każdy z nich zamieniał się w osobne kulturowo-polityczne ciało. Mimo że po obydwu stronach granicy świat wyglądał często tak samo, rozcięcia i szwy – tak w realu, jak i na mapie – były nie tylko widocznym sygnałem podziału, ale determinowały też ruch lub bezruch ciał. Z jednej strony funkcjonowały jako przestrzenie kontaktu, z drugiej stały się narzędziem separacji czy wręcz obszarem konfrontacji.

Terytoria i mapy są w ciągłym ruchu, wciąż się zmieniają i aktualizują. Ciała przekraczają granice – granice przekraczają ciała. Ciała, które wydają się granice okupować, okazują się przez granice okupowane. Przepływ (lub brak przepływu) ciał między granicami państw i próby ich kontrolowania podlegają choreograficznym mechanizmom w najbardziej podstawowym, etymologicznym sensie: choreo odnosi się przecież do ruchu, a graphia oznacza zapis.

Mapa i terytorium

Nie da się jednoznacznie zdefiniować granicy w sposób, który obowiązywałby wszystkich, wszędzie i w każdym przypadku. Granica to trójwymiarowy kraniec państwa, fizycznie wpisany w krajobraz. Granica to płaska i uproszczona, dwuwymiarowa linia na mapie. Granica to przejście graniczne skondensowane do jednego punktu w terenie i pozwalające (lub nie) legalnie przedostać się z jednego kraju do drugiego. Granica funkcjonuje jako symbol integralności państwa i jego stabilności albo rozchwiania. Może być ciągła albo porowata. Granica to maszyneria do utrzymywania terytorium albo jego poszerzania. Granica to konstrukt historyczny. Jej pojawienie się sprawiło, że część ciał zaczęto klasyfikować jako te, które mogą być mobilne, podczas gdy innym zakazywano przemieszczania się. Nie od dziś granice są bardziej przepuszczalne dla osób bogatych i uprzywilejowanych. Nie od dziś nierówna dystrybucja praw do przemieszczania się wspiera się na rasowych i religijnych nierównościach.

Zatrzymane między Polską i Białorusią osoby z Iraku, Afganistanu, Syrii i Kurdystanu, niezależnie od tego, czy znajdują się po polskiej czy po białoruskiej stronie, tkwią w pasie ziemi niczyjej, która z jednej strony wymyka się obowiązującym prawom, z drugiej – nakłada na obecne tam ciała nowe normy, zakazy i nakazy. To strefa, za którą nikt nie chce wziąć odpowiedzialności. Wygląda to trochę tak, jakby żadna ziemia nie chciała ich do siebie przyjąć. Ale ziemia nie ma tu właściwie przecież nic do gadania. Ludzie mają.

Tkwią tam osoby wykreślone z układu współrzędnych – z kraju, z którego wyruszyły, z kraju, do którego dotarły, i z kraju, do którego próbują się przedostać. Zblokowane na terenie (teoretycznie) otwartym, który przypomina więzienie pod nadzorem, pozbawione są podstawowych praw i środków. Odebrano im prawo do opieki zdrowotnej, pozostawione zostały przez rządzących bez dostępu do jedzenia i picia, próbują przetrwać w ujemnych temperaturach w lesie. Traktowane są jako masa ciał pozbawionych indywidualnych biografii i tożsamości. Mówi się o „napływie”, „tłumie”, „masie” – nie o konkretnych jednostkach czy osobach, nie o pojedynczych ciałach. To mgliste ciało zbiorowe postrzegane jest jako broń, zagrożenie i niebezpieczeństwo i jako takie prezentowane jest w mediach państwowych. Tymczasem składa się ono z konkretnych, kruchych, wyczerpanych ciał, które są w niebezpieczeństwie. I to nie one zagrażają. To im wszystko zagraża.

Siłowe wtłoczenie ludzi w ograniczoną przestrzeń jest podstawowym narzędziem sprawowania kontroli nad ciałami. W książce „Beyond the Periphery of the Skin” badaczka i aktywistka Silvia Federici pisze, że ataki na migrantów, osoby doświadczające bezdomności czy prowadzące życie wędrowne związane są z tym, że mobilność jest dla władzy zagrożeniem – kreuje ruch myśli, wytwarza przestrzeń do dialogu, łączenia i rośnięcia w siłę, mobilizuje alianse i koalicje. Do dawnych instrumentów władzy – w rodzaju bata, łańcuchów czy innych narzędzi okaleczania – należałoby dziś dodać różne formy nadzoru, politykę wizową czy nawet paszportową, ośrodki detencyjne, a nawet restrykcje epidemiczne, utrudniające bądź uniemożliwiające nomadyczny tryb życia.

Ciało i dokument

Zanim paszport stał się technologią monitorowania ruchu ciał, rejestrowania charakterystycznych cech fizycznych i dyskryminowania pewnych typów cielesności czy tożsamości, określał po prostu status jego posiadacza. Szczegółowo pisze o tym kurdyjski autor mieszkający w Szwecji, Agri Ismaïl, w bardzo ciekawym tekście „The Experienced Physicality of Borders” („Doświadczanie fizyczności granic”), w którym zwraca uwagę, że cielesne markery pojawiły się prawdopodobnie po raz pierwszy w „The Book of Negroes” z 1783 roku. Jest to spis około 3000 członków zniewolonych społeczności, którzy w czasie amerykańskiej rewolucji uciekli do Nowej Szkocji, gdzie chcieli zacząć życie wolnych obywateli. Powstanie dokumentów było więc ściśle związane z podróżowaniem. Ciała posiadały paszporty – paszporty posiadały ciała. Dlatego granica to także biometryczno-rasowy mechanizm.

Ciała nie są sobie równe. Ich sytuację determinuje nie tylko ich pochodzenie i to, jakim siłom politycznym podlegają, ale też to, czy są silne, czy słabe, jaki mają próg bólu, czy są zdrowe, czy chore, jak reagują na próby naruszania ich granic, czy potrzebują pomocy medycznej lub innego rodzaju wsparcia. Czy mają rany. Czy są to rany fizyczne, emocjonalne czy społeczne? Osobiste czy zbiorowe? I które z nich są wciąż otwarte, a które się goją? Jedno jest pewne: rana jest zawsze doświadczeniem kolektywnym – nigdy nie przynależy do jednego ciała, wydarza się zawsze pomiędzy, migruje w czasie i przestrzeni. My będziemy te nasze wspólne rany wylizywać bardzo długo. Pokazuje nam to zresztą historia.

fot. Rafał Milachfot. Rafał Milach

W wydanym niedawno albumie fotograficznym „I Am Warning You” Rafał Milach (związany z Archiwum Protestów Publicznych) prezentuje zdjęcia wykonane w pobliżu trzech różnych granic państwowych, będących przestrzenią konfliktu i na różne sposoby, z różną skutecznością blokujących przepływ ciał. Te trzy granice przyjmują w publikacji formę ruchomych, surowo złożonych książeczek w broszurowym formacie – w jedną całość zbiera je kartonowa okładka-pudełko. Wygląda jak przesyłka.

Tekst jest częścią projektu „Ruchy segetalne”, realizowanego w ramach programu wspierania publikacji Art Stations Foundation by Grażyna Kulczyk 2021 z zakresu współczesnej choreografii. W swoim projekcie badawczym Anka Herbut kontynuuje risercz zainicjowany w „Ruchach oporu”, tym razem skupiając się na ludzko-roślinnych sojuszach i zależnościach w kontekście choreografii społecznych i protestów w przestrzeni publicznej. Cykl „Ruchy segetalne” ma w założeniu dać przestrzeń, głos i widzialność ciałom, bytom, praktykom ruchowym i społecznym aktywnościom, które bywają niepożądane, marginalizowane i postrzegane jako inwazyjne lub niebezpieczne.

Pierwsza fotografowana przez Milacha granica leży między Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem – to najdłuższa granica świata i to o niej w kultowej książce „Borderlands/La Frontera: The New Mestiza” („Pogranicza/Granica: Nowa Metyska”) Gloria Anzaldúa pisała, że jest jak otwarta rana. Ta rana materializuje się w postaci bardzo wysokiego płotu, który mimo spektakularnych rozmiarów pozostaje porowaty, a w jego okolicach tworzą się enklawy tymczasowych mieszkańców: obozowiska ludzi, nowe roślinno-polietylenowe byty powstałe z zatrzymanych na wysokich konstrukcjach śmieci i zapomniana, rozhulana przyroda, czasami szukająca sobie przestrzeni między betonowymi płytami. Są też wody Pacyfiku, których płot graniczny nie może już podzielić – wchodzi w nie i po chwili się w nich zatrzymuje.

Granicę serbsko-węgiersko-chorwacką wyznaczają z kolei elektryczne siatki, płoty i kolczaste druty, tworzące geometryczne kompozycje, przecinające łagodne różowo-fioletowe niebo albo wbijające się ostro w miękki las. Granica staje się tu bardzo cielesnym doświadczeniem. Te zdjęcia szczególnie mocno działają na moją wyobraźnię, bo wychwytują przerażający mechanizm przemocy władzy wobec ciała – ciała ludzkiego, ciała ziemi, ciała społecznego.

Trzecia granica to mur berliński, a właściwie to, co po nim zostało: fizyczne kawałki muru dostępne dziś do kupienia na eBayu i teren pomiędzy zewnętrzną i wewnętrzną ścianą, który wykształcił specyficzny ekosystem i już dawno przejęty został przez króliki i osoby szukające nisz poza systemem metropolii. Relikt, który może być pamiątką przeszłości, śladem po czymś, czego już nie ma. Materią, która raz wprawiona w ruch, rozpada się i kruszeje coraz bardziej. Obiektem, który kiedyś organizował dystrybucję ciał, a dzisiaj jest przez ciała rozbierany na kawałki i dystrybuowany.